niedziela, 27 kwietnia 2014

Twenty ninth



Obudziłam się z myślą, że w żadnym, ale to w żadnym wypadku nie powinnam była tego robić. Niemal czułam jak moja głowa zaczyna pulsować przejmującym bólem, w gardle zaczyna pojawiać się jedyna w swoim rodzaju suchość, a żołądek zaczyna żyć swoim własnym życiem. Kac gigant, nic dodać, nic ująć.
To jest chyba główny powód, dla którego tak bardzo później żałuje każdej imprezy suto zakrapianej alkoholem. Nie jestem jakaś beznadziejna w piciu w stylu osób, które wezmą 3 łyki piwa i w głowie pojawia się helikopter, ale niestety następnego dnia prawie zawsze jestem bez życia, usiłując wszelkimi sposobami doprowadzić się do porządku i stanu, w którym mogłabym się pokazać światu. Tym razem również nie mogło być inaczej.
Westchnęłam cicho poszukując w sobie chociaż grama energii, która zmusiłaby moje ciało do podniesienia się z wygodnego, bezpiecznego i cieplutkiego łóżeczka i ogarnięcia się. Zdecydowanie mogłabym dzisiaj spędzić w nim cały dzień i ani trochę by mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, zrobiłabym to bez mrugnięcia okiem i bez nawet słówka sprzeciwu. Zapewne właśnie tak by się stało, że przykryłabym się szczelnie kołdrą i udawała, że ten dzień został wykreślony z kalendarza, gdyby łóżko lekko się nie ugięło i zaskrzypiało, a ktoś leżący obok mnie nie przewrócił się na drugi bok. Dosłownie z prędkością światła i dźwięku razem wziętych moje oczy otworzyły się na całą szerokość.
Ze strachem spojrzałam najpierw pod kołdrę. Z ulgą przyjęłam fakt, że jestem ubrana, chociaż niewątpliwie to nie była moja koszulka. Zbyt długa, z jakimś kolorowym nadrukiem i bliżej nieokreślonym napisem w języku bodajże angielskim. Zresztą, czyjakolwiek by ona nie była, jakkolwiek by nie wyglądała i nawet jeśli napis pochodziłby z alfabetu Morse'a, dzięki Bogu, że miałam ją ubraną. Dopiero potem zdecydowałam się spojrzeć w bok. I, oczywiście, o mało co nie dostałam zawału.
-BATCHELOR! - wydarłam się chyba najgłośniej jak tylko się dało. Chłopak najwyraźniej się przestraszył, bo momentalnie zerwał się z łóżka, co zakończyło się tym, że zaplątał się w prześcieradło i runął na podłogę z hukiem, głośno przy tym jęcząc. Przyciągnęłam do siebie maksymalnie kołdrę, siadając na samym brzegu, jak najdalej od niego. - Co ty do chuja ciężkiego robisz w moim łóżku?!
-Pozwól sobie zauważyć, skarbie, że to nie jest twoje łóżko. - mruknął tylko, wstając z podłogi i od razu kładąc się jakby nigdy nic z powrotem.
-Chyba sobie żartujesz! Wstawaj! - szarpnęłam go za ramię, ale jeśli spodziewałam się jakiejś ożywionej reakcji, to nie mogłam liczyć na zbyt wiele. - Co my tutaj robimy? Gdzie ja w ogóle jestem?! - rozejrzałam się nerwowo po pokoju. Śnieżnobiałe ściany, kilka szafek, jakiś stolik, telewizor, jakieś krzesła. No i łóżko. A raczej dwa łóżka. Te, które zajmowaliśmy my, oraz drugie, na którym również ktoś niewątpliwie spał sądząc po tym jak bardzo pognieciona jest pościel. Na wprost nas były jakieś drzwi, zza których dobiegał przytłumiony hałas.
-Lena daj żyć. Jest Bóg wie która godzina, boli mnie głowa, a na dodatek mam dzisiaj mecz. Nie męcz mnie. - jęknął w poduszkę.
-Batch, nie drażnij mnie! - nadal nie spuszczałam z tonu. To najwyraźniej musiało zaalarmować osobę znajdującą się za drzwiami bo te dosłownie kilka sekund później się otworzyły i stanął w nich w pełni ubrany i ogarnięty Tai Woffinden.
-Dzień dobry słońce! - posłał mi promienny uśmiech. - Wyspałaś się?
-Boże Tai powiedz, że nie zrobiliśmy nic głupiego. - z mojej twarzy łatwo dało się wyczytać przerażenie. Dlaczego ja nie pamiętam nic z poprzedniego wieczora?
-To zależy co określa twoja definicja 'głupoty'. - rozsiadł się wygodnie na krześle, sprawdzając na wyświetlaczu swojego telefonu, który leżał na stoliku przy krześle, godzinę.
-Założę się, że budzenie ludzi w środku nocy się do niej nie zalicza. - mruknął nadal leżący na brzuchu z twarzą w poduszce Troy. Woffie parsknął śmiechem.
-Możecie chociaż przez chwilę być poważni?! - burknęłam czując, że wszystko zaczyna się we mnie gotować. - Co ja tutaj robię? Co to jest w ogóle za miejsce? Jak się tutaj znaleźliśmy? I gdzie do cholery jest Karolina?! - miałam jeszcze bardzo dużo pytań, w sumie nawet dobrze nie zdążyłam się z nimi rozkręcić, ale nie dane było mi ich wszystkich zadać.
-Powooooli. Zwolnij tempo. - Tai starał się zachować powagę. Wystawił przed siebie ręce, chcąc mnie uspokoić.
-I z łaski swojej pół tonu ciszej. Z góry dziękuję. - dorzucił Batch. Rzuciłam mu pełne poirytowania spojrzenie, ale nawet nie zwrócił na to uwagi. Pff. Przeniosłam swój wzrok na Woffindena oczekując wyjaśnień.
-Po pierwsze jesteśmy w hotelu. W moim pokoju, jeśli mam być dokładny. - zaczął. - Wczoraj na imprezie ładnie zabalowaliście, na dodatek zgubiłem gdzieś w tłumie twoją kuzynkę. Byłaś nieźle narąbana, a ja nie wiedziałem gdzie ona mieszka, więc zabrałem cię tutaj. - powoli wszystko zaczynało się robić odrobinę jaśniejsze. Przynajmniej wiem już skąd mam taką lukę w pamięci. Pieprzony alkohol. Gdyby Darcy to widział.... Na samą myśl o Australijczyku przełknęłam głośno ślinę...
-A dlaczego mam na sobie czyjąś koszulkę? - zadałam kolejne nurtujące mnie pytanie.
-To koszulka Troya. - odpowiedział mi. Australijczyk słysząc swoje imię podniósł lekko głowę, patrząc na mnie niemrawym wzrokiem.
-Do twarzy ci w niej. - stwierdził, po czym jego głowa znowu opadła ciężko na poduszkę. - Ałaa. - jęknął. Ja tymczasem znowu spojrzałam z niecierpliwością na Brytyjczyka.
-Jak wracaliśmy z tego klubu to oboje się uparliście, żeby kupić sobie piwo na drogę. Wzięliście jedno, bo jak to cudownie stwierdziliście: 'dzielenie się jest takie fajne'. - przewalił oczami. - Wszystko byłoby dobrze, gdyby ten dekiel cię tym piwem nie oblał. - wskazał palcem na Troya.
-Sierota. - burknęłam w stronę leżącego koło mnie chłopaka.
-Do usług. - mruknął.
-Wróciliśmy do hotelu, wy w mega szampańskich nastrojach więc zaproponowałem ci, żebyś się przebrała. Chciałem ci dać jakąś swoją koszulkę, ale wy się uparliście, że skoro to on cię oblał, to on musi odpokutować. Wywaliłaś z jego torby wszystkie rzeczy... - kiwnął ręką w kierunku podłogi obok stolika. Rzeczywiście, wszystko leżało gdzie popadnie, bez ładu i składu. - Wybrałaś sobie jakąś koszulkę, przebrałaś się no i padłaś jak ważka. A on razem z tobą.
-A nie mógł paść na podłodze? - jęknęłam. Naprawdę miałam nadzieję, że do niczego innego nie doszło poza tym co powiedział mi Tai. W głowie miałam kompletną pustkę i nie byłam w stanie określić, czy nie przegięłam z czymś więcej, poza ilością alkoholu wlanego w mój organizm.
-No wiesz, sama mu to zaproponowałaś. - chłopak wzruszył ramionami. - Zresztą po tym co widziałem w klubie raczej niczego innego bym się nie spodziewał. - dodał, a ja poczułam, jak moje serce przyspiesza. Właśnie tego się bałam.
-Co.. Co widziałeś w klubie? - zapytałam sama nie wiedząc czy chcę znać odpowiedź.
-Powiem tak. Bardzo dobrze wam się wspólnie bawiło. - miałam ochotę głośno jęknąć i walnąć się w łeb.
-I to wszystko? - niemal zaciskałam kciuki żeby to naprawdę było wszystko. Tai tylko westchnął głośno.
-Całowaliście się. - powiedział w końcu, a ja aż otworzyłam ze zdziwienia usta. Nawet Troy w końcu powrócił do życia, ponownie podnosząc głowę z miękkiej poduszki i teraz wpatrywał się w przyjaciela zapewne podobnym do mojego wzrokiem.
-Powiedz, że się przesłyszałem. - zamrugał parokrotnie oczami. Tai pokiwał przecząco głową. - Jestem martwy. - tym razem to ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem. - Darcy mnie własnoręcznie zabije.
Po raz kolejny coś nieprzyjemnego przewaliło mi się w żołądku. Przecież jak on się o tym dowie... Jak ja mogłam być aż tak głupia? Głupia, głupia, głupia!
-Dlaczego ma cię zabić? - Woffie wzruszył ramionami. - Lena jest wolna, może robić co chce. - widząc mój wzrok szybko dodał: - No nie patrz tak na mnie. Taka jest prawda. To co robisz, albo czego nie robisz ze swoim życiem nie jest już zależne od Warda. Postanowiłaś spróbować żyć bez niego więc nie bluzgaj teraz na samą siebie. - on naprawdę zna się na rzeczy skoro doskonale odgadł stan, w jakim się obecnie znajduje. - A ty nie jęcz. Nic się przecież takiego strasznego nie stało. Bynajmniej mam taką nadzieję.
-Co przez to myślisz?
-W skrócie mówiąc tańczyliście razem do jakiejś piosenki. Zresztą, większość imprezy spędziliście tańcząc razem. Większość ludzi łatwo odgadła kim jest Troy, ale potem ze dwie dziewczyny, najwyraźniej uzależnione od internetu i portali społecznościowych, skapnęły się kim jesteś ty. No i zrobiło się mniej ciekawie. Udało mi się was stamtąd wyciągnąć, zanim narobili wam jakiś milion zdjęć. Możecie mnie za to wielbić po wsze czasy i nazwać wasze pierwsze dziecko moim imieniem. - palnął. Mimowolnie parsknęłam śmiechem, a Troy zaraz za mną.
-Kurde, w sumie powinnam walnąć cię teraz w łeb za tę akcję, ale tego nie zrobię. - zwróciłam się do Batchelora. - Bo muszę przyznać, że nawet dobrze się musiałam bawić skoro zgodziłam się tutaj z wami wrócić.
-Mówiłem ci mała, że jesteśmy zajebiści. - Troy uśmiechnął się najszerzej jak tylko mógł. - Od teraz pamiętaj, że trzeba słuchać tego co mówię. - dodał. Parsknęłam śmiechem, waląc go w żartach w ramię.
-Masz z garem. - skwitowałam. - Swoją drogą, która jest godzina? - ponownie zwróciłam się do Anglika widząc, że w pokoju na żadnej ze ścian nie ma zegara.
-Chwilę po jedenastej. - odpowiedział mi Tai.
-Cholera, czas się zbierać. - jęknął Australijczyk. - A mi tutaj tak dooooooobrze. - dodał płaczliwym głosem.
-Kurde, a ja miałam dać znać Adrianowi. - przypomniałam sobie i gdyby nie fakt, że głowa z bólu za moment mi odpadnie, to walnęłabym się porządnie dłonią w czoło. - Jak nic pewnie schodzi już powoli na zawał. - rozejrzałam się po pokoju usiłując zlokalizować swoją torebkę, w której zresztą znajdował się też telefon. Tai jak zwykle zorientował się o co mi chodzi.
-Nie rozglądaj się, twoją torebkę wzięła twoja kuzynka. Podobnie jak twoją kurtkę z szatni. - wyjaśnił. - Dzwoniłem na twój telefon jak już usnęliście, ona odebrała i powiedziałem jej gdzie jesteś żeby się nie martwiła. - w tym momencie się zaśmiał. Spojrzeliśmy na niego z uniesionymi brwiami. - Przypomniało mi się, jak przez kilka minut musiałem jej tłumaczyć, że sobie z niej nie żartuję i ja to na prawdę jestem ja. - tym razem śmialiśmy się już wszyscy. - A co do Adriana, to rzeczywiście usiłował się z tobą skontaktować, bo Karolina mówiła, że telefon masz zawalony wiadomościami od niego.
-Jak nic będzie ochrzan, że nie dawałam znaku życia. - westchnęłam głośno. I tak cud, że nie zjawił się w trzy sekundy w Gnieźnie i nie urządził rewolucji, w której pierwszą ofiarą byłabym oczywiście ja. To jest Adrian, po nim się można spodziewać absolutnie wszystkiego.
-Ten to ma wczyty, bez kitu. - Woffie przewalił oczami, najwyraźniej będąc takiego samego zdania co ja, jeśli chodzi o Miedziaka. - Gdyby tylko mógł to przymocowałby ci do nogi GPSa żeby mógł wiedzieć gdzie jesteś, co robisz i z kim. Jesteś pewna, że on nie jest twoją matką? - całą trójką zaczęliśmy się śmiać jeszcze głośniej.
Muszę przyznać, że ten dzień zdecydowanie zaczął się od mocnego uderzenia.
I w żadnym wypadku nie mogę powiedzieć, że jest to złe uderzenie.
Oby tylko nie wynikły z tego jakieś większe problemy.
Oby, oby, oby!






*******
To się porobiło ;d
Albo może dopiero się porobi?
Kto to wie, kto to wie :D
x

PS: tak Działowa, to dla Ciebie :D
PS2: do końca zostało: 2 notki+epilog :)


https://twitter.com/nikax92

4 komentarze:

  1. Przeczytałam wczoraj ,ale kiedy mi sie przypomniało ,że nie skomentowałam ? jak szłam spac O.o Ogólnie to może najpierw tak . :OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO
    CO TO SIĘ TUTAJ WYDARZYŁO :O
    Jak się Dar dowie to chyba Bacza z uszy przyczepi do motoru i sie przejedzie kilka razy po MA Xd Albo ewentualnie strzeli mu w plape :D
    Tai ! Ten człowiek mnie rozwala :DNo normalnie sobie aż wyobrazam jak stał w tych drzwiach i oznajmiał wszystko po kolei kacowym szaleńcom :D
    No to tego , czekam na 30 ! w trybie NOW :D
    kisski ! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale że co?! ŻE CO?! ŻE COOOOOOOOO?! HAHAHAHAHAHHAHA! Ty chyba byłaś nieźle skacowana jak to pisałaś! Troy? Lepszy Troy, niż jakiś Władzio, albo inny Papcio :OOOOO No by było niezłe, chyba bym się turlała do domu, ale na tym cieplejszym kontynencie. W ogóle bohaterem dwóch rozdziałów jest bez wątpienia Tai we własnej osobie :)
    Ps. Nie podoba mi się, że to już się kończy :(
    Ps2. Dzięki za wspaniały ":OOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO" - taki rozdział <3
    kisski, foreverki <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Batchelor, spierdalaj jak najdalej stąd, bo jak Ward się o tym dowie to będzie dym. Chociaż w sumie, jakby nie patrzeć to jest 1:1. Ale to nie zmienia faktu, że Troy ma przesrane u Darcyego.
    Jak zaczęłam czytać o Adrianie to od razu przypomniała mi się ta ciota na dzisiejszym turnieju. hahaha :D na serio Miedziak, zmień motocykle :D
    "Przypomniało mi się, jak przez kilka minut musiałem jej tłumaczyć, że sobie z niej nie żartuję i ja to na prawdę jestem ja" haha najlepsze! <3 już widzę Taia, który dzwoni do Karoliny "Cześć tu Tai Woffinden, twoja kuzynka jest ze mną w hotelu" :D
    Ale jak to 2 notki + epilog? :( Liczę na happy end

    OdpowiedzUsuń
  4. WOWOWOWOOWOWOOWOWWOOWWOWO !!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń