niedziela, 27 kwietnia 2014

Twenty ninth



Obudziłam się z myślą, że w żadnym, ale to w żadnym wypadku nie powinnam była tego robić. Niemal czułam jak moja głowa zaczyna pulsować przejmującym bólem, w gardle zaczyna pojawiać się jedyna w swoim rodzaju suchość, a żołądek zaczyna żyć swoim własnym życiem. Kac gigant, nic dodać, nic ująć.
To jest chyba główny powód, dla którego tak bardzo później żałuje każdej imprezy suto zakrapianej alkoholem. Nie jestem jakaś beznadziejna w piciu w stylu osób, które wezmą 3 łyki piwa i w głowie pojawia się helikopter, ale niestety następnego dnia prawie zawsze jestem bez życia, usiłując wszelkimi sposobami doprowadzić się do porządku i stanu, w którym mogłabym się pokazać światu. Tym razem również nie mogło być inaczej.
Westchnęłam cicho poszukując w sobie chociaż grama energii, która zmusiłaby moje ciało do podniesienia się z wygodnego, bezpiecznego i cieplutkiego łóżeczka i ogarnięcia się. Zdecydowanie mogłabym dzisiaj spędzić w nim cały dzień i ani trochę by mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie, zrobiłabym to bez mrugnięcia okiem i bez nawet słówka sprzeciwu. Zapewne właśnie tak by się stało, że przykryłabym się szczelnie kołdrą i udawała, że ten dzień został wykreślony z kalendarza, gdyby łóżko lekko się nie ugięło i zaskrzypiało, a ktoś leżący obok mnie nie przewrócił się na drugi bok. Dosłownie z prędkością światła i dźwięku razem wziętych moje oczy otworzyły się na całą szerokość.
Ze strachem spojrzałam najpierw pod kołdrę. Z ulgą przyjęłam fakt, że jestem ubrana, chociaż niewątpliwie to nie była moja koszulka. Zbyt długa, z jakimś kolorowym nadrukiem i bliżej nieokreślonym napisem w języku bodajże angielskim. Zresztą, czyjakolwiek by ona nie była, jakkolwiek by nie wyglądała i nawet jeśli napis pochodziłby z alfabetu Morse'a, dzięki Bogu, że miałam ją ubraną. Dopiero potem zdecydowałam się spojrzeć w bok. I, oczywiście, o mało co nie dostałam zawału.
-BATCHELOR! - wydarłam się chyba najgłośniej jak tylko się dało. Chłopak najwyraźniej się przestraszył, bo momentalnie zerwał się z łóżka, co zakończyło się tym, że zaplątał się w prześcieradło i runął na podłogę z hukiem, głośno przy tym jęcząc. Przyciągnęłam do siebie maksymalnie kołdrę, siadając na samym brzegu, jak najdalej od niego. - Co ty do chuja ciężkiego robisz w moim łóżku?!
-Pozwól sobie zauważyć, skarbie, że to nie jest twoje łóżko. - mruknął tylko, wstając z podłogi i od razu kładąc się jakby nigdy nic z powrotem.
-Chyba sobie żartujesz! Wstawaj! - szarpnęłam go za ramię, ale jeśli spodziewałam się jakiejś ożywionej reakcji, to nie mogłam liczyć na zbyt wiele. - Co my tutaj robimy? Gdzie ja w ogóle jestem?! - rozejrzałam się nerwowo po pokoju. Śnieżnobiałe ściany, kilka szafek, jakiś stolik, telewizor, jakieś krzesła. No i łóżko. A raczej dwa łóżka. Te, które zajmowaliśmy my, oraz drugie, na którym również ktoś niewątpliwie spał sądząc po tym jak bardzo pognieciona jest pościel. Na wprost nas były jakieś drzwi, zza których dobiegał przytłumiony hałas.
-Lena daj żyć. Jest Bóg wie która godzina, boli mnie głowa, a na dodatek mam dzisiaj mecz. Nie męcz mnie. - jęknął w poduszkę.
-Batch, nie drażnij mnie! - nadal nie spuszczałam z tonu. To najwyraźniej musiało zaalarmować osobę znajdującą się za drzwiami bo te dosłownie kilka sekund później się otworzyły i stanął w nich w pełni ubrany i ogarnięty Tai Woffinden.
-Dzień dobry słońce! - posłał mi promienny uśmiech. - Wyspałaś się?
-Boże Tai powiedz, że nie zrobiliśmy nic głupiego. - z mojej twarzy łatwo dało się wyczytać przerażenie. Dlaczego ja nie pamiętam nic z poprzedniego wieczora?
-To zależy co określa twoja definicja 'głupoty'. - rozsiadł się wygodnie na krześle, sprawdzając na wyświetlaczu swojego telefonu, który leżał na stoliku przy krześle, godzinę.
-Założę się, że budzenie ludzi w środku nocy się do niej nie zalicza. - mruknął nadal leżący na brzuchu z twarzą w poduszce Troy. Woffie parsknął śmiechem.
-Możecie chociaż przez chwilę być poważni?! - burknęłam czując, że wszystko zaczyna się we mnie gotować. - Co ja tutaj robię? Co to jest w ogóle za miejsce? Jak się tutaj znaleźliśmy? I gdzie do cholery jest Karolina?! - miałam jeszcze bardzo dużo pytań, w sumie nawet dobrze nie zdążyłam się z nimi rozkręcić, ale nie dane było mi ich wszystkich zadać.
-Powooooli. Zwolnij tempo. - Tai starał się zachować powagę. Wystawił przed siebie ręce, chcąc mnie uspokoić.
-I z łaski swojej pół tonu ciszej. Z góry dziękuję. - dorzucił Batch. Rzuciłam mu pełne poirytowania spojrzenie, ale nawet nie zwrócił na to uwagi. Pff. Przeniosłam swój wzrok na Woffindena oczekując wyjaśnień.
-Po pierwsze jesteśmy w hotelu. W moim pokoju, jeśli mam być dokładny. - zaczął. - Wczoraj na imprezie ładnie zabalowaliście, na dodatek zgubiłem gdzieś w tłumie twoją kuzynkę. Byłaś nieźle narąbana, a ja nie wiedziałem gdzie ona mieszka, więc zabrałem cię tutaj. - powoli wszystko zaczynało się robić odrobinę jaśniejsze. Przynajmniej wiem już skąd mam taką lukę w pamięci. Pieprzony alkohol. Gdyby Darcy to widział.... Na samą myśl o Australijczyku przełknęłam głośno ślinę...
-A dlaczego mam na sobie czyjąś koszulkę? - zadałam kolejne nurtujące mnie pytanie.
-To koszulka Troya. - odpowiedział mi. Australijczyk słysząc swoje imię podniósł lekko głowę, patrząc na mnie niemrawym wzrokiem.
-Do twarzy ci w niej. - stwierdził, po czym jego głowa znowu opadła ciężko na poduszkę. - Ałaa. - jęknął. Ja tymczasem znowu spojrzałam z niecierpliwością na Brytyjczyka.
-Jak wracaliśmy z tego klubu to oboje się uparliście, żeby kupić sobie piwo na drogę. Wzięliście jedno, bo jak to cudownie stwierdziliście: 'dzielenie się jest takie fajne'. - przewalił oczami. - Wszystko byłoby dobrze, gdyby ten dekiel cię tym piwem nie oblał. - wskazał palcem na Troya.
-Sierota. - burknęłam w stronę leżącego koło mnie chłopaka.
-Do usług. - mruknął.
-Wróciliśmy do hotelu, wy w mega szampańskich nastrojach więc zaproponowałem ci, żebyś się przebrała. Chciałem ci dać jakąś swoją koszulkę, ale wy się uparliście, że skoro to on cię oblał, to on musi odpokutować. Wywaliłaś z jego torby wszystkie rzeczy... - kiwnął ręką w kierunku podłogi obok stolika. Rzeczywiście, wszystko leżało gdzie popadnie, bez ładu i składu. - Wybrałaś sobie jakąś koszulkę, przebrałaś się no i padłaś jak ważka. A on razem z tobą.
-A nie mógł paść na podłodze? - jęknęłam. Naprawdę miałam nadzieję, że do niczego innego nie doszło poza tym co powiedział mi Tai. W głowie miałam kompletną pustkę i nie byłam w stanie określić, czy nie przegięłam z czymś więcej, poza ilością alkoholu wlanego w mój organizm.
-No wiesz, sama mu to zaproponowałaś. - chłopak wzruszył ramionami. - Zresztą po tym co widziałem w klubie raczej niczego innego bym się nie spodziewał. - dodał, a ja poczułam, jak moje serce przyspiesza. Właśnie tego się bałam.
-Co.. Co widziałeś w klubie? - zapytałam sama nie wiedząc czy chcę znać odpowiedź.
-Powiem tak. Bardzo dobrze wam się wspólnie bawiło. - miałam ochotę głośno jęknąć i walnąć się w łeb.
-I to wszystko? - niemal zaciskałam kciuki żeby to naprawdę było wszystko. Tai tylko westchnął głośno.
-Całowaliście się. - powiedział w końcu, a ja aż otworzyłam ze zdziwienia usta. Nawet Troy w końcu powrócił do życia, ponownie podnosząc głowę z miękkiej poduszki i teraz wpatrywał się w przyjaciela zapewne podobnym do mojego wzrokiem.
-Powiedz, że się przesłyszałem. - zamrugał parokrotnie oczami. Tai pokiwał przecząco głową. - Jestem martwy. - tym razem to ja spojrzałam na niego ze zdziwieniem. - Darcy mnie własnoręcznie zabije.
Po raz kolejny coś nieprzyjemnego przewaliło mi się w żołądku. Przecież jak on się o tym dowie... Jak ja mogłam być aż tak głupia? Głupia, głupia, głupia!
-Dlaczego ma cię zabić? - Woffie wzruszył ramionami. - Lena jest wolna, może robić co chce. - widząc mój wzrok szybko dodał: - No nie patrz tak na mnie. Taka jest prawda. To co robisz, albo czego nie robisz ze swoim życiem nie jest już zależne od Warda. Postanowiłaś spróbować żyć bez niego więc nie bluzgaj teraz na samą siebie. - on naprawdę zna się na rzeczy skoro doskonale odgadł stan, w jakim się obecnie znajduje. - A ty nie jęcz. Nic się przecież takiego strasznego nie stało. Bynajmniej mam taką nadzieję.
-Co przez to myślisz?
-W skrócie mówiąc tańczyliście razem do jakiejś piosenki. Zresztą, większość imprezy spędziliście tańcząc razem. Większość ludzi łatwo odgadła kim jest Troy, ale potem ze dwie dziewczyny, najwyraźniej uzależnione od internetu i portali społecznościowych, skapnęły się kim jesteś ty. No i zrobiło się mniej ciekawie. Udało mi się was stamtąd wyciągnąć, zanim narobili wam jakiś milion zdjęć. Możecie mnie za to wielbić po wsze czasy i nazwać wasze pierwsze dziecko moim imieniem. - palnął. Mimowolnie parsknęłam śmiechem, a Troy zaraz za mną.
-Kurde, w sumie powinnam walnąć cię teraz w łeb za tę akcję, ale tego nie zrobię. - zwróciłam się do Batchelora. - Bo muszę przyznać, że nawet dobrze się musiałam bawić skoro zgodziłam się tutaj z wami wrócić.
-Mówiłem ci mała, że jesteśmy zajebiści. - Troy uśmiechnął się najszerzej jak tylko mógł. - Od teraz pamiętaj, że trzeba słuchać tego co mówię. - dodał. Parsknęłam śmiechem, waląc go w żartach w ramię.
-Masz z garem. - skwitowałam. - Swoją drogą, która jest godzina? - ponownie zwróciłam się do Anglika widząc, że w pokoju na żadnej ze ścian nie ma zegara.
-Chwilę po jedenastej. - odpowiedział mi Tai.
-Cholera, czas się zbierać. - jęknął Australijczyk. - A mi tutaj tak dooooooobrze. - dodał płaczliwym głosem.
-Kurde, a ja miałam dać znać Adrianowi. - przypomniałam sobie i gdyby nie fakt, że głowa z bólu za moment mi odpadnie, to walnęłabym się porządnie dłonią w czoło. - Jak nic pewnie schodzi już powoli na zawał. - rozejrzałam się po pokoju usiłując zlokalizować swoją torebkę, w której zresztą znajdował się też telefon. Tai jak zwykle zorientował się o co mi chodzi.
-Nie rozglądaj się, twoją torebkę wzięła twoja kuzynka. Podobnie jak twoją kurtkę z szatni. - wyjaśnił. - Dzwoniłem na twój telefon jak już usnęliście, ona odebrała i powiedziałem jej gdzie jesteś żeby się nie martwiła. - w tym momencie się zaśmiał. Spojrzeliśmy na niego z uniesionymi brwiami. - Przypomniało mi się, jak przez kilka minut musiałem jej tłumaczyć, że sobie z niej nie żartuję i ja to na prawdę jestem ja. - tym razem śmialiśmy się już wszyscy. - A co do Adriana, to rzeczywiście usiłował się z tobą skontaktować, bo Karolina mówiła, że telefon masz zawalony wiadomościami od niego.
-Jak nic będzie ochrzan, że nie dawałam znaku życia. - westchnęłam głośno. I tak cud, że nie zjawił się w trzy sekundy w Gnieźnie i nie urządził rewolucji, w której pierwszą ofiarą byłabym oczywiście ja. To jest Adrian, po nim się można spodziewać absolutnie wszystkiego.
-Ten to ma wczyty, bez kitu. - Woffie przewalił oczami, najwyraźniej będąc takiego samego zdania co ja, jeśli chodzi o Miedziaka. - Gdyby tylko mógł to przymocowałby ci do nogi GPSa żeby mógł wiedzieć gdzie jesteś, co robisz i z kim. Jesteś pewna, że on nie jest twoją matką? - całą trójką zaczęliśmy się śmiać jeszcze głośniej.
Muszę przyznać, że ten dzień zdecydowanie zaczął się od mocnego uderzenia.
I w żadnym wypadku nie mogę powiedzieć, że jest to złe uderzenie.
Oby tylko nie wynikły z tego jakieś większe problemy.
Oby, oby, oby!






*******
To się porobiło ;d
Albo może dopiero się porobi?
Kto to wie, kto to wie :D
x

PS: tak Działowa, to dla Ciebie :D
PS2: do końca zostało: 2 notki+epilog :)


https://twitter.com/nikax92

sobota, 26 kwietnia 2014

Twenty eighth



Cały piątek naprawdę minął nam w atmosferze rozmowy. Obgadałyśmy chyba wszystkie możliwe tematy, jakie tylko były w zasięgu naszej pamięci, objadając się samym niezdrowym żarciem i popijając czerwone słodkie wino, rozlane w kieliszki. Z Karoliną może nie miałam nigdy aż tak wielkiego kontaktu jak chociażby z chłopakami czy Pauliną, gdzie bez zająknięcia mogłam im powiedzieć absolutnie wszystko, ale mimo to ten dzień nie należał w żadnym wypadku do zmarnowanych. W dzieciństwie dużo czasu spędzałyśmy razem i to chyba sprawiło, że przez wzgląd na dawne czasy, nadal jest ważną osobą w moim życiu. Dobra, może nie zwierzyłam się jej ze wszystkiego, co leży mi na sercu, ale nawet nie musiałam tego robić. Karolina wcale na to nie naciskała, wręcz przeciwnie, kiedy widziała, że rozmowa zaczyna schodzić na niebezpieczne tory, a ja sama zaczynam czuć się niekomfortowo, natychmiast zmieniała temat, a tych nam akurat nie brakowało.
Dzisiaj jest sobota. Zwaliłyśmy się z łóżka chwilę po czternastej. Rozmowy do białego rana odcisnęły na nas swoje piętno bo przez pół godziny obie snułyśmy się po mieszkaniu jak zjawy. Dopiero kawa w wykonaniu Karoliny i jakiś napój energetyczny dla mnie postawiły nas na nogi. W końcu jakby to wyglądało jak na zbliżającej się wieczornej imprezie byłybyśmy bez życia.
W międzyczasie obskoczyłyśmy jeszcze kilka sklepów w Gnieźnie, dorzucając do swojej garderoby kilka pozycji. Obowiązkowy shake waniliowy, jakiś obiad w jednej z przytulnych restauracji, w których serwowano włoskie dania i dzień od razu stawał się piękniejszy.
A co do samej imprezy. Wybieramy się do jednego z tutejszych klubów. Według mojej kuzynki należy on do grupy tych fajniejszych, w których naprawdę dobrze można się zabawić, więc chyba szykuje się ciekawy wieczór. Nie powiem, miałam lekkie chwile zwątpienia przypominając sobie, jak ostatnim razem skończył się taki wypad z Pauliną w moim wykonaniu. Wolałam nie przechodzić tego już nigdy więcej mimo że nadal nie przypomniałam sobie wszystkich szczegółów tamtego wieczora, ale Karolina szybko ostudziła moje emocje. Zapewniła mnie, że imprezy tutaj są w stu procentach bezpieczne, więc skoro takie rzeczy, według niej, się tutaj nie zdarzają, to nie pozostało mi nic innego jak tylko jej uwierzyć.


***


Wchodząc do klubu miałam wrażenie, że coś stało się z moimi oczami. Ludzi było albo tak dużo, albo to było tylko takie złudzenie, bo większość okupowała parkiet, a nie, jak to bywa czasami, stoliki albo barowe krzesła. W oczy rzuciła mi się grupka kilku bądź kilkunastu dziewczyn, które były wyraźnie czymś przejęte. Zbiły się w ciasną kupkę, wymieniając między sobą zdania i poprawiając co rusz fryzurę. Nawet z mojej odległości dało się zauważyć, że coś, albo ktoś wyraźnie na nie działa. Najwyraźniej jest tutaj paru chłopaków, których można wyrwać. Nie to żebym ja miała taki zamiar, ale te dziewczyny zdecydowanie miały to w planach.
Z głośników sączyła się typowo imprezowa muzyka, ale nie w tą złą stonę. To nie była jakaś bezsensowna łupanka, a idealnie wybrane do tańczenia kawałki. Już mi się to podoba! Cały klub skąpany był w świetle kolorowych lamp, zawieszonych na suficie, co tworzyło naprawdę fajny efekt.
-Idziemy do szatni? - krzyknęła do mnie Karolina. Kiwnęłam jej tylko głową na znak zgody. W szatni zostawiłyśmy swoje kurtki. Chłopakowi, który tam pracował, a jednocześnie był kolegą ze studiów mojej kuzynki oddałyśmy też torebki. Kurde, fajnie jest mieć wszędzie takie znajomości. Bez kitu.
Następny w kolejce był bar. Dzisiaj miałam zamiar dobrze się zabawić i nie zwracać na nic uwagi. Porządna impreza chociaż na jakiś czas pozwoli mi się rozerwać, a jeśli nie teraz, to kiedy? Z Adrianem u boku raczej ciężko by mi było poszaleć.
Zamówiłyśmy sobie po jakimś kolorowym drinku, który szybko opróżniłyśmy, stukając się ze śmiechem szklankami. A później oczywiście ruszyłyśmy na parkiet.
Kilka minut później byłam już pewna, że właśnie tego było mi trzeba!


***


Wyjaśnienie powodu, dla którego te wszystkie dziewczyny były tak wybitnie podjarane nadeszło jakieś pół godziny później. Nadeszło całkowicie przypadkowo i niezapowiedzianie. Nie muszę chyba też dodawać, że ani trochę się tego nie spodziewałam? Ale po kolei..
Tańczyłyśmy właśnie do jednej z piosenek Calvina Harrisa. Odkąd tylko pojawiłyśmy się na parkiecie, nie zeszłyśmy z niego nawet na sekundę. Karolina znalazła sobie już jakiegoś partnera do tańca, który, ku mojemu wielkiemu niezadowoleniu, miał kolegę, który z kolei najwyraźniej myślał, że ja mogę mu potowarzyszyć w tańcu. Tak więc tańczyliśmy sobie w czwórkę w jednym kółeczku jak takie dzieci z podstawówki i momentami wprost marzyłam, żeby ta piosenka się już skończyła. Karolina i Dawid, czyli ten jej nowy obiekt, co rusz posyłali sobie słodkie spojrzenia, niby przypadkiem się dotykali, a atmosferę między nimi można było bez problemu określić jako gorącą. Dzięki Bogu Igor, czyli ten drugi, po pierwszej próbie poderwania mnie, którą zresztą skwitowałam wymownym wzrokiem, odpuścił, ale tylko odliczałam sekundy do drugiego podejścia. Tacy jak on są łatwo przewidywalni.
No i właśnie w tym momencie ktoś złapał mnie za ramię, odwracając do tyłu. Na początku już miałam się odezwać do tego kogoś, że co on odwala, ale kiedy tylko zobaczyłam kto przede mną stoi, momentalnie uśmiech pojawił się na mojej twarzy.
-Leeena! Jesteś chyba ostatnią osobą, której bym się tutaj spodziewał! - na dzień dobry posłał mi promienny uśmiech.
-I nawzajem! Nie powinieneś się przygotowywać teraz do meczu? - zapytałam, starając się przekrzyczeć głośną muzykę.
-Powinienem. - Tai wzruszył ramionami. Tak moi drodzy, przede mną stał Tai Woffinden we własnej osobie. - Kurde chodź wyjdziemy stąd gdzieś, bo tutaj nie ma szans na rozmowę. - kiwnęłam tylko głową na znak zgody po czym oboje ruszyliśmy w kierunku jednego z wielu niewielkich Vip Roomów. Chwilę nam zajęło, zanim znaleźliśmy jakiś wolny, ale w końcu się udało.
-Noo, to teraz opowiadaj co tutaj w ogóle robisz! - zaczęłam, kiedy rozsiedliśmy się już wygodnie na kanapie.
-To chyba Ty masz w tym przypadku więcej do opowiadania. - spojrzał na mnie wymownie.
-Przyjechałam w odwiedziny do kuzynki. Wczoraj były plotki, to dzisiaj kolej na balowanie. - odpowiedziałam, na co Tai parsknął śmiechem. - A co z tobą?
-Powiedzmy, że coś podobnego. Miałem dzisiaj spotkanie z firmą, która jest zainteresowana sponsorowaniem mnie. Zabrał się ze mną Batch, a wiesz jak to z nim jest. Nawet nie chciał słyszeć o tym, że zwiniemy się stąd jakby nigdy nic.
-Taaa. - westchnęłam. Następny imprezowicz. Chyba nie muszę dodawać skąd pochodzi prawda? Australia to naprawdę egzotyczny kontynent. A pewna trójka stamtąd jest wprost idealnym przykładem na to, że powiedzenie 'nie bawisz się, nie żyjesz' jest jak najbardziej trafne.
-Nadal nie jestem pewny jakim cudem on po dzisiejszej imprezie ma zamiar dojechać jeszcze jutro do Tarnowa i wystąpić w meczu, ale z głupimi ludźmi nie dyskutuję. - wzruszył ramionami. - A co tam słychać u ciebie? - zmienił temat
-Wiesz, powoli do przodu. - wzrok Brytyjczyka łatwo pokazywał, że wierzy mi tak samo jak Holderowi, który mówi, że od jutra będzie poważny. - No dobra, momentami jest ciężko, ale jakoś daje radę. Generalnie miedzy innymi tutaj jestem. W Toruniu czasami można zwariować. Adrian oszalał, moi rodzice też, Ryan oczywiście nie może być gorszy, a o Paulinie już nawet nie wspomnę.
-Aż tak? - rozsiadł się wygodniej na kanapie, wpatrując się we mnie z uwagą.
-Są momenty gdzie jest spoko, ale za chwile wszystko się psuje i znowu mam ochotę zamknąć się w pokoju i przeryczeć cały miesiąc. - odpowiedziałam szczerze. Tai od zawsze miał w sobie coś takiego, co powodowało, że zjednywał sobie ludzi. Otwierałam się przed nim za każdym razem kiedy szczerze rozmawialiśmy. Ten chłopak naprawdę potrafił słuchać, co było rzadko spotykaną cechą u większości ludzi, których spotkałam w moim życiu, poza tymi najbliższymi.
-Utrzymujesz dalej kontakt z Darkym? - zapytał
-Pytasz jakbyś nie wiedział. - przewaliłam wymownie oczami.
-Bo nie wiem! - zaśmiał się. - Ostatni raz gadałem z chłopakami chyba z 3 tygodnie temu. Nie ma czasu żeby się spotkać razem tak na dłużej. Non stop coś się dzieje. - dodał. - No to jak wygląda sprawa z nim? - wrócił do głównego tematu.
-Gadamy, smsujemy, widzimy się przy okazji meczów. Zgodnie z tradycją za każdym razem jak są w Toruniu to wyskakujemy gdzieś całą ekipą na miasto. Niby wszystko jest ładnie pięknie, wiesz, uśmiechamy się, śmiejemy z żartów, rozmawiamy ze sobą, ale to wszystko jest takie dziwne. Takie jakby sztuczne. Zresztą, sama nie wiem jak mam to wytłumaczyć. - skapitulowałam, nie potrafiąc ubrać w słowa swoich myśli.
-Chyba wiem o co ci chodzi. - stwierdził. - Masz wrażenie, że jesteś jak na cenzurowanym, nie? - przytaknęłam kiwnięciem głowy. Mniej więcej o to chodziło. - Najczęściej właśnie tak jest. Może z czasem to minie?
-Mam nadzieję, że tak, bo w przeciwnym razie nie wie... - nie dane mi było dokończyć swojej wypowiedzi.
-No w końcu! Łażę po tej sali jak taki idiota żeby cię znaleźć! - do środka wpadł nie kto inny jak Troy Batchelor. - Ooo Lena! Ty tutaj? - otworzył szerzej oczy widząc kto jest towarzyszką jego przyjaciela.
-Tak Batch, mnie też miło Cię widzieć. - przewaliłam oczami.
-Przecież wiesz, że mnie się zawsze bardzo miło Ciebie ogląda. - wyszczerzył się przytulając mnie mocno. No tak, on i jego podejście. - Ale co ty tu robisz?
-Wpadłam sprawdzić, czy nadal jeździsz dla tego głupiego klubu? - wystawiłam mu język. Woffinden, siedzący koło mnie, zaczął się śmiać.
-A tak miło nam się rozmawiało... - westchnął. Parsknęłam śmiechem, na co on poczochrał mi włosy, uśmiechając się szeroko w tej swój niepowtarzalny sposób.
-To teraz już wiem dlaczego tyle dziewczyn w tym klubie sprawiało wrażenie jakby zaraz miało zemdleć, albo co najmniej wystrzelić się w kosmos. - spojrzałam na obu. - Pojawiło się dwóch takich i dzicz w oczach. - machnęłam w ich kierunku rękoma.
-No wiesz, nie wszyscy mogą sobie pozwolić na spotkanie z takimi cudami jak my. Poza tym spójrzmy prawdzie w oczy. - Batchelor usiadł bokiem na kanapie, wpatrując się we mnie z uwagą i siląc się na poważny ton głosu. - Bardzo trudno, o ile w ogóle jest to możliwe, można znaleźć kogoś, kto chociaż w połowie jest tak zajebisty jak my. No powiedz, znasz kogoś takiego? - ze śmiechem pokręciłam przecząco głową. - No właśnie! Więc co się dziewczynom dziwisz? Uwielbiają nas!
-Już prawie zaczęłam zapominać jaki z ciebie narcyz. - stwierdziłam.
-Więc dobrze, że się zjawiłaś w takim razie. Nadrobimy tę kwestię. - poruszał charakterystycznie brwiami. Nie mogłam na to zareagować w inny sposób, jak tylko dalej się śmiejąc. Mówiłam już, że uwielbiam tego gościa? I pomyśleć, że kiedyś szczerze za nim nie przepadałam, zresztą z wzajemnością. Za każdym razem jak spotykaliśmy się gdzieś przypadkiem to, w najlepszym przypadku, udawaliśmy, że się nieznamy. Dopiero kiedy zaczęłam spotykać się z Darcym i spędzać dużo czasu w towarzystwie jego, Chrisa i ich przyjaciół, zmieniliśmy nasz stosunek względem siebie. Poznaliśmy się lepiej i to chyba był klucz do sukcesu. Owszem, nadal lubiliśmy sobie dogryzać, nadal się przekomarzaliśmy, ale było to w stu procentach przyjacielskie zachowanie, a nie, jak wcześniej, naszpikowane negatywnymi emocjami.
-A gdzie twoja kuzynka, swoją drogą? - do rozmowy wtrącił się Tai.
-Wyrwała jakiegoś gościa i teraz pewnie pożerają się wzrokiem na parkiecie. - w tym momencie coś mi się przypomniało. - W sumie powinnam dziękować Bogu, że się zjawiliście, bo już myślałam, że będę skazana na towarzystwo takiego jednego idioty do kwadratu. Masakra. Chłopak chyba trochę za dużo sobie wyobraził i aż wolę nie wiedzieć, jak bardzo by mnie doprowadzał do szału. - skrzywiłam się lekko.
-Spokojna twoja rozczochrana! Od teraz jesteś tutaj z nami, a jak jesteś gdzieś z nami, to masz gwarancję, że nikt niepowołany się do ciebie nie zbliży, nawet na krok. Słowo harcerza! - Batch zarzucił swoją rękę na moje ramie.
-Stary, ty nigdy w życiu nie byłeś harcerzem. - Woffie uniósł brew do góry, patrząc na swojego kompana jak na idiotę.
-Co za różnica. - sam zainteresowany machnął tylko lekceważąco ręką. - Lepiej podnieście swoje kościste dupy i idziemy do baru się czegoś napić! Takie spotkanie koniecznie trzeba oblać! - dodał i jako pierwszy wystrzelił z vip roomu zapewne w kierunku baru. Tai posłał mi pełne wymowy spojrzenie na co tylko parsknęłam śmiechem.
Szykuje się naprawdę ciekawa impreza. Co do tego nie mogło być najmniejszych wątpliwości.




*******
Ot, słucham sobie zwalającego z nóg wokalu Luke'a, odliczam czas do wyjazdu do Bydgoszczy na SGP, no i sobie myślę, a czemu by nie wrzucić czegoś? :D
No i jest ;d
Podziękujcie Luke'owi :D
Nie sprawdzałam błędów do końca, więc nie linczujcie mnie jakby co ;d

<3
PS: kciuki trzymam już teraz, ale sądząc po chmurach, Mon sprawiła się w swojej roli wprost koncertowo :D
PS2: dedykacja dzisiaj dla Hot (też mi nowość) z którymi spędzę kilka wieczornych godzin i mój mózg na bank tego nie ogarnie;d
PS3: do końca zostało: 3 notki+epilog 

<3333333

https://twitter.com/nikax92


 PS4: się wyrobiłeś,panie Hemmings o.O

poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Twenty seventh

-Jesteś pewna, że nie chcesz, żebym cię podrzucił? Przecież dla mnie to żaden problem. - Adrian powtarzał te same pytanie prawie tak jak mantrę już od kilkunastu minut. A ja od kilkunastu minut odpowiadałam mu to samo:
-Naprawdę, jestem już dużą dziewczynką i potrafię o siebie zadbać. Gniezno to nie jest jakieś miasto na Kaukazie, więc nic mi się nie stanie jeśli pojadę tam sama. Poza tym musisz się przygotować do pierwszego meczu w fazie play off. Moja odpowiedź nadal brzmi nie. I bez względu na to, jak długo będziesz mnie męczył i ile jeszcze wyrzucisz z siebie argumentów, to to cały czas będzie nie. - spojrzałam na niego mając nadzieję, że tym razem to do niego dotrze. Dopiero po chwili, kiedy najwyraźniej dotarło do niego, że w tym starciu jest na straconej pozycji, powróciłam do pakowania swoich rzeczy do niewielkiej torby podróżnej.
A o co tyle szumu?
Otóż wybierałam się na weekend do mojej kuzynki ze strony ojca. Jej rodzice wyjeżdżają na kilka dni nad morze, chcąc chociaż na moment oderwać się od monotonii życia i ciężaru pracy, a ona nie chce przez ten czas być sama, więc zaprosiła mnie do siebie. Zgodziłam się natychmiast, nie zastanawiając się ani sekundy. Powód?
No cóż, powody są dwa. A raczej trzy. Moja mama, mój tata i Adrian.
Odkąd poinformowałam ich, że nie jestem już z Darcym totalnie powariowali. Miedziak stał się wobec mnie totalnie nadopiekuńczy, przez co momentami miałam ochotę wystrzelić go w kosmos. Poważnie, każdą wolną chwilę poświęcał na mnie, a to wpadając w odwiedziny 'bo akurat był koło mojego bloku, ZUPEŁNIE PRZYPADKIEM', a to zapraszając na jakieś spacery, seanse do kina i nie wiadomo co jeszcze. Chyba nie było dnia, w którym mój przyjaciel nie wymyślał dla mnie jakiegoś kreatywnego zajęcia, które miało mnie oderwać od natłoku myśli. No, może nie licząc tych dni, w których czekały go mecze w lidze szwedzkiej. Minęły dopiero cztery tygodnie od zerwania mojego i Australijczyka więc nie dziwię się, że się o mnie martwił, ale ludzie, są jakieś granice. A Adrian niebezpiecznie zbliżał się do ich przekroczenia.
Jeśli chodzi o rodziców to tutaj sprawa jest totalnie porąbana. Bo w sumie sama nie potrafię do końca zinterpretować ich zachowania. Według mnie oboje ani trochę nie przejęli się całą tą sytuacją, bo z góry założyli, że nie będzie ona trwała długo. Poważnie! Jak im o tym powiedziałam to tylko stwierdzili, że oboje jesteśmy narwani i działamy pod wpływem emocji i że tak czy inaczej ani się nie obejrzą, a my znowu będziemy razem. Wolałam się nie zagłębiać w szczegóły dotyczące powodów jakie mną kierowały kiedy podejmowałam tę decyzję, bo aż się boję pomyśleć co oboje by wtedy zrobili. Jakieś podwójne samobójstwo bo ich nieskazitelny ulubieniec okazał się momentami niezłym frajerem? Zamiast tego miałam za to zaserwowaną prawie dzień w dzień dawkę histori z czasów, kiedy to byłam z Darcym, okraszonych oczywiście komentarzami i uwagami, które zupełnie nie wiedziałam co miały na celu. Masakra.
No a jeśli o mnie chodzi. Cóż, tutaj też było dziwnie. I to dziwnie, przez duże D. Jednego dnia miałam wrażenie, że zostawiłam przeszłość za sobą, że bez niego też jestem w stanie normalnie funkcjonować, że przejdę przez to wszystko bez problemu, by za chwilę tonąć we łzach. Wystarczało, że przypadkiem natrafiałam na jakieś nasze wspólne zdjęcie, albo przypominały mi się jakieś nasze wspólne chwile, albo przeczytałam na twitterze Australijczyka jakiś wpis, który powodował we mnie taką reakcję. Wiedziałam, że to nie będzie nic łatwego, tym bardziej, że przez cały ten okres czasu mieliśmy ze sobą kontakt. Widywaliśmy się na stadionie, razem z resztą spotykaliśmy się na mieście, wymienialiśmy smsami. Obiecałam mu w końcu, że cały czas będę, więc nie mogłam złamać danego słowa. I nie mogłam zasłaniać się tym, że być może nie jest to najlepsze wyjście dla żadnego z nas. Może taka chwilowa, całkowita separacja na dobre by nam wyszła? Ciężko stwierdzić, bo mimo wszystko, za każdym razem kiedy mój telefon informował mnie o nadejściu nowej wiadomości, a wyświetlacz jasno wskazywał, że jej nadawcą jest Darcy, mimowolnie uśmiech pojawiał się na mojej twarzy. I niby jak to w jakiś racjonalny sposób ogarnąć? Coraz częściej odpowiadałam sobie, że się nie da. I że nie wiadomo, czy kiedykolwiek będzie można.
-Ale obiecujesz, że będziesz trzymała za nas kciuki? - Adrian westchnął głośno, sprowadzając mnie tym samym na ziemię. Najwyraźniej w końcu pogodził się z moją decyzją. Alleluja!
-Oczywiście, że będę! Jak zawsze! - uśmiechnęłam się, kończąc pakowanie i zapinając zamek błyskawiczny. - Dobra, jestem gotowa. Jednak w sumie trochę cię wykorzystam jeśli masz czas. - spojrzał na mnie z uniesioną brwią. - Podrzucisz mnie na dworzec PKP?
-Wschodni, Miasto czy Główny?
-Główny. - odpowiedziałam.
-Nie ma sprawy. Daj tę torbę, zaniosę już ją do samochodu, a ty idź się pożegnaj z rodzicami, czy co tam chcesz zrobić. - kiwnęłam tylko głową. Adrian w tym czasie zabrał mój bagaż, krzyknął do moich rodziców coś w stylu 'do widzenia' po czym zszedł na dół.
-Uważaj na siebie i daj znać jak dojedziesz na miejsce. - mama jak to mama, nie byłaby sobą, gdyby trochę nie popanikowała. Wszystkie mamy mają to chyba zaprogramowane w genach. Przytuliłam się do niej mocno.
-Dajcie spokój, nie żegnacie się na wieczność, w poniedziałek jesteś z powrotem. - wtrącił się ojciec, przewalając oczami. - Daj znać, o której będziesz to odbiorę cię z dworca. O ile Adrian wytrzyma i nie pojedzie po Ciebie do samego Gniezna.
-Weeeź, już teraz aż go nosi. - westchnęłam głośno, na co rodzice parsknęli śmiechem. - Trzymajcie się i postarajcie się nie płakać z tęsknoty. - palnęłam na pożegnanie, po czym w końcu mogłam wyjść z mieszkania i udać się wprost do samochodu, w którym czekał już na mnie mój przyjaciel.


***


-Jesteś pewna, że to dobry pomysł? - słowo daję, jeszcze raz mnie o to zapyta, to chyba go uszkodzę. A przynajmniej sprawię, że będzie go bolało. Bardzo bolało.
Adrian jak to Adrian, stwierdził, że dotrzyma mi towarzystwa na dworcu do momentu, aż nie zjawi się mój pociąg. I to był chyba mój błąd, że się zgodziłam. Staliśmy już na właściwym peronie, a obok nas znajdowała się grupka na oko 16-17 letnich, wyraźnie rozbawionych chłopaków z gatunku tych, od których lepiej trzymać się z daleka. Wiecie, dresy, fajka w buzi, co drugie słowo w zdaniu to przekleństwo i ogółem spojrzenie, jakby cały czas szukali czegoś, co można rozwalić. Oczywiście to nie mogło umknąć jego uwadze, no i zaczął panikować. - Dla mnie to napra...
-Adrian, kuźwa! - warknęłam w miarę cicho nie chcąc zwracać na nas jeszcze większej uwagi. Już i tak wystarczyły mi te ukradkowe spojrzenia i szepty ludzi, którzy również znajdowali się na peronie i odgadli kim jest mój towarzysz. - Ogarniesz się wreszcie?
-Martwię się! To chyba dobrze, nie? - oburzył się.
-A znasz takie przysłowie, że co za dużo, to niezdrowo?
-W twoim przypadku lepiej dmuchać na zimne. - stwierdził na co tylko głośno prychnęłam. - Jesteś moją jedyną przybraną młodszą siostrzyczką, więc nie masz wyjścia i musisz się do tego przyzwyczaić. - dodał po chwili, przytulając mnie jednym ramieniem do siebie.
-Jesteś beznadziejny kiedy tak słodko do mnie mówisz, bo nawet nie mogę się wtedy na ciebie zbyt długo wściekać. Porażka. - westchnęłam. Adrian uśmiechnął się tylko szeroko, najwyraźniej będąc z siebie jak najbardziej zadowolonym. Dalszą rozmowę przerwał nam pociąg, który wjeżdżał właśnie na peron.
-Nie szalej zbytnio, kontaktuj się ze mną i gdyby cokolwiek się działo, dzwoń o każdej porze dnia i nocy, zrozumiałaś? - spojrzał na mnie jak na małą dziewczynkę. Kiwnęłam głową na znak zgody. Próby mojego spierania się z góry i tak były skazane na porażkę. - No a teraz chodź się przytulić. - wystawił w moim kierunku swoje ręce. Przytuliłam go mocno.
-Powodzenia w niedziele. Będę oglądać razem z Karoliną i trzymać kciuki najmocniej jak się da. I obiecaj mi też, że nie będziesz zbytnio szalał. - spojrzałam na niego z powagą. - Masz dojechać w jednym kawałku, zrozumiano?
-Zobaczę co da się zrobić. - puścił mi oczko. - No idź już, bo się spóźnisz. I w żadnym wypadku nie siadaj tam gdzie ci kolesie! - dodał. Chyba nie muszę mówić, że wymowne przewalenie oczami było jak najbardziej na miejscu?
Nadopiekuńczy głupek.


***


-Leeena! - na dworcu w Gnieźnie przywitał mnie nie kto inny, jak moja kuzynka Karolina. Przytuliła mnie mocno do siebie kołysząc się raz w lewo, raz w prawo. - Kurcze, wieki Cię chyba nie widziałam! - dodała, kiedy w końcu się ode mnie oderwała.
-Będzie coś koło tego. - uśmiechnęłam się do niej. - Jakie masz dla mnie przygotowane atrakcje na zbliżający się weekend? - wyszczerzyłam się. Brunetka parsknęła śmiechem.
-Widzę, że pod tym względem nic się nie zmieniło. - stwierdziła. - A wracając do tematu, to parę atrakcji się znajdzie. Zresztą, nie zapominaj, że w dwójkę potrafimy zdziałać nie jedno. - poruszała brwiami w górę i dół, na co zaczęłam się śmiać. Już prawie zapomniałam jak świetnie spędzało nam się kiedyś czas. Najbliższe dni zdecydowanie będą należały do serii tych ciekawych. - A teraz chodź, zabieramy się do domu zanim umrę z głodu.
Posłusznie ruszyłam za nią do jej ukochanego samochodu. Wrzuciłam na tylne siedzenie swoją torbę, a sama rozsiadłam się wygodnie na miejscu dla pasażera.
-Słyszałam, że u ciebie sporo się dzieje ostatnimi czasy. - zaczęła rozmowę kiedy już włączyła się do ruchu i spokojnie przemierzaliśmy ulice Gniezna, zmierzając ku jej mieszkaniu.
-Jestem aż tak sławna, że piszą o moim życiu w internecie? - zażartowałam, chociaż tak naprawdę ani trochę nie było mi do śmiechu.
-Szczerze? - ona również nie była zbyt rozbawiona. Spojrzałam na nią pełnym wymowy wzrokiem. - Wywnioskowałam to z twittera Warda. - słysząc nazwisko chłopaka westchnęłam, a moje ciało mimowolnie zareagowało przy pomocy szybszego pulsu i dreszczy płynących swobodnie wzdłuż mojego kręgosłupa. Chyba nigdy się tego nie pozbędę. - Rozstaliście się? - kontynuowała swoją wypowiedź. Odliczyłam w myślach do pięciu powtarzając sobie, że mam się wziąć w garść i nie zachowywać jak rozhisteryzowana nastolatka u szczytu swojej burzy hormonów.
-Owszem, nie jesteśmy już razem jako para, ale nadal utrzymujemy ze sobą kontakt. - odpowiedziałam, odchrząkając lekko. Nie chciałam niczego zatajać. Miało to sprawiać wrażenie, jakbym już się z tą sytuacją pogodziła, ale jak zwykle chcieć nie znaczy móc. Oby tylko moja kuzynka to łyknęła - A co ci pomogło w wyciągnięciu takich wniosków? - zapytałam, z jednej strony chcąc zmienić temat na bezpieczniejszy, a z drugiej naprawdę byłam ciekawa odpowiedzi.
-Darcy walnął kiedyś jakiegoś tweeta w stylu 'dlaczego najlepsze rzeczy w życiu zawsze dobiegają końca'. Początkowo myślałam, że coś mu nie poszło na zawodach czy coś w tym stylu i dlatego jest taki zdołowany, ale jakiś czas później wrzucił jeszcze jakieś wasze wspólne zdjęcie, które podpisał trzema kropkami no i jakoś to poskładałam do kupy. - wytłumaczyła mi. - Potem usunął ten wpis, ale zdjęcie zostawił, więc tym bardziej wiedziałam już, że coś jest na rzeczy. - szczerze powiedziawszy skupiłam się tylko na kilku słowach z jej wypowiedzi.
Darcy wrzucił nasze wspólne zdjęcie? Kiedy? Dlaczego? Jakie?
Właśnie dlatego wolałam unikać wchodzenia na ten portal i czytania jego wpisów. Sama myśl o tym boli, a co dopiero gdybym miała zobaczyć to na własne oczy. Mimowolnie lekko się skrzywiłam.
-Hej, głowa do góry! Przed nami wspaniały weekend, a ty masz zakaz zamulania, rozumiesz? - Karolina chyba zauważyła mój chwilowy (?) stan, bo od razu zmieniła swój ton na bardziej radosny. - Dzisiaj spędzimy dzień w domu, musimy się w końcu nagadać za wszystkie czasy i oczywiście nadrobić zaległości, ale jutro już moja w tym głowa żebyś się rozruszała. - spojrzała na mnie przelotnie, puszczając mi oczko.
-Co masz na myśli?
-Impreza moja droga, impreza. - uśmiechnęła się szeroko, na co po prostu nie mogłam jej nie odpowiedzieć tym samym.

Zanosi się na to, że to był naprawdę dobry pomysł, że tutaj przyjechałam. 




*******
Wesołych, właśnie zakończonych świąt hahaha ;d
Nic nie dodaje, nic nie komentuje, do następnego! <3

PS: Działo jest tylko jedno, Działowa jest tylko jedna, Działem operować potrafi tylko ona. Mon, you hero! <3 
PS2: Pozdrowienia dla całej mojej cudownej rodziny, idę polać dalej ;d podpisano; Bro yeeew!
PS3: do końca pozostało: 4 notki+epilog :D

kiski, foreverki, ciumki i kielonki! :D <3

PS4: za wszystkie komentarze pod poprzednią notką: DZIĘKUJĘ! <3333 *_*


https://twitter.com/nikax92

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Twenty sixth

Czerwiec, 2009
Siedzieliśmy na jednym z betonowych schodków znajdujących się na toruńskim Bulwarze. Noc oświetlały nam latarnie, świecące wysoko na niebie gwiazdy i księżyc, który nieuchronnie zbliżał się ku pełni. Nie odzywaliśmy się. Nie potrzebowaliśmy żadnych słów. Wystarczyła nam nasza obecność. Moja głowa spoczywała swobodnie na ramieniu Darcy'ego, który czule obejmował mnie swoją ręką, kreśląc opuszkami palców niewidzialne wzorki na moim przedramieniu. Nie miałabym absolutnie nic przeciwko temu, gdyby ktoś w tym momencie zatrzymał czas.
Jakieś czterdzieści minut temu udało nam się wyrwać ze szponów Chrisa, który, korzystając z tego, że wszyscy jesteśmy w jednym miejscu, zarządził piątkową imprezę w jednym z naszych ulubionych toruńskich klubów. Nie mogę powiedzieć, że wymknęliśmy się niepostrzeżenie, bo Adrian posłał mi wymowne spojrzenie, uśmiechając się promiennie. Nie musiał nic mówić. Od dawna miałam wrażenie, że potrafimy porozumiewać się bez użycia słów i teraz również byłam przekonana, że wiem, co mu chodzi po głowie.
Ale wracając do mnie i Darcy'ego. Taka chwila sam na sam była nam chyba potrzebna. Tak dawno się z nim nie widziałam, że po prostu musiałam nadrobić ten stracony czas. Już jakiś czas temu zauważyłam, że jego obecność była dla mnie niezbędna. Kiedy go nie było miałam wrażenie, jakby czegoś mi brakowało, jakiejś ważnej części mojego ciała, bez której ciężko jest mi normalnie funkcjonować.
Podświadomie czułam, że dzisiejszego późnego wieczoru coś się między nami zmieni. Tylko czy na dobre?
-O czym myślisz? - ciszę przerwał głos Australijczyka. Musnął swoimi ustami moją skroń, a ja momentalnie zadrżałam. I dreszcz ten nie miał absolutnie nic wspólnego z chłodem tej czerwcowej nocy. Musiał to wyczuć, bo uśmiechnął się szeroko.
-O tym, że cieszę się, że jesteś w końcu tutaj ze mną. Pozwoliłeś mi się stęsknić, panie Ward. - spojrzałam na niego, siląc się na poważny ton głosu, ale mimo wszystko nie mogłam się powstrzymać od uniesienia kącików moich ust ku górze.
-Nie wiem jakim sposobem udało ci się to zrobić, ale muszę przyznać, że też za tobą tęskniłem. - kolejny uśmiech. Który to już z kolei? - Dużo nie brakowało, a zacząłbym ryć na ścianie kreski, odliczając czas do naszego spotkania. - dodał.
-Ma się te zdolności. - poruszałam zabawnie brwiami, na co Darcy parsknął śmiechem. - Dobrze mi tu z tobą. - westchnęłam, ponownie kładąc swoją głowę na jego ramie. Było mi tak wygodnie, jakbym znalazła idealnie miejsce na świecie.
-Wiesz, muszę ci coś powiedzieć. - zaczął, odchrząkając lekko. Ponownie zwróciłam swój wzrok na niego i lekko mnie wcięło. Niemal na kilometr dało się zauważyć, że Darcy zrobił się jakiś spięty i zdecydowanie nieswój. - Zbierałem się do tego na długo przed dzisiejszym dniem, w sumie przez ostatnie dwa tygodnie przetwarzałem tę rozmowę w głowie i czas najwyższy zacząć działać.
-Stało się coś? - w odpowiedzi na moje pytanie Darcy usiadł bokiem, twarzą na wprost mnie. Uczyniłam to samo czując, że serce zaczyna mi bić szybciej. Oby to nie było nic złego. Oby to nie było nic złego.
-Nie. To znaczy tak. W sumie... - odetchnął głęboko najwyraźniej chcąc zebrać myśli do kupy. - Lena, wiem, że znamy się dopiero miesiąc, ale chyba zgodzisz się ze mną, że coś nas połączyło. - kiwnęłam w odpowiedzi potakująco głową. Dokładnie to samo czułam za każdym razem, kiedy o nim pomyślałam. - Nie jestem dobry w tego typu sprawach. Z trudem wychodzi mi mówienie o swoich uczuciach, zresztą to już zapewne wiesz. Chodzi mi o to, że kiedy jestem z tobą to czuję się zupełnie inaczej. Wszystko schodzi na dalszy plan, a ja mam wrażenie, że jestem w stanie przenosić góry kiedy wiem, że jesteś, że stoisz przy moim boku i mnie wspierasz. Wspierasz jako przyjaciółka. - na moment zamilknął. - Problem w tym, że przyjaźń to dla mnie za mało.
Miałam wrażenie, że serce za moment wyskoczy mi z piersi. Czy on właśnie powiedział, że...?
-Darcy... - chciałam coś wtrącić, ale nie było mi to dane.
-Chce mieć świadomość tego, że jesteś moja. Chce móc przyjeżdżać do Torunia i wiedzieć, że mimo wszystko będzie tutaj na mnie czekać dziewczyna, wokół której zaczął kręcić się mój świat. Chcę móc cię całować i przytulać bez żadnej okazji. Chce być z tobą i nie przejmować się niczym innym. - mówiąc te słowa cały czas patrzył się prosto w moje oczy, a ja czułam, jak w ich kącikach powoli zaczynają się gromadzić łzy. Zamrugałam energicznie przez co dwie słone krople popłynęły w dół po moich policzkach. - Wiem, że to może być za szybko. Zdaję sobie sprawę, że związek z kimś takim jak ja nie będzie należał do najłatwiejszych. W dwóch osobnych krajach, momentami nawet na dwóch osobnych kontynentach. Non stop w rozjazdach, a co za tym idzie, klasyczny związek na odległość. - spuścił na moment wzrok, ale szybko powrócił do patrzenia prosto na mnie. - Wiem, że to będzie trudne dla nas obojga, ale mimo wszystko, chcę spróbować. Pytanie tylko, czy ty chcesz tego samego. - tym razem zamilkł pozwalając mi się wypowiedzieć. 
Uwierzcie mi, to była jedna z tych chwil, w których chcesz powiedzieć tak bardzo wiele, ale nie możesz, bo w twojej głowie panuje totalny chaos, a myśli są tak rozbiegane, że w żaden sposób nie jesteś w stanie ich ogarnąć. W tym momencie wolałam nie pozwolić słowom na działanie, ale czynom. Uśmiechnęłam się delikatnie tylko po to, by sekundę później móc posmakować jego lekko rozchylonych warg. 
To był jeden z tych pocałunków, które na zawsze zostają w pamięci. Po raz pierwszy poczułam smak jego warg, nasze języki rozpoczęły odwieczną, rytualną walkę, a ja przestałam odbierać jakiekolwiek zewnętrzne bodźce. Byłam tylko ja i on. Jego usta i moje. Najmniejsze państwo na świecie.
-Czy to znaczy, że.. - Darcy mimo wszystko oderwał się ode mnie na moment, chcąc się upewnić. Widząc, że nadal jest trochę zestresowany, po prostu nie mogłam nie uśmiechnąć się szeroko.
-Nie pragnę niczego innego bardziej jak być z tobą. - odpowiedziałam na co po raz kolejny tego wieczora zostałam obdarowana cudownym uśmiechem. Chwilę później po raz kolejny zatonęliśmy w czułym pocałunku, którego świadkiem były gwiazdy, płynąca w dole Wisła i cały wszechświat.
To był nasz moment. Jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny.
Magiczny.


***


-Jesteś pewna swojej decyzji? - wzrok Darcy'ego wyrażał chyba wszystkie możliwe uczucia, jakie nim w tym momencie targały. A uwierzcie mi, było ich naprawdę dużo. Morze skrajności zatopione w jego niebieskich tęczówkach.
-Oczywiście, że nie jestem tego pewna. - odpowiedziałam, stawiając na szczerość. W tej rozmowie nie może paść ani jedno kłamstwo. - Niczego nie jestem pewna, ale wiem, że musimy coś zrobić z naszym życiem.
-Więc dlaczego tym co mamy zrobić, jest nasze rozstanie? - zapytał pochylając się ku mnie i łapiąc moją dłoń. - Lena, przecież to nie może się tak skończyć. Przecież było nam ze sobą dobrze. Wiem, byłem idiotą. - szybko dodał widząc, że chcę coś wtrącić. - Nadal jestem i pewnie w przyszłości też będę, ale mimo wszystko idiotą, który cię kocha. Możemy jakoś to naprostować. Razem możemy dojść do porozumienia. Nie przekreślajmy wszystkich tych miesięcy.
-Darcy nie myśl sobie, że to co mówię jest dla mnie łatwe. Po prostu doszłam do wniosku, że taka przerwa dobrze nam zrobi. Odpoczniemy od siebie, nabierzemy do wszystkiego dystansu, przemyślimy pewne sprawy, a później się zobaczy. Pozwólmy rzeczom toczyć się ich własnym torem i zobaczymy dokąd to nas zaprowadzi. Jeśli jesteśmy sobie naprawdę pisani, to będziemy ze sobą, prędzej czy później. Jeśli nie, to lepiej żebyśmy dowiedzieli się o tym teraz, a nie później, kiedy może być nam tylko trudniej. - starałam się mówić jak najspokojniejszym tonem głosu, żeby nie wyczuł, jak bardzo mam ochotę się w tym momencie rozpłakać.
-Nie rozumiem. Kompletnie tego nie rozumiem. - pokiwał przecząco głową. - Kochasz mnie? - zapytał nagle, wpatrując mi się prosto w oczy. Zaskoczył mnie tym pytaniem, nawet bardzo. Obiecałam sobie jednak, że nie skłamię, choćby nie wiem co, więc konsekwentnie będę się tego trzymać.
-Oczywiście, że tak. - odpowiedziałam.
-No to wytłumacz mi, dlaczego to robisz? Dlaczego ze mną zrywasz? - najwyraźniej nie oczekiwał ode mnie natychmiastowej odpowiedzi, bo od razu kontynuował: - Kurwa, ty kochasz mnie, ja ciebie, czego jeszcze nam trzeba? Wiem, że nawaliłem, że między nami ostatnio nie układało się tak jak powinno, ale możemy to naprawić. Jestem pewny, że wspólnymi siłami powrócimy do tego co było. Pamiętasz to? Pamiętasz wszystkie te chwile, które spędziliśmy razem? Mamy z tego dobrowolnie zrezygnować, poddać się bez walki jakby kompletnie nic to nie znaczyło?
-Darcy... - z moich oczu w końcu swobodnie popłynęły łzy, których nie byłam już w stanie dłużej kontrolować. Dzięki Bogu, że w restauracji oprócz nas i jednej znajomej kelnerki, która zresztą już jakiś czas temu taktownie zniknęła na zapleczu, nie było nikogo, bo jak nic zrobiłaby się z tego mega sensacja. - Proszę, zrozum mnie. Potrzebuję czasu. Możesz być pewny, że ani przez moment nas nie skreślam. Po prostu chcę spojrzeć na to wszystko z dystansu. Chcę wiedzieć jak to jest żyć bez ciebie. Chcę zobaczyć, czy w ogóle jestem w stanie żyć bez ciebie. Proszę...
Widać było, że w chłopaku toczy się zażarta walka. W jego oczach zawsze można było wszystko wyczytać, jeśli tylko wiedziało się jak patrzeć. W tym momencie prezentował mi całą gamę swoich uczuć, od zdenerwowania przez strach do rozpaczy. Po przedłużającej się w nieskończoność chwili westchnął ciężko.
-Obiecaj mi tylko, że to nie jest koniec. Że nadal będziemy utrzymywać ze sobą kontakt. - skapitulował. Chyba po raz pierwszy w życiu świadomie coś odpuścił, bez walki do samego końca. - Obiecaj mi, że będziesz dla mnie tak samo jak ja będę dla ciebie.
-Obiecuję. - nic innego nie mogło paść z moich ust. Tylko prawda. - Oprócz tego, że kocham cię jak faceta, który był i zresztą nadal jest dla mnie całym światem, kocham cię też jak przyjaciela, z którym mogę o wszystkim porozmawiać. W tym momencie chcę skupić się na tobie, jako tej drugiej osobie.
-Jakkolwiek irracjonalnie to brzmi, bądźmy przyjaciółmi. - spuścił wzrok. Łatwo dało się zauważyć z jakim trudem te słowa przechodzą mu przez gardło.
Wiedziałam, że tego dnia oboje cierpimy. Wiedziałam, ale nic nie mogłam na to poradzić. Słowo się rzekło, nie było od niego odwrotu. Czasami trzeba zrobić krok do tyłu, żeby móc się rozejrzeć, a następnie zrobić kilka kroków naprzód. Czasami trzeba spasować żeby na spokojnie wszystko przemyśleć.
Po cichu podniosłam się ze swojego miejsca, a Australijczyk momentalnie zrobił to samo. Przez chwile spoglądaliśmy na siebie wzrokiem, którym chcieliśmy przekazać jak bardzo przeżywamy tę chwilę, każde na swój własny sposób. Nie mogąc wytrzymać dłużej tego napięcia zamknęłam oczy i zrobiłam jeden krok do przodu tylko po to, żeby wtulić się w niego. Chciałam zapamiętać jego zapach, sposób w jaki jego ręce mnie obejmują. Chciałam zapamiętać tę chwilę jak najdłużej.
Dopiero po kilku minutach stania w kompletnej ciszy z twarzą wciśniętą w jego szyję, powstrzymując histeryczny płacz, który walczył o to, żeby wydostać się na zewnątrz, oderwałam się od niego. Odsunęłam się o pół kroku, uśmiechając się delikatnie.
-Idziemy? - zapytałam lekko zachrypniętym od płaczu głosem.
-Gdzi... - dopiero teraz najwyraźniej przypomniał sobie o meczu, który już niedługo powinien się rozpocząć. - Idziesz ze mną?
-Chyba powinnam jednak iść na trybuny. - odpowiedziałam niepewnie, przygryzając dolną wargę.
-Przyjaciele, nie zapominaj. - silił się na wesoły ton głosu, ale w tym momencie brzmiało to totalnie sztucznie. - Idziesz ze mną i nie chcę słyszeć żadnych słów protestu. - dodał. Kiwnęłam w końcu głową na zgodę, dzięki czemu na jego twarzy na kilka sekund pojawił się blady uśmiech.
Ruszyliśmy w końcu na teren parkingu maszyn, gdzie czekali na nas żądni wiedzy Chris, Adrian i Ryan. Spojrzeliśmy sobie po raz ostatni w oczy, po czym każde ruszyło w inną stronę. Ja do boksu torunianina, a on do boksu swojego rodaka.
Adrian widząc mnie i to, w jakim jestem stanie, zgodnie z tradycją o nic nie pytał. Po prostu do mnie podszedł i bez słowa przytulił.
Coś czuję, że w najbliższych dniach dość często będę musiała korzystać z działania jego kojących wszelkie smutki i rozterki ramion.
Obym tylko nie zaczęła tego żałować podjętej przeze mnie decyzji zbyt szybko.



*******
Tylko mnie nie zabijcie, nie powieście, nie potnijcie, nie wystrzelcie w kosmos, ani nic w tym stylu :D.
Mon, Rose, zapomnijcie gdzie mieszkam hahaha :D
Szczerze powiedziawszy, podoba mi się ten rozdział o.O
A to nowość, bo generalnie podchodzę dość krytycznie do tego, co piszę o.O
Szacun :D
Tak czy inaczej, weekend zapowiada się wprost koncertowo!
Piątek w plenerze, sobota prezentacja+meeting z jedynymi w swoim rodzaju Hotkami i w końcu niedziela, Gdańsk trip!
Hell yea!

PS: zdecydowałam się już chyba na to, co robić po zakończeniu tego :D aczkolwiek, wasza pomoc zawsze się przyda, więc: Chris, Darcy, Tai, Andreas czy Emil?
PS2: o ostatnim GP chcę jak najszybciej zapomnieć -.- i o tym, co się działo po też -.-
PS3: dzisiaj bez dedykacji, rozdział niezbyt pozytywny, więc lipa coś takiego dedykować :D
PS4: do końca zostało 5 rozdziałów! <3

https://twitter.com/nikax92

piątek, 4 kwietnia 2014

Twenty fifth

Siedziałam w jednym z pokoi w domu babci Adriana, bezsensownie wpatrując się w strony jakiejś znalezionej zupełnie przypadkiem książki. Mimo że doszłam prawie do połowy, to i tak nie miałam zielonego pojęcia o czym ona w ogóle jest. Po kilka razy czytałam te same zdanie i za każdym razem traciłam wątek. Wszelkie próby odwrócenia mojej uwagi od przemyśleń na temat Australijczyka kończyły się fiaskiem. Na dodatek nadal nie podjęłam żadnej klarownej decyzji na temat naszej przyszłości.
Z jednej strony w żadnym wypadku nie chciałam go zostawiać. Był mi potrzebny do szczęścia, do tego, żebym każdego dnia wstawała z uśmiechem na ustach wiedząc, jaki cudowny dar otrzymałam od losu.
Z drugiej jednak strony wiedziałam, że ta cała chora sytuacja, która ciągnie się już od kilku miesięcy ani trochę nie wpływa dobrze na moją psychikę. Momentami czułam się bezwartościowa, nikomu nie potrzebna, a stąd już tylko krok do popadnięcia w depresję, czy coś w tym stylu, a na to nie mogłam sobie pozwolić. Nie tylko nie chciałam, NIE MOGŁAM.
W głowie nadal miałam mętlik, ale wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała się na coś zdecydować. Nie mogę dłużej żyć w takim zawieszeniu, nie robiąc kroku ani na przód, ani w tył. Czas wziąć się w garść i przestać się ukrywać.
Moje rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi, które sekundę później się uchyliły i pojawił się w nich Adrian. Zmartwiony, przygnębiony i przeżywający to wszystko równie mocno jak ja Adrian.
-Ja już muszę jechać do Torunia. - zaczął. - Jedziesz ze mną? - za tym pytaniem kryło się wiele innych. Jesteś gotowa? Podjęłaś decyzję? Dasz radę?
Sama nie wiedziałam.
-Myślę, że... - przełknęłam ślinę. - Daj mi dzisięć minut, spakuje swoje rzeczy. - postanowiłam. Miedziak podszedł do mnie i bez słowa mocno mnie przytulił.
-Jestem przy tobie, cały czas, pamiętaj. - wyszeptał, kilkukrotnie gładząc swoją ręką moje plecy, po czym odsunął się ode mnie, posłał mi pocieszający i mający na celu pokazanie, że mnie wspiera uśmiech, po czym wyszedł z pokoju.
Obym tylko nie żałowała tej decyzji.


***


-Myślisz, że się pojawi? - zapytał, już nawet nie wie który raz z kolei, swojego przyjaciela. Oboje pomagali właśnie mechanikom przy rozpakowywaniu sprzętu Chrisa.
-Nie wiem stary, naprawdę. - odpowiedział tak samo jak za każdym poprzednim razem. - Mam nadzieję, że tak. - dodał, modląc się w środku, żeby tak się stało.
-Kurwa, jak się okażę, że nie przyjechała to siłą wyciągnę z Miedziaka gdzie jest. - na jego twarzy momentalnie pojawił się grymas złości. Od kilku dni usiłował zlokalizować miejsce pobytu swojej dziewczyny, ale jego kolega z drużyny skutecznie mu to uniemożliwiał, odmawiając jakiejkolwiek współpracy. - Przywalę mu i nic mnie przed tym nie powstrzyma.
-Luzuj. - Chris spojrzał na niego z uwagą. - W ten sposób niczego nie załatwisz. Oboje z nim pogadamy i wspólnymi siłami coś wymyślimy. Przecież mówiłem ci, że nie zostawię cię w tym bagnie samego.
-Dzięki. - posłał mu delikatny uśmiech.
-To fakt, momentami jesteś totalnie głupi i zachowujesz się jak przedszkolak, ale na mnie możesz zawsze liczyć. - poklepał go przyjacielsko po ramieniu. - I proszę cię, przypadkiem nie wypal z czymś do Michaela, okej?
-Będę go omijał szerokim łukiem, pasuje? - odpowiedział. Starszy z Australijczyków kiwnął tylko głową, co miało oznaczać, że takie rozwiązanie jak najbardziej mu pasuje.
Po raz kolejny zabrakło dla niego miejsca w składzie. Po tym nieszczęsnym meczu w Zielonej Górze nie spodziewał się w sumie niczego innego. Zresztą, dzisiaj pewnie i tak nie mógłby się na niczym skupić, a już szczególnie nie na skutecznej jeździe. Chyba po raz pierwszy cieszył się z tego, że wyleciał ze składu na mecz. Dzięki temu będzie miał więcej czasu na załatwienie wszystkiego z Leną. O ile w ogóle się zjawi.
W parku maszyn póki co był z zawodników tylko Ryan.
-A wy już tu? - zapytał, kiedy przywitał się z nimi standardowym uściskiem ręki.
-Komuś tutaj się wybitnie spieszyło do Torunia. - Chris wymownie spojrzał na Warda. - Adriana jeszcze nie ma? - zapytał rozglądając się dookoła.
-Dzwonił do mnie i mówił, że będzie za jakieś góra piętnaście minut. - odpowiedział. - A co tam się u was działo przez ten tydzień?
-Długo by opowiadać. - brunet wolał machnąć ręką i nie zagłębiać się w temat, szczególnie, że to wcale nie był wesoły temat.
-To co, idziemy w coś pograć? - zapytał, chcąc zmienić temat. Dwójka Australijczyków kiwnęła na zgodę głową, więc szybko ruszył po piłkę do nogi.
Gra, a raczej odbijanie piłki między sobą na trawie pośrodku stadionu, nie trwała zbyt długo, bo w ich oczy rzucił się jeden z mechaników Adriana niosący torbę z narzędziami. Czyli wiadome było, że Miedziński zjawił się już na MotoArenie.
Pytanie tylko, czy sam.


***


-Wiesz już, co zrobisz? - zapytał Adrian, kiedy w dwójkę przemierzaliśmy ulice Torunia jego czarnym Mercedesem, zbliżając się nieuchronnie do stadionu.
-Wydaje mi się, że tak. - odpowiedziałam niepewnie. W mojej głowie nadal szalała burza, a myśli były tak rozbiegane, że totalnie ciężko było mi je uporządkować w chociaż najmniejszym stopniu.
-Jesteś tego pewna? - właśnie to lubiłam w moim przyjacielu. Nigdy nie dopytywał, nie dociekał, nie wyciągał ze mnie czegoś siłą. Zawsze czekał aż sama wyrzucę z siebie wszystko co mnie gnębi czy co zaprząta moją głowę. Teraz też nie zmuszał mnie do ujawnienia mojej decyzji i w gruncie rzeczy, byłam mu za to wdzięczna. O tym z jako pierwszym muszę porozmawiać z Darcym.
-Szczerze? - wymownie na mnie spojrzał. - Oczywiście, że nie jestem tego pewna, ale chyba nie mam wyjścia. Muszę podjąć jakąś decyzję i podjęłam tę, którą uważam za najbardziej słuszną i która jest dla mnie najlepsza. Chociaż ciężko tutaj mówić o 'najlepszej decyzji' biorąc pod uwagę całą tę chorą sytuację.
-Będzie dobrze. - poklepał mnie prawą dłonią po kolanie. - Wracasz później do domu, czy jedziesz z powrotem ze mną?
-Czas chyba wrócić, zanim rodzice zaczną za bardzo dociekać. - westchnęłam. - Już i tak dopytywali przez ten tydzień kiedy mam zamiar wrócić i czy Darcy wróci ze mną, bo tak dawno go nie widzieli. Masakra.
-Oni zdecydowanie powinni założyć jakiś jego fanklub. - stwierdził.
-Zdziwiłabym się, gdyby jeszcze nie byli aktywnymi działaczami w jednym z wielu. - palnęłam, na co Adrian parsknął śmiechem.
Nawet nie wiem, w którym momencie to minęło, ale chwilę później dojeżdżaliśmy już do MotoAreny.
-Idziesz ze mną do parku?
-Nie, aż takim samobójcą to ja nie jestem. Poczekam chwilę w restauracji, może coś zjem, a potem pójdę na trybuny.
Adrian zatrzymał się koło bramy wjazdowej pozwalając mi wysiąść. Jak na zawołanie pojawił się obok jego samochodu bus ze sprzętem i mechanikami.
-Trzymam kciuki. - uniosłam w górę zaciśnięte pięści demonstrując mu jak bardzo mam zamiar dzisiaj kibicować nie tylko jemu, ale również całej drużynie.
-Ja też. - opowiedział. Uśmiechnęłam się delikatnie, kiwając głową.
-Powodzenia i proszę cię, dojedź w jednym kawałku do końca zawodów, dobrze? - naprawdę wolałam dmuchać na zimne. Mecze z Lesznem zawsze należą do zawziętych i doskonale wiem, jak bardzo chłopacy wtedy chcą wygrywać. Czasami za wszelką cenę. A wiadomo co się dzieje w takich momentach. O kontuzję wcale nie jest trudno. Oby wszyscy dojechali do końca w jednym kawałku.
-Postaram się zrobić wszystko co w mojej mocy. Do zobaczenia później. - pomachałam mu po czym zniknął za bramą prowadzącą do parku maszyn.


***


Szybkim krokiem kierował się ku miejscu, gdzie miał nadzieję zastać swoją brunetkę. Zgodnie z przewidywaniami Adrian ani trochę nie chciał z nim współpracować i nawet słówkiem nie pisnął na temat tego, czy Lena jest tu z nim, czy nie. Naprawdę, dużo mu nie brakowało, żeby przestawić mu trochę szczękę, ale przypadkiem podsłuchana rozmowa jego i Ryana, w której mówił, gdzie ona jest, skutecznie go powstrzymywała. Teraz ważniejsze było spotkanie z nią niż starcie z przyjacielem. Od biegu powstrzymywało go chyba tylko to, że mógłby ściągnąć na siebie zbyt dużą uwagę.
Wszedł do środka i nawet nie musiał zbyt długo się rozglądać, bo jego wzrok momentalnie spoczął na brunetce, która w ciszy sączyła sok pomarańczowy i bezmyślnie grzebała w papierowym talerzyku, na którym leżały frytki. Od razu ruszył w jej stronę.
-Lena... - stanął przy jej stoliku, odchrząkując lekko. Dziewczyna podniosła na niego swój lekko zaskoczony, a nawet zdezorientowany wzrok, co spowodowało, że musiał przełknąć ślinę. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo za nią tęsknił. Była taka perfekcyjna.
-Co ty tu robisz? - zapytała nerwowo.
-Nie uważasz, że powinniśmy w końcu porozmawiać? - nie odpowiedział na jej pytanie, w zamian tego siadając na krześle tuż naprzeciwko niej. - Chyba mamy sobie dużo do wyjaśnienia.
-Powinieneś powiedzieć, że ty masz dużo do wyjaśnienia. - sprostowała. W myślach zaklął siarczyście. Zanosi się na to, że to w żadnym wypadku nie będzie miła rozmowa.
-Masz rację. - westchnął. - Chociaż nie bardzo wiem co jeszcze mógłbym dodać oprócz tego, co już powiedziałem ci przez telefon. Jest mi cholernie przykro z powodu tego, co się stało i uwierz mi, gdybym mógł to jakoś odkręcić to bez wątpienia bym to zrobił.
-Ale to się stało i tego się nie da odkręcić. - od razu odpowiedziała. - Wiesz jak ja się wtedy poczułam? - najwyraźniej nie oczekiwała na to, co jej powie, bo sama sobie odpowiedziała. - Jakbyś strzelił mnie w twarz.
-Lena.. - widząc, że w jej oczach zaczynają się powoli gromadzić łzy miał ochotę coś rozwalić. - Żałuję tego co zrobiłem. Nawet bardzo. To totalnie nic dla mnie nie znaczyło. Nadal jesteś dla mnie najważniejsza i to się nie zmieni.
-Najważniejsza to dla ciebie jest dobra zabawa. I imprezy. - powiedziała bez zająknięcia, zimnym tonem głosu. - I nie jestem pewna, czy w takim trybie twojego życia, jest tam dalej dla mnie miejsce.
-Oczywiście, że jest! - podniósł lekko głos, co od razu zainteresowało kelnerkę stojącą za ladą. Całe szczęście szybko taktownie odwróciła wzrok, by chwilę później zniknąć gdzieś na zapleczu. - Nie możesz przestać w to wątpić!
-Ale przestałam. - odstawiła na bok szklankę, którą do tej pory ściskała w ręku. - I doszłam do wniosku, że to stało się już dużo wcześniej, tylko cały czas sobie wmawiałam, że jest inaczej.
-Nie mów tak. - o ile wcześniej był zaniepokojony jej zachowaniem, to teraz zaczął odczuwać panikę. Ta rozmowa ani trochę nie przebiegała po jego myśli. - Przecież możemy to jakoś wyprostować. Jesteśmy ważniejsi niż mój jeden błąd. Jesteśmy ponad nim.
-Gdyby to był jeden błąd to pewnie by tak było. - przygryzła nerwowo wargę. - Ale to już nie chodzi tylko o tę akcję z klubu. Tu chodzi o całokształt. Momentami miałam wrażenie, że jestem tylko takim twoim wypełnieniem czasu. Przyjeżdżałeś do Torunia, nie miałeś zbytnio co robić, to spotykałeś się ze mną. No, chyba że pojawiała się wizja jakiejś kolejnej imprezy, to wtedy bez mrugnięcia okiem schodziłam na dalszy plan. Nawet nie próbuj zaprzeczać. - wtrąciła, kiedy zauważyła, że już otwiera usta, żeby coś powiedzieć. Posłusznie zamilknął, chociaż wiele słów cisnęło mu się w tym momencie na usta. - Byłam tylko wtedy, kiedy mnie potrzebowałeś. Kiedy nie było twoich znajomych, imprez, dobrej zabawy, alkoholu, albo dziewczyn, które za tobą szaleją, bo jesteś tym słynnym Darcy Wardem, żużlowcem z Australii. Dla mnie brakowało w tym wszystkim miejsca, a tobie to ani trochę nie przeszkadzało, bo do woli mogłeś się upajać tym, że cię uwielbiają. A ja dłużej już nie potrafię tak żyć, wiesz? Nie potrafię, a co najważniejsze, nie chcę.
-Co chcesz przez to powiedzieć? - sam nie wiedział dlaczego zadał to pytanie, skoro tak bardzo bał się na nie odpowiedzi.
-Myślę... - ona również przełknęła nerwowo ślinę, po czym podniosła na niego swój przygaszony wzrok. - Myślę, że powinniśmy sobie zrobić przerwę.
-Zrywasz ze mną?! - miał ochotę roznieść to miejsce w pył. To wszystko nie tak miało się potoczyć! Dzisiaj mieli się pogodzić i powrócić do wspólnego spędzania czasu. Miał ją pocałować, zabrać ze sobą na mecz do parku maszyn, potem pomęczyć się w trójkę z Chrisem, słuchając jego głupiego gadania, a potem zasnąć obok siebie, ciesząc się swoją bliskością.
To wszystko nie może się tak skończyć!




*******
No i jest.
No i amen.
No i nie chce mi się nic pisać.
No i mówiłam już, że ten badziewiany tenis to jednak jest zło?
No i zgoda.
<3

https://twitter.com/nikax92