piątek, 16 maja 2014

Epilogue



sierpień, 2011

I wish that I could wake up with amnesia
Forget about the stupid little things
Like the way it felt to fall asleep next to you
And the memories I never can escape
Cause I’m not fine at all

Minął prawie rok, a ich życie toczyło się cały czas naprzód. Bywały chwile gorsze, bywały chwile lepsze, ale niewątpliwie wszystko powoli wracało do normy.
Darcy swoje kroki stawiał obecnie w pierwszoligowej drużynie z Gdańska, gdzie został skierowany na zasadzie wypożyczenia. Kierownictwo toruńskiej drużyny miało nadzieję, że rozłąka z najlepszym przyjacielem i pewien rodzaj kary pozytywnie na niego wpłynie i zmieni się jego podejście do sportu żużlowego. Skończą się imprezy, bezsensowne podróże, marnowanie czasu i talentu, bo takim niewątpliwie był obdarzony młody Australijczyk. Problemem dla niego było to, że nie zawsze potrafił z niego odpowiednio korzystać.
Póki co wyglądało na to, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Darcy się odrodził, brylował na pierwszoligowych torach, na których był praktycznie nie do zatrzymania, a co za tym idzie jego talent i umiejętności tylko się wzbogacały. Większość jednak osób zastanawiała się jak to wpłynie na jego postawę poza torem, ale na tym polu również nie można się było do niczego przyczepić. Owszem, to nadal był ten sam zwariowany, pozytywnie postrzelony i podchodzący do życia na dużym luzie chłopak z Brisbane, ale nie okazywał już tego poprzez imprezy, morze alkoholu i multum kolejnych skandali. Wychodziło na to, że naprawdę dojrzał, zmienił swoje nastawienie i sposób patrzenia na pewne rzeczy. A w życiu prywatnym?
Długo dochodził do siebie po zerwaniu z Leną. Przez pierwszy okres czasu złość mu nie przechodziła, przez co był święcie przekonany co do słuszności swojego postępowania. Jednak w miarę upływu czasu zaczynał dostrzegać wiele innych rzeczy. Oboje nawalili, on w znacznie większym stopniu niż ona. Niepotrzebnie uniósł się honorem, dał pokierować sobą swoimi emocjami. Żałował, że tak to się wszystko potoczyło. Wielokrotnie wspominał ich wspólne chwile i żałował, że to już koniec, że nie zanosi się na to, aby w przyszłości miały się one powtórzyć. Jego przyjaciel na samym początku, tuż po jego zerwaniu z brunetką, wielokrotnie dawał mu do zrozumienia, że jest kompletnym idiotą, który zachowuje się jak rozkapryszony dzieciak. Wtedy był jednak na tyle zaślepiony złością, że kończyło się to tylko nieuprzejmą wymianą zdań, trzaskaniem drzwiami i jeszcze większym wkurzeniem.
Ostatecznie otrząsnął się z tego wszystkiego. Skupił się na jeżdżeniu, dalej był tak samo zwariowany, ale w normalny sposób. Od kilku tygodni spotykał się z dziewczyną, którą spotkał kiedyś na imprezie po meczu w Poole. Brunetka nie była może zjawiskowo piękna, ale zainteresowana nim, a dodatkowo dawała mu bardzo dużo swobody. Czego mu więcej było potrzeba? Owszem, o uczuciu ciężko było w tym przypadku mówić. Lizzie, bo tak miała na imię dziewczyna, wielokrotnie mówiła mu o swoich uczuciach względem niego, o swojej miłości i planach, a on jedyne na co mógł się zdobyć to delikatny uśmiech i pocałunek, albo szybka zmiana tematu. Do tej pory tylko jednej dziewczynie powiedział, że ją kocha. Był pewny, że to uczucie nadal w nim tkwi, więc nie miał zamiaru składać brunetce żadnych deklaracji kompletnie bez pokrycia. Byli razem, spędzali wspólnie chwile, dobrze się bawili, ale nic poza tym. I nie zanosiło się na to, żeby kiedyś to się miało zmienić.
Co zaś się tyczy Leny. Brunetka znacznie dłużej niż Darcy dochodziła do siebie po ich rozstaniu. Złamane serce leczy się powoli i boleśnie, o czym miała okazję się przekonać. Dużą pomocą służyli jej oczywiście przyjaciele. Adrian dwoił się i troił, żeby doprowadzić ją do porządku, tak samo zresztą jak Chris, Ryan i Paulina. Ostatecznie wyszło na to, że to czas był dla niej najlepszym lekarstwem. Doszła do siebie, zdała z bardzo dobrymi wynikami maturę i teraz skupiała się na odpoczynku i regeneracji sił. Zdecydowała się na rok przerwy zanim pójdzie na studia. Stwierdziła, że coś jej się od życia należy, a rodzice, mając na uwadze to, jak bardzo źle ich córka zniosła rozstanie z Darcym, nie robili zbytnich przeszkód. Studia nie zając, nie uciekną, a oni doskonale znają swoją córkę i skoro mówi, że potrzebuje tej przerwy, to naprawdę tak jest.
W życiu prywatnym natomiast było bez większych zawirowań lub zmian. Chodziła na imprezy, spotykała się z przyjaciółmi, spędzała dużo czasu z Adrianem i to wszystko. Dwa razy zgodziła się na liczne prośby i poszła na randkę. Przy jednej i przy drugiej okazji nie znalazła szczęścia. Pierwszy chłopak okazał się totalnym palantem, który najwyraźniej miał tylko jedną wizję tego, co będą robić po wspólnym wypadzie do kina i zjedzeniu kolacji na mieście. Spławiła go najszybciej, jak tylko się dało. A potem musiała siłą powstrzymywać Miedziaka przed wybiciem mu zębów, kiedy się o wszystkim dowiedział.
Za drugim razem chłopak, który, o zgrozo, miał na imię Darek, okazał się w miarę sympatyczny, obdarzony poczuciem humoru i tym czymś, co zjednywało mu uwagę płci przeciwnej. Bez dwóch zdań byłaby szczęściarą, mając takiego chłopaka. Był nią otwarcie zainteresowany, o czym zresztą ją poinformował, a ona... Jedyne na co mogła się zdobyć to "przepraszam" i ucieczka ze wspólnego spaceru. Zdawała sobie sprawę, że zachowała się jak gówniara, ale kiedy on zaczął mówić o tych wszystkich poważnych rzeczach, o tym, jak to ją zobaczył i od razu wiedział, że coś go do niej ciągnie, to momentalnie poczuła, że coś jest nie w porządku.
Dotarło do niej, że nie będzie w stanie tego odwzajemnić. Że nie może mu ze szczerością powiedzieć, że czuje to samo. Nie mogła mu nawet powiedzieć, że w miarę upływu czasu jej postawa może się odmienić, bo wiedziała, że tak nie będzie.
Wyszło więc na to, że zostali jej tylko przyjaciele i rodzina. Miłość zeszła na dalszy plan.
Co zaś się tyczy reszty.
Adrian nadal był tym samym Adrianem, który był dla niej jak brat. Ich przyjaźń miała się wprost wyśmienicie. Poza tym, od jakiegoś czasu Miedziak zrobił się jakiś tajemniczy i jasne było, że kogoś poznał. Okazało się, że intuicja Leny nie zawiodła i Adrian zaczął spotykać się z jedną z toruńskich podprowadzających, ale nauczony doświadczeniami z poprzednich związków, zdecydowanie nie chciał niczego przyspieszać i pozwolił sprawom rozwijać się swoim własnym rytmem.
Chris z kolei zaskoczył nas wszystkich i to zaskoczył tak, że przez długi okres czasu nikt nie chciał mu uwierzyć, twardo stawiając na to, że sobie żartuje. Chris, Chris Holder, ten sam Chris, który czasami zachowuje się jak totalny dzieciak, nie potrafi wytrzymać dziesięciu minut siedzenia w ciszy, jego życiowym hobby jest wkurzanie wszystkich dookoła, a każdą wolną chwilę poświęca na dobrą zabawę ZNALAZŁ SOBIE DZIEWCZYNĘ! I może to nie byłaby jeszcze aż tak bardzo spektakularna rzecz, gdyby po dziesięciu miesiącach (!) spędzonych z Sealy, bo tak właśnie ma na imię jego wybranka, nie oznajmił nam, że ZOSTANIE OJCEM! Serio, wszyscy śmiali się z tego dobry tydzień do czasu, aż sama Sealy potwierdziła to w rozmowie na żywo z przyjaciółmi. Chris ojcem. Przecież to nawet brzmi śmiesznie! Tak czy inaczej, cieszyli się szczęściem tej dwójki, bo dobrali się wprost idealnie. Nikt nie potrafił tak wpłynąć na Chrisa, który naprawdę zmienił swoje postępowanie, więcej czasu spędzał w domu i zdecydowanie nie mógł się doczekać, aż jego potomek pojawi się w ich życiu.
Natomiast u Pauliny i Ryana w końcu szykowały się zmiany! Ku ogromnej uciesze rodziny i przyjaciół w końcu postanowili, że nadszedł najwyższy czas, by iść dalej przez życie jako małżeństwo. Zaplanowana na październik uroczystość zbliżała się wielkimi krokami, a oprócz rodziny zaproszenia dostali również ich przyjaciele. Wszystkie ważne dla nich osoby zebrane w jednym miejscu. Rodzina Ryana, która specjalnie na tę okazję przyleci do Polski, dość liczna rodzina Pauliny, żużlowcy z toruńskiej drużyny plus Darcy, który obecnie jeździ w Gdańsku, przyjaciele Pauliny ze studiów. Szykowała się naprawdę wielka impreza i praktycznie nikt nie mógł się jej doczekać.
A już zdecydowanie nie mogła się jej doczekać pewna dwójka, dla której miało to być pierwsze spotkanie twarzą w twarz od dość długiego czasu.

***

październik, 2011

It’s hard to hear your name
When I haven’t see you in so long
It’s like we never happened
Was it just a lie?
If what we had was real
How could you be fine?

Obserwował ją. W gruncie rzeczy odkąd tylko zobaczył ją po raz pierwszy przed kościołem, ani na moment nie mógł oderwać od niej swojego wzroku. W kościele, podczas ceremonii, w momencie kiedy para młoda z szerokimi uśmiechami stała w deszczu ryżu i monet, kiedy jechali jednym samochodem razem z Adrianem i Chrisem wraz z Sealy, podczas wejścia na salę, wspólnego toastu, każdego tańca. Czegokolwiek by nie robił, cokolwiek by się nie działo, jego wzrok cały czas spoczywał na jej sylwetce.
Jej ciało okryte cudowną, zmysłową sukienką niemal go przyzywało. W myślach raz zdzierał z niej tę kreację tylko po to, by chwilę później kochać się z nią intensywnie i namiętnie, a raz delikatnie, subtelnie zsuwał z niej materiał centymetr po centymetrze, na nowo odkrywając jej ciało. Nie przypominał sobie, żeby w ostatnim czasie czuł coś takiego! Nawet jego przyjaciel, jak zwykle spostrzegawczy, zauważył, że coś się z nim dzieje.
-Stary, wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś miał gorączkę. - i rzeczywiście tak się czuł. Jakby coś rozpalało go od środka. Mruknął tylko coś totalnie niezrozumiałego w odpowiedzi, sunąc wzrokiem po sylwetce roześmianej dziewczyny wirującej właśnie na parkiecie w rytm jakiejś skocznej piosenki z Adrianem. Od samego początku wesela praktycznie nie schodziła z parkietu wymieniając tylko partnerów. Nic dziwnego, że ustawiały się do niej kolejki, bo w tej cudownej kreacji wyglądała po prostu niebiańsko. Dodatkowo jej umiejętności tańca były nad wyraz rozwinięte, co tylko potęgowało zainteresowanie jej osobą.
Zdawał sobie sprawę, że powinien skupić się na dziewczynie, z którą tutaj przyszedł. Tym bardziej, że to była jego dziewczyna.
Poznał ją niedawno, na jednej z imprez w Anglii. Nie była typem dziewczyny, która ma w sobie to coś, co nie pozwala nikomu przejść obok niej obojętnie. Ot, w miarę dobrze im się rozmawiało, jeszcze lepiej bawiło, a już w ogóle wspaniale całowało w jednej z łazienek. Niby zwyczajna historia, rodem wyciągnięta z tych wszystkich beznadziejnych amerykańskich filmów dla nastolatek. Z tą tylko różnicą, że nie wrócił do domu z jej numerem telefonu napisanym szminką na przedramieniu. Cywilizacja do nich jednak dotarła i numer telefonu został zapisany w pamięci jego komórki.
Na samym początku nie miał w planach się do niej odezwać. Bo i po co? Było fajnie podczas imprezy, ale to było wtedy. Nie szukał nikogo, z kim mógłby znowu dzielić swoje życie prywatne tak na poważnie. Nie szukał nikogo, kto mógłby zastąpić mu Lenę, bo doskonale wiedział, że nie ma na to szans. Lena była i jest jedyna w swoim rodzaju i nikt nie jest w stanie zająć jej miejsca. Zresztą, nawet tego nie chciał.
Tak czy inaczej, to ona odezwała się pierwsza (co wcale nie było aż tak zaskakujące), a on nie chcąc wyjść na totalnego gbura odpisał. Jeden sms, drugi, trzeci, dziesiąty i tak się jakoś potoczyło.
Nie miał złudzeń. To nie była miłość. To nawet nie było zauroczenie, a co tu mówić o głębszym uczuciu. Bynajmniej nie z jego strony, o czym wielokrotnie ją uświadamiał. Nie chciał robić jej złudnych nadziei na przyszłość, chociaż ona najwyraźniej patrzyła na to zupełnie inaczej. "Może teraz nie jesteś gotowy, ale kto wie, co pokaże przyszłość" - te zdanie słyszał tak często, że wybudzony nagle w środku nocy z miejsca by je wyrecytował. No cóż, według niego szanse marne, ale skoro i tak nie mógł jej tego wybić z głowy, no to co poradzić? Spędzali razem czas, chodzili razem na imprezy, dziewczyna czasami odwiedzała go na meczach, od czasu do czasu spędzali wspólnie popołudnia, nie mówiąc już o wspólnych nocach, ale to nie było to.
Teraz, patrząc na tańczącą na parkiecie dziewczynę, zdał sobie sprawę, że to nigdy nie będzie "to". Z kimkolwiek by nie próbował, jak bardzo by się oszukiwał i ile razy by próbował, to nigdy nie będzie to.
Nigdy bez niej.
Dotarło to do niego zupełnie jak jakaś myśl, która przez dłuższy czas krąży nam po głowie, nie chcąc się w żaden sposób uformować i w ten sposób skutecznie nas męcząc. Dopiero teraz wszystko stało się zupełnie jasne i przejrzyste.
Kochał ją.
Tak po prostu.
Wszystko inne było tylko dodatkiem do tego jednego, najważniejszego zdania.
Kochał ją.
To wszystko.
-Hej, mówię coś do ciebie! - Chris pomachał mu ręką przed oczami, sprowadzając go tym samym na ziemię. Zamrugał nerwowo oczami, patrząc na przyjaciela jak na idiotę. - Co ci jest?
-Coś sobie uświadomiłem... - zaczął, przygryzając delikatnie dolną wargę.
-I to coś ma, jak sądzę, związek z pewną dziewczyną, ubraną w ładną, biało-niebieską suknię ze sporym dekoltem i odkrytymi plecami? - widząc zdziwione spojrzenie młodszego z Australijczyków, mimowolnie parsknął śmiechem. - Proszę cię, przecież nie jestem ślepy. Widzę jak pożerasz ją wzrokiem. - uśmiechnął się szeroko. - Może coś byś z tym fantem zrobił?
-Z jakim fantem? - uniósł brew ku górze.
-Darcy, czy ty istniejesz również w pakiecie z mózgiem? - Holder przewalił oczami, najwyraźniej załamany totalnym nie kontaktowaniem swojego przyjaciela. - Może raczysz w końcu podnieść dupę z tego krzesła i pójdziesz z nią porozmawiać? Masz zamiar tak siedzieć, jak taka totalna sierota, i tonąć w kałuży własnej śliny? Człowieku, ile ty masz lat? Szesnaście? - Chris zaczął się powoli rozkręcać.
-I co ja jej niby powiem? - Darcy sprawiał wrażenie naprawdę zestresowanego. Zupełnie nie wiedział co robić dalej.
-Że zrazy z grzybami są lepsze niż kotlety schabowe. - palnął brunet, ponownie przewalając oczami. - Cholera, no czy ja ci wszystko muszę mówić? Weź się w garść! - walnął go w ramie, najwyraźniej chcąc go w ten sposób zmobilizować. Albo może trochę go ogarnąć? Albo wyrażając w ten sposób swoje niezadowolenie z jego postawy? Znając życie, pewnie wszystko w jednym.
-A Lizzie? - przelotnie spojrzał na dziewczynę, siedzącą kawałek dalej i ze spokojem jedzącą jakąś sałatkę warzywną.
-Serio? Teraz cię ona interesuje? Serio? - otworzył szerzej oczy. - Nie, wersje z mózgiem chyba już się skończyły. - odpowiedział sam sobie na wcześniejsze pytanie. - Zapomnij o niej i idź naprawiać to, co żeś tak popisowo spierdolił w zeszłym roku! No już, zanim się rozmyślę i powiem Adrianowi, żeby skuł ci mordę, bo jej ciśniesz. Myślę, że by mi uwierzył, a doskonale wiesz, jaką on ma na jej punkcie fazę.
Kolejny raz poklepał przyjaciela po ramieniu by chwilę później wstać z zajętego przez siebie krzesła i ruszyć wesołym krokiem ku zbliżającej się do nich Sealy. Ta dwójka, w jego oczach, jest najbardziej udaną parą, jaką kiedykolwiek widział. Dobrze, że Chris w końcu sobie kogoś znalazł, i to kogoś takiego jak właśnie blondynka. Są dla siebie stworzeni, każdy to zauważa.
Odetchnął parę razy głęboko, zamrugał nerwowo oczami i powtarzając sobie w myślach, że nie jest mięczakiem, wstał ze swojego miejsca i żwawym krokiem ruszył w kierunku tańczącej brunetki. Teraz albo nigdy.
-Można? - zapytał, kiedy znalazł się tuż obok niej i jakiegoś kuzyna Pauliny, który zajął miejsce Adriana.
-Oczywiście. - chłopak uśmiechnął się do niej lekko tylko po to, by chwilę później przekazać jej dłoń w jego. Objął ją nerwowo w pasie, ona ułożyła swoją dłoń na jego ramieniu, podczas gdy ich drugie dłonie zupełnie automatycznie się ze sobą splotły. Odległość między nimi została ograniczona do minimum, a on był święcie przekonany, że mimo hałasu, jaki dookoła nich panował, z całą pewnością jest w stanie usłyszeć szybsze bicie jej serca.
Momentalnie zapomniał o całym świecie.
Ani przez sekundę nie spuścił wzroku z jej oczu, a ona nie pozostawała mu dłużna. Wpatrywali się w siebie bez żadnego skrępowania, bez żadnych trudności. Nerwowo przełknął ślinę zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo tęsknił za tym widokiem. Jak bardzo tęsknił za wpatrywaniem się w jej cudowne oczy, za trzymaniem jej w ramionach i za czuciem jej bliskości tuż przy sobie. Niemal fizycznie odczuwał te dziwne, specyficzne napięcie jakie w tym momencie między nimi panowało. Ten prąd, jaki przepływał między ich ciałami zdawał się delikatnie wędrować wzdłuż jego układu nerwowego, rozchodząc się po nim całym.
Zupełnie bezwiednie przysunął się do niej jeszcze bliżej, opierając swoje czoło o jej. Ani na moment nie spuścił z niej wzroku.
Kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, co się dzieje dookoła niego. Nie zauważał tych uśmiechów na twarzach ludzi, którzy dobrze ich znali, nie zauważył Chrisa i Sealy, którzy właśnie zagadywali Lizzie, żeby nie wpadła na parkiet i nie narobiła scen, nie zauważał Adriana, który z nieco zmartwioną miną uśmiechał się jednak delikatnie, nie zauważał Pauliny i Ryana, którzy tańcząc na parkiecie co rusz posyłali im promienne uśmiechy. Nie zdawał sobie sprawy, że melodia, jaka właśnie była grana, zdecydowanie należy do tych skoczniejszych, a oni ledwie się poruszają, zupełnie nie do rytmu.
Zresztą, nawet gdyby to zauważał, kompletnie nic by go to nie obchodziło. Nie w tej chwili.
Czując, że dłużej nie wytrzyma już tego napięcia, jakie między nimi panuje, odsunął się delikatnie, nadal trzymając jedną dłoń splecioną z jej.
-Wyjdziemy na zewnątrz? - zapytał, odchrząkając delikatnie. Brunetka tylko kiwnęła głową na znak zgody po czym potulnie ruszyła za nim. Przez niewielki korytarz wyszli oszklonymi drzwiami na taras. Cudownym zrządzeniem losu nie było tam ani jednej żywej duszy.


Stanęli przy drewnianej barierce, opierając się o nią. Zapadła cisza, jakby żadne z nich nie wiedziało, jak zacząć rozmowę, jak powiedzieć to, co w tym momencie kłębiło się w ich głowach.
-Lena.
-Darcy.
Odezwali się dokładnie w tym samym momencie. W normalnych warunkach zapewne parsknęliby śmiechem, a tak to tylko ograniczyli się do niepewnych uśmiechów.
Darcy westchnął głęboko, powtarzając sobie w myślach, że ma nie zachowywać się jak mięczak.
-Mogę ja pierwszy? - zapytał, wiedząc, że później mógłby nie być w stanie powiedzieć tego, co zamierzał. Brunetka kolejny raz kiwnęła głową potakująco. - Problem w tym, że zupełnie nie wiem jak się do tego zabrać. - dodał z niesmakiem.
-Nie wierzę, że Darcy Ward miałby sobie z czymś nie poradzić. - odezwała się, uśmiechając przy tym pokrzepiająco i delikatnie kładąc dłoń na jego ramieniu.
Chwycił ją swoją dłonią i delikatnie ją oderwał, splatając od razu ich palce. Czuł ją przy sobie i chyba to dało mu najwięcej siły by wyrzucić z siebie to, co chciał.
-Pamiętasz ten dzień na Bulwarze, kiedy po raz pierwszy się pocałowaliśmy? - mimowolnie uśmiechnął się do swoich wspomnień. To była jedna z tych chwil, których nigdy się nie zapomni. - Pamiętasz, co ci wtedy powiedziałem?
-Pamiętam.
-Powiedziałem ci, że chcę być z tobą i nie przejmować się absolutnie niczym innym. W skrócie mówiąc. - przestąpił nerwowo z nogi na nogę. Mocniej ścisnął dłoń Leny. - Pamiętam jak cholernie długo się do tego zbierałem i że o mało co nie umarłem ze stresu czekając na twoją reakcję. Pamiętam to tak dokładnie, jakby to było wczoraj. Pamiętam, że gwiazdy świeciły wtedy wybitnie jasno, że księżyc był bliski pełni, że było ciepło, że na Bulwarze nie było praktycznie nikogo poza nami. Pamiętam, że miałaś na sobie ubraną tę śmieszną białą bluzkę z nadrukiem dziewczynki z drwiącym uśmiechem i swoje ulubione, granatowe dżinsy. Pamiętam, że miałaś rozpuszczone włosy, które non stop musiałaś poprawiać, bo co rusz wpadały ci do oczu. Pamiętam, że prawie przez cały czas trzymałaś swoją głowę na moim ramieniu, a ja bez przeszkód mogłem cię obejmować. Pamiętam też jak byłaś zaniepokojona tym, że coś się stało. Pamiętam każdą sekundę tego dnia i pamiętam też, jak cholernie szczęśliwy byłem, kiedy już było po wszystkim, kiedy dowiedziałem się, że ty również czujesz to samo co ja. - przerwał na moment. - Pamiętasz, jak pierwszy raz powiedziałem ci, że cię kocham? Byliśmy wtedy nad jeziorem w Anglii. Siedzieliśmy na wspólnym leżaku oglądając zachód słońca. Chyba podświadomie czułem, że to jest idealny moment. Pamiętam, że ty wtedy zalałaś się łzami, a ja myślałem, że stało się coś złego i w myślach bluzgałem sam na siebie, że jestem idiotą do kwadratu, że tak z tym wypaliłem. Potem ty powiedziałaś mi to samo, cały czas ze łzami w oczach. I poczułem wtedy, że absolutnie wszystko jest na swoim miejscu.
-Nie ty jeden to wtedy poczułeś. - wtrąciła się dziewczyna, której w tym momencie oczy również lśniły w blasku pomarańczowego światła, rzucanego przez latarnie.
-Wszystko układało się tak cudownie, było nam razem tak wspaniale, za każdym razem kiedy musiałem cię zostawiać miałem wrażenie, że czegoś mi brakuje i to bolało niemal jakby ktoś mi połamał kilka kości w ciele. - przełknął ślinę. - A potem to wszystko zaczęło się koncertowo pieprzyć... - skrzywił się, kiedy przez jego myśli przepłynęły wszystkie chwile ich kłótni, cichych dni, awantur i w końcu tego najgorszego, mianowicie zerwania. - Byłem cholernie zły na siebie, na ciebie i na wszystkich dookoła nas. Sam nie wiem na kogo bardziej. Czy na ciebie, że pierwsza chciałaś zerwania, czy na siebie, że nie walczyłem o ciebie na początku dostatecznie mocno, czy na resztę, że się zbyt mocno wtrącali, tak jak robił to Adrian.
-On chciał tylko pomóc, nic poza tym. - od razu pospieszyła z pomocą przyjacielowi. Ta dwójka była dla siebie naprawdę bliższa niż niejedne rodzeństwo. Bez wahania skoczyliby za sobą w ogień.
-Wiem. Znaczy się, teraz to wiem. - powiedział. - Przez ten rok spędzony z dala od Torunia sporo rzeczy do mnie dotarło. Przede wszystkim dotarło do mnie to, jakim zajebistym idiotą byłem przez cały ten czas.
-Darcy... - chciała coś wtrącić, ale gestem nie pozwolił jej na to.
-Nie próbuj zaprzeczać, bo oboje wiemy, że to prawda. Zachowywałem się jak kompletny gówniarz, który był pewny, że ma już wszystko i że nikt nie jest w stanie mu tego odebrać, więc może sobie pozwalać na znacznie więcej. Że może zachowywać się jak pan i władca świata, nie patrząc na innych. Byłem pieprzonym palantem i będę cię za to przepraszał do końca życia.
-Nie musisz przepraszać, bo nie jesteś jedynym, który zawinił. Wina zawsze leży po obu stronach, nie pamiętasz? Ja również nie byłam święta. - tym razem to ona mu przerwała.
-To już teraz zupełnie nieważne. - stwierdził, chcąc jak najszybciej zmienić temat. Wspominanie tych bolesnych chwil zdecydowanie nie było tym, co chciał jej powiedzieć tego wieczora. - Chcę ci powiedzieć, że przez ten rok z dala od ciebie dotarło do mnie, że moje życie jest puste. Zupełnie bez sensu. Owszem, jest żużel, który cały czas sprawiał i będzie mi sprawiał radochę, jest wiele pasji, które za każdym razem dają mi pozytywnego kopa, są nawet imprezy, bez których moje życie byłoby zbyt monotonne. Jeździłem na zawody, chodziłem na imprezy, spotykałem się ze znajomymi, robiłem milion innych rzeczy, ale kiedy po wszystkim wracałem do domu, kiedy kładłem się do łóżka wiedziałem, że czegoś mi brak. Że kogoś mi brak. Kogoś, do kogo w tym momencie mógłbym się przytulić, kto pochwaliłby mnie za zwycięstwa, albo pocieszył po porażkach. Brakowało mi kogoś, kto byłby przy mnie i nie chodzi mi tu o kogoś takiego jak Chris, czy wszyscy inni znajomi. Brakowało mi drugiej połówki. - przerwał na moment, po czym dodał: - Brakowało mi ciebie.
-Darcy... - z jej oczu wypłynęły na policzki dwie duże łzy.
-Byłem totalnie głupi sądząc, że sobie bez ciebie poradzę. Nie radziłem sobie. Taka jest prawda. I nie będę sobie radził, bo bez ciebie nic nie jest takie samo jak było wcześniej. Po każdym swoim sukcesie myślałem sobie, że może w tym momencie się cieszysz, że jesteś ze mnie dumna, że się uśmiechasz tak jak kiedyś i to sprawiało, że walczyłem jeszcze mocniej i jeszcze bardziej się starałem. Przez cały ten sezon moją główną motywacją byłaś ty. Wiedziałem, że nie mogę tak zawalić jak w zeszłym roku. Musiałem wziąć się w garść i pokazać wszystkim, a przede wszystkim tobie, że się zmieniłem. Że już nie jestem tym samym gówniarzem, który traktował cię jak nic nieważną rzecz. Bo, cóż, to ani trochę nie była prawda. Ty jesteś najważniejszą osobą i rzeczą w moim życiu. - odetchnął głęboko tylko po to, by zaraz powiedzieć to, do czego zmierzała cała ta rozmowa. - Kocham cię, Lena. Kochałem cię, kocham i zawsze będę cię kochał. I to jest właśnie to, co chciałem ci powiedzieć. Szkoda tylko, że tak cholernie długo mi to zajęło i przez moją totalną głupo... - nie dane było mu dokończyć.
Brunetka, teraz już kompletnie zalana łzami, szybko zrobiła pół kroku do przodu i nie czekając ani chwili, bez sekundy zawahania odnalazła jego usta swoimi. Zarzuciła mu ręce na kark, a on objął ją w talii.
Tak cholernie tęsknił za smakiem jej ust!
Pocałunek dość szybko przemienił się z tego subtelnego w pełen namiętności i pewnego rodzaju niecierpliwości. Zupełnie jakby tym sposobem oboje chcieli pokazać, jak bardzo za sobą tęsknili przez ten rok.
Oderwali się od siebie dopiero po dłuższej chwili, stykając się czołami. Ich oddechy były znacznie przyspieszone, serca biły zdecydowanie szybciej, a ciała lekko drżały. To była prawdziwie magiczna chwila.
-Kocham cię. - wyszeptał z celebracją. Wiedział, że teraz wszystko zależy od niej. Czy będą razem, czy ruszą dalej przez życie osobno. On już powiedział wszystko, co chciał i zrobił wszystko, co mógł. Teraz była kolej Leny.
Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie.
-Ja ciebie też.
I już wiedział, że wszystko będzie dobrze.

And that is how I knew you were the one.

***

czerwiec, 2013

If I close my eyes, I can see your smile
I can hear the laugh I loved and I can’t get enough
I can pull you closer in a moment, just like this
I can stop the world with only just your kiss

Stałam w parku maszyn nerwowo bawiąc się smyczą, do której przyczepioną miałam plakietkę umożliwiającą mi wstęp właśnie tutaj na dzisiejszych zawodach. A zawody były nie byle jakie. Właśnie zmierzała ku końcowi 7 runda zmagań o Indywidualne Mistrzostwo Świata. Tym razem cykl zawitał do Danii, a konkretnie do Kopenhagi.
A skąd u mnie tyle nerwów? Otóż za jakąś minutę miał się rozpocząć bieg finałowy. Bieg o tyle dla mnie ważny, bo startował w nim mój przyjaciel, Chris Holder, a przede wszystkim ten jeden, najważniejszy, a mianowicie Darcy. Były to jego pierwsze zawody w Grand Prix po odniesionej kontuzji i za każdym razem jak wyjeżdżał na tor byłam w stanie dokładnie wam opowiedzieć jak się czuje osoba tuż przed zawałem. Wiem, po tylu latach oglądania tego sportu, po całym tym czasie jaki spędziłam z Darcym powinnam już przywyknąć do stresu i adrenaliny, ale, kurde... nie jestem w ogóle pewna czy to jest możliwe. Nadal tak samo przeżywałam każdy jego bieg, bez względu na to, jakie to były zawody, o jaką stawkę i z kim jechał. Wszyscy doskonale wiedzą, że należy on do jednych z najbardziej walecznych i nieustępliwych żużlowców, a jego jazda jest równie widowiskowa co wzbudzająca zarówno podziw jak i strach. Pomnóżcie to sobie teraz razy milion i macie obraz tego, jak się teraz czułam.
Szczerze powiedziawszy, byłam równie dumna co i zaskoczona, w jak genialnej formie powrócił. Przez te nieszczęsne zawody w Szwecji stracił naprawdę sporo czasu i pozostała mu już tylko walka o utrzymanie się w czołowej ósemce. Kontuzja, złamanie łopatki, jakiej się nabawił podczas swojego drugiego biegu w Goeteborgu to zdecydowanie nie był powód do radości. I pomyśleć, że doszło do tego wszystkiego w tak cudownym dniu, jakim był dzień świętowania jego dwudziestych pierwszych urodzin. Zdecydowanie na ten dzień był inny scenariusz niż szpital i wszystkie te nerwowe chwile.
Przyznam się szczerze, że bałam się jeszcze o coś. Bałam się tego, jak będzie zachowywał się Australijczyk kiedy będzie zmuszony do pauzowania. Chociażbym nie wiem jak się starała, nie mogłam pozbyć się świadomości tego, jak takie chwile przebiegały w 2010 roku. Bałam się, że znowu zaczną się kłótnie, że już od pierwszego dnia będę musiała być przygotowana na kubeł zimnej wody wylanej na moją głowę.
Chyba powinnam powiedzieć, że jestem najbardziej pesymistyczną osobą na świecie.
-Ale jestem głupi. - takimi słowami przywitał mnie Darcy, kiedy lekarze w końcu pozwolili mi dzień później wejść do jego sali. Byłam u niego już wcześniej, praktycznie całą noc przesiedziałam na krzesełku w jego pokoju, ale Darcy naszpikowany lekarstwami przeciwbólowymi prawie cały czas spał. Dopiero teraz był w pełni świadomy. Mimowolnie odetchnęłam z ulgą słysząc jego głos. - Pojechałem jak jakiś szkółkowicz i gdybym był w stanie to chyba sam sobie przybiłbym piątkę. - burknął, wyraźnie zły sam na siebie.
-Darcy, przestań. - przysunęłam sobie krzesło do jego łóżka i od razu usiadłam. - W tym sporcie takie rzeczy się zdarzają. Kontuzje to nie nowość. Owszem, nie wpisałabym tych zawodów w twoje Top 10, ale przecież to nie jest koniec świata.
-Ale koniec marzeń o zdobyciu mistrza świata... - spuścił wzrok.
-A, przepraszam bardzo, planujesz jakieś zakończenie kariery, o którym ja nie wiem? - zapytałam, na co chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem, unosząc brew ku górze. - Dlaczego miałbyś nie zdobyć mistrza w przyszłym roku? I jeszcze rok później? I jeszcze później? Potem mógłbyś pozwolić wygrać Chrisowi, żeby nas nie zamęczył swoim marudzeniem. - posłałam mu szeroki uśmiech, na co odpowiedział mi tym samym, co prawda ze znacznie mniejszym entuzjazmem, ale dobre i to. - Darcy wykurujesz się z tego i wrócisz. I znowu będziesz wszystkich zachwycał swoją jazdą, a ja będę mogła się chwalić na prawo i lewo, że ten geniusz na motocyklu to mój chłopak. Łapiesz?
-Cholera, jesteś nieziemska. - teraz uśmiechnął się już znacznie szerzej, chwytając moją dłoń i przyciągając mnie do siebie tylko po to, by złożyć na moich ustach czuły pocałunek. - Kto w ogóle wygrał?
-Emil. Ale warto też zaznaczyć, że Chris był drugi. - odpowiedziałam.
-Dobre i to. - stwierdził. - I rzeczywiście, masz rację. Wrócę, zanim się wszyscy obejrzą i wtedy im pokaże. - powiedział, tym swoim pewnym siebie głosem. I właśnie takiego Darcy'ego chciałam mieć przy sobie zawsze. - A teraz chodź tu do mnie, bo nie widziałem cię przez cały dzień, a z tego co pamiętam, ominęła nas impreza do świętowania. Możemy sobie to odbić teraz tylko we dwójkę. - przesunął się delikatnie na swoim łóżku, robiąc mi miejsce. Lekarz zapewne dostanie szału jak nas zobaczy, ale ani trochę mnie to nie interesowało. Szybko pozbyłam się butów i sekundę później już leżałam koło niego, uśmiechając się w duchu, że wszystkie moje obawy rozpłynęły się w siną dal.
Teraz, widząc jak stoi pod taśmą, oczekując na start biegu, jak kopie butem w nawierzchnię, jak poprawia gogle, czułam, że dumna wprost rozsadza mnie od środka. I to nie tylko dlatego, że dotarł w tych zawodach tak daleko, ale również dlatego, że przez cały czas, kiedy zmagał się z kontuzją, zachowywał się naprawdę dojrzale i odpowiedzialnie. Żadnego marudzenia, żadnego wysiłku ponad siły, żadnego pośpiechu. Odczekał swoje i dopiero kiedy naprawdę był gotowy wrócił. I to wrócił w pięknym stylu.
Stałam w towarzystwie jego mechaników, ściskając mocno kciuki, kiedy żużlowcy pochyleni już nad kierownicami swoich motocykli oczekiwali, aż sędzia zwolni taśmę startową.
Gdybym miała powiedzieć, co czułam przez tę minutę trwania wyścigu, to zdecydowanie długo by mi zajęło wymienianie wszystkich uczuć, jakie mnie opanowały. Czułam, że za moment odfrunę i dopiero mechanicy Darcy'ego, którzy wpadli na mnie i zaczęli mnie ściskać, sprowadzili mnie na ziemię.
Wygrał.
Zrobił to.
Powrócił, i to powrócił w takim stylu!
Jednego byłam pewna, mam najzdolniejszego chłopaka na świecie i zdecydowanie ten dzień należał tylko i wyłącznie do niego.
Wszyscy mogli sobie zapisać wielkimi, pogrubionymi literami: Darcy Ward powrócił!

***

Po udzieleniu wywiadu, odebraniu pucharów, kwiatów, po standardowym oblewaniu się szampanem, sesji zdjęciowej, wygłupach z Chrisem i jakimś milionie zdjęć jaki sobie zrobili w końcu wrócili do parku maszyn. Darcy został zatrzymany przez jakiegoś dziennikarza, który poprosił go o odpowiedź na kilka, króciutkich pytań. Posłał mi tylko wymowną minę, ale mimo wszystko się zgodził. Ja w tym czasie poszłam pogratulować Chrisowi trzeciego miejsca.
-Gówniarz za szybki dzisiaj był! - palnął, ale gołym okiem dało się zauważyć, że cieszy się z sukcesu swojego przyjaciela. - Naoglądał się mnie i nagle wygrywać mu się zachciało.
-Głupi jesteś. - parsknęłam śmiechem, przytulając go do siebie. - Gratuluję. Chyba spodobało ci się stanie w tym sezonie na podium. - dodałam, kiedy już się od niego odsunęłam.
-A komu by się nie spodobało. - odpowiedział. - Tylko widok z trzeciego i drugiego miejsca jest jakiś taki chujowy... Zdecydowanie lepiej patrzy się na wszystko stojąc na pierwszym miejscu. - wyszczerzył się w ten swój niepowtarzalny sposób. - A teraz spadam do boksu, bo widzę, że ktoś już wędruje w twoją stronę. - mrugnął do mnie okiem i ruszył w kierunku swoich mechaników. I rzeczywiście, Darcy skończył już udzielać wywiadu i tym kołyszącym się krokiem zbliżał się do mnie. Momentalnie do niego podbiegłam i rzuciłam mu się na szyję.
-Gratuluję, gratuluję, gratuluję! - każde słowo poprzedzone było czułym pocałunkiem.
-Trochę namieszałem nie? - uśmiechał się szeroko. Był z siebie zadowolony i absolutnie był to cudowny widok. - Takie powroty do gry to ja lubię. - mrugnął okiem. - I proszę, to dla ciebie. - wręczył mi bukiet, który kilkanaście minut temu odebrał przy ceremonii dekoracji.
-Dziękuję. - powąchałam kwiaty, upajając się ich zapachem. - Pokaż lepiej jak się prezentujesz z tym drugim cackiem! - ponagliłam go. Darcy jak to Darcy, uniósł trochę wyżej rękę, w której do tej pory ściskał puchar za wygranie, przybrał pozę niczym modelka na wybiegu i walnął dzióbek. Wybuch śmiechu z mojej strony był jak najbardziej przewidywalny. - Genialny widok!
-Genialny widok to będzie teraz. - wcisnął mi do ręki puchar, w drugiej ściskałam kwiaty, a na głowę założył mi swoją czapkę z logiem Monstera na przedzie. - Najpiękniejsza dziewczyna na świecie trzyma dowód mojej pierwszej, wymarzonej wygranej w Grand Prix. To jest dopiero widok! - odwrócił czapkę daszkiem do tyłu tylko po to, by musnąć z celebracją moje usta. - I za coś takiego chyba należy mi się porządna nagroda, prawda? - zapytał, kiedy już się ode mnie oderwał. Jego wzrok mówił absolutnie wszystko.
-A starczy ci sił, panie Ward?
-Proszę cię! - prychnął. - Choćbym miał się podłączyć do prądu to na coś takiego sił mi nigdy nie zabraknie. - kolejny raz tego wieczora wyszczerzył się szeroko. - Chodź, czas się pakować i ruszać w drogę. Im szybciej będziemy w Toruniu tym więcej będziemy mieli czasu dla siebie.
-A potem masz derby do wygrania. - słusznie zauważyłam.
-Co tylko sobie życzysz. - złapał moją dłoń i pociągnął w kierunku swojego boksu.
Mówiłam już, że to był naprawdę, ale to naprawdę genialny dzień?
I co z tego, jeśli się powtórzę.
To był cholernie genialny dzień!
I mam wrażenie, że każdy, spędzony z Darcym będzie należał właśnie do takich. Kolejny raz mogłam nazwać siebie największą szczęściarą na świecie, że trafił mi się ktoś taki jak ten niepokorny Australijczyk. Przeszliśmy przez wiele, musieliśmy do wielu spraw dojrzeć, nie zawsze było kolorowo, ale jesteśmy idealnym przykładem na to, że jeśli chce się czegoś bardzo mocno i jest się zdeterminowanym by to osiągnąć, to droga ku zwycięstwu jest jak najbardziej otwarta. Wyboista, czasami kręta, ale zdecydowanie warto nią podążać żeby potem móc przeżywać wszystkie te chwile, które my przeżywamy obecnie.
Mamy siebie, a to najlepsza nagroda jaka mogła nam się trafić.
I tego się trzymajmy.

Grow old with me
Let us share what we see
And all the best it could be
Just you and I

 *******
Przeszło 9 stron w wordzie, nie mam pojęcia ile zdań, wyrazów, sylab i liter ;)
Od początku, już po napisaniu pierwszego rozdziału wiedziałam, że ten epilog będzie wyglądał właśnie tak.
Nie powiem, miałam chwile zwątpienia, po głowie chodził mi wątek z Adrianem (a wszystko przez Wasze komentarze!), potem był Batch, jeszcze później miało się skończyć tylko na samym początku, bez wesela. 
Widzicie, planów było dużo, ostatecznie postanowiłam się rozpisać. 
Pisałam to cholernie długo, nie było dnia, żebym czegoś nie dopisywała, czegoś nie zmieniała, nad czymś się nie zastanawiała. Ostatecznie jest, happy end :)
Brakuje mi słów żeby wyrazić Wam moją wdzięczność co do wszystkich słów, jakie mi pisaliście. Każdy komentarz, każda wiadomość na tweecie, dodawała mi skrzydeł i sprawiała, że uśmiechałam się od ucha do ucha jak porąbana. Serio, niesamowite uczucie!
Jestem Wam ogromnie wdzięczna, dziękuję za Wszystko i mam nadzieję, że Was nie rozczarowałam.
Muszę napisać/powiedzieć jeszcze jedno. Te opowiadanie pisałam z przerwami już od 2010 roku, stąd takie różnice między poszczególnymi rozdziałami, między początkiem a końcówką, między stylem pisana w pierwszych rozdziałach a tym późniejszym. Miałam pisać to tylko dla siebie, zachować na dysku swojego laptopa i wracać do niego od czasu do czasu wspominając jak siadałam i przelewałam swoje wizje na klawiaturę.
Zapewne tak by się stało, gdyby nie takie dwie, które szturmem wdarły się do mojego życia, rozgościły się w nim i nie zanosi się na to, żeby się gdziekolwiek wybierały.
Ten epilog jest dla Was, każde słowo jest dla Was, całe to opowiadanie jest dla Was, jedyne w swoim rodzaju Hotki Nad Hotkami!
 :)

Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Do usłyszenia, mam nadzieję niedługo, na kolejnych opowiadaniach :)


PS: linki do piosenek są podane u góry, warto posłuchać bo a)są genialne;d i b)w jakiś sposób odzwierciedlają cały ten epilog :)
PS2: Amnesia niestety nie jest jeszcze dostępna w wersji audio, poza krótkim 30 sekundowym fragmentem :| pozostaje (bynajmniej mi) poczekać na pełną wersję :)
PS3: matko, to już serio koniec :D wytrwałam, ogarnęłam, jestem z siebie dumna, amen! :D


https://twitter.com/nikax92

niedziela, 11 maja 2014

Thirty first

Starałam się jak najbardziej odwlec w czasie moje spotkanie twarzą w twarz z Australijczykiem, ale jak zwykle bywa w takich momentach, nie za wiele mogłam zdziałać. Nie mogłam dłużej się ukrywać, udawać, że nie ma żadnego problemu i wmawiać sobie, że w sumie nie mamy o czym szczególnym rozmawiać. Oboje wiedzieliśmy, że tak nie jest. I oboje musieliśmy coś z tym zrobić.
Zastanawiałam się co też powiem Piegusowi gdy go zobaczę. Jak się zachowam. Czy powinnam przytulić go na powitanie? Podać rękę? Skinąć głową? Cholera, że też to musi być takie pokręcone! Zgodnie z tradycją byłam kompletnie rozdarta wewnętrznie, a mętliku, jaki panował w moim umyśle, nie sposób było w żaden sposób ogarnąć. Czy kiedykolwiek będzie normalnie? Czy w końcu cała ta chora sytuacja się skończy i zacznę żyć normalnym życiem? Szczerze coraz częściej zaczynałam w to wątpić.
Co najgorsze po raz kolejny nikt nie mógł mi w tym wszystkim pomóc. Ani Adrian, ani Paulina, ani Ryan, ani nawet Chris nie mogli zrobić nic, poza wspieraniem, dawaniem dobrych rad. Jedynie świadomość, że są ze mną w tym momencie myślami jakoś podnosiła mnie na duchu. Są z nami, bo w końcu Darcy to również ich przyjaciel i zależy im również na jego szczęściu.
Tylko czym dla nas jest szczęście? Kiedy byliśmy razem nie było wcale tak różowo. Kiedy jesteśmy osobno sytuacja jest podobna, żeby nie powiedzieć taka sama. Tak źle i tak niedobrze. Zdecydowanie musimy porozmawiać, znaleźć jakieś wspólne rozwiązanie i wybrnąć z tego wszystkiego w możliwie najlepszy sposób.
Gdyby to było takie łatwe...


*******

Piątek.
Umówiłam się z Australijczykiem, że za około godzinę przyjdzie do mojego mieszkania. Początkowo chcieliśmy się spotkać gdzieś na neutralnym gruncie, ale po głębszym zastanowieniu nie był to zbyt dobry pomysł. Zbędne zainteresowanie osób trzecich było w tym momencie rzeczą najmniej nam potrzebną, a niewątpliwie tak by się skończyło. Już widzę ten tabun jego fanów i fanek, proszących go o autograf, zdjęcie, zagadujących go czy najzwyczajniej w świecie gapiących się na niego, a przy okazji na mnie, jak na obiekt w zoo. Nie, zdecydowanie woleliśmy sobie tego oszczędzić.
Rodziców całe szczęście nie było w domu. Jakiś czas temu zadzwonili do nich państwo Miedzińscy, zapraszając do siebie na działkę na weekend. Z daleka wyczuwałam tutaj wpływ Adriana, który wiedząc co jest na rzeczy, podsunął rodzicom pomysł z tym wspólnym wypadem. Mówiłam już, że jestem wielką szczęściarą mając go koło siebie? Cokolwiek by się nie działo zawsze mogę na nim polegać i sama nie wiem jakim cudem uda mi się kiedyś mu odwdzięczyć za wszystko, co do tej pory dla mnie zrobił. I robi nadal. I znając życie, w przyszłości też będzie to robił. Taki już jest Adrian.
Tak czy inaczej, posprzątałam cały dom, kilka razy przejrzałam wszystkie portale internetowe, posiedziałam na facebooku i twitterze, przeczytałam kilka rozdziałów książki Cassandry Clary, której serię Dary Anioła właśnie wałkuję, i cały czas miałam wrażenie, że czas stoi w miejscu. Zupełnie tak, jakby dobrze się bawił widząc mnie w takim stanie. Powiedzieć, że jestem zdenerwowana to tak jakby nazwać rozwścieczonego grizly zdenerwowanym. Kompletnie nie mogłam sobie znaleźć miejsca raz po raz powtarzając sobie w myślach wszystko to, co miałam zamiar powiedzieć Australijczykowi. Kiedy przyjdzie co do czego pewnie i tak wszystko wyleci mi z głowy, ale póki miałam okazje, wałkowałam non stop to samo.
Tak, podjęłam decyzję. Chyba jedyną słuszną w tej sytuacji. Zdecydowałam, że czas skończyć z tą całą przerwą, odpoczynkiem, separacją, czy jakkolwiek to nazwać i dać nam kolejną szansę. O ile Darcy będzie nadal zainteresowany.
Doszłam do wniosku, że to wszystko, co się teraz dookoła nas dzieje to jest jedno wielkie nieporozumienie. Oboje się męczymy, a przecież nie o to chodzi.
Tęskniłam za nim. Tęskniłam za jego dotykiem, za sposobem w jaki jego ramiona mnie obejmowały, zamykając w szczelnym uścisku przez co miałam wrażenie, że odnalazłam swoje bezpieczne miejsce na świecie. Tęskniłam za tym, jak składał pocałunki na moim czole, jak subtelnie gładził swoimi dłońmi moje plecy. Jak bawił się moimi dłońmi kiedy leżeliśmy razem na moim łóżku oglądając filmy na laptopie. Tęskniłam za jego uśmiechem, za sposobem w jaki mrużył oczy kiedy usilnie starał się być poważny, chociaż tak naprawdę miał ochotę parsknąć śmiechem. Za tym śmiechem również tęskniłam. I za jego żartami, wesołym humorem, którym zarażał wszystkich dookoła. Tęskniłam za jego ustami, które z taką czułością szeptały moje imie i te dwa najważniejsze dla mnie słowa by po chwili muskać z celebracją moje wargi. Tęskniłam za pocałunkami, wspólnymi nocami, tęskniłam za tym jak nasze ciała idealnie do siebie pasowały.
Tęskniłam za nim całym i za wszystkim co z nim związane i nie mogłam dłużej przed tym uciekać. Nie mogłam udawać, że jest inaczej, skoro tak naprawdę jedyne czego pragnęłam to znaleźć się z powrotem w jego ramionach, nie martwiąc się o to, co będzie później.
Musiałam naprawić naszą relację. I miałam nadzieję, że nie będę w tym osamotniona. Jedyne o czym teraz marzyłam to to, żeby okazało się, że Australijczyk podziela moje zdanie.
I wszystko skończy się dobrze.


*******


Punktualnie o godzinie siedemnastej po moim mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka. Z głośno i szybko walącym sercem podeszłam do drzwi, które następnie otworzyłam tylko po to, by stanąć w końcu twarzą w twarz z facetem, który był całym moim światem.
-Cześć Lena. - zero uśmiechu. To chyba nie wróżyło nic dobrego, prawda? "Przestań krakać!" zbeształam samą siebie w myślach, wpuszczając Australijczyka do środka.
-Cześć Darcy, cieszę się, że przyszedłeś. - odpowiedziałam, kierując się do mojego pokoju. Chłopak od razu podążył za mną.
-Musimy chyba porozmawiać, prawda? - zapytał, siadając na moim łóżku. Kiwnęłam głową zajmując miejsce na krześle tuż naprzeciwko niemu. - Najwyraźniej mamy sobie wiele do wytłumaczenia. - dodał po chwili. Przełknęłam nerwowo ślinę wiedząc, że to ja powinnam zacząć mówić.
-Przede wszystkim powinnam cię przeprosić... - zaczęłam.
-Za co? - wtrącił.
-Za ostatnie tygodnie. Za tę całą akcję jaka jest między nami. To ja jestem tutaj głównie winna. - chciałam kontynuować swoją wypowiedź, ale nie było mi to dane.
-A może za to, że tak szybko pocieszyłaś się po naszym rozstaniu? - przerwał mi. Spojrzałam na niego szeroko otwartymi oczami. - Daj spokój Lena. Nie próbuj zaprzeczać.
-Ale o co ci w tym momencie chodzi? - kompletnie nie wiedziałam co ma na myśli.
-O ciebie mi chodzi! O ciebie i Batchelora! - podniósł lekko głos. Jego dłonie zaczęły się delikatnie trząść w ukrywanej złości, więc dla bezpieczeństwa splótł swoje palce. - Spośród wszystkich facetów na świecie nie spodziewałem się, że wybierzesz akurat tego, z którym mam tak dobre kontakty i którego uważałem za jednego z moich najlepszych kumpli. Poważnie, nie było nikogo innego? - to nie był Darcy, którego miałam nadzieję dzisiaj zobaczyć. Nie był uśmiechnięty, nie emanowała z niego miłość, nie był spokojny. Ten, który siedział na przeciwko mnie był tykającą bombą z opóźnionym zapłonem, która w każdym momencie mogła wybuchnąć. Złość, rozczarowanie i wiele innych negatywnych emocji wprost się z niego wylewało.
-Darcy, o czym ty mówisz? Przecież mnie i Troya kompletnie nic nie łączyło i nie łączy! Skąd Ci to w ogóle przyszło do głowy?
-Daj spokój, mogłabyś przynajmniej nie udawać! Miej chociaż na tyle odwagi, żeby się przyznać!
-Ja nie.. - znowu nie dane było mi kontynuować.
-Widziałem wasze wspólne zdjęcia! Słyszałem relacje ludzi z tego pieprzonego klubu! Dobrze się z nim bawiłaś? Wygląda na to, że tak, skoro wyszliście razem w szampańskim nastroju, totalnie zalani, Bóg jeden wie gdzie. Nawet obecność Taia jakoś wybitnie wam nie przeszkadzała! - wyrzucał z siebie słowa niczym pociski z karabinu maszynowego. Teraz już w żaden sposób nie ukrywał swoich emocji. - Wiem, że zostałaś u niego na noc i mogę się tylko domyślać, jak to wszystko się skończyło. Chociaż uwierz mi, ostatnią rzeczą jakiej pragnę jest myślenie o waszej dwójce RAZEM.
-Cholera, dasz mi coś powiedzieć?! - ja również podniosłam głos słysząc te wszystkie brednie jakie padały z jego ust. - Nie wiem kto nagadał Ci takich głupot, ale to wcale nie było tak! Wpadłam na Troya i Taia całkowicie przypadkiem! Byłam u kuzynki w Gnieźnie, postanowiłyśmy wieczorem pójść na jakąś imprezę, to wszystko! W życiu bym się nie spodziewała, że tam na nich wpadniemy! - widząc, że już chce coś wtrącić, tym razem to ja nie dałam mu dojść do głosu. - Owszem, bawiliśmy się razem, owszem trochę wypiliśmy i owszem byłam z nimi w ICH hotelu, ale do niczego nie doszło! Cholera, myślisz, że zrobiłabym coś takiego z twoim kumplem?! Aż tak nisko mnie oceniasz?
-Nie zrobiłabyś czegoś takiego z moim kumplem, ale z kimś dla mnie totalnie obcym już tak, prawda?! - zapytał, a ja miałam wrażenie, jakby coś ostrego wbiło się w moje serce i przekręciło się parokrotnie.
-Jak możesz... - w moich oczach powoli zaczęły gromadzić się łzy.
-Jak mogę?! Kurwa, czy ty słyszysz siebie?! - podniósł się z łóżka, krążąc nerwowo po pokoju. - Jaki ja byłem głupi kiedy uwierzyłem, że ta cała przerwa czy co to tam między nami było, jest po to, żeby na końcu wszystko wróciło do normy! Uwierzyłem, że potrzebujesz tego tylko po to, żeby poukładać sobie wszystkie sprawy i zrozumieć, że mimo wszystko mnie kochasz! Bo wyobraź sobie, że JA cię kocham! Każdego pierdolonego dnia miałem nadzieję, że się do mnie odezwiesz prosząc mnie o rozmowę, w której powiesz, że masz dość i że chcesz do mnie wrócić! Każdej pierdolonej minuty miałem wrażenie, że po prostu śpię i za moment się obudzę wtulony w ciebie, a to wszystko będzie tylko złym snem, o którym bardzo szybko zapomnę! Wiesz jak zajebiście cieżko było mi patrzeć na ciebie, słuchać Twojego głosu, siedzieć koło ciebie czy nawet myśleć o tobie i wiedzieć, że nie mogę tak po prostu do ciebie podejść i pocałować kiedy będę miał na to ochotę, albo przytulić się do ciebie kiedy tego potrzebowałem?! Bo potrzebowałem! Potrzebowałem twojej obecności bardziej niż czegokolwiek! Mój świat się rozpierdalał na kawałki, odsuwano mnie od składu, media mieszały mnie z błotem, kibice traktowali jak gówno, nie mogłem się pozbierać, czułem się totalnie zagubiony w tym wszystkim, a Ciebie nie było koło mnie, żeby powiedzieć mi, że wszystko będzie w porządku, że mam się nie przejmować bo cokolwiek by się nie działo, mamy siebie! Kurwa, nie było Cię, bo postanowiłaś zrobić sobie przerwę! Po co?! Żeby przy pierwszej możliwej okazji przespać się z moim kumplem?! - ze złości na moment zamilknął, najwyraźniej starając się uspokoić.
-Powtarzam Ci, że między nami do niczego nie doszło, zrozumiesz to wreszcie?! - tym razem to ja krzyknęłam - I nie rób ze mnie tej złej, bo to od samego początku była twoja wina! Jakoś nie byłam Ci potrzebna wcześniej, kiedy coś ci nie szło! A może nie byłam ci potrzebna do tego, o czym mówisz, bo do wyżywania się na mnie, do przelewania na mnie swojej frustracji, złości i cholera wie czego jeszcze wydawałam się wprost stworzona!
-Nie zmieniaj tematu! Wiem, że wcześniej nie zawsze zachowywałem się odpowiednio, ale przecież cię przeprosiłem! Powiedziałem, że się zmienię, ale ty nawet nie chciałaś o tym słuchać, od razu wyjeżdżając z całym tym pierdoleniem o spojrzeniu na to wszystko z dystansu i czasu do namysłu!
-A ty powiedziałeś, że to rozumiesz! - również wstałam ze swojego miejsca, stając niedaleko niego.
-A co innego miałem Ci powiedzieć?! Że się nie zgadzam?! Przecież i tak zrobiłabyś po swojemu! Moje zdanie kompletnie się w tamtym momencie nie liczyło! Poza tym przez cały czas myślałem, że to jest tylko taka chwilowa sytuacja i wszystko wróci do normy szybciej niż zdążę pomyśleć! Najwyraźniej tylko jedno z nas tego pragnęło. Ty najwyraźniej bawiłaś się w tym czasie wprost szampańsko!
-Jesteś egoistą! Kiedy ty w końcu zrozumiesz, że świat nie kręci się dookoła Ciebie?! Są na świecie jeszcze inni ludzie!
-Jestem egoistą bo co? Bo cię kocham i chciałem, żebyś do mnie wróciła? Świetnie, mogę być sobie pierdolonym, zajebiście egoistycznym egoistą, ale w takim razie, kim jesteś ty? Bawiłaś się mną! Dałaś mi złudną nadzieję na to, że znowu będziemy razem podczas gdy tak naprawdę wcale tego nie chciałaś! Przyznaj się, że taka jest prawda!
-Nawet nie wiesz jak bardzo się mylisz... - nie miałam siły już krzyczeć. Nie miałam siły już totalnie na nic. Z moich oczu wypłynęły pierwsze łzy, a za nimi pojawiła się lawina następnych. Nic nie jest takie, jakie powinno być!
-Jakoś ciężko mi w to uwierzyć. - on również przestał krzyczeć, ale złość ani trochę go nie opuściła. - Przyszedłem tutaj z myślą, że wyjaśnimy sobie to wszystko i będzie tak jak dawniej, ale najwyraźniej się przeliczyłem. I wiesz co? Chyba nie żałuję, że stało się tak jak się stało. Bo wiesz co? Tym razem to ja potrzebuję przerwy. I to długiej przerwy! - mój umysł pracował na zwolnionych obrotach, serce cały czas krwawiło, płuca zdawały się przestać pracować, podobnie jak reszta organów. - To koniec, Lena. Mam dość. - dodał, po czym nie czekając na żadną moją reakcję wyszedł z mojego pokoju, a następnie z mieszkania.
Wyszedł z tej chwili, z tego momentu, wyszedł z mojej miłości, a co najważniejsze: wyszedł z mojego życia.
Tak po prostu. Wyszedł.
I tym razem miałam wrażenie, że zrobił to na dobre.


*******


Burzliwy, pełen niespodzianek, dziwnych rozstrzygnięć i emocji sezon żużlowy 2010 dobiegł końca. Dla jednych pechowy, dla innych wręcz przeciwnie. Zawodnikami, działaczami i kibicami, którzy cieszyli się najbardziej po ostatnim biegu byli Ci z Leszna, zdobywcy złotego medalu Drużynowych Mistrzostw Polski. W pięknym stylu wywalczyli pierwsze miejsce, rozpoczynając swoją drogę ku złota od pokonania zespołu toruńskiego w półfinale, a następnie w pięknym stylu radząc sobie z żużlowcami z Myszką Miki na plastronie, jeżdżącymi dla Zielonej Góry.
Brąz ostatecznie przypadł ekipie z grodu Kopernika, która podłamana porażką z Lesznem poradziła sobie po raz kolejny w rundzie play off z drużyną z Wrocławia. W obu meczach padł wynik 47:43 dla gospodarzy, ale z racji tego, że to Toruń zajmował wyższe miejsce w tabeli po rundzie zasadniczej, to na ich piersiach zawisnął medal z brązowego kruszcu. To tylko trochę załagodziło gorycz porażki, bo tak naprawdę w każdym sezonie ambicje zawodników jak i kibiców są znacznie większe. Jest medal, ale nie ten, którego wszyscy by oczekiwali. Trudno się więc dziwić, że nikt nie był do końca szczęśliwy z takiego przebiegu wydarzeń.
Niewątpliwym ojcem sukcesu w meczach o trzecie miejsce był Ryan Sullivan, który na wyjeździe przywiózł 13 punktów, podczas gdy w Toruniu udowodnił, że opinia, jakoby był królem MotoAreny jest jak najbardziej słuszna, przywożąc czysty komplet 15 punktów w pięciu startach. Niestety oczekiwania kibiców kompletnie zawiódł Wiesław Jaguś. Mały Rycesz w dwumeczu wywalczył tylko 3 punkty i to wszystkie na wyjeździe. Dwa zera na domowym torze to na pewno coś, co nie wróżyło zbyt dobrze na przyszłość. Zresztą, sam zawodnik był takim stanem rzeczy podłamany i w jego ekipie coraz częściej padały słowa: "zakończenie kariery". Nikt tak naprawdę nie brał tego chyba na poważnie, w końcu Toruń to Jaguś! Wychowanek, ikona, legenda, która całe swoje życie poświęciła jednej, macierzystej drużynie. Lojalność, wola walki, przywiązanie do tradycji i barw to coś, co w dzisiejszych czasach wielkiego pieniądza nie spotyka się zbyt często. Wszyscy mieli nadzieję, że w sezonie 2011 zobaczymy tego filigranowego zawodnika ponownie, że będzie cieszył nasze oczy swoją jazdą, przywożąc cenne punkty dla naszej drużyny.
Chris, Adrian i Hans zanotowali przeciętne wyniki. Nie można powiedzieć, że były złe, bo takie nie były, ale z kolei absolutnie każdy wiedział, że stać ich było na wiele więcej. Tak czy inaczej, przyczynili się swoją jazdą do zdobycia brązu i to najważniejsze.
Nawet Emil Pulczyński dołożył do dorobku drużyny cenne punkty co dobrze wróżyło na przyszłość, dla tego młodego zawodnika. Toruń zawsze słynął z dobrych juniorów i zanosiło się na to, że Emil będzie jednym z nich. I oby tak się stało!
Jednakże żadna z tych osób i rzeczy nie zwróciła na siebie tak dużej uwagi jak młody, niepokorny żużlowiec z Australii. Oczy całego żużlowego świata były skierowane na niego, kiedy to w trakcie pierwszego meczu o brąz puściły mu nerwy. Doszło między nim a kierownictwem klubu do nieprzyjemnej sytuacji, po której prezes klubu, Jacek Gajewski, otwarcie przyznał, że Darcy nie ma co liczyć na miejsce w składzie drużyny Torunia.
Zresztą, sam zawodnik w jednym z wywiadów nie krył swojego rozgoryczenia i złości mówiąc, że nie chce startować w Toruniu, że chce zmienić klub i środowisko.
Media oczywiście prześcigały się w podawaniu powodów całej tej sytuacji. W internecie aż huczało od wiadomości jakoby Darcy wypiął się na klub odmawiając jazdy w meczu wyjazdowym we Wrocławiu podczas gdy drużyna walczyła o jak najlepszy rezultat. Gdzie indziej z kolei pisało, że to prezes nie puścił go dalej do wyścigów. Ktoś inny natomiast połączył te dwie wersje, w której wyszło na to, że prezes po dwóch jedynkach przywiezionych przez Warda nie wpuścił go dalej, a kiedy sytuacja zrobiła się napięta, to Darcy poproszony o jazdę, odmówił współpracy.
Wersji było wiele, jak było naprawdę wiedzą tylko wtajemniczeni, faktem jest jednak, że dni Warda są w Toruniu policzone i najprawdopodobniej w przyszłym sezonie nie zobaczymy go z Aniołem na plastronie. W grę wchodzi wypożyczenie, bo nadal ma ważny kontrakt z klubem.
Faktem jest też to, że Australijczykowi było to wszystko na rękę. Chciał zmienić klimat. Chciał odpocząć od Torunia, od presji, od wymagań, od ciągłej nagonki na jego osobę, od tego całego szumu, jaki wytworzył się wokół jego osoby.
Chciał wyjechać bo wiedział, że w Toruniu nic go już nie trzyma. Rozstanie z Leną mimo wszystko bolało i nie chciał spotykać jej na każdym kroku. Podjęli, a raczej on podjął taką, a nie inną decyzję i teraz musi się jej trzymać.
Od czasu tego feralnego popołudnia, kiedy to spotkali się w jej mieszkaniu, nie zamienił z nią ani słowa. Kiedy widział ją na stadionie odwracał wzrok w drugą stronę. Nie chciał kolejny raz przechodzić przez to wszystko. Chociaż cholernie za nią tęsknił, cholernie chciał do niej podejść, pocałować i powiedzieć, że ma w dupie to co było wcześniej, bo chce być z nią dalej, to nigdy nie zdecydował się na wypowiedzenie tego na głos. Nie w tym momencie.
Teraz jedyne o czym myślał to powrót do słonecznej Australii, poukładanie swoich spraw i powrót do formy. Chciał się znowu bawić żużlem, a nie traktować tego jak przykry obowiązek, który za każdym razem sprawiał mu coraz więcej trudu i przysparzał kolejnych powodów do złości. Wiedział, że jedynym sposobem na to, aby powrócić do tego, co było wcześniej, jest wyrzucenie z głowy wszystkich niepotrzebnych myśli, których nazbierało się zdecydowanie za dużo. Właśnie dlatego zmiana otoczenia miała być dla niego najlepszym wyjściem.
Najlepszym z możliwych.
Najlepszym dla nich obojga.

Co zaś się tyczy Leny... Z nią sprawa również nie wyglądała zbyt kolorowo.
Po raz kolejny zamknęła się w swoim świecie pełnym niezliczonej ilości przepłakanych wieczorów, bezsennych nocy, męczących dni i tak w kółko. Nawet Adrian niewiele mógł w tej kwestii zaradzić i za każdym razem przeklinał sam na siebie, że pozwolił brunetce kiedykolwiek związać się z Australijczykiem. Albo, że pozwolił jej po pierwszym rozstaniu cokolwiek naprawiać.
Z każdym dniem jednak było lepiej. Nie było spektakularnej poprawy, nadmiaru radości, miliona uśmiechów i ogólnej wesołości, ale zdecydowanie było lepiej. Skończyły się przepłakane noce, albo po prostu zmniejszyła się ich częstotliwość. Nauczyła się żyć na nowo z daleka od zwariowanego chłopaka z Brisbane. Nie było to życie, którego pragnęła, ale mimo wszystko, musiała w końcu odnaleźć się w nowej rzeczywistości. Nie miała wyjścia. Nie mogła dłużej swoim zachowaniem ranić innych, a to właśnie robiła. Jej płacz nie był tylko jej utrapieniem. Adrian, Paulina, Ryan, Chris, nawet jej rodzice, przeżywali to równie mocno jak ona. Ostatnią rzeczą jaką chciała, było ranienie najbliższych jej osób, które zawsze, w każdej chwili jej życia byli z nią, pomagali jej kiedy upadała, cieszyli się jej radością, świętowali jej sukcesy, smucili jej smutkiem i martwili jej problemami. Zdecydowała, że koniec z użalaniem się nad sobą. Świat się nie rozpadł, czas nie stanął w miejscu. Wszystko biegnie dalej, a ona nie może udawać, że jej to nie dotyczy.
Wiedziała, że z biegiem czasu wszystko wróci do normy. Musiała się tylko uzbroić w cierpliwość.

Oboje musieli uzbroić się w cierpliwość, bo oboje przeżywali to na swój sposób. Oba światy w pewien sposób się rozpadły, oba serca krwawiły, oba umysły wariowały i w przypadku obu wszystko w końcu musiało się odmienić. Byli tylko kolejnymi ludźmi, którzy przeżyli w swoim życiu upadek i podobnie jak inni mieli się z tego podnieść.
Pytanie tylko w jakim stanie się podniosą? Jak bardzo ich to zmieni? Jak wiele rzeczy w ich życiu będzie inne?
Na wiele pytań nie znali jeszcze odpowiedzi, ale wiedzieli jedno. Ta ciężka lekcja życia nauczy ich wiele. Sprawi, że będą patrzeć na świat inaczej, że będą postrzegać pewne sprawy w zupełnie inny sposób.
Nikt nie wie co los zgotował dla nich na przyszłość. Nie wiedzieli, co na nich czeka. Czy będzie to coś złego, czy coś dobrego? Czy ich drogi znowu się spotkają, czy może rozeszły się już na dobre?
Jedyne co wiedzieli to to, że wszystko jest teraz w ich rękach i to do nich należy kierowanie swoim życiem.
Upadli. Podnieśli się. Żyją.
A to najważniejsze.




*******
Przyznam się szczerze, bez bicia, że jestem zadowolona z tego rozdziału. Naprawdę.
Pisałam go cholernie długo, cholernie wiele razy kasowałam kolejne zdania, zmieniałam plan, koncepcję, zamysł, zmieniałam wypowiedzi, styl i w końcu ogólną kompozycję, ale jest.
I cholernie się z tego cieszę, bo to od początku miało wyglądać właśnie tak :)
PS: Aussie, Aussie, Aussie oi! oi! oi! Uwielbiam tych gości mówiłam to już? <3
PS2: dzisiaj mecz z Tarnowem, a ja mam stresa jakby to był finał O_O
PS3: dedykacja dla Was wszystkich! Proszę, nie zabijajcie mnie :D
PS4: Hotki, dzisiaj meeting! <3
PS5: epilogu spodziewajcie się w następną sobotę i wtedy też zamierzam trochę dłużej się rozpisać :)

Lov ya!


http://twitter.com/nikax92