sobota, 4 kwietnia 2015

2.09

Wiecie, czym jest szczęście? Macie jakąś definicję tego słowa, jakąś receptę na nie, sprawdzone sposoby, żeby zaznać go jak najwięcej? Matki twierdzą, że ich szczęściem są zdrowe dzieci, niektóre dziewczyny twierdzą, że ich szczęściem jest dorwanie odjazdowej kiecki w totalnie przystępnej cenie, inne z kolei stwierdzą, że szczęście jest wtedy, kiedy ich idol przyjeżdża do ich kraju, faceci są szczęśliwi, kiedy ich ukochana drużyna piłkarska wygrywa mecz, jeszcze inni są szczęśliwi, kiedy kupią swój pierwszy samochód... Tyle różnych odmian szczęścia, tyle różnych definicji, własnych recept i owych sprawdzonych sposobów.
Moje szczęście miało około 185 centymetrów wzrostu, niebieskie oczy, włosy o bliżej nieokreślonym kolorze, który większość klasyfikuje jako rudy, miliony piegów na twarzy, specyficzny uśmiech i, co najważniejsze, właśnie siedziało obok mnie na kanapie.
-Nadal nie wierzę, że tu jesteś. - z mojej twarzy nawet na sekundę nie zniknął uśmiech, od momentu, w którym go zobaczyłam, a minęło już dobre 15 minut. Tak, Darcy musiał najpierw przywitać się z wszystkimi osobami znajdującymi się w salonie, czytaj Mają, Taiem i Adrianem. Pozostała trójka nadal dogorywa w łóżkach i znając życie jeszcze trochę im się zejdzie. Tym bardziej, jeśli pod uwagę weźmie się fakt, że tą trójką jest Monika, Karol i jedyny w swoim rodzaju Chris. - Jak ty to w ogóle zrobiłeś?
-No wiesz, samolot, lotnisko, te sprawy. - on również nie przestawał się uśmiechać, kciukiem kreśląc wzorki na wierzchu mojej dłoni, która swobodnie spoczywała na jego nodze, w cudownym uścisku z jego własną. Boże, jak ja tęskniłam za tym gestem!
-Dowcip ci się widzę wyostrzył. - przewaliłam oczami. - Poważnie pytam!
-Skoro i tak przez najbliższe dni będę siedział na dupie i praktycznie nic nie robił, to równie dobrze mogę robić to tutaj, przy tobie, prawda? - zapytał i jestem święcie przekonana, że potraktował to jako pytanie retoryczne. Odpowiedź przecież była tak samo oczywista jak to, że Chris będzie dzisiaj umierał na kaca a Karol będzie jęczał, że nigdy więcej niczego nie wypije. - Wczoraj zabukowałem bilety, Middlo podrzucił mnie na lotnisko, z Bydgoszczy odebrał mnie Gino, no i jestem. - posłał w moim kierunku szeroki uśmiech i nawet gdybym bardzo, ale to bardzo mocno chciała, nie mogłam go nie odwzajemnić. Był tutaj, siedział obok mnie, trzymał moją dłoń w swojej, uśmiechał się w ten swój niepowtarzalny sposób. Moja własna, nieporównywalna do niczego innego definicja nieba.
-Lekarze pozwolili? - zmarszczyłam lekko brwi, przypominając sobie o kontuzji. Nie to żeby jakoś dało się o niej zapomnieć. Kule i czarny stabilizator na jego kolanie sprawdzały się w roli przypominajki wprost idealnie. Widząc jego minę, jęknęłam ze zrezygnowaniem. - Ty się nigdy nie zmienisz, nie?
-Przecież to nie tak, że wybrałem się w pieszą wędrówkę na Kamczatkę, wyluzuj! - przewalił oczami. Cholera, za tym jego 'wyluzuj' też się stęskniłam! Co jest ze mną nie tak? Nie widziałam się z nim parę dni, a zachowywałam się jakby conajmniej wrócił z dwuletniej misji z ogarniętej wojną Syrii. - Poza tym jutro jak pójdziesz na zajęcia, ja wybiorę się do tutejszego lekarza i będzie tak samo jak w Anglii. - dodał, chcąc najwyraźniej jeszcze bardziej mnie uspokoić. I, cóż, udało mu się. Zresztą, w tym momencie chyba nic nie mogło zmusić mnie do porzucenia tego odczucia szczęścia, jakie kumulowało się w moim ciele. Był tutaj i w tym momencie tylko to się liczyło. Tym razem to ja uśmiechnęłam się do niego jako pierwsza, tylko po to, by chwilę później złożyć na jego ustach czuły pocałunek. Za tym też tęskniłam! Za tym jak idealnie dopasowane były nasze wargi, jak perfekcyjnie ze sobą współgrały i jak cudownie zsynchronizowane były nasze ruchy. Jeden pocałunek, a ja momentalnie odlatywałam. Najlepszy narkotyk na świecie.
-Ekhem! - ten perfekcyjny moment został przerwany, przez nikogo innego jak Adriana. Oderwaliśmy się od siebie, co prawda z wielką niechęcią, i spojrzeliśmy na niego z lekką irytacją. - Nie to żebym narzekał, czy coś, ale tak zaczyna się większość filmów pornograficznych, a jakby nie patrzeć, to nie jest odpowiednia pora na oglądanie ich.
-Lecz się. - burknęłam.
-Spał w nocy z Chrisem i niektóre komórki z mózgu tego czuba potajemnie uciekły i zaszyły się w mózgu Miedziaka? - zapytał Darcy, całkowicie poważnie. Pierwsza śmiechem parsknęła Maja, potem był Tai i nie mogłam do nich nie dołączyć.
-Bardzo śmieszne, wal się. - samemu zainteresowanemu już nie do końca było tak do śmiechu jak nam. - I to nie ja spałem z Chrisem. - posłał nam wymowny uśmiech. - Spytaj się swojej dziewczyny, ona na ten temat wie znacznie więcej. - dodał, szczerząc się jak nienormalny, a ja w tym momencie miałam wielką ochotę walnąć go w ten jego momentami pusty czerep.
-No i się zacznie... - westchnęła głośno Maja, doskonale przewidując, co zaraz nastąpi.
-O czym on gada? - Darcy uniósł brew ku górze, patrząc na mnie z wyraźnym wyczekiwaniem.
-Adriana nie znasz? Jak się czasami za dużo napije to potem rano bredzi i w ogóle. Lekarze nic nie mogą na to poradzić i wszyscy po prostu musimy do tego przywyknąć. - machnęłam lekceważąco ręką, chcąc zmienić temat, ale OCZYWIŚCIE nie było mi to dane.
-Przypominam, że wczoraj nic nie piłem.
-Nie pomagasz, debilu! - warknęłam na niego po polsku. - W jakiej drużynie ty grasz?! - posłałam mu wkurzone spojrzenie, na co ten tylko wysłał mi teatralnego buziaka i wyszczerzył się głupio. Pokazałam mu środkowy palec i ponownie odwróciłam się w stronę mojego Australijczyka, który spoglądał na mnie już znacznie mniej wesołym wzrokiem.
-Lena... - powiedział, niemal przez zaciśnięte zęby.
-O jezu, co robicie za tragedię. - do rozmowy włączył się Tai, który najwyraźniej miał już dość naszej durnej rozmowy. - Lena spała z Chrisem, czy bardziej Chris spał z Leną, bo tak jakby nie miała w tej kwestii za dużo do powiedzenia. - przewalił oczami. - I mówiąc o spaniu mam na myśli spanie, a nie spanie spanie. - dodał, gwoli ścisłości. W salonie zapadła niepokojąca cisza, ale znałam Australijczyka już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie zrobi mi o to wojny. Cóż, a przynajmniej nie zrobi tej wojny zbyt dużej. Tak, zazdrość to zdecydowanie jego silna strona, gdyby były prowadzone jakieś zajęcia dla facetów odnośnie właśnie zazdrości, to mógłby się załapać jako główny instruktor i zbić na tym kupę kasy. Przywykłam. Wpuszczając go do swojego życia, musiałam wziąć go w pełnym pakiecie.
Darcy tymczasem nie powiedział ani słowa, wychylając się tylko po leżące niedaleko kule, które pospiesznie chwycił i jeszcze szybciej podniósł się z kanapy. Nie powiem, lekko się zestresowałam kiedy jak gdyby nigdy nic ruszył w kierunku wyjścia z sypialni, bo naprawdę nie wiedziałam co też mogło mu wpaść do głowy. Chyba nie wkurzył się na tyle, żeby po prostu sobie pójść? Mam na myśli to, że przecież nie miał powodu. Chodziło o Chrisa, do jasnej cholery, o gościa, który nie widział świata poza Sealy i który byłby ostatnią osobą na świecie, która mogłaby między nami namieszać, naumyślnie czy nie. Z lekkim opóźnieniem zerwałam się z kanapy i ruszyłam za Darcym, który, całe szczęście, nie kierował się do wyjścia z mieszkania, tylko do mojego pokoju. Mimowolnie uśmiech pojawił się na mojej twarzy, bo to mogło świadczyć tylko o tym, że nie jest zły. Uwierzcie mi, pierwszą rzeczą, jaką robi wkurzony Darcy jest wyjście z pomieszczenia i efektowne trzaśnięcie drzwiami.
W moim pokoju Chris nadal leżał rozwalony całym ciałem na łóżku, przykryty kołdrą niemal po czubek głowy. Unoszący się w powietrzy zapach sfermentowanego alkoholu niemal mnie odrzucił. Jezu, ile on wczoraj w siebie go wlał?
-Wstawaj, ćwoku! - Darcy krzyknął, a dla podkreślenia swoich słów, walnął go kulą w nogę.
-Co jest, do kurwy? - starszy z Australijczyków najwyraźniej się przestraszył, bo natychmiastowo zerwał się do pozycji siedzącej. Chwilę zajęło mu ogarnięcie, co się dookoła dzieje i że tak naprawdę nic mu nie grozi. - Pojebało cię? - warknął, patrząc z wyrzutem w stronę przyjaciela. - Na chuj mnie straszysz?
-Na chuj leżysz w łóżku mojej dziewczyny? - automatycznie mu odpyskował.
-Jak słusznie zauważyłeś, jestem w jej łóżku, a nie w niej, więc odłóż jebane kule zanim zrobisz sobie krzywdę, umysłowy inwalido. - przewalił oczami, ale zaraz się skrzywił, kiedy Darcy po raz kolejny go walnął, tym razem nieco mocniej. - Jesteś głupi czy głupi?
-Chyba ty! - mimo wszystko, parsknęłam lekkim śmiechem, a w momencie kiedy oboje spojrzeli na mnie tym swoim srogim spojrzeniem, roześmiałam się już na całego. Słuchanie jak się nawzajem cisną chyba zawsze będzie powodowało u mnie taką samą reakcję. Są wtedy niczym takie dwa napuszone kurczaki, które podskakują i podskakują, ale tak naprawdę żaden z nich nie zrobi temu drugiemu żadnej krzywdy.
Najwyraźniej zaalarmowani krzykami, a bardziej moim śmiechem, do pokoju wpadli pozostali, łącznie z kompletnie bladym Karolem i trącą oczy Moniką. Widząc, że nie dzieje się nic strasznego, i że ja niemal zalewam się łzami ze śmiechu, cała piątka westchnęła tylko głośno i, zgodnie z naszym zwyczajem, tak, przewaliła oczami.
I właśnie w tym momencie do pokoju wparował ktoś jeszcze. Ktoś, o kim przyznam się bez bicia, lekko zapomniałam, a który teraz swoim wkurzonym wzrokiem, pełnym tych niebezpiecznych kurwików, nastroszoną na grzbiecie sierścią i wyeksponowanymi pazurami zdecydowanie przypomniał o swojej obecności. Adrian mimowolnie lekko się odsunął, Karol i Monika, którzy nadal nie do końca ogarniali co się dzieje dookoła nich, poszli jego śladem, Maja i Tai zaczęli się durnowato uśmiechać, a Darcy wpatrywał się w rude stworzenie z wyraźnym zdziwieniem.
-Dariusz, poznaj Bobera. - powiedziałam tylko, a kot prychnął głośno, pokazując co dokładnie myśli o poznawaniu nowej osoby. Chwilę później odwrócił się do nas tyłem i z niemałą gracją wymaszerował w kierunku swojego poprzedniego miejsca pobytu. Widząc szeroko otwarte w geście zdziwienia oczy Warda, pierwszy śmiechem parsknął Chris, a potem poszło już lawinowo.
Ot, kolejny, zupełnie normalny i całkowicie mieszczący się w ramach naszej codzienności, dzień z życia specjalnej i jedynej w swoim rodzaju rodziny.




*******
Wesołego, alleluja o.O

PS: Hociary <3

Edit: poznajcie Bobera!