piątek, 4 kwietnia 2014

Twenty fifth

Siedziałam w jednym z pokoi w domu babci Adriana, bezsensownie wpatrując się w strony jakiejś znalezionej zupełnie przypadkiem książki. Mimo że doszłam prawie do połowy, to i tak nie miałam zielonego pojęcia o czym ona w ogóle jest. Po kilka razy czytałam te same zdanie i za każdym razem traciłam wątek. Wszelkie próby odwrócenia mojej uwagi od przemyśleń na temat Australijczyka kończyły się fiaskiem. Na dodatek nadal nie podjęłam żadnej klarownej decyzji na temat naszej przyszłości.
Z jednej strony w żadnym wypadku nie chciałam go zostawiać. Był mi potrzebny do szczęścia, do tego, żebym każdego dnia wstawała z uśmiechem na ustach wiedząc, jaki cudowny dar otrzymałam od losu.
Z drugiej jednak strony wiedziałam, że ta cała chora sytuacja, która ciągnie się już od kilku miesięcy ani trochę nie wpływa dobrze na moją psychikę. Momentami czułam się bezwartościowa, nikomu nie potrzebna, a stąd już tylko krok do popadnięcia w depresję, czy coś w tym stylu, a na to nie mogłam sobie pozwolić. Nie tylko nie chciałam, NIE MOGŁAM.
W głowie nadal miałam mętlik, ale wiedziałam, że prędzej czy później będę musiała się na coś zdecydować. Nie mogę dłużej żyć w takim zawieszeniu, nie robiąc kroku ani na przód, ani w tył. Czas wziąć się w garść i przestać się ukrywać.
Moje rozmyślania przerwało ciche pukanie do drzwi, które sekundę później się uchyliły i pojawił się w nich Adrian. Zmartwiony, przygnębiony i przeżywający to wszystko równie mocno jak ja Adrian.
-Ja już muszę jechać do Torunia. - zaczął. - Jedziesz ze mną? - za tym pytaniem kryło się wiele innych. Jesteś gotowa? Podjęłaś decyzję? Dasz radę?
Sama nie wiedziałam.
-Myślę, że... - przełknęłam ślinę. - Daj mi dzisięć minut, spakuje swoje rzeczy. - postanowiłam. Miedziak podszedł do mnie i bez słowa mocno mnie przytulił.
-Jestem przy tobie, cały czas, pamiętaj. - wyszeptał, kilkukrotnie gładząc swoją ręką moje plecy, po czym odsunął się ode mnie, posłał mi pocieszający i mający na celu pokazanie, że mnie wspiera uśmiech, po czym wyszedł z pokoju.
Obym tylko nie żałowała tej decyzji.


***


-Myślisz, że się pojawi? - zapytał, już nawet nie wie który raz z kolei, swojego przyjaciela. Oboje pomagali właśnie mechanikom przy rozpakowywaniu sprzętu Chrisa.
-Nie wiem stary, naprawdę. - odpowiedział tak samo jak za każdym poprzednim razem. - Mam nadzieję, że tak. - dodał, modląc się w środku, żeby tak się stało.
-Kurwa, jak się okażę, że nie przyjechała to siłą wyciągnę z Miedziaka gdzie jest. - na jego twarzy momentalnie pojawił się grymas złości. Od kilku dni usiłował zlokalizować miejsce pobytu swojej dziewczyny, ale jego kolega z drużyny skutecznie mu to uniemożliwiał, odmawiając jakiejkolwiek współpracy. - Przywalę mu i nic mnie przed tym nie powstrzyma.
-Luzuj. - Chris spojrzał na niego z uwagą. - W ten sposób niczego nie załatwisz. Oboje z nim pogadamy i wspólnymi siłami coś wymyślimy. Przecież mówiłem ci, że nie zostawię cię w tym bagnie samego.
-Dzięki. - posłał mu delikatny uśmiech.
-To fakt, momentami jesteś totalnie głupi i zachowujesz się jak przedszkolak, ale na mnie możesz zawsze liczyć. - poklepał go przyjacielsko po ramieniu. - I proszę cię, przypadkiem nie wypal z czymś do Michaela, okej?
-Będę go omijał szerokim łukiem, pasuje? - odpowiedział. Starszy z Australijczyków kiwnął tylko głową, co miało oznaczać, że takie rozwiązanie jak najbardziej mu pasuje.
Po raz kolejny zabrakło dla niego miejsca w składzie. Po tym nieszczęsnym meczu w Zielonej Górze nie spodziewał się w sumie niczego innego. Zresztą, dzisiaj pewnie i tak nie mógłby się na niczym skupić, a już szczególnie nie na skutecznej jeździe. Chyba po raz pierwszy cieszył się z tego, że wyleciał ze składu na mecz. Dzięki temu będzie miał więcej czasu na załatwienie wszystkiego z Leną. O ile w ogóle się zjawi.
W parku maszyn póki co był z zawodników tylko Ryan.
-A wy już tu? - zapytał, kiedy przywitał się z nimi standardowym uściskiem ręki.
-Komuś tutaj się wybitnie spieszyło do Torunia. - Chris wymownie spojrzał na Warda. - Adriana jeszcze nie ma? - zapytał rozglądając się dookoła.
-Dzwonił do mnie i mówił, że będzie za jakieś góra piętnaście minut. - odpowiedział. - A co tam się u was działo przez ten tydzień?
-Długo by opowiadać. - brunet wolał machnąć ręką i nie zagłębiać się w temat, szczególnie, że to wcale nie był wesoły temat.
-To co, idziemy w coś pograć? - zapytał, chcąc zmienić temat. Dwójka Australijczyków kiwnęła na zgodę głową, więc szybko ruszył po piłkę do nogi.
Gra, a raczej odbijanie piłki między sobą na trawie pośrodku stadionu, nie trwała zbyt długo, bo w ich oczy rzucił się jeden z mechaników Adriana niosący torbę z narzędziami. Czyli wiadome było, że Miedziński zjawił się już na MotoArenie.
Pytanie tylko, czy sam.


***


-Wiesz już, co zrobisz? - zapytał Adrian, kiedy w dwójkę przemierzaliśmy ulice Torunia jego czarnym Mercedesem, zbliżając się nieuchronnie do stadionu.
-Wydaje mi się, że tak. - odpowiedziałam niepewnie. W mojej głowie nadal szalała burza, a myśli były tak rozbiegane, że totalnie ciężko było mi je uporządkować w chociaż najmniejszym stopniu.
-Jesteś tego pewna? - właśnie to lubiłam w moim przyjacielu. Nigdy nie dopytywał, nie dociekał, nie wyciągał ze mnie czegoś siłą. Zawsze czekał aż sama wyrzucę z siebie wszystko co mnie gnębi czy co zaprząta moją głowę. Teraz też nie zmuszał mnie do ujawnienia mojej decyzji i w gruncie rzeczy, byłam mu za to wdzięczna. O tym z jako pierwszym muszę porozmawiać z Darcym.
-Szczerze? - wymownie na mnie spojrzał. - Oczywiście, że nie jestem tego pewna, ale chyba nie mam wyjścia. Muszę podjąć jakąś decyzję i podjęłam tę, którą uważam za najbardziej słuszną i która jest dla mnie najlepsza. Chociaż ciężko tutaj mówić o 'najlepszej decyzji' biorąc pod uwagę całą tę chorą sytuację.
-Będzie dobrze. - poklepał mnie prawą dłonią po kolanie. - Wracasz później do domu, czy jedziesz z powrotem ze mną?
-Czas chyba wrócić, zanim rodzice zaczną za bardzo dociekać. - westchnęłam. - Już i tak dopytywali przez ten tydzień kiedy mam zamiar wrócić i czy Darcy wróci ze mną, bo tak dawno go nie widzieli. Masakra.
-Oni zdecydowanie powinni założyć jakiś jego fanklub. - stwierdził.
-Zdziwiłabym się, gdyby jeszcze nie byli aktywnymi działaczami w jednym z wielu. - palnęłam, na co Adrian parsknął śmiechem.
Nawet nie wiem, w którym momencie to minęło, ale chwilę później dojeżdżaliśmy już do MotoAreny.
-Idziesz ze mną do parku?
-Nie, aż takim samobójcą to ja nie jestem. Poczekam chwilę w restauracji, może coś zjem, a potem pójdę na trybuny.
Adrian zatrzymał się koło bramy wjazdowej pozwalając mi wysiąść. Jak na zawołanie pojawił się obok jego samochodu bus ze sprzętem i mechanikami.
-Trzymam kciuki. - uniosłam w górę zaciśnięte pięści demonstrując mu jak bardzo mam zamiar dzisiaj kibicować nie tylko jemu, ale również całej drużynie.
-Ja też. - opowiedział. Uśmiechnęłam się delikatnie, kiwając głową.
-Powodzenia i proszę cię, dojedź w jednym kawałku do końca zawodów, dobrze? - naprawdę wolałam dmuchać na zimne. Mecze z Lesznem zawsze należą do zawziętych i doskonale wiem, jak bardzo chłopacy wtedy chcą wygrywać. Czasami za wszelką cenę. A wiadomo co się dzieje w takich momentach. O kontuzję wcale nie jest trudno. Oby wszyscy dojechali do końca w jednym kawałku.
-Postaram się zrobić wszystko co w mojej mocy. Do zobaczenia później. - pomachałam mu po czym zniknął za bramą prowadzącą do parku maszyn.


***


Szybkim krokiem kierował się ku miejscu, gdzie miał nadzieję zastać swoją brunetkę. Zgodnie z przewidywaniami Adrian ani trochę nie chciał z nim współpracować i nawet słówkiem nie pisnął na temat tego, czy Lena jest tu z nim, czy nie. Naprawdę, dużo mu nie brakowało, żeby przestawić mu trochę szczękę, ale przypadkiem podsłuchana rozmowa jego i Ryana, w której mówił, gdzie ona jest, skutecznie go powstrzymywała. Teraz ważniejsze było spotkanie z nią niż starcie z przyjacielem. Od biegu powstrzymywało go chyba tylko to, że mógłby ściągnąć na siebie zbyt dużą uwagę.
Wszedł do środka i nawet nie musiał zbyt długo się rozglądać, bo jego wzrok momentalnie spoczął na brunetce, która w ciszy sączyła sok pomarańczowy i bezmyślnie grzebała w papierowym talerzyku, na którym leżały frytki. Od razu ruszył w jej stronę.
-Lena... - stanął przy jej stoliku, odchrząkując lekko. Dziewczyna podniosła na niego swój lekko zaskoczony, a nawet zdezorientowany wzrok, co spowodowało, że musiał przełknąć ślinę. Dopiero teraz zdał sobie sprawę jak bardzo za nią tęsknił. Była taka perfekcyjna.
-Co ty tu robisz? - zapytała nerwowo.
-Nie uważasz, że powinniśmy w końcu porozmawiać? - nie odpowiedział na jej pytanie, w zamian tego siadając na krześle tuż naprzeciwko niej. - Chyba mamy sobie dużo do wyjaśnienia.
-Powinieneś powiedzieć, że ty masz dużo do wyjaśnienia. - sprostowała. W myślach zaklął siarczyście. Zanosi się na to, że to w żadnym wypadku nie będzie miła rozmowa.
-Masz rację. - westchnął. - Chociaż nie bardzo wiem co jeszcze mógłbym dodać oprócz tego, co już powiedziałem ci przez telefon. Jest mi cholernie przykro z powodu tego, co się stało i uwierz mi, gdybym mógł to jakoś odkręcić to bez wątpienia bym to zrobił.
-Ale to się stało i tego się nie da odkręcić. - od razu odpowiedziała. - Wiesz jak ja się wtedy poczułam? - najwyraźniej nie oczekiwała na to, co jej powie, bo sama sobie odpowiedziała. - Jakbyś strzelił mnie w twarz.
-Lena.. - widząc, że w jej oczach zaczynają się powoli gromadzić łzy miał ochotę coś rozwalić. - Żałuję tego co zrobiłem. Nawet bardzo. To totalnie nic dla mnie nie znaczyło. Nadal jesteś dla mnie najważniejsza i to się nie zmieni.
-Najważniejsza to dla ciebie jest dobra zabawa. I imprezy. - powiedziała bez zająknięcia, zimnym tonem głosu. - I nie jestem pewna, czy w takim trybie twojego życia, jest tam dalej dla mnie miejsce.
-Oczywiście, że jest! - podniósł lekko głos, co od razu zainteresowało kelnerkę stojącą za ladą. Całe szczęście szybko taktownie odwróciła wzrok, by chwilę później zniknąć gdzieś na zapleczu. - Nie możesz przestać w to wątpić!
-Ale przestałam. - odstawiła na bok szklankę, którą do tej pory ściskała w ręku. - I doszłam do wniosku, że to stało się już dużo wcześniej, tylko cały czas sobie wmawiałam, że jest inaczej.
-Nie mów tak. - o ile wcześniej był zaniepokojony jej zachowaniem, to teraz zaczął odczuwać panikę. Ta rozmowa ani trochę nie przebiegała po jego myśli. - Przecież możemy to jakoś wyprostować. Jesteśmy ważniejsi niż mój jeden błąd. Jesteśmy ponad nim.
-Gdyby to był jeden błąd to pewnie by tak było. - przygryzła nerwowo wargę. - Ale to już nie chodzi tylko o tę akcję z klubu. Tu chodzi o całokształt. Momentami miałam wrażenie, że jestem tylko takim twoim wypełnieniem czasu. Przyjeżdżałeś do Torunia, nie miałeś zbytnio co robić, to spotykałeś się ze mną. No, chyba że pojawiała się wizja jakiejś kolejnej imprezy, to wtedy bez mrugnięcia okiem schodziłam na dalszy plan. Nawet nie próbuj zaprzeczać. - wtrąciła, kiedy zauważyła, że już otwiera usta, żeby coś powiedzieć. Posłusznie zamilknął, chociaż wiele słów cisnęło mu się w tym momencie na usta. - Byłam tylko wtedy, kiedy mnie potrzebowałeś. Kiedy nie było twoich znajomych, imprez, dobrej zabawy, alkoholu, albo dziewczyn, które za tobą szaleją, bo jesteś tym słynnym Darcy Wardem, żużlowcem z Australii. Dla mnie brakowało w tym wszystkim miejsca, a tobie to ani trochę nie przeszkadzało, bo do woli mogłeś się upajać tym, że cię uwielbiają. A ja dłużej już nie potrafię tak żyć, wiesz? Nie potrafię, a co najważniejsze, nie chcę.
-Co chcesz przez to powiedzieć? - sam nie wiedział dlaczego zadał to pytanie, skoro tak bardzo bał się na nie odpowiedzi.
-Myślę... - ona również przełknęła nerwowo ślinę, po czym podniosła na niego swój przygaszony wzrok. - Myślę, że powinniśmy sobie zrobić przerwę.
-Zrywasz ze mną?! - miał ochotę roznieść to miejsce w pył. To wszystko nie tak miało się potoczyć! Dzisiaj mieli się pogodzić i powrócić do wspólnego spędzania czasu. Miał ją pocałować, zabrać ze sobą na mecz do parku maszyn, potem pomęczyć się w trójkę z Chrisem, słuchając jego głupiego gadania, a potem zasnąć obok siebie, ciesząc się swoją bliskością.
To wszystko nie może się tak skończyć!




*******
No i jest.
No i amen.
No i nie chce mi się nic pisać.
No i mówiłam już, że ten badziewiany tenis to jednak jest zło?
No i zgoda.
<3

https://twitter.com/nikax92

3 komentarze:

  1. No i świetny rozdział :D
    Cóż ja mogę napisać? Przecież to było normalne, że Lena ot tak nie wskoczy mu w ramiona i nie powie "Tak bardzo tęskniłam. Jak dobrze, że jesteś" bla, bla, bla...
    I to jest właśnie powód, dla którego nie wierzę w miłość. Będzie jej mówił, jak bardzo ją kocha, ale i tak będzie ją krzywdził. Według mnie dla tej dwójki nie ma już żadnej wizji wspólnej przyszłości. W końcu ile razy można komuś przebaczać?!
    Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział. :)
    Jak będziesz miała czas i chęci to zapraszam do mnie http://riding-through-the-storm.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. No i kurde nie mów, że Adrian tutaj nie miesza. Może nie świadomie, ale miesza. To mi się nie podoba :( Nie bawię się w jakieś smutne zakończenia. Bo ja chlipać w poduszkę nie będę z Twojego powodu, spadówa! Bo Ty masz taki kaprys, żeby mi rozwalić moje idealne zakończenie. Ty chyba nie zdajesz sobie sprawy z moich możliwości ;|

    OdpowiedzUsuń
  3. :||||||||||||||||||||||||||
    ŻAL



    chlip,chlip,chlip ;c

    OdpowiedzUsuń