piątek, 21 lutego 2014

Twenty first



-Podajcie mi chociaż jeden, jedniusieńki powód dla którego nie miałbym Ci teraz obić twarzy największym metalowym kluczem jakim dysponują moi mechanicy. - wysyczał Adrian, wpatrując się z furią w Darcy'ego, który to z kolei ze zbolałą miną wpatrywał się w czubki swoich butów.
To co przed chwilą usłyszał sprawiło, że naprawdę miał ochotę rozwalić pół stadionu. Jego biedna, mała, kochana Lena! Spodziewał się, że się pokłócili, w końcu u nich to norma, ale w życiu przez myśl nie przeszło mu coś takiego! On naprawdę miał czelność zdradzić jego małą siostrzyczkę?!
-Adrian, przecież wiesz, że to nie było celowe. - Chris najwyraźniej pełnił rolę adwokata swojego młodszego przyjaciela. Zresztą nie po raz pierwszy i zapewne nie ostatni.
-Skąd mam wiedzieć, że nie było?! - w myślach starał się uspokoić sam siebie. Już i tak kilkoro ludzi kręcących się w pobliżu zwróciło na nich uwagę. Ostatnie czego im teraz było trzeba to zwrócenie na siebie uwagi osób niepowołanych. W myślach już widział te wpisy na facebooku, albo nie daj Boże nagłówki artykułów w gazetach i na portalach sportowych. Jeszcze tego by im brakowało. Spokojnie, tylko oddychaj. Uspokajanie samego siebie średnio spełniało swoje zadanie. - Jedyne, co teraz wiem to to, że Lena siedzi z tym wszystkim sama i wypłakuje sobie oczy bo taki idiota, który teraz udaje wielkie załamanie, nie potrafił powstrzymać się od kurwa zdrady! - ze wszystkich sił próbował powstrzymać się od strzelenia mu w twarz. A miał na to cholernie wielką ochotę. Widok stojącego przed nim, sprawiającego wrażenie załamanego i sponiewieranego chłopaka ani trochę nie robił na nim wrażenia. Gdyby byli gdzieś w ustronnym miejscu, nieotoczeni tymi wszystkimi obcymi ludźmi, nic by nie powstrzymało jego pięści od zbadania twardości szczęki młodszego z Australijczyków.
-To wszystko jest nie tak... - Darcy w końcu się odezwał, jednak chyba sam do końca nie wiedział co powiedzieć, bo zamilkł.
-No a jak?! - Adrian splótł ręce na klatce piersiowej. - No, słucham! Powiedz mi jak to było!
-Ja nawet tego nie pamiętam. - zaczął, przecierając kciukiem i palcem wskazującym oczy. - Gdyby Tony tego nie powiedział to nawet bym nie wiedział, że coś takiego miało miejsce. To wszystko przez ten alkohol...
-To na chuj wy zawsze tyle pijecie?! - podniósł głos jeszcze bardziej. - Myślisz, że fakt, że schlałeś się jak pieprzony świeżak jakoś cię tłumaczy?!
-Hej, zejdź ze mnie okej. - Chris zmrużył oczy słysząc, że oskarżenie odnośnie alkoholu padło również pod jego adresem. - Nie jesteś moją matką żeby prawić mi kazania!
-Nie, nie jestem twoją matką i dzięki Bogu, ale jestem członkiem zespołu, który dzisiaj ma zajebiście wielką szansę na przegranie meczu, bo oboje wyglądacie jakbyście tankowali przez tydzień! - ze złości miał ochotę zacząć tupać nogami. Skumulowane w nim emocje wprost rozsadzały go od środka. - Jebie mnie to, co robicie ze swoim życiem. Poważnie. Na moje możecie imprezować ile tylko chcecie, chlać do upadłego i pieprzyć się z kim popadnie po kątach. Nie rusza mnie. Rusza mnie to, że teraz sprawa nie dotyczy tylko was, ale również Leny. - pokręcił z niedowierzaniem głową. - W pale mi się nie mieści, że naprawdę mogłeś zrobić coś takiego. - ponownie zwrócił się do Darcy'ego.
-Kurwa myślisz, że po mnie to spływa?! Że nie żałuje?! - Ward również stopniowo zmieniał swój opanowany jak dotąd głos w krzyk. Może jak wyładuje negatywne emocje to chociaż trochę lepiej się poczuje? Szczerze w to wątpił. - Żałuje! Nawet bardzo! I jedyne na czym mi teraz zależy to jak najszybsze spotkanie się z Leną i wyjaśnienie jej tego wszystkiego.
-Spotkasz się z nią po moim trupie. - wycedził. - Nie wiem co się ostatnio z tobą dzieje, ale chyba musisz przemyśleć pewne sprawy.
-O co ci tym razem chodzi? - zapytał, również splatając ręce na torsie w geście buntu.
-Już pomijam fakt, że zrobiłeś to co zrobiłeś, chociaż to było potworne. To wcale nie jest jedyny powód, dla którego Lena zapewne nie będzie chciała na ciebie w ogóle patrzeć, że o rozmowie z tobą nie będzie mogło być nawet mowy. Wiesz jak ciężkie dla niej były ostatnie miesiące? - zapytał, ale najwyraźniej wcale nie oczekiwał odpowiedzi, bo sekundę później kontynuował: - Przez te kilka miesięcy czuła się momentami totalnie beznadziejnie. I zgadnij czyja to była wina?
-Adrian, o czym ty gadasz? - do rozmowy wtrącił się Chris, mrużąc ze zdziwieniem oczy. Obaj Australijczycy wpatrywali się w Polaka z totalnym niezrozumieniem.
-Daj spokój. - prychnął machając w jego kierunku lekceważąco ręką. - Nie zdajesz sobie sprawy do czego ją doprowadzałeś, prawda? - swoje słowa nadal kierował do młodszego z Australijczyków. - Traktowałeś ją jak pierdolony worek treningowy, jak rzecz, na której można się wyżyć, walcząc ze swoją złością i frustracją. Nie pamiętasz już ile razy dzwoniłeś do niej kiedy coś ci nie szło i to na niej skupiały się głównie twoje negatywne emocje? Pamiętasz ile razy mówiłeś jej, że cię nie rozumie, że marnujesz z nią czas, że cię ogranicza, że nie wspiera? - ciągnął swoją wyliczankę nie zważając na coraz mniej szczęśliwą minę Warda. Ktoś w końcu musiał otworzyć oczy temu dzieciakowi. Padło na niego, co w sumie nie było aż takie złe, bo nosił się z tym zamiarem już od dłuższego czasu. - Skazałeś ją na zajebistą karuzelę, gdzie musiała przez cały czas uważać na to co mówi i robi, bo nie daj Boże trafiłaby na twój zły humor i znowu by oberwała. I kolejny raz i kolejny i znowu i znowu!
-Ale Lena... - nie dokończył, nie wiedząc jak powiedzieć to co chciał przekazać.
-Nie mówiła ci o tym nigdy? - trafnie odczytał jego myśli Adrian. - A wysłuchałbyś jej bez wściekłości? Dałbyś jej to spokojnie wyjaśnić z gwarancją, że nie wyjdziesz trzaskając drzwiami, obrażony jak pięcioletnie dziecko?
-Ja ją naprawdę kocham. - Darcy westchnął głośno, przestępując z nogi na nogę. - I wynagrodzę jej to wszystko tylko musi dać mi jeszcze jedną szansę. Ostatnią, której nie zmarnuję. Muszę się z nią spotkać, porozmawiać, wyjaśnić to wszystko. Przecież to jest jedno wielkie nieporozumienie!
-Nieporozumienie? - wydusił. - Tak to sobie tłumaczysz?
-W prawieniu kazań jesteś mistrzem. - Chris ani trochę nie sprawiał wrażenia opanowanego i ze spokojem przyjmującego wszystko co się do niego mówi. Rozmowa zdecydowanie wymknęła się spod kontroli i nie mógł biernie stać i słuchać, jak Adrian mówi wszystkie te rzeczy. - Nie zapominaj tylko, że nie jesteś Leny ojcem ani nikim w tym stylu i nie możesz decydować za nią. Łatwo jest zapomnieć, że mimo tych wszystkich chwil chyba była również szczęśliwa, prawda? Nie zachowuj się jak pieprzony znawca i prokurator w jednym i nie rzucaj wyrokami na prawo i lewo. Nawet jeśli nie chcesz w tej sprawie pomóc to po prostu się nie wtrącaj. Nie tylko tobie zależy na szczęściu Leny. Nie masz jej na wyłączność! Skąd wiesz czy jak go wysłucha to sprawa nie rozejdzie się po kościach?
-A wy co tu takie zebranie? - koło nich pojawił się uśmiechnięty od ucha do ucha Ryan przeszkadzając tym samym Miedziakowi, który już otwierał usta żeby odpowiedzieć na słowa Holdera. - Jakieś przedmeczowe dyskusje, o których ja nie zostałem poinformowany? - widząc, że nikt nie kwapi się z odpowiedzią i że atmosferę miedzy tą trójką można było chyba pokroić nożem dotarło do niego, że coś się stało. Uśmiech momentalnie zszedł z jego twarzy. - Co jest? - uniósł brew ku górze.
-Niech oni ci wytłumaczą. - Adrian kiwnął głową w stronę dwójki Australijczyków. - Nic tu po mnie. - dodał, ostatni raz mierząc ich wściekłym spojrzeniem, po czym ruszył z powrotem w kierunku swojego boksu.
Co za dzień!


*******************


Sam mecz również nie układał się zbyt dobrze. O ile dwa pierwsze biegi udało się zremisować, o tyle dalej było już tylko coraz gorzej. W toruńskim zespole jedynym, który nie zawiódł nadziei kibiców był Adrian. Sam zainteresowany był zresztą tak nabuzowany po rozmowie z Australijczykami, że gdzieś musiał tę skumulowaną w sobie energię wyładować i szczęśliwym trafem udawała się ta sztuka w biegach, w których jechał. Na sześć swoich startów aż cztery wygrał, raz był drugi i na sam koniec dojechał na metę jako ostatni, ale to raczej było wynikiem tego, że uszło z niego całe powietrze. Myślami był już raczej w Toruniu, a konkretniej w okolicach Torunia, przy Lenie, zastanawiając się w jaki sposób może jej najlepiej pomóc. Bo musi jej pomóc! Nie może zostawić jej z tym wszystkim samej! Gdyby był cholernie złośliwy w tym momencie mógłby jej powiedzieć "a nie mówiłem", ale te słowa zdecydowanie nie wydostaną się z jego ust. Lena potrzebowała jego wsparcia i je otrzyma.
Natomiast jeśli chodzi o samych sprawców zamieszania.
Chris przez cały mecz tylko snuł się mętnie po parkingu maszyn popijając jeden napój energetyczny za drugim, ani nie mogąc sobie znaleźć miejsca, ani nie pracując na podwyższonych obrotach. Kac gigant nadal nie ustępował przez co nie osiągał nawet zadowalających, przeciętnych wyników.
-Obudź się w końcu! - nawet słowa prezesa klubu na wiele się nie zdały. Czuł się jak wyprany, a następnie wywirowany co skutkowało tym, że po dwóch przywiezionych zerach zakończył swoją pracę na dzisiaj z dorobkiem zerowym w dwóch biegach. Nikt, łącznie z nim samym, nie pamiętał żeby Australijczyk zanotował wcześniej tak katastrofalny wynik.
Darcy natomiast to już była zupełnie inna bajka. O ile swój pierwszy bieg udało mu się jeszcze jakoś objechać, dojechał nawet na drugim miejscu, o tyle dalej to już była katastrofa. Mieszał w przełożeniach, gubił się z ustawieniami i kompletnie nie potrafił się na niczym skupić. Gdyby się go ktoś zapytał jaki jest wynik meczu, albo gdzie w ogóle jeżdżą to zapewne by nie wiedział. Jedyne o czym myślał podczas całego tego spotkania to to, jak załatwić sprawę z Leną, jak namówić ją do tego, żeby przynajmniej z nim porozmawiała. Co jej powiedzieć, jak ją przeprosić, jakim sposobem to wszystko wyprostować. Nie spodziewał się, że dziewczyna szybko mu wybaczy, ale mimo wszystko nie tracił nadziei. Nie miał zamiaru się tak łatwo poddać! Będzie o nią walczył, bez względu na wszystko i wszystkich.
Skutek? Cztery kolejne zera na koncie i dorobek punktowy zamykający się na dwóch w aż pięciu startach.
-Porozmawiamy o tym w Toruniu. - zawyrokował menedżer zespołu, Jacek Gajewski, patrząc na nich z niezbyt zadowoloną miną. - Nie tego się po was spodziewałem, panowie. Do pewnych spraw najwyraźniej nie dorośliście. - dodał jeszcze, po czym odszedł w poszukiwaniu pozostałych zawodników.
-Kolejne kazanie. - Chris przewalił oczami, ale nie słysząc żadnej reakcji ze strony Darcy'ego, wzruszył tylko ramionami i zajął się swoimi sprawami.
Po wzięciu szybkiego prysznica, przebraniu się, spakowaniu swoich rzeczy i sprzętu mogli się w końcu udać do swoich busów. To właśnie tam, koło transportu Chrisa czekał na nich Adrian gotowy do odjazdu.
-Daj mi rzeczy Leny. - w jego głosie nadal nie można było doszukać się nawet grama spokoju. Nadal był na nich wściekły i nie miał zamiaru tego ukrywać.
-Sam mam zamiar je jej oddać. - odpowiedział mu Darcy.
-Nie obchodzą mnie twoje zamiary, ani cokolwiek innego w tym stylu. - przestąpił z nogi na nogę. - Daj mi te cholerne rzeczy i nie ciągnijmy dłużej tej rozmowy. - zwrócił się ponowie do Holdera.
-Słuchaj, mówiłem ci, że masz odpuścić prawda? - Chris splótł ręce na klatce piersiowej. - Zawieziemy rzeczy do Leny i niech sobie na spokojnie pogadają. Co ci szkodzi?
-Lena prosiła mnie żebym to JA wziął te rzeczy. Nie było mowy o tym żeby to zrobił któryś z was. - nadal nie ustępował. - Wy zrobicie najlepiej jak się trochę weźmiecie za siebie i przemyślicie pewne sprawy. - zmiażdżył ich wzrokiem.
-Nie matkuj. - burknął Holder, przewalając oczami.
-Za to co zaprezentowaliście dzisiaj mam wam może jeszcze pogratulować i podziękować? Że razem zdobyliście dwa punkty, a nie na przykład jeden? Że tak fantastyczne wsparliście klub w walce o zwycięstwo odjeżdżając mecz życia? Albo lepiej! Że nie wypiliście wczoraj aż tak dużo skoro nadal pamiętacie jak się nazywacie i byliście w stanie podpisać się w protokole przedmeczowym? - prychnął z irytacją. Spojrzał w głąb busa, gdzie z samego brzegu leżała czerwona torba podróżna Leny. Nie czekając nawet chwili szybko po nią sięgnął uprzedzając tym samym oboje Australijczyków. - I to by było na tyle. - rzucił, po czym kręcąc z politowaniem głową ruszył w kierunku swojego busa, zostawiając tę dwójkę w niezbyt pozytywnych humorach.
Zdecydowanie, co za beznadziejny dzień!



*******
I just can't believe the love, love, love is taking over meeeeeee! uuuuuuuuu!
Dobra, serio, piosenka trafna do odcinka w chuj xD
Co by tu napisać?
Że do sezonu jeszcze w cholerę długo, że znalazłam sobie nowy obiekt westchnień, że UMK ssie i że zdecydowanie potrzeba mi terapii wstrząsowej?
But, who cares? :D
Dedykacja?
A proszę bardzo! Dla Mon, bo prawdopodobnie deptałyśmy sobie po nogach tańcząc i śpiewając do Durch Den Monsun, a nawet o tym nie wiedziałyśmy! :D


I serio, Joel Peat, gdzieś Ty się podziewał przez pół mojego życia? O_O <3



xxxx!

https://twitter.com/nikax92

sobota, 8 lutego 2014

Twentieth



Leniwie otworzył jedno oko, następnie powtarzając tę samą czynność z drugim. Jęknął cicho czując jak w głowę wbijają mu się niewidzialne igły. Kac gigant, nic innego.
Wyprostował głowę, rozmasowując dłonią zdrętwiały kark. Zlokalizował, że nadal jest w busie, a spał z głową opartą na bluzie wciśniętej między fotel a szybę. Zupełnie nie pamiętał jakim cudem się tutaj znalazł, ani kto go wczoraj na tyle ogarnął, że wpakował do busa. Obok niego siedział Chris, który najwyraźniej był w podobnym stanie co on, bo ograniczył się tylko do nerwowego mrugania oczami i popijania co rusz napoju energetycznego.
Wszystko pewnie jest zasługą Leny, że nie obudził się teraz gdzieś pod stołem, ani w rowie. Uśmiechnął się sam do siebie, odwracając do tyłu z przekonaniem, że jego wzrok spocznie na jego kochanej brunetce. Ze zdziwienia niemal otworzył usta, kiedy zorientował się, że jej tam nie ma. Pospiesznie przeniósł wzrok na przód busa, gdzie dziewczyny również nie wypatrzył.
Co jest do cholery?
-Gdzie jest Lena? - zapytał, odchrząkając. Jego głos najwyraźniej potrzebował chwili żeby dojść do normy.
-Z tego co mi wiadomo pojechała wczoraj z Woffindenem. - odpowiedział mu Chris. - Nie wiem, nie pytaj o nic. - dodał, widząc zdziwiony wzrok Darcy'ego. - Dopiero się obudziłem i akurat miałem się o to zapytać. - oboje przenieśli spojrzenie na mechanika Holdera, który siedział tuż przed nimi.
-Ja też nic nie wiem. - wzruszył ramionami w odpowiedzi na niewypowiedziane wprost pytanie. - Tai napisał mi smsa, że Lena jedzie z nim, ale on sam nie wiedział o co chodzi. Mówił tylko, że coś na pewno musiało się stać, bo nie była zbyt pozytywnie nastawiona do życia. - spojrzał wymownie na Warda, który kompletnie nie wiedział o co mogło chodzić. Chyba nie o to, że tak się zaprawili na tej imprezie? Przecież nie robiła żadnych problemów z tego powodu, mało tego, obiecała że później ich ogarnie. O co więc w tym wszystkim chodzi.? Już miał zapytać o to starszego z Australijczyków, ale ten wzruszył tylko ramionami, upijając kolejny łyk napoju. Najwyraźniej on też nie był w stanie udzielić mu żadnej kreatywnej odpowiedzi.
-I to wszystko? - zwrócił się ponownie do mechanika.
-Jeśli chodzi o Lenę to tak. - wyciągnął z przenośnej lodówki puszkę kolejnego napoju energetycznego i podał ją Darcy'emu. - Ale Tony zaczepił mnie przed wyjściem z klubu i mówił, że jak się trochę ogarniecie to macie do niego zadzwonić więc może on wie coś więcej. - Tony był prywatnie jednym z ich dobrych kumpli, a oficjalnie pełnił funkcję jednego z organizatorów Grand Prix w Cardiff. Mimo swojego młodego wieku, bo zaledwie dwudziestu czterech lat zadziwiająco dobrze znał się na rzeczy, stąd jego pozycja.
-Nie trzeba było tak od razu? - Darcy skrzywił się nieznacznie, wyciągając z kieszeni swój telefon i szybko odszukując w kontaktach numer do Anglika. Całe szczęście odebrał już po dwóch sygnałach.
~Śpiące królewny już się ogarnęły? - zapytał ze śmiechem.
-No bardzo śmieszne. - burknął. - Słuchaj, podobno miałeś do nas jakąś sprawę. - od razu przeszedł do sedna.
~Chciałem się tylko dowiedzieć, czy po takiej ilości alkoholu jaką w siebie wlaliście jesteście w stanie normalnie funkcjonować. - i tylko o to mu chodziło?
-A nie wiesz przypadkiem co się stało z Leną? - przeszedł od razu do konkretów.
~Tą brunetką co z wami była? - Ward przytaknął mu tylko mruknięciem, nie chcąc przedłużać. - Pojechała z Woffiem.
-Tyle to i ja wiem. Ale nie wiesz dlaczego z nim pojechała?
~Może na początek zadam małe pytanie pomocnicze. - odchrząknął. - Kim ona w ogóle jest?
-Moją dziewczyną, ale co to ma do rzeczy? - jego cierpliwość powoli była na wykończeniu, tym bardziej, że Tony najwyraźniej chcąc go wkurzyć jeszcze bardziej zamilkł. - Jesteś tam?
~Ooo stary, to chyba masz w takim razie kłopoty... - odpowiedział niepewnie. Darcy'emu natomiast momentalnie zrobiło się gorąco, a ciśnienie znacznie wzrosło.
-O czym ty gadasz? - w głowie już układał sobie całą przemowę jaką walnie Lenie, że taka okazja do świętowania nie zdarza się codziennie i że mieli pełne prawo trochę zaszaleć. Żadnego innego powodu do kłopotów nie mógł sobie wyobrazić na obecną chwilę.
~Pewnie nic nie pamiętasz? - zapytał, ale słysząc wymowną ciszę, ponownie westchnął. - To że się zlałeś w trzy dupy i kontakt się z tobą urwał to jeszcze dałbyś radę wyprostować, ale faktu, że przelizałeś się z jakąś dziunią na środku parkietu to już niekoniecznie. - Darcy poczuł jak powietrze w jego płucach zamarza.
Że niby co takiego zrobił?!
-Co ty kurwa pierdolisz?! - to nie mogła być prawda. Nie mogła i koniec!
~To co właśnie powiedziałem. - ten spokój w głosie Tony'ego wkurwił go tylko jeszcze bardziej. - I mam wrażenie, że to jest główny powód tego, że Lena pojechała z Woffiem. - dodał.
-Ona to widziała? - miał ochotę głośno jęknąć i zacząć walić głową w szybę. Jak mógł być tak głupim i zrobić coś takiego? Miał wrażenie, że całe jego ciało zaczyna lekko drżeć, a wszelkie oznaki kaca czy czegokolwiek w tym stylu momentalnie z niego wyparowały.
~Widziała. - tym razem nie powstrzymywał się od jęknięcia. - Na dodatek coś ci powiedziała, ale nie mam pojęcia co. Stary, jesteś w zajebistych tarapatach...
-Kurwa. - zaklął. Wszyscy, poza kierowcą, wpatrywali się w niego z totalnym zdziwieniem. - Ja pierdolę.
~Życzę ci powodzenia przy pierwszym starciu, bo chyba będzie ci ono potrzebne. - kolejne westchnięcie. - Dobra, ja muszę kończyć. Trzymaj się i oby wszystko skończyło się pozytywnie. - dodał, po czym nie czekając na żadną rekację ze strony Australijczyka, rozłączył się. Zresztą, pewnie by się nawet tej reakcji nie doczekał, bo Darcy pustym wzrokiem wpatrywał się przed siebie, w dłoni ściskając swój telefon.
-Darky, co jest? - odezwał się Chris, tym samym sprowadzając go z powrotem na ziemię.
-Kurwa, co ja narobiłem? - zapytał, bardziej sam siebie niż któregoś z towarzyszących mu chłopaków, nerwowo przeczesując włosy. Tym razem chyba naprawdę przegiął, a najgorsze z tego wszystkiego było to, że nie miał zielonego pojęcia jak to odkręcić.
Jego telefon zapikał cicho informując, że za moment bateria ulegnie wyczerpaniu. Przeniósł wzrok na wyświetlacz, z którego patrzyła na niego uśmiechnięta brunetka.
Dopiero wtedy dotarło do niego, że jego położenie oscyluje w tym momencie gdzieś koło beznadziejności.



****************


-Ooo Lena. - przywitał się, przykładając telefon do ucha. - Dojeżdżacie już?
~Adrian... - usłyszał jej głos i od razu do niego dotarło, że coś się stało. - Mógłbyś odebrać od chłopaków moje rzeczy i po meczu mi je podrzucić?
-Lenuś, co się stało? - odszedł kilka kroków od członków swojego teamu.
~Proszę Adrian, nie pytaj mnie teraz o nic. - jej zbolały ton głosu był dla niego niczym przyjemnym. Lena była dla niego jak siostra, jak bratnia dusza, najlepsza przyjaciółka. Gdy jej się coś działo on też to odczuwał i na odwrót, gdy coś było nie tak z nim, ona przeżywała to równie mocno. - Porozmawiamy jak wrócisz do Torunia.
-Jesteś tego pewna?
~Niczego już nie jestem pewna. - pociągnęła nosem co dobitnie wskazywało na to, że płacze. - Ale zrobisz dla mnie to o co cię prosiłam?
-Oczywiście, że tak. - przytaknął. - Jesteś już w domu?
~Nie, pojechałam do babci. - kiedy powiedziała, że do 'babci' to od razu się domyślił, że chodzi o jego babcię. Lena nie posiadała już ani jednej babci, podobnie zresztą jak dziadka. Straciła ich już w bardzo młodym wieku. - I proszę cię, nie mów nikomu gdzie jestem, nawet moim rodzicom.
-Jak to? - uniósł ze zdziwienia lewą brew. Co się dzieje do cholery?
~To jest raczej mało prawdopodobne, ale gdyby się ciebie pytali to byłam z wami na meczu w Zielonej i pojechałam z powrotem do Anglii. Właśnie to im napisałam.
-Skoro prosisz to nie ma sprawy. - w myślach zastanawiał się co mogło ją doprowadzić do takiego stanu. Bo kto za tym stoi, to nie musiał nawet pytać. Tylko Darcy posiada zdolność takiego wpływania na jej psychikę. - Wytrzymasz te kilka godzin?
~Postaram się, ale później chyba naprawdę cię potrzebuje. - teraz już każdy byłby przekonany, że płacze. - Przepraszam, pewnie będziesz zmęczony po meczu więc zrozumiem jeśli... - nie dał jej dokończyć.
-Przyjadę prosto stąd. - zapewnił. - Trzymaj się siostrzyczko i nie płacz! Cokolwiek się stało na pewno jakoś sobie z tym poradzimy. - w odpowiedzi wybuchnęła jeszcze większym płaczem. A jemu żołądek przekręcił się kilka razy. Jego biedna mała! Co też się stało?
~Trzymam dzisiaj za ciebie kciuki. - powiedziała, łamiącym się głosem. - Powodzenia!
-Nie dziękuję. - chciał dodać coś jeszcze, ale po drugiej stronie dało się słyszeć tylko odgłos przerwanego połączenia. Akurat chował telefon z powrotem do kieszeni, kiedy na pobliskim parkingu tuż przy wejściu do parku maszyn zaparkował bus Chrisa Holdera, z którego z grobowymi minami wynurzyła się dwójka Australijczyków w towarzystwie mechaników tego starszego. Ekipa Darcy'ego zjawiła się już kilkanaście minut temu.
Nie czekając na nic od razu ruszył w ich stronę.
-Czy któryś z was może mi wytłumaczyć co się stało? - splótł ręce na wysokości klatki piersiowej. - Co to za akcja z Leną?
-Dzwoniła do ciebie? - z nagłym ożywieniem odezwał się Darcy. - Mówiła ci coś?
-Powiedziała tylko, że mam odebrać od was jej rzeczy. - entuzjazm momentalnie wyparował z młodszego z Australijczyków, który ponownie lekko się zgarbił i ze spuszczoną głową wpatrywał się w ziemię. - Ale to nie jest tak ważne, jak to, że dzwoniła totalnie zapłakana. - jego głos powoli rozbrzmiewał nutką złości. - Co jest grane?
-Zanim usłyszysz co się stało obiecaj, że nie rozpierdolisz ze złości połowy stadionu i że dasz sobie wszystko w spokoju wytłumaczyć. - do rozmowy wtrącił się milczący do tej pory Chris. Adrian posłał mu tylko jeszcze bardziej wkurzoną minę i ze zdenerwowaniem przestąpił z nogi na nogę. - Okej, czyli nie możemy liczyć na zbyt wiele. - westchnął, zwracając się do Darcy'ego. - Reszta chyba należy do ciebie. - poklepał go jakby na zachętę w ramię.
Adrian odchrząknął z zniecierpliwieniem oczekując jak najszybszej odpowiedzi.
Wystarczyło, że Ward podniósł na niego swój zbity, przygaszony i kompletnie wystraszony wzrok, a dotarło do niego, że to co za moment usłyszy ani trochę nie będzie należało do rzeczy, których mógłby się spodziewać.



******************
Do końca zostało uwaga: 11 rozdziałów + epilog :D
Dziękuję za uwagę, dobranoc :D
Znudzona, zaczytana, zapatrzona w Percy (Dercy! Nika, opanuj się -.-) Jacksona i z włączonym fangirlingiem na Logana Lermana Nika :D
Tak, nuda to nie jest mój sprzymierzeniec -.-

PS: dedykacja? Dla Rose! Bo wróciła w jednym kawałku z gór, jeeeej! *_*


https://twitter.com/nikax92 

niedziela, 2 lutego 2014

Eighteen & Nineteenth



W sobotnie przedpołudnie obudziłam się pierwsza. Darcy jeszcze słodko spał, przyciskając mnie swoimi rękoma do siebie. Moje łóżko pełniło tylko funkcję składowania naszych rzeczy, które dzięki temu nie walały się po całym pomieszczeniu. Ja tymczasem miałam swoją połowę zaklepaną na łóżku młodszego z Australijczyków.
Delikatnie wyplątałam się z jego uścisku. Chłopak tylko mruknął coś pod nosem, zmieniając pozycję leżenia. Spojrzałam na Chrisa, który w najlepsze spał z jedną ręką zwisającą bezwładnie z łóżka. Z torby wyciągnęłam ubrania na dzisiaj, po czym ruszyłam w kierunku łazienki.
Tam wykonałam bez zbędnego pośpiechu całą poranną toaletę, ubrałam się, ogarnęłam trochę roztrzepane maksymalnie włosy i dopiero wtedy mogłam stwierdzić, że jestem gotowa do rozpoczęcia kolejnego dnia.
Wróciłam z powrotem do pokoju, gdzie jak się okazało Darcy właśnie się przebudził.
-A co z ciebie taki ranny ptaszek? - zapytał.
-Ranny ptaszek. - prychnęłam. - Człowieku jest prawie dwunasta.
-No co ty dajesz? - otworzył szeroko oczy sięgając ze stolika stojącego koło łóżka swój telefon. - O ja rzeczywiście. - złapał w dłonie poduszkę, którą z całej siły rzucił w Holdera. - Pobudka! - krzyknął w jego kierunku.
-Ja pierdolę, czego się drzesz? - burknął rozespany Australijczyk.
-Dwunasta już, rusz dupę skoro masz w planach zawojować dzisiaj Anglię. - odpowiedział mu, samemu się przeciągając i powoli wstając z łóżka.
-Mrr, seksowne wdzianko. - uśmiechnęłam się w jego kierunku, bo Darcy miał na sobie tylko luźne bokserki.
-Wiem, chodzący seks. - odpowiedział mi tym samym.
-Załamujecie mnie już od rana do tego stopnia, że aż mi się spać odechciało. - jęknął Chris, który również w końcu postanowił podnieść swoje szanowne cztery litery.
-Kurcze, spałam w pokoju z takimi ciachami, fiu fiu. - palnęłam, bo Chris podobnie jak Darcy również spał bez koszulki.
-Nie zgłupiej tylko z tego powodu. - sam zainteresowany ziewnął porządnie, po czym od razu skierował się do łazienki.
-Zanim wy się ogarniecie to ja już skoczę na dół, bo z głodu zaraz padnę. - podeszłam do mojego chłopaka, który pochylał się właśnie nad swoją walizką szukając w niej czegoś zdatnego do ubrania. Pocałowałam go na dzień dobry, po czym wyszłam z pokoju.



******************


-Kurde, skubany szybki jest. - stwierdził Darcy. Właśnie staliśmy przy bandzie oddzielającej tor od parkingu maszyn na stadionie w Cardiff, podziwiając w akcji naszego Chrisa Holdera. Kilka minut temu rozpoczął się oficjalny, pierwszy trening przed jutrzejszymi zawodami więc zostałam na niego zaciągnięta niemal siłą. - Może w tych jego przechwałkach jednak coś jest?
-Myślisz, że ma szanse wygrać? - zapytałam, odsuwając się trochę od bandy, bo Chris z uporem maniaka upodobał sobie jeżdżenie po dużej i co rusz zasypywał nas może nie tyle samą szprycą, co już na pewno kłębami pyłu. - Robi to specjalnie, na bank! - oburzyłam się, na co Darcy parsknął śmiechem.
-Według mnie szanse ma jak najbardziej. - odpowiedział na moje pytanie. - Przecież wiesz jak był nabuzowany po zawodach w Toruniu, więc ani trochę bym się nie zdziwił jakby odbił sobie to tutaj. Chociaż kilku innych zawodników też jest nakręconych jak petarda ostatnimi czasy. Kit, jutro się dowiemy.
-I zapewne nie będziesz mi towarzyszył na trybunach?
-Raczej nie sądzę. - no tak, mogłam się tego spodziewać. - Ale może ty zostaniesz tutaj z nami?
-Nie, nie chcę się kręcić i przeszkadzać. - westchnęłam. - Poczekam gdzieś na was po zakończeniu, bo jeszcze zapomnicie mnie ze sobą zabrać. Z wami to nigdy nic nie wiadomo. - dodałam, ze śmiechem. Darcy tylko przewalił oczami, całując mnie przelotnie w czoło i powracając do patrzenia jak Chris właśnie pokonuje kolejne odcinki toru na jednym kole.
Co za dzieciak.


****************


Ze wzrokiem utkwionym w ekran mojego telefonu kierowałam się w stronę wyjścia z parkingu maszyn, a następnie ze stadionu. Musiałam dokładnie zrelacjonować Adrianowi przebieg mojego dzisiejszego dnia, więc zawzięcie stukałam w klawisze. W normalnych warunkach pewnie bym do niego zadzwoniła, albo to on zadzwoniłby do mnie, ale tak się składa, że mój kochany Adrian siedzi właśnie u rodziców, gdzie trafił na mini zjazd rodzinny.

'I to by było na tyle jeśli chodzi o spokojne zrelaksowanie się -.-'

No tak, miłośnikiem tego typu spotkań to on raczej nigdy nie był. Tym bardziej, że z tego co mi napisał jest jego ulubiona ciocia, która za każdym razem prezentuje mu z milion córek swoich przyjaciółek, które są wolne i które są jak najbardziej otwarte na znajomość z nim.
Pamiętam jak kiedyś oboje pojechaliśmy do jego rodziców, to było krótko po tym jak zaczęłam spotykać się z Darcy'm. Oczywiście ciocia od razu sobie ubzdurała, że ja to kandydatka na przyszłą narzeczoną Adriana i wypytała mnie dokładnie odnośnie moich planów względem jej siostrzeńca. Na nic się zdały tłumaczenia, że my jesteśmy tylko i wyłącznie parą najlepszych przyjaciół i nic poza tym. Zostałam ochrzczona mianem przyszłej pani Miedzińskiej, wcześniej oczywiście wysłuchując kilku uwag w stylu 'powinnaś więcej jeść, bo jakaś taka wychudzona jesteś'. Trochę się zdziwiły, kiedy mój telefon rozdzwonił się na całego informując, że dzwoni nie kto inny jak Darcy. Chcąc jakoś zaakcentować to, że jestem już zajęta i Adrian to naprawdę nie jest mój chłopak przywitałam Australijczyka przesłodkim wprost 'cześć kochanie!' wypowiedzianym po polsku.
Mina cioci bezcenna.
Zresztą śmiech Adriana i jego rodziców też był hitem.
Tak czy inaczej, Miedziak właśnie kombinował jak się ulotnić z domu rodzinnego i to jak najszybciej. Ze śmiechem odpisywałam mu, że niech się wykręci nagłym treningiem, kiedy zupełnie niespodziewanie na coś wpadłam, przez co omal nie zaliczyłam popisowej gleby. Zresztą, w normalnych warunkach pewnie bym tę glebę zaliczyła, gdyby nie czyjeś ręce które automatycznie mnie podtrzymały.
-Łoooł mała. - podniosłam swój wzrok, który od razu spoczął na wyszczerzonej w głupim uśmiechu twarzy Nickiego Pedersena. - Aż tak na mnie lecisz?
-Pomarzyć dobra rzecz. - burknęłam. - I zabieraj ode mnie te łapy. - dodałam, bo Duńczyk nadal trzymał swoje dłonie na moich biodrach.
-Ułaa, i po co ta agresja? - zapytał, ale posłusznie się odsunął. - Wypadałoby chociaż podziękować, skoro już nie masz zamiaru przeprosić mnie za to, że niemal mnie staranowałaś. - splótł ręce na torsie, najwyraźniej czegoś oczekując. Pff po moim trupie!
-Chyba sobie żartujesz. - prychnęłam. - Jesteś ostatnią osobą której bym za coś dziękowała, że o przepraszaniu w ogóle nie może być mowy. - dodałam.
A skąd taka moja reakcja? Otóż Nickiego Pedersena nie lubiłam chyba nigdy. Wkurzał mnie swoim zachowaniem, stylem i totalnym nie liczeniem się z nikim innym już nawet wtedy, kiedy oglądałam go tylko na ekranie telewizora. Kiedy poznałam go osobiście tylko potwierdził moje przypuszczenia, że jest absolutnym prymitywem. W zeszłym roku przechodził samego siebie w irytowaniu mnie na wszelkie możliwe sposoby. Te jego głupie odzywki, gesty i zachowanie sprawiało, że czasami miałam ochotę siłą zmazać mu ten kretyński uśmiech z twarzy. Pieprzony cwaniaczek!
-Ojj, skarbie, skąd w tobie negatywnych emocji? - idź już sobie! - Nie uważasz, że to jest trochę niewłaściwe?
-Jakiś problem? - dzięki Bogu do rozmowy wtrącił się Tai Woffinden, który chyba zmaterializował się tuż koło nas, bo powoli zaczynałam już zaciskać dłonie w pięści szykując się do strzelenia temu idiocie w twarz. Woffie stanął koło mnie, wpatrując się z wyczekiwaniem w Duńczyka.
-Nie, wszystko w jak najlepszym porządku. - wystawił przed siebie dłonie, jakby chciał pokazać, że to nie on jest winien. - Do zobaczenia, mam nadzieję niedługo, skarbie. - zwrócił się do mnie, po czym polazł gdzieś za swoim teamem.
-Pieprzony burak, słowo daję! - burknęłam.
-Czyli nadal nie założyłaś jego fanklubu? - zapytał brunet, parskając śmiechem. Tak, on dokładnie wiedział o mojej niechęci względem tej duńskiej przybłędy, zresztą chyba każdy kto mnie znał o tym wiedział. - Oj Lena, Lena, ty mały agresorze. - zarzucił rękę na moje ramiona. - A gdzie zgubiłaś chłopaków?
-Darcy poszedł jeszcze gdzieś z Holderem, ale mieli mnie zaraz dogonić. - i zupełnie jak na zawołanie koło nas zjawiła się dwójka Australijczyków.
-Woffie, wyginaj z tą ręką! - Ward na dzień dobry zmrużył oczy widząc, że Tai nadal mnie obejmuje.
-Grzeczniej proszę, bo gdyby nie ja to byłbyś świadkiem bójki, w której to twoja dziewczyna byłaby jednym z dwójki głównych aktorów. - widząc zdziwiony wzrok zarówno Darcy'ego jak i Chrisa, dodał: - Pedersen się kłania. - chłopacy pokiwali ze zrozumieniem głową, chwilę później parskając śmiechem.
-Oj Lena Lena. - Chris tylko pomachał głową zupełnie jakby rozmawiał z kilkuletnim dzieckiem, które coś zbroiło. Dzięki Bogu powstrzymali się od dalszych komentarzy i w spokoju mogliśmy opuścić stadion, kierując się ku naszemu hotelowi.




 Nineteenth


Sobotni wieczór zapowiadał się jak najbardziej dobrze. Na niebie nie było niemal żadnej chmurki, słońce chyląc się ku zachodowi oświetlało wszystko swoimi promieniami, przez co temperatura nadal utrzymywała się na przyjemnym poziomie. Stadion w Cardiff wypełnił się już niemal do ostatniego miejsca. Kibice poubierani w barwy narodowe zawodników, którym kibicują powoli rozkręcali się już z dopingiem. Do rozpoczęcia zawodów pozostało już mniej niż 5 minut, silniki motocykli pracowały już na wysokich obrotach a w powietrzu dało się już wyczuć ten przyjemny dreszczyk oczekiwania.
Wśród całej tej rzeszy kibiców byłam również ja. Zajęłam swoje miejsce na sektorze głównym, gdzie oprócz mnie siedziało kilka innych partnerek życiowych żużlowców. Widziałam żonę Grega Hancocka, narzeczoną Andreasa Jonssona, żonę Jasona Crumpa, dziewczynę Kennetha Bjerre i kilka innych. Ubrana w białą koszulkę z nadrukiem postrzępionej na krawędziach flagi Australii, zakupionej dla mnie specjalnie na tę okazję przez Chrisa odliczałam sekudy do pierwszego biegu.
Najpierw jednak była prezentacja zawodników. Cała szestnastka uczestników, plus dwóch rezerwowych ustawiła się już na trawiastym placu pośrodku toru. Każdy z nich trzymał w rękach swoją narodową flagę. Kibice owacyjnie przywitali każdego z zawodników, w szczególności zaś Taia Woffindena i Scotta Nicholsa, czyli przedstawicieli Wielkiej Brytanii. Zgodnie z moimi przewidywaniami kibice z Polski również dopisali i w momencie wyczytywania nazwisk Jarosława Hampela czy też Tomasza Golloba dali o sobie głośno znać.
Na pierwszy występ Chrisa w dniu dzisiejszym nie musiałam czekać ani trochę bowiem jechał już w pierwszy biegu, za przeciwników mając Runego Holtę, Tomasza Golloba i tego znienawidzonego przeze mnie Nickiego Pedersena. Mocno ściskałam kciuki co chyba nie było wcale potrzebne, bo Chripsy wystrzelił spod taśmy jak strzała i pewnie pokonał cztery okrążenia zmierzając po pierwszą trójkę w tych zawodach. Początek wymarzony i oby tak dalej!
Niestety zarówno Taiowi jak i Davey'owi nie poszło zbyt dobrze, bo oboje w swoich wyścigach dojechali na ostatnim miejscu. Zwłaszcza ten pierwszy wyraźnie nie mógł się z tym rezultatem pogodzić.
Druga seria startów dla tego ostatniego była już jednak zupełnie odmienna. W biegu 5 pewnie pokonał pozostałą trójkę, a więc Rune Holtę, Chrisa Harrisa i Scotta Nicholsa.
Emocji za to dostarczył widzom bieg 6, w którym to Holder zawzięcie walczył z reprezentantem Polski, mianowicie Jarkiem Hampelem o pierwszą pozycję. Niestety nie udała mu się ta sztuka i linię mety minął jako drugi.
Póki co zdobyte pięć punktów. Nie jest źle i oby tak dalej.


*********************


Kiedy tutaj jechałam, zresztą nawet jeszcze przed tym zdarzeniem, byłam przekonana, że wypad do Anglii będzie jednym z lepszych momentów w moim życiu. Nie spodziewałam się jednak, że będzie aż tak cudownie.
Siedziałam na swoim miejscu na stadionie wpatrując się z niedowierzaniem na tor, gdzie właśnie Chris Holder na jednym kole świętował swoje zwycięstwo, które odniósł niespełna minutę temu.
Tak, wywalczył sobie miejsce najpierw w półfinale, a następnie w finale, w którym to pokonał doskonale dzisiaj jeżdżących Jarosława Hampela, Jasona Crumpa i Hansa Andersena.
Na tor wybiegli członkowie jego ekipy, łącznie z Darcym. Kilka sekund później dorwali go i momentalnie zniknął w ich objęciach. A do mnie dopiero dotarło co się przed chwilą stało. Z szerokim uśmiechem przyłączyłam się do kibiców, skandujących imię Australijczyka.
Ten chłopak naprawdę jest genialny!


******************


Mogłam się spodziewać, że takie spektakularne, pierwsze w karierze zwycięstwo będzie niosło ze sobą konsekwencje. Z planowanego szybkiego wyjazdu do Polski oczywiście nic nie zostało, bo priorytetem w tym momencie było głośne, sugestywne świętowanie. Byłam świadkiem już wielu imprez w ich wykonaniu, ale to był naprawdę szalony wieczór. Alkohol lał się strumieniami i na nic się zdały moje drobne sugestie i przypomnienia, że czas najwyższy się zbierać skoro mają zamiar dotrzeć na czas do Polski. Tym bardziej, że mecz w lidze polskiej wcale nie ma się odbyć w Toruniu tylko na wrogim terenie, a mianowicie w Zielonej Górze, gdzie prym wiedzie miejscowy Falubaz.
Chłopacy szybko mnie zbyli machając rękoma, że jeszcze się do wyjazdu nie pali i wlewali w siebie jeszcze więcej alkoholu.
Nie kłóciłam się z nimi tylko dlatego, że przynajmniej mieli okazję do świętowania. Postanowiłam dać im jeszcze trochę czasu na szaleństwo i dopiero później jakoś ich ogarnąć, tym bardziej, że ta dwójka to nie jedyni żużlowcy, którzy postawili dzisiaj na dobrą zabawę. W zgromadzonym w pobliskim klubie tłumie co rusz migał mi Tai Woffinden, Davey Watt czy chociażby Hans Andersen.
Wyszłam na moment na zewnątrz chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza i dać odpocząć zmęczonym płucom, które musiały się zmagać z kłębami papierosowego dymu. Zegarek na wyświetlaczu mojej komórki wskazywał, że właśnie mija godzina 23. Z postanowieniem, że kiedy tylko minie północ zgarnę chłopaków do busa, schowałam telefon z powrotem do kieszeni, siadając na pobliskiej, wolnej ławce.
Obrzeża Cardiff tonęły w mroku, rozświetlonym jedynie przez pomarańczowe błyski ulicznych latarni. Gdybym miała więcej wolnego czasu jak nic ruszyłabym w plener, bo z tego co zdążyłam usłyszeć, było to naprawdę fajne miasto, warte zobaczenia. Niestety, albo może i stety każdą wolną sekundę poświęcałam chłopakom. Następnym razem nie dam im się tak załatwić.
Mimo wszystko ponownie wyciągnęłam telefon, wyszukując w kontaktach numer do Adriana z nadzieją, że jeszcze nie śpi. Stęskniłam się już za jego głosem więc musiałam do niego zadzwonić.
Wśród przyjaciół już tak bywa.


*******************


-Ty też się trzymaj i do zobaczenia za te kilkanaście godzin! - z szerokim uśmiechem pożegnałam się z Adrianem, chowając telefon z powrotem do kieszeni. Przegadaliśmy bite pół godziny, ale dzięki Bogu, to Miedziak się zlitował i wystarczyło, że puściłam mu kontrolną strzałkę żeby sprawdzić czy nie śpi, a on momentalnie oddzwonił. Gdyby nie to, to pewnie zapłaciłabym za tę rozmowę majątek.
Westchnęłam głośno, wstając z ławki i rozprostowując lekko zdrętwiałe nogi, po czym z myślą, że impreza powoli dobiega końca ruszyłam z powrotem do klubu.
Ledwie przekroczyłam jego próg, a momentalnie stanęłam jak wryta. Wbrew moim oczekiwaniom, balanga chyba się jeszcze bardziej rozkręciła, ludzi sama nie wiem skąd zrobiło się trzy razy więcej, z głośników płynęła typowo imprezowa muzyka i ani trochę nie wyglądało na zbliżający się koniec. Rozejrzałam się po tłumie zebranych ludzi starając się wypatrzeć któregokolwiek z dwójki moich Australijczyków. Pierwszego zlokalizowałam Chrisa, który stał przy barze, podpierając się jedną ręką, w drugiej dzierżąc butelkę piwa. Toczył zawziętą debatę z jakimś chłopakiem, którego pierwszy raz widziałam na oczy. Wystarczyło, że podeszłam bliżej i z rezygnacją mogłam stwierdzić, że jest kompletnie pijany.
-Oooo Leeeeena! - chwiejnym krokiem podszedł do mnie, zarzucając mi rękę na ramiona i uwieszając się tym samym całym ciężarem swojego ciała. To cud, że ustałam w miejscu. - Tony, poznaj moją młodszą siostrzyczkę z wyboru. - lekko sepleniąc z typowym pijackim bełkotem przedstawił mnie swojemu rozmówcy.
-Miło mi cię poznać. - brunet wystawił w moją stronę swoją dłoń. O dziwo, nie był napruty, albo miał aż tak silną głowę.
-Nawzajem. - posłałam mu lekki uśmiech. - Chris, a gdzie Darcy? - zwróciłam się tym razem do Australijczyka.
-A kto go tam wie? - westchnął głośno. - Powinien gówniarz chlać tutaj ze mną i trwać przy mnie w momencie triumfu, a on się szlaja samopas. Gdyby to jego matka widziała...
-Tak Chris, rozumiem. - poklepałam go po ramieniu. - A teraz odsuniesz się ode mnie i dasz mi żyć? Od jutra przechodzisz na dietę, bez kitu.
-Pfff, trochę szacunku niewdzięczna. - burknął, ale dzięki Bogu powrócił na swoje dawne miejsce. - Idź lepiej poszukać tego swojego powsinogę. - dodał. Przewaliłam oczami, ale mimo wszystko ruszyłam w głąb tańczących ludzi próbując zlokalizować tego oszołoma.
Najwyraźniej nie miało to należeć do najłatwiejszych zadań bo nijak nie mogłam go nigdzie wypatrzeć. Rozglądając się dookoła wpadłam na jakąś blondynkę, która zawzięcie wymieniała ślinę z jakimś chłopakiem w czapce z daszkiem. Ominęłam ich i już miałam ruszyć dalej, kiedy poczułam jakby w moje ciało walnął piorun. Bo przecież doskonale znałam tę czapkę....
Z sercem walącym jak po maratonie odwróciłam się i mój wzrok spoczął na moim własnym chłopaku, przytulającym do siebie obcą dziewczynę i nie przejmując się otoczeniem penetrującym jej rozchylone wargi. Świat momentalnie zamarł.
Zapomniałam jak się oddycha, jak się myśli, jak kieruje ciałem. Zapomniałam kim jestem, jak się nazywam, gdzie się znajduje. Czułam się jak wyłączona, zresetowana. Jak maszyna, której ktoś odciął zasilanie.
W moich oczach powoli zaczęły gromadzić się łzy i to chyba to sprawiło, że powróciły mi wszystkie funkcje życiowe. Na drżących nogach podeszłam do tej dwójki, energicznym ruchem odrywając Darcy'ego od tej dziewczyny.
-Hej, coś ty za jedna?! - blondynce najwyraźniej ani trochę się to nie spodobało. Kompletnie ją olałam, wpatrując się z niedowierzaniem w chłopaka, za którego jeszcze kilka minut temu wskoczyłabym w ogień. Gołym okiem dało się zauważyć, że podobnie jak Chris, nie wylewał alkoholu za kołnierz. Zamglony wzrok, totalnie niekontaktująca mina. Zalany w trzy dupy.
-Ja? - odwróciłam się na moment do blondyny, mierząc ją pełnym pogardy wzrokiem. - Jego była dziewczyna. - ponownie odwróciłam się w stronę Darcy'ego, który kompletnie nie ogarniał co się wokół niego dzieje. Kątem oka zauważyłam Tony'ego, który przyglądał mi się trudnym do zinterpretowania wzrokiem. Mimo wszystko, nie obchodziło mnie to ani trochę. - Życzę miłego wieczoru. - dodałam, po czym trącając ramieniem Warda, skierowałam się ku wyjściu z klubu.
Marzyłam tylko o tym żeby stąd wyjść i zapomnieć. Zapomnieć o wszystkim co się przed chwilą zdarzyło. Z tego wszystkiego nawet nie zauważyłam, że przede mną stoi jakiś chłopak i z impetem w niego wpadłam.
-Jezu, ludzie co jest kur... - osobą tą okazał się nie kto inny jak Tai. - Lena? - najwyraźniej zauważył, że coś jest nie tak.
-Jedziesz już do Polski? - zapytałam, nie pozwalając mu zadać pytania, które właśnie miał wypowiedzieć.
-Tak, chłopacy poszli po busa. - jego zdziwienie ani trochę nie zmalało.
-Mogę się zabrać z tobą? - wypowiedziałam szybko, czując że jeszcze sekunda i wybuchnę.
-Lena, coś się stało? - pochylił się lekko zrównując nasze twarze i wpatrując mi się prosto w oczy.
-Po prostu... - odetchnęłam głęboko. Nie płacz teraz głupia! Wypłaczesz się później! Nie teraz! - Mogę? - skapitulowałam. Nie byłam w stanie niczego mu powiedzieć.
-Oczywiście, skoro to takie ważne. - rozejrzał się nerwowo dookoła, zapewne poszukując chłopaków.
-Nie znajdziesz ich. - wytrzymaj, nie rozklejaj się. - Mają dotrzeć później.
-W takim bądź razie chodźmy. - ruszył w kierunku swojego busa, który właśnie zaparkował kilka metrów dalej. - A twoje rzeczy?
-Są w busie Chrisa. Nie musimy się o nie martwić. - odpowiedziałam. Gołym okiem dało się zauważyć, że Taia wprost korciło, żeby zadać mi pytanie o to, co się stało, ale dzięki Bogu wyczuł, że nic ze mnie nie wyciągnie. Otworzył przede mną drzwi, pozwalając zająć miejsce z tyłu, samemu siadając tuż obok.
Kilka sekund później ruszyliśmy w drogę powrotną do Polski.

 


**************************
Uuuuu. Tabum!
Nie czytam dwa razy, nie sprawdzam błędów, nic nie poprawiam.
Dlatego wrzucam znowu dwa, bo osiemnastka jest krótsza niż metka na koszulce ehh :|
Anyway.
Nowa jest, kolejna pojęcia nie mam kiedy, chyba musicie uzbroić się w cierpliwość o.O
To chyba tyle o.O
Do następnego! xx

PS: nie, muszę jeszcze napisać, że jestem chora, nienawidzę zimy, błagam już o wiosnę i dużo mi nie brakuje żeby oddać w ofierze mojego promotora -.-
PS2: i jeszcze muszę dodać, że cholera, tęsknie za żużlem :|
PS3: i geniusz Darcy z kontuzją;d te dziecko chyba w życiu nie usiedzi na dupie w jednym miejscu żeby sobie nic nie zrobić <3
PS4: nadal jestem w czarnej dupie, ehh :|


https://twitter.com/nikax92