wtorek, 14 stycznia 2014

Sixteenth & Seventeenth

Poniedziałek przywitał nas już znacznie lepszą pogodą niż ta wczorajsza. Po obfitym deszczu nie było już prawie żadnego śladu, może poza kilkoma kałużami średniej wielkości. Spośród niewielkich, śnieżnobiałych chmur śmiało wyglądało słońce przez co temperatura była jak najbardziej odpowiednia do spędzania czasu wolnego na dworze. Wielu ludzi właśnie w ten sposób spędzało swój dzień. W naszym przypadku ta alternatywa też znalazła swoje zastosowanie.
Zwlekliśmy się z łóżka mniej więcej przed godziną dwunastą w południe. Biorąc pod uwagę fakt, że zasnęliśmy naprawdę późno, nawet jak na nas, to i tak nie był to jakiś spektakularnie długi sen. Tym bardziej, że żadne z nas do rannych ptaszków nie należy.
Zanim się ogarnęliśmy, względnie dobudziliśmy i przygotowaliśmy jakieś spóźnione śniadanie było już chwilę po trzynastej. Chris jak to Chris, nie byłby sobą gdyby nie palnął czegoś głupiego już na dzień dobry. Ale w końcu to Chris, to czego ja się mogę spodziewać?
-Jesteś kobietą, a kobiety w pakiecie powinny posiadać umiejętność zajebistego gotowania. Co z ciebie za przedstawicielka tej płci? - zapytał krzywiąc się nieznacznie, kiedy postawiłam na stole przygotowane dla nas najzwyklejsze w świecie kanapki. Jeśli spodziewał się jakiegoś wykwintnego dania rodem z najlepszych restauracji na świecie to trochę się przeliczył.
-Jak ci coś nie pasuje to nie musisz jeść. - zajęłam swoje miejsce na krześle tuż koło młodszego z Australijczyków. - W ogóle kto powiedział, że ja te kanapki zrobiłam też dla ciebie? - spojrzałam na niego spod lekko przymrużonych oczu. No ludzie! Ja się staram, a ten wybrzydza!
-Dobra już dobra, nie stresuj tak bo ci aorta trzaśnie. - palnął, sięgając po jedną z kanapek oglądając ją uważnie ze wszystkich stron. Spojrzałam na niego ze złością, więc tylko wzruszył ramionami, po czym wziął pierwszego gryza. - Tak poza tym ustaliliście już jakieś plany na dzisiaj w przerwach między jednym czułym witaniem, a drugim? - spytał, kładąc nacisk na słowa 'czułym witaniem'. Taki erotoman jak on mógł mieć tylko jedno na myśli. Darcy posłał mu ostrzegawcze spojrzenie, ale Holder nic a nic sobie z tego nie zrobił i w tym momencie uśmiechał się w ten swój niepowtarzalny sposób poruszając charakterystycznie brwiami w górę i dół. Co za dzieciak, słowo daję. - Dajcie spokój, podejrzewam że cała ulica jeśli nie dzielnica was słyszała. - chyba nie muszę dodawać, że na moich policzkach pojawiły się te przeklęte czerwone plamy, co oczywiście nie mogło umknąć jego uwadze? - Och jeeeeeny, Lena wstydniś! - wyszczerzył się jeszcze bardziej.
-Nie masz jakichś zajęć? - do rozmowy wtrącił się Darcy, przełykając kęs śniadania. - Idź powkurzaj kogoś innego.
-Dzisiaj jestem tylko i wyłącznie do waszej dyspozycji. - wyszczerzył się. - Macie mnie na wyłączność i nie, nie musicie dziękować. - teatralnie machnął ręką. Mimowolnie parsknęłam śmiechem. Co za głupek! - To co, na początek może spacer? - zapytał, popijając łyk jakiegoś napoju, który wcześniej wyciągnął z lodówki
-A macie tutaj w ogóle coś ciekawego, wartego zobaczenia? - zapytałam. Ostatnim, a zarazem pierwszym razem, kiedy odwiedziłam Darcy'ego w Anglii, a było to w zeszłym roku, ten reprezentował jeszcze barwy Kings Lynn Stars, a więc praktycznie jest to moja pierwsza wizyta w Poole. Mówię praktycznie, bo teoretycznie już raz tu byłam, na jednym z meczów Chrisa, ale wtedy ograniczyliśmy się tylko do odwiedzenia parku maszyn na stadionie i domu Holdera. Bez szału.
-Ooo dziewczyno, jeszcze się zdziwisz. - stwierdził Chris. Tak czy inaczej stanęło na tym, że trójką tuż po zjedzeniu śniadania wyszliśmy na spacer.
I rzeczywiście Poole okazało się malowniczą, fajną miejscowością, w której naprawdę można się było zakochać. Poza standardową infrastrukturą było kilka miejsc, które posiadały swój urok i czar. Dla każdego znalazłoby się tutaj coś, co odpowiadałoby jego gustowi. Ja sama zakochałam się w tym miejscu z miejsca i już teraz mogłam powiedzieć, że to na pewno nie jest moja ostatnia wizyta w tym mieście. Chłopacy co rusz chcieli się popisać swoją znajomością miasta i co nieco mi o nim opowiadali przez co spacer był jak najbardziej urozmaicony.
Zrobiliśmy od groma kilometrów, cały czas rozmawiając, śmiejąc się i wygłupiając. Każda chwila spędzona z chłopakami jest magiczna i żadnej z nich nie wymieniłabym na nic innego. Sama nie wiem, co oni w sobie takiego mają, że w ich towarzystwie po prostu nie można się nudzić, nawet jeśli spędza się dzień na bezsensownym gapieniu w telewizor. Bez dwóch zdań, spacer już teraz można zaliczyć do grona tych jak najbardziej udanych.
Ostatecznym punktem wycieczki mógł być tylko jeden obiekt. Tak, dotarliśmy w końcu na stadion miejscowego zespołu Poole Pirates mieszczącego się przy Wimborne Road. Dwójka Australijczyków przywitała się z jakimiś ludźmi, którzy kręcili się wokół obiektu, najwyraźniej tutaj pracując. Chwilę później staliśmy już koło trybun sektora głównego.
-I jak? - zapytał Chris, rozglądając się dookoła zupełnie jakby nigdy tutaj nie był.
-No wiecie... - zaczęłam niepewnie. - MotoArena to to nie jest.
-Dla ciebie żaden stadion, nawet gdybyś miała przed sobą Santiago Bernabeu nie byłby tak fajny jak MotoArena. - słusznie zauważył Darcy, przewalając przy okazji oczami.
-No co ja ci poradzę. - wzruszyłam ramionami. Zresztą ta opinia o toruńskim stadionie to nie był tylko mój wymysł. Przez większość specjalistów uważany on jest za najlepszy stadion żużlowy i w rzeczywistości taki jest. Kibice wiadomo, zawsze będą uważać, że to ich domowy stadion jest najwspanialszy, ale to tylko ich zdanie.
Dla mnie MotoArena to nie jest tylko zwykły stadion, na który chodzi się żeby odbębnić niecałe dwie godziny meczu, trochę pokrzyczeć, poklaskać, w niektórych wypadkach pogwizdać, po czym bez żalu wrócić po wszystkim do domu. Dla mnie to miejsce magiczne, pełne wspomnień, łez wzruszenia i smutku. To miejsce było świadkiem wielu rzeczy, towarzyszyło mi w wielu chwilach radości, złości czy przygnębienia. Dla mnie to był drugi dom, gdzie mogłam odciąć się od wszystkich problemów i na moment zapomnieć o otaczającym mnie świecie. Prawdziwie magiczne miejsce. Nie tylko dla mnie, ale założę się, że dla setek innych ludzi. Taka nasza mała świątynia.
Co do Anglii, no to cóż, tutaj już nie było tak samo. Tutaj żużel nie był aż tak powszechny i znany jak chociażby w Polsce. Tutaj na mecze przychodziła grupka kilkuset kibiców, których doping zamykał się tylko na klaskaniu przy zwycięstwach lub gwizdaniu przy przegranych. Zresztą sami chłopacy kiedyś to przyznali, że jeśli ktokolwiek chce kiedyś poczuć jak to jest jeździć na żużlu i czuć wsparcie kibiców to musi przyjechać do Polski.
No ba, nie na darmo Polacy mają status jednych z najlepszych kibiców na świecie w większości dyscyplin sportowych.
-Mniejsza o większość. - Darcy machnął niedbale ręką sprowadzając mnie na ziemię. - To tutaj twój najwspanialszy na świecie chłopak bryluje wśród wiwatów miejscowych kibiców. Żeńskich kibiców oczywiście. - cwany uśmiech automatycznie zagościł na jego twarzy. Przewaliłam oczami, bo co innego mogłam zrobić?
-Co za narcyz. - Chris zgodnie ze swoim zwyczajem przewalił oczami. - Weź go nie słuchaj, przede wszystkim to on słyszy gwizdy jak przywozi zera. - wyszczerzył się szeroko. Darky tylko walnął go z oburzeniem w ramię.
-Gdzieś kiedyś czytałam, że ty w Poole to jak Cristiano Ronaldo w Madrycie jesteś. - spojrzałam na mojego Australijczyka. Porównanie do Krystyny najwyraźniej wybitnie przypadło mu do gustu. - I nie, nie chodzi tutaj o umiejętności tylko o to, że kupili cię za grubą kasę. - to akurat była prawda, bo Darcy został kupiony z Kings Lynn za najwyższą sumę jaką do tej pory klub zapłacił za jakiegokolwiek zawodnika. - Ale nadrabiasz genialnością, więc nie ma straty.
-Jesteś nienormalna. - stwierdził, ale mimo wszystko musnął moje usta swoimi wargami.
-Rzygam tęczą. - no tak, Chris i jego romantyzm. Kopnęłam go lekko w nogę na co tylko parsknął śmiechem. Mówiłam już kiedyś, że uwielbiam tego człowieka?
-To gdzie teraz mnie zabierzecie? - zmieniłam temat. Nie chciałam marnować takiego pięknego dnia, a na stadionie nie było już chyba nic do oglądania, a bynajmniej ja miałam takie wrażenie. Parking maszyn akurat średnio na jeża mnie kręci, trybuny to bida z nędzą, a toru nie ma co podziwiać.
-Jeszcze ci mało atrakcji? - Holder spojrzał na mnie jak na nienormalną. - Dziewczyno jak ci brak wrażeń to jedź do Las Vegas. - po chwili dodał jeszcze: - Albo leć w kosmos.
-Pff przewodnikiem wycieczek to ty byś nie mógł być. - posłałam mu krzywą minę. - Czyli co, wracamy do domu? - zapytałam, jednak odpowiedzi się nie doczekałam bo przerwały nam dwie dziewczyny, które do nas podeszły z oczami szeroko otwartymi. Och nie, nawet nie marzę o tym, że przyszły tutaj dla mnie, co zresztą zaraz znalazło swoje potwierdzenie.
-Możemy prosić o autograf? - zapytała jedna z nich, wpatrując się maślanym wzrokiem w Chrisa. Ten tylko uśmiechnął się szeroko i od razu zabrał się za podpisywanie podsuniętego kawałka papieru.
-I o zdjęcie? - druga natomiast szybko wyciągnęła ze swojej obszernej torby jakiś aparat. Ręce jej się trzęsły tak bardzo, że aż dziwne, że ten sprzęt nie wylądował jeszcze popisowo na glebie. Chłopakom dwa razy nie trzeba było tego powtarzać, szybko entuzjazm na ich twarzach znacznie się uwidocznił i zaczęli pozować do fotek.
-Jesteście świetni, naprawdę! - z wymalowaną na twarzy radością schowała aparat z powrotem do torby. - Prowadzicie naszą drużynę do zwycięstwa i w ogóle. Jesteśmy waszymi fankami pełną parą. - uśmiechnęły się w ich stronę.
-Dzięki, to miłe. - odpowiedział im Chris. Ja tymczasem westchnęłam cicho mając nadzieję, że nie przyjdzie mi tu stać przez najbliższą godzinę niczym słup patrząc jak dwójka Australijczyków rośnie od nadmiaru komplementów. - Staramy się jak możemy.
-I robicie to wyjątkowo udanie! - od razu podłapały temat. Jednak chwilę później, ku mojemu zdziwieniu dodały: - Nie będziemy wam przeszkadzać, życzymy tylko powodzenia w dalszych sukcesach i wam w związku. - ostatnie słowa skierowały do mnie i do Darcy'ego. Nie powiem złapałam lekkiego zonka, co chyba łatwo zauważyły bo tylko się zaśmiały. - Regularnie odwiedzamy twittery i facebooki chłopaków więc wiemy co i jak. Tak czy inaczej, życzymy szczęścia.
-Eee, dziękujemy, to miłe. - uśmiechnęłam się delikatnie w ich stronę. Najwyraźniej nie wszystkie fanki są takie złe na jakie wyglądają. Bynajmniej te dwie pożegnały się z nami i poszły w swoją stronę. - Ułaa, nie powiem żeby to był jakiś standard czy coś. - nadal byłam w lekkim szoku. Do tej pory raczej nie spotykałam się z przyjaźnią ze strony fanek chłopaków. Jeśli już wiedziały kim w ogóle jestem, to zazwyczaj posyłały mi mało przychylne spojrzenia i wymieniały między sobą uwagi, które raczej nie zawierały w sobie pochwał nad moimi genialnymi butami, albo nowym lakierem do paznokci. No cóż, nie pozostawało mi nic innego jak przywyknąć. Dla chwil spędzonych z moim chłopakiem byłam w stanie znieść o wiele więcej niż kilka zazdrosnych fanek.
-Matko, uwielbiają nas. - Chris już był w swoim narcystycznym świecie. - Nie uważacie, że trzeba to opić?
-Ja tam jestem za! - Darcy od razu zgodził się z tokiem myślenia Australijczyka. No tak, kolejny raz, czego ja się mogłam spodziewać...
-Czy u was każda okazja, bez względu na to co to by nie było, musi być idealna do picia? - to było tylko pytanie retoryczne, wcale nie oczekiwałam na nie odpowiedzi bo doskonale wiedziałam jaka ona by była.
-To co, idziemy na miasto czy pijemy w domu? - przewaliłam wymownie oczami słysząc pytanie Holdera potwierdzające moją tezę.
-W domu to ludzie umierają. - odpowiedział mu Ward na co parsknęłam śmiechem. - No co, taka prawda. - wzruszył ramionami.
-A nie uważacie, że na imprezowanie na mieście to trochę za wcześnie jest? - zapytałam. Wyświetlacz mojego telefonu wskazywał, że jest kilka minut po godzinie szesnastej.
-Fakt. - zgodził się ze mną Chris myśląc intensywnie przez kilka sekund. - To teraz idziemy do sklepu, kupimy sobie po jakimś browarku, wypijemy go kulturalnie w domku, trochę się pokręcimy udając mega zapracowanych i cieszących się z życia, a wieczorem ruszymy na balety. Pasi? - szybko ustalił plan działania.
-Na mnie nie patrz i tak zostanę przegłosowana. - odpowiedziałam, na co chłopacy zareagowali tylko śmiechem. - Was chyba jeszcze nikt nie przegadał, więc nawet nie próbuję.
-I tak trzymaj. - nadal rozbawiony Darcy przygarnął mnie do siebie, obejmując ramieniem i całując w czubek głowy.
Z tą dwójką naprawdę nie można się nudzić. Czasami aż się boję tego co też w tych ich chorych głowach się roi. Mimo wszystko nie zamieniłabym ich na nikogo innego.
Moje zwariowane dwa głupki.



Siedemnaście:

Tydzień z chłopakami upłynął mi w towarzystwie wiecznego śmiechu, zabawy i wybitnie dobrych nastrojów. Nawet kiedy najzwyczajniej w świecie siedzieliśmy w domu rozłożeni wygodnie przed telewizorem i oglądaliśmy jakiś film to i tak ani trochę nie było to nudne. Pojęcie nudy w ich słowniku najwyraźniej nie istnieje.
Tak czy inaczej, przez ten tydzień zdążyłam zwiedzić Poole dokładnie wzdłuż i wszerz zaczynając od uroczego wybrzeża, kończąc na wielu galeriach handlowych. Poza tym byłam z chłopakami na torze do motocrossa, gdzie z całych sił wzbraniałam się przed genialnym, jak to określił pomysłodawca czyli Chris pomysłem, żebym wsiadła i sama spróbowała jaka to frajda. Dobrze, że Darcy szybko ostudził jego zapał przypominając, że dla mnie niebezpieczna jest nawet jazda rowerem po wytyczonej ścieżce, a co dopiero podskakiwanie na niezliczonej ilości pagórków jeżdżąc na torze crossem. Z westchnieniem ulgi przyjęłam do wiadomości, że moją rolą będzie tylko i wyłącznie obserwacja ich w akcji.
Oprócz crossa byliśmy również na gokartach i tutaj już im nie odpuściłam. Było mega dużo śmiechu i jeszcze więcej wygłupów. Oczywiście w wyścigach nie miałam z nimi szans, ale i tak czas minął nam wszystkim bardzo przyjemnie.
Było również wiele innych rzeczy, jak chociażby wylegiwanie się na plaży, wizyty na basenie, udawanie, że potrafimy grać w koszykówkę i tego typu rzeczy. Zdecydowanie mogę stwierdzić, że był to tydzień w stu procentach udany.
Poza tym, pomijając już wszystkie te atrakcje, każda minuta spędzona z Darcym była na wagę złota. W perspektywie nadchodzących kolejnych przerw w widywaniu i wymuszonej rozłąki, która majaczyła już w przyszłości, były one nam potrzebne jak powietrze. Cały czas byliśmy razem, nie oddalając się od siebie nawet na centymetr. Nie dzieliły nas te wszystkie kilometry, nie byliśmy zmuszeni do kontaktów przez telefon, bądź internet. Wystarczyło, że się odezwałam, a Darcy już przy mnie był. To było najcudowniejsze kilka dni w moim życiu.
Potem przyszedł już czwartek, a więc dzień wyjazdu do Cardiff gdzie w nadchodzącą sobotę rozegrać się miały kolejne zawody z cyklu Grand Prix, w których udział brał oczywiście Chris. Po niezbyt udanym występie w Toruniu, czyli po tym nieszczęsnym upadku, po którym nie mógł już dalej kontynuować swojej jazdy, Holder miał przeogromny apetyt pokazać się przed angielską publicznością z jak najlepszej strony. Jego mechanicy z zapałem pracowali przy dopieszczeniu każdego szczegółu w jego motocyklu przez co droga do zwycięstwa miała być łatwiejsza. Sam Holder również motywował się z każdym dniem coraz bardziej.
-Zobaczymy jak to będzie. - enigmatycznie odpowiadał na pytania dziennikarzy, uśmiechając się delikatnie. Jednak kiedy rozmawiał z nami już nie był tak powściągliwy w swoich wypowiedziach. - Kurwa, mam wrażenie, że sobota będzie należeć do mnie. Cholera, ona na pewno będzie należała do mnie! - miałam wielką nadzieję, że jego marzenia w końcu się spełnią. Od tak dawna czekał na swoje pierwsze zwycięstwo w cyklu, kilka razy był już tak blisko i za każdym razem brakowało mu odrobiny szczęścia. Z całych sił ściskałam kciuki, żeby tym razem wszystko zagrało prawidłowo i żeby sobotni wieczór skończył się w szampańskich nastrojach.
Tak czy inaczej Chris zaplanował sobie wyjazd z Poole w czwartek chwilę po godzinie czternastej. My, czyli Darcy i ja, początkowo mieliśmy w planach zjawić się w Cardiff w piątek po południu tak, żeby zdążyć na trening przed sobotnimi zawodami. W tym momencie oczywiście musiał wtrącić się nasz niezawodny Holder, który wyciągnął chyba z milion powodów, dla których to koniecznie musieliśmy jechać razem z nim właśnie teraz. Ostatecznie wsiedliśmy do jego busa i razem z całą ekipą pojechaliśmy na miejsce.
-A szykowała się taka ciekawa nocka. - Darcy westchnął z rezygnacją kiedy ładował się za mną do busa Holdera.
-Dobrze wam to zrobi kwiatuszki, bo od seksu podobno też można się uzależnić. - odpowiedział z doskonale sobie znaną szczerością starszy z Australijczyków. - Poza tym, kurwa! Świat nie obraca się tylko wokół was! Teraz ja mam być centrum waszego wszechświata i koniec kropka!
-Czyli mogę zapomnieć o kibicowaniu moim rodakom? - zapytałam w żartach, na co nie tylko Holder ale również i Ward spojrzeli na mnie z politowaniem. - Okej, załapałam. - w Grand Prix jakoś nigdy nie kierowały mną patriotyczne pobudki. O wiele bardziej i z większą pasją dopingowałam Chrisa niż chociażby Tomasza Golloba. Mam nadzieję, że w niedalekiej przyszłości będę miała okazję równie mocno ściskać kciuki za mojego Australijczyka. Byłam pewna, że ktoś z jego determinacją i z talentem, jaki niewątpliwie posiadał, prędzej czy później się tam znajdzie.
-Dziewczyno, my jesteśmy dla ciebie jak członkowie najbliższej rodziny, jak najważniejsi ludzie na świecie. Nikt inny się dla ciebie nie liczy.
-Cieszcie się, że Adrian nie jeździ w GP bo to on byłby pierwszy w kolejce do kibicowania. - Darcy wymownie chrząknął, ale nie zwróciłam na to uwagi. - Ostatecznie to jego znam najdłużej więc gdyby was wszystkich podłączyć pod rodzinę to on byłby tą najbliższą.
-Udam, że w tym momencie był przeciąg w samochodzie i nic nie słyszałem. - odpowiedział mi mój chłopak. - Głupoty gadasz.
-Ciesz się, że my nie rodzina bo takie związki są zakazane. - zwróciłam wzrok w jego stronę.
-I chuj, my byśmy byli wyjątkiem. - wzruszył ramionami.
-Kurde ale wam zapoczątkowałem temat na tygodniową debatę. - Chris przewalił oczami. - Ustaliliśmy, że pomponami masz machać tylko wtedy kiedy ja będę jechał i na tym koniec.
-A masz dla mnie takie pompony? - zapytałam ze śmiechem.
-Coś się wymyśli. - puścił mi oczko. - Zgubimy gdzieś Darky'ego i razem nad tym popracujemy. - poruszał charakterystycznie brwiami, na co parsknęłam jeszcze większym śmiechem. - Mój bus jest przestronny i przytulny, akurat w sam raz do takich rzeczy. Nastrój się odpowiedni zbuduje i będzie jak talala.
-No bardzo śmieszne. - burknął Ward. - Boki zrywać, bez kitu. Żebyś ty był taki do przodu na torze to będzie dobrze.
-Spokojna twoja nieogarnięta. - entuzjazm w jego głosie ani trochę nie zmalał. - Czuję w kościach, że sobota będzie moja.
-Grunt to pozytywne nastawienie. - słusznie zauważyłam. - A ty już się tak nie burz, twój bus jest o wiele fajniejszy. - uśmiechnęłam się do Darcy'ego, kładąc mu głowę na ramieniu. Ziewnęłam porządnie, zasłaniając sobie usta dłonią. - Kurde, przez was nic a nic się nie wyspałam. - widząc ich totalnie zdziwione spojrzenia, prychnęłam głośno. - Jeśli ktoś do trzeciej rano ogląda jakieś bzdury w telewizji i ekscytuje się tym tak, że pół Anglii go słyszy to to naprawdę nie jest normalne.
-Oj tam oj tam. - skwitowali. Ja tymczasem zamknęłam oczy, chcąc chociaż na moment usnąć i odespać stracone godziny. Darcy objął mnie ramieniem żebym miała wygodniej. Wystarczyło mi kilka minut by zapaść w sen.



*****************


-Skarbie, pobudka. - usłyszałam koło siebie czyjś głos. Otworzyłam niepewnie jedno oko i dotarło do mnie, że to Darcy, któremu rozwaliłam się wygodnie głową na kolanach. - Dojechaliśmy. - i rzeczywiście, wszyscy wyładowywali się już z busa rozmawiając przy tym z ożywieniem.
-O kurde, ale padłam. - sama się sobie dziwiłam, że przespałam całą drogę. Wygląda na to, że jestem takim samym genialnym towarzyszem podróży jakim ostatnio był Holder.
-I jeszcze przez sen mnie ochrzaniłaś żebym się tak nie kręcił bo ci głowa lata. - parsknął śmiechem. Spojrzałam na niego niewinnymi oczkami na co ten pochylił się nade mną i musnął z celebracją moje usta. Dopiero teraz się z niego podniosłam, przeciągnęłam delikatnie chcąc odgonić od siebie resztki snu, po czym oboje wyszliśmy na zewnątrz. Pogoda o dziwo była genialna. Słońce nadal świeciło w całej swojej okazałości, przez co temperatura była więcej niż przyjemna. Dla bezpieczeństwa i wygody wyciągnęłam z torby okulary przeciwsłoneczne, nakładając je od razu na oczy.
-To gdzie teraz.? - zapytałam.
-Tam. - Darcy kiwnął głową w kierunku jakiegoś hotelu. - A jeśli cię to interesuje to stadion jest tam. - teraz wskazał w przeciwnym kierunku, gdzie w niedalekiej odległości rzeczywiście można było wypatrzeć obiekt, na którym rozgrywane będą zawody.
-Widzę, że tu większa ekipa żużlowa się zjechała. - rozejrzałam się po parkingu, na którym od razu w oczy rzucały się busy poobklejane reklamami i nazwami teamów. - Słodko jak tak. - klasnęłam kilka razy w dłonie.
-Momentami naprawdę cię nie ogarniam. - stwierdził Darcy, biorąc do ręki swoją torbę. Moją tymczasem wziął jeden z mechaników Chrisa.
-Przez to uwielbiasz mnie jeszcze bardziej. - nic mi na to nie odpowiedział tylko uśmiechnął się promiennie chwytając moją dłoń i splatając ze sobą nasze palce.
W hotelu szybko się zameldowaliśmy. Planowaliśmy wziąć dla siebie jakąś dwójkę, ale jedyne co mieli nam do zaoferowania to gnieżdżenie się w pokoju razem z Holderem.
-Trójkąt idealny. - Australijczyk tylko tak to skwitował, po czym wziął klucz i ruszył w kierunku naszego tymczasowego kwaterunku jako pierwszy. - Nie poharcujecie sobie, króliczki, przykro mi.
-Zawsze będziemy mogli cię gdzieś wysłać i już nie wpuścić. - Darcy wzruszył ramionami. - Korytarze też mają wygodne, nie będzie ci źle. Poza tym może ktoś Cię za drobną dopłatą przygarnie do siebie.
-Pff toś palnął. - oburzył się. Dotarliśmy na miejsce gdzie Chris otworzył drzwi kluczem, wpuszczając nas do środka z magicznym 'tadam!'. Pokój jak to pokój, trzy łóżka, jakieś szafki, kilka krzeseł, telewizor z podłączoną kablówką, niewielki stolik. Standard. Oprócz tego były jeszcze jedne drzwi, które zapewne prowadziły do łazienki
-Biorę od okna kurwa! - Holder od razu rzucił się na wybrane przez siebie łóżko.
-Jak dziecko. - przewaliłam oczami, zajmując te środkowe. Darcy'emu przypadło w udziale łóżko najbliżej ściany.
-Kit, z braku laku dwie osoby się zmieszczą. - zawyrokował, patrząc z uwagą na swoje miejsce spoczynku. Wyszczerzyłam się w jego kierunku, na co tylko puścił mi oczko.
-Nie wiem jak wy, ale ja idę teraz wziąć jakiś szybki prysznic i pójdziemy coś zjeść no nie? - wyciągnęłam ze swojej torby wszystkie potrzebne mi na tę chwilę rzeczy. Miałam ze sobą wszystkie rzeczy, które zabrałam z Polski, bo od razu po zawodach mamy zamiar ruszyć w drogę do Polski, a konkretniej do Zielonej Góry, a dopiero potem do Torunia, a to wszystko z racji tego, że w niedzielę czeka chłopaków kolejny wyjazdowy mecz w barwach naszego toruńskiego klubu.
Prysznic rzeczywiście musiałam wziąć ultra szybki, bo chłopacy na przemian walili mi w drzwi drąc się, że mam się pospieszyć, bo oni z głodu już niemal umierają. No tak, w końcu to głodomory pierwsza klasa. Tak czy inaczej, musiałam wskoczyć we wcześniej przygotowane ubrania i z lekko wilgotnymi od wody włosami wyszłam z pomieszczenia.
-Kobiety. - skwitował to Chris, przewalając oczami. - Idziemy już? - zapytał, kiedy rzuciłam swoje rzeczy niedbale na łóżko. Przytaknęłam mu tylko kiwając głową, po czym całą trójką zeszliśmy na dół, gdzie z tego co mówili chłopacy mieściła się restauracja.
Jak się okazało nie byliśmy jedyni, bo przy stolikach siedziało również kilku innych żużlowców razem z członkami swoich ekip. Ledwie zajęliśmy nasze miejsca a już podszedł do nas Tai Woffinden, który również startuje w sobotnich zawodach.
-No kogo moje piękne oczy widzą. - zwrócił się do mnie. Podszedł do nas i jakby nigdy nic mocno mnie przytulił. - Kurde stęskniłem się za tobą normalnie! - zajął miejsce z mojej lewej strony. - Co tam słychać w wielkim świecie?
-Tak Tai, nam też miło cię widzieć. - do rozmowy wtrącił się Darcy. Brunet tylko machnął ręką.
-W wielkim świecie nudy. - wzruszyłam ramionami. - Wcisnęłam się chłopakom do składu. Ktoś ich w końcu musi pilnować.
-Ooo tak, święta racja! - przytaknął mi. - Z nimi to nigdy nic nie wiadomo. Spuścić takich na moment z oczu i od razu głupoty im w głowach! - powiedział, na co całą czwórką parsknęliśmy śmiechem.
Do restauracji wszedł również Davey Watt, który oczywiście również do nas dołączył. On również wskoczył do składu na najbliższe zawody, zastępując w nich kontuzjowanego Emila Sajfutdinowa.
-Oo proszę, nawet Lena zaszczyciła nas swoją obecnością. - uśmiechnął się w moją stronę, przytulając mnie na powitanie.
-No kurwa, czuje się niewidzialny, albo jak część umeblowania. - no tak, Darcy nie lubi być pomijany.
-Tak, twoja obecność to już w ogóle okazja do świętowania. - Davey walnął go w ramię zajmując wolne miejsce przy naszym stoliku. - Więc, co tam słychać? - zapytał. W międzyczasie zamówiliśmy sobie swoje posiłki, po czym od razu zajęliśmy się wesołą konwersacją.
Z naszego stolika co rusz dało się słyszeć spontaniczne wybuchy śmiechu lub odgłosy wesołej konwersacji. Jeżeli kiedykolwiek miałabym mieć zły dzień, to wystarczyłaby mi minuta przebywania w ich towarzystwie, a wszelkie troski momentalnie by się rozpłynęły. Tak pozytywnie nastawionych do życia ludzi nie jest łatwo spotkać.
A ta czwórka jest w tym po prostu mistrzowska.




**************
Boże!
Z milion lat mnie tutaj nie było O_O
I nie mam totalnie nic na swoje wytłumaczenie!
Może poza tym, że mój internet zwariował i musiałam go ogarnąć.
Przepraszam, że musieliście tak cholernie długo czekać!
Obiecuję poprawę, ale ostatnio moje obietnice coś średnio mi wychodzą O_O
Tak czy inaczej, mam nadzieję, że chociaż trochę się podobało! :)
<333

PS: obiecuję nadrobić zaległości u Was w najbliższym czasie. Niestety sesja zbliża się wielkimi krokami, do napisania jest cholerny licencjat, a ja szczerze powiedziawszy jestem w czarnej dupie o.O Tak, jest aż tak strasznie -.-
PS2: wiem, trochę późno, ale i tak: WSZYSTKIEGO CO NAJLEPSZE W NOWYM ROKU! <333