niedziela, 23 listopada 2014

2.06

Jak zapewne wiecie, albo nie wiecie, ale zaraz się dowiecie, wszelakie grupowe wypady w naszym wykonaniu, to w żadnym wypadku nie mogą być normalne rzeczy. Serio, sama nie wiedziałam, czy bardziej mam ochotę się śmiać, czy być dumną, że z nimi idę, czy może jednak zapaść się pod ziemię i kontynuować egzystencję w kanałach pod Toruniem. Chris ledwo wyszliśmy z domu, a już zaczął swój standardowy jaring tym, że będzie mógł zachlać pałę w klubie i na dodatek wybawi się z nami.
-I nic się nie martw, cukiereczku, nie pozwolę, żeby ktoś niepowołany cię zaczepiał. - zarzucił rękę na moje ramiona, przyciągając mnie do siebie z całej siły. Tak, tatuś Chris, od razu wszystkie lęki i obawy odpłynęły w siną dal. Czujecie ten sarkazm?
Całe szczęście, już przed samym klubem, dołączył do nas Adrian.
-Nie zostawiasz mnie nawet na sekundę, zrozumiałeś? - od razu do niego podbiegłam, mocno go przytulając.
-Okej? - nie powiem, był lekko zdziwiony, ale oj tam oj tam. Rozejrzał się po pozostałych i od razu zmienił nastawienie. - Dobra, rozumiem. Nie będziesz skazana na pijanego Chrisa.
-Jak ty mnie dobrze znasz. - poklepałam go po ramieniu. Ten człowiek zna mnie na wylot. Zresztą, co się dziwić, siedzę mu na głowie już od wielu, wielu lat. Miał czas żeby mnie poznać. I nie to żeby miał jakiś wybór. Potrafiłam być naprawdę namolnym dzieckiem.
-Gotowi na balety? - Chris nadal się jarał jak nienormalny.
-To będzie ciekawa noc. - usłyszałam ciche mruknięcie Moniki i cholernie ciężko było się z nią nie zgodzić.
Jako pierwszy do klubu wleciał nie kto inny jak Holder. Mało brakowało, a ucałowałby drzwi i obu ochroniarzy, którzy koło nich stali. Już nawet nie wspomnę, że był aż tak bardzo nastawiony na balowanie, że w dobroci serca zapłacił za nasze wejściówki ze swojego portfela. Cóż, w końcu to on w razie czego będzie żarł trawę jak mu ich zabraknie.
A w samym klubie oczywiście było tłoczno. Czego się spodziewać po piątkowym wieczorze. Nie powiem, liczyłam na bardziej lokalny klimat i zdecydowanie mniejszą ilość wijących się na parkiecie dziewczyn i chłopaków. Miałam wrażenie, że zdecydowanie nie będziemy mieli nawet metra kwadratowego miejsca dla całej naszej piątki, ale przecież Chris tak by tego nie zostawił.
-Przepraszam, te miejsca są wolne? - podbił do stolika, przy którym siedziała dziewczyna z chłopakiem, którzy najwyraźniej byli w trakcie standardowego flirtu. - Och dzięki, z przyjemnością się dosiądziemy. - dodał, kiedy oboje spojrzeli na niego z totalnym zdziwieniem, po czym jakby nigdy nic rozsiadł się na kanapie. - Siadajcie. - zwrócił się tym razem do nas. - Widzicie, że dostaliśmy zaproszenie od tej wspaniałej dwójki. Zachowalibyśmy się jak chamy i prostaki gdybyśmy im odmówili.
Posłałam tej dwójce najbardziej przepraszające spojrzenie na jakie w tej chwili było mnie stać. Chyba docenili mój gest, bo odpowiedzieli lekko nerwowym uśmiechem, po czym szybko wstali i uciekli w bliżej nieokreślonym kierunku.
-Masz z garem, mówił ci to ktoś już dzisiaj? - trafnie podsumował go Karol.
-Jak ci się nie podoba, to możesz iść stać jak ten pryszczaty pojeb na szkolnych dyskotekach, ściany będą miały lżej jak ktoś je będzie podpierał. - burknął Australijczyk. Mimo wszystko parsknęłam śmiechem. Gdzie on się uchował?
-Co pijemy? - zmieniła temat Monika. W tym momencie było nam to na rękę bo przynajmniej nie zaczęła się jakaś durna wymiana zdań, do której w końcu siłą rzeczy byłybyśmy wciągnięte. Poza tym, bez alkoholu dzisiaj się nie obejdzie. Na trzeźwo mogłabym tego nie ogarnąć. I sądząc po tym, że Monika zaczęła ten temat, ona również podziela te stanowisko.
Adrian z Karolem szybko zebrali zamówienia, które w gruncie rzeczy nie obejmowały niczego innego poza naszym starym, dobrym znajomym, który nazywa się Jack Daniels. Jak się schlać to przynajmniej czymś porządnym. Adrian natomiast postawił na colę, bo przyjechał samochodem.
-Jesteś mameją, tyle w temacie. - stwierdził Chris, kiedy tylko usłyszał, że Miedziak nie ma zamiaru dzisiejszego wieczora ruszać procentów.
Także tego.
Chłopacy ruszyli w stronę baru, przeciskając się między tymi wszystkimi zebranymi ludźmi, a my zostałyśmy same z Chrisem, który zaczął rozglądać się z uwagą dookoła.
-Wypatrujesz czegoś konkretnego? - zapytała Monika po kilku chwilach ciszy. A cisza, jak wiadomo, to nie jest normalne środowisko tego pana.
-Badam teren. - odpowiedział tajemniczo. - Sprawdzam, czy są tu jacyś normalni, kreatywni ludzie, bo wiecie, jednak z debilami bawić się nie zamierzam. Mam swoją godność i poniżej pewnego poziomu nie schodzę. - zabrzmiał jak totalny idiota, co z miłą chęcią miałam mu właśnie wypomnieć, ale nie dane mi było wyrzucić z siebie nawet pół słowa. - No chyba, że Jackie będzie ze mną wybitnie współpracował, to wtedy jest mi wszystko jedno. - słysząc zdrobnioną nazwę whisky przewaliłam tylko oczami. To będzie długa, ciężka i zdecydowanie pełna wrażeń noc.
Tym bardziej kiedy do stolika wrócili chłopacy i zauważyłam, ile alkoholu ze sobą przynieśli. Jeśli oni/my mają/mamy w planach wypić to wszystko, to już teraz mogę tylko przepraszać wszystkich dookoła, że będą świadkami naszej obecności.
-No to zdrowie! - zawyrokował Chris, rozlewając alkohol do prowizorycznych kieliszków/szklanek i przesuwając po jednym w naszą stronę. Sam uniósł swoją w geście wzniesienia toastu po czym wypił wszystko duszkiem. - Od razu czuję się lepiej! - odstawił puste naczynie z powrotem na stół.
-Uuu, mocne. - Karol lekko się skrzywił, ale również wyzerował swój alkohol.
-Bo ty nigdy nie miałeś łba do chlania. Tylko nie rzygaj ani nie padnij na parkiecie, bo nie mam zamiaru się wtedy do ciebie przyznawać.
-Co ty dzisiaj jesteś taki milusiński? - Monika spojrzała na niego ze zmrużonymi oczami. No tak, kogo jak kogo, ale Karola to czepiać się może tylko ona sama we własnej osobie i ewentualnie, od czasu do czasu za jej pisemnym pozwoleniem, któraś z nas.
-Życia was uczę, gówniarze! - wyprostował swoją sylwetkę, chcąc nadać sobie więcej powagi i autorytetu. Najpierw śmiechem parsknął Adrian, potem Karol, a potem już poszło lawinowo. - Niewdzięcznicy, pff! - oburzył się, ponownie nalewając sobie do szklanki alkoholu. - No to co, na drugą nóżkę, żebyśmy nie byli jak kuternogi i ruszamy na parkiet? - zapytał, a widząc, że entuzjazm w naszej grupie jest porównywalny do tego, jaki okazuje skazany, którego prowadzą korytarzem ku pokojowi egzekucji, zmrużył oczy. - Wezmę to za tak. - serio, dzisiejszego dnia chyba nic nie mogło, zepsuć mu humoru. A to nie wróży dobrze na resztę wieczora/nocy, bo nakręcony Holder to nieobliczalny Holder, a głupie pomysły w jego głowie rozmnażają się jak grzyby po deszczu. W zaczarowanym lesie.
-To będzie długi wieczór. - Adrian nachylił się nade mną, mówiąc prosto do mojego ucha.
I cholernie ciężko było się w tym momencie z nim nie zgodzić.
To będzie naprawdę interesująca impreza i już teraz się boję, co wydarzy się dalej.

*******

-Mamy do wyboru Titanica, 50 Pierwszych Randek, Szkołę Uczuć i Listy do Julii. - powiedziała Maja, przeglądając strony na swoim laptopie. Siedziała rozłożona wygodnie na kanapie, czekając, aż Tai przygotuje w kuchni popcorn. Jej przypadło w udziale wyszukanie odpowiedniego filmu na wieczór.
-Chyba sobie żartujesz. - chłopak wszedł do pokoju z szeroko otwartymi oczami, ściskając w dłoniach miskę pełną przysmaku. - Bo żartujesz, prawda? - zapytał dla pewności. - Czyli nie żartujesz? - dodał widząc jej minę, a kiedy brunetka parsknęła śmiechem, zmarszczył lekko brwi. - Jednak żartujesz?
-Siadaj. - Maja parsknęła śmiechem, poklepując miejsce na kanapie po swojej prawej stronie. Po lewej, na jednej z poduszek, rozłożył się wygodnie Bober i nawet nie było szans na to, żeby gdziekolwiek się przemieścił. Za każdym razem kiedy któreś z nich próbowało go przesunąć, podnosił powieki i patrzył na nich z miną w stylu "tylko spróbuj, a będzie to ostatnia zrobiona rzecz w twoim marnym życiu". Tak, milusiński kotek. I chyba tylko oni potrafili nad czymś takim rozpływać się w zachwytach. - Nie będę Cię męczyć, mam dzisiaj dzień dobroci dla istot dwunożnych. - dodała, kiedy chłopak usiadł wygodnie koło niej, kładąc miskę na swoje kolana i zaglądając jej w ekran laptopa. Robiąc to, musiał się przysunąć bliżej brunetki, a jej reakcją było nic innego jak szybsze bicie serca. Tak, ten chłopak naprawdę na nią oddziaływał. Nie to żeby miała z tym jakikolwiek problem. Podświadomie chciała tej bliskości więcej i więcej.
-To co oglądamy? - zapytał już znaczenie weselszym tonem. - Może wejdź tutaj, zobaczymy jakie mają nowości. - palcem pokazał na miejsce, w które miała wejść. Od razu pojawiła się przed ich oczami lista filmów, które nie tak dawno miały swoją premierę filmową.
-Może to? - zaproponowała, pokazując mu jeden z tytułów.
-Niezgodna? - uniósł brew ku górze. - A to nie jest żaden sentymentalny badziew, prawda? - upewniał się.
-Zawsze możemy wrócić do opcji ze Szkołą Uczuć. - posłała mu swój promienny uśmiech, na co chłopak przewalił tylko oczami.
-Dobra, niech będzie. Daj, podłączę lapka do telewizora. - odłożył popcorn na bok, biorąc z kolan Mai laptopa i niby przypadkiem dotykając swoimi dłońmi jej nóg. Automatycznie w miejscu zetknięcia ich ciał przeszedł ją dreszcz. Przyjemny, elektryzujący, fantastyczny dreszcz.
Chwilę później powrócił na swoje miejsce, ponownie kładąc na swoje kolana miskę z własnoręcznie (własnomikrofalówkowo?) przygotowanym popcornem i z głośnym westchnięciem spojrzał na ekran telewizora.
-Co? - Maja uniosła brew ku górze.
-Ale to na pewno nic co wyciska łzy? No bo wiesz, czasami tak mam, że ryczę jak pojeb... - przyznał po chwili wahania. - A jak zapewne się domyślasz, to totalnie rujnuje mój image twardziela, bad boya i w ogóle Jean Claude'a van Damma światowego speedwaya. - reakcja brunetki mogła być tylko jedna. Parsknęła śmiechem. - To wcale a wcale nie jest śmieszne. - oburzył się.
-Hahaha przepraszam. - nadal się śmiejąc przytuliła go do siebie. - Nie, ten film nie wyciska łez, a nawet jeśli, to nie masz się czym martwić, nikomu nie powiem. - dodała.
-No to masz szczęście. - stwierdził, ale jakoś wcale nie było mu spieszno, żeby wypuścić ją ze swoich ramion. Decyzję za nich podjął Bober, który ni z tego ni z owego, zerwał się z poduszki, na której to wcześniej się wylegiwał i jakby nigdy nic wpakował się między nich. Łapkami pomógł sobie w znalezieniu jeszcze więcej przestrzeni, więc chcąc nie chcąc, musieli się od siebie odsunąć. - Dobra, mów co chcesz, ale ten kot jednak jest jakiś aspołeczny. - spojrzał na niego z dziwną miną.
A Bober, jak to Bober, chyba kolejny raz domyślił się, że o nim mowa, bo prychnął głośno i jak gdyby nigdy nic rozwalił się wygodnie na kanapie między nimi.




*******
Chyba nigdy nie męczyłam się tak bardzo z napisaniem czegokolwiek, jak przy okazji tworzenia tego rozdziału.
Serio, weno, żarty żartami, ale możesz już wrócić -.-
Jest krótko, jest z dupy, ale jest, amen!
<3


środa, 12 listopada 2014

2.05

Mogłam się domyślać, że ten wieczór w żadnym wypadku nie skończy się normalnie. Dobra, ja byłam o tym przekonana, ale wolałam wprowadzić na początku trochę dramaturgii... Mniejsza o większość, zapomnijmy o tym.
Siedzenie w mieszkaniu, przyjmowanie milion pozycji i przełączanie pilotem kanałów w telewizorze to na bank nie był szczyt marzeń niektórych z obecnych (tak, Chris, dzień dobry!), więc kwestią czasu było, aż ktoś wpadnie na jakiś iście genialny pomysł.
-WIEEEEEEEM! - Chris zerwał się z kanapy na równe nogi. Monia i Karol aż od siebie odskoczyli tak się przestraszyli.
-Głośniej się nie dało? - skrzywił się Tai.
-Bobera wystraszyłeś! - Maja za to pogłaskała dłonią lekko nastroszone futerko kota. Serio, ten rudy terrorysta na czterech łapach dosłownie w kilka minut zagarnął sobie serce i Woffindena i Mai! Tylko czekać aż wystąpią z podaniem o becikowe i kupią mu wózek spacerowy. Hahaha, taki żart, aczkolwiek... To są oni, ich nie ogarniesz.
-Właśnie widzę. - Chris otworzył szerzej oczy kiedy padł na niego wzrok wkurzonego Bobera. - Serio, ten kot ma z garem! Czy nikt do tej pory tego nie zauważył? - spojrzał na nas wyczekująco.
-Na mnie nie patrz, ja jestem po twojej stronie! - od razu zaznaczyła Monika, a ja pokiwałam gorliwie potakująco głową. - Przecież on ma kurwiki w oczach!
-Dajcie mu spokój! - Maja od razu stanęła w jego obronie i ponownie pogłaskała jego futerko. - Cichutko malutki, oni mają z banią, nie zwracaj na nich uwagi. - zwróciła się do niego, na co cichutko zamiauczał. - Jesteście jacyś uprzedzeni! Bo co, bo jest rudy? - oburzyła się, na co Karol parsknął śmiechem, ale jak szybko zaczął tak szybko przestał. - Dariusz też jest rudy i ma z garem, ale jego się jakoś nie czepiacie! - dalej się nakręcała. - A przypominam, że nie ma na świecie drugiej takiej osoby, która mogłaby się równać z jego manią z banią.
-Heeej, zejdźcie z niego! - oburzyłam się.
-Nie to żeby ktoś planował na niego wejść. - do debaty wtrącił się Chris. - Ale znowu odbiegliśmy od tematu! Czy nikt nie chce wysłuchać tego, co mam do powiedzenia?
-Szczerze? - Karol spojrzał na niego z pełną uwagą.
-Spadaj. - prychnął Holder. - A co powiecie na imprezę na mieście? Dawno nigdzie nie byliśmy i jeszcze trochę, a przyjdzie nam kupić prenumeratę czasopisma dla emerytów i rencistów i tyle z tego będzie. Dziewczyny już zaczęły się otaczać kotami jak te stare wariatki! Stop zdziadzieniu! - rozpoczął swoją przemowę, a mi nie pozostało nic innego jak walnąć się dłonią w czoło. Za kim on taki wyrósł, ja się pytam? Jego rodzice są normalni, jego bracia też, chociaż z Jack'iem nigdy nic nie wiadomo, młody jest, może jeszcze ewoluować.
-I zostawimy Bobera samego w domu już jego pierwszej nocy? - odezwał się Tai.
-Możesz z nim zostać, albo nauczyć go na szybkiego kroków do "Aserehe" i niech idzie z nami. - Chris przewalił oczami. - Nie zachowuj się jak pojeb! - podniósł swój głos.
-W sumie, jeśli mam do wyboru siedzenie w domu i przyswajanie skondensowanej dawki głupoty wszystkimi dostępnymi możliwościami, to ja jednak wolę tę imprezę. - stwierdziła Monika.
-Siostro moja! - Holder od razu podleciał przybić jej pionę. - Ty zapomnij, może inni rodziny nie wybierają, ale ja owszem i w żadnym wypadku się tam nie mieścisz. Nie masz cycków! - zwrócił się do siedzącego obok Karola. Serio, starałam się opanować, ale parsknęłam śmiechem. Co on bierze, ja się pytam?
Podczas gdy trio Monika, Karol, Chris spierali się z duetem Maja, Tai o wyższości wyjścia na miasto nad zostaniem z jedynym w swoim rodzaju Boberem i na odwrót, postanowiłam napisać smsa do Darcy'ego. W tym celu wyciągnęłam z kieszeni spodni swój telefon i szybko wystukałam wiadomość.

"Chris i jego głupota w akcji. Czy ten dzień może być piękniejszy? :| Zanosi się na to, że skończymy na mieście, a ja tak cholernie za Tobą tęsknię! :| <3"

Na odpowiedź nie musiałam czekać nawet minuty. I nie, to wcale nie był sms, a rozmowa telefoniczna.
~Jak to skończysz na mieście? Z kim? - usłyszałam zanim zdążyłam się w ogóle przywitać.
-Tak, mnie też miło Cię słyszeć, u mnie świetnie, pogoda fantastyczna, wszyscy zdrowi i w ogóle nie wiem czy wiesz, ale dzisiaj okazało się, że będzie nas o jednego więcej! Cieszysz się? - zaświergotałam z ironią. Po drugiej stronie nastała kompletna cisza. Aż odsunęłam telefon, żeby sprawdzić, czy przypadkiem któreś z nas się nie rozłączyło, ale nic z tych rzeczy. - Darcy, jesteś tam? - zapytałam lekko spanikowana, wstając z kanapy i ruszając w stronę swojego pokoju, gdzie nie przeszkadzałby mi hałas pozostałej piątki. I Bobera.
~Eee... - nawet przez telefon słyszałam jak głośno przełknął ślinę. - Co masz na myśli mówiąc, że będzie nas o jednego więcej? Ty chyba nie jesteś... - przerwał, a mi chwilę zajęło, zanim domyśliłam się, czego nie dopowiedział.
-O matko, Darcy, zwariowałeś? - prychnęłam śmiechem. - Nie jestem w ciąży! - nadal się śmiałam.
~No to nie strasz mnie tak więcej! - oburzył się. - Myślałem, że zawału dostanę!
-Gdyby się okazało, że jestem w ciąży, byłbyś pierwszą osobą, która by o tym usłyszała. Serio. - coś dziwnego przebiegło mi przez całe moje ciało. Ciąża? Darcy i ja rodzicami? To takie... Sama nie wiem.
~Miło mi to słyszeć, aczkolwiek póki co wolałbym cierpieć na głuchotę jeśli przyszłoby mi do wysłuchania tej wiadomości. - palnął, na co przewaliłam oczami. - No teraz powiedz mi o co chodzi z tym nowym członkiem.
-Mamy kota. - wyjaśniłam. - Rudego, dziwnego, patrzącego na nas jak na potencjalny obiekt do destrukcji i w ogóle sprawiającego wrażenie, jakby wysłała go do nas Al Kaida.
~Skąd wy go wytrzasnęłyście? - oczami wyobraźni widziałam jak w tym momencie podnosi brew ku górze.
-Dobre sobie. - prychnęłam. - Karol nam go przywlókł. I nawet nie mogłyśmy spakować i jego i tego kota do tego samego kartonu i oboje wysłać do Mozambiku, bo Maja, wspierana przez Taia, dostała jakiś spazmów na jego widok i nie ma już szans żeby się go pozbyć.
~I oni nadal uważają, że między nimi to jest tylko taka przyjaźń? - on również prychnął, a ja uśmiechnęłam się na całą szerokość. Skoro nawet Darcy zauważał, że coś jest na rzeczy, to mam już pewność taką samą, jakby oboje nam to potwierdzili. - Ale dla bezpieczeństwa zabrałyście wszystkie maszynki z zasięgu wzroku Woffiego? - dorzucił, na co tym razem parsknęłam śmiechem na cały głos. Właśnie dlatego tak bardzo uwielbiam tego człowieka. - nie dał mi jednak odpowiedzieć, bo od razu kontynuował. - Ale wracając do głównego tematu. Idziecie na miasto? Kto? Po co?
-Chris nam to obwieścił, a dobrze wiesz, że nie spocznie, dopóki nie stanie na jego. Będzie jak wrzód na dupie tak długo, aż się zgodzimy. - przewaliłam oczami. - No więc niech mu będzie. Poza tym dawno nigdzie nie byliśmy.
~Nie podoba mi się to. - mruknął.
-Wiem, ja też wolałabym iść tam z tobą, odganiać te wszystkie napalone fanki łopatą i w ogóle, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. - nie zaśmiał się, a to był zdecydowanie zły znak. - Oj Darcy, proszę cię, nie wkurzaj się.
~Nie wkurzam się, po prostu się martwię. - odpowiedział, a mi zrobiło się ciepło na sercu. Właśnie tak działa na mnie ten człowiek. - Nie lubię jak wychodzisz gdziekolwiek beze mnie, bo nie mogę cię mieć wtedy na oku. - burknął. - A polegać w tej kwestii na Chrisie to jak postawić na wygraną Kuciapy w starciu ze mną o twoje serce. - dodał. Ponownie się zaśmiałam.
-Dlatego nie idę tam tylko z Chrisem, ale również pozostałymi.
~Ale weź ze sobą Adriana, okej? Wiem, gościu czasami jest gorszy niż mama na przeszpiegach, ale przynajmniej wiem, że będzie Cię pilnował.
-Załatwione. - szybko się zgodziłam. Zresztą i tak miałam napisać do Miedziaka, czy ma dzisiaj wolny wieczór. Zabawa bez mojego przyjaciela to nie zabawa, a ja w sumie dawno już go nie widziałam. A nie, widziałam go wczoraj, ale dla nas to i tak dawno!
~W żadnym wypadku nie baw się dobrze, bo jeszcze ci się sposób na balowanie beze mnie... - przewaliłam w tym momencie oczami. - ...uważaj na siebie i na tego świra... - tak, tutaj na pewno miał na myśli Chrisa, no bo kogo by innego? - ...i dawaj mi znać co jakiś czas co tam u ciebie słychać, okej?
-Masz to jak w banku. - odpowiedziałam. - Kocham cię i cholernie za tobą tęsknię.
~Kocham cię. - mogłabym słyszeć to milion razy dziennie, a i tak nigdy nie miałabym tego dość. - I zdecydowanie wariuję bez ciebie! - dodał.
Pożegnałam się z nim, po czym oboje się rozłączyliśmy. Nawet rozmowa telefoniczna, jak na nasze standardy krótka, sprawiła, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Byłby zapewne większy, gdyby był teraz tuż koło mnie, ale póki co to musiało mi wystarczyć.
W salonie natomiast nadal trwała zawzięta dyskusja. A Bober patrzył na nich wszystkich po kolei z miną w stylu "i tak was nienawidzę". No, może na Maję i Taia patrzył bardziej w stylu "głaszcz mnie, świrze!".
-Jeszcze nie doszliście do porozumienia? - zapytałam, rozsiadając się wygodnie na kanapie.
-Wychodziłaś? - Monia podniosła brew ku górze.
-I ty się nazywasz moją przyjaciółką... - westchnęłam. - Na czym stoi?
-Jeszcze nic nie stoi. - Chris spojrzał na mnie, ruszając wymownie brwiami.
-O boże, weź się lecz! - powiedziałam, kiedy dotarł do mnie sens jego słów. - Rozmowa na czym stanęła ty tępa klepo!
-Ta dwójka upiera się żeby zostać i tyle w temacie. - odpowiedział mi Karol.
-No i co za problem? - uniosłam brew ku górze. Serio, to jest chyba nasz firmowy znak. - Niech zostaną w domu, SAMI, skoro tak bardzo chcą, a my pójdziemy na imprezę. Nie widzę przeszkód. - wzruszyłam ramionami, a w środku szczerzyłam się jak dureń na myśl o tym, co tu się będzie działo jak nas nie będzie. Może by tak zamontować kamerę? Albo dwie? Ewentualnie dwanaście?
-Ja też nie! - Monika szybciutko mnie poparła i byłam przekonana, że ta mina, którą właśnie mi posłała, mówiła zdecydowanie więcej niż tysiąc słów.
-Ja w sumie też nie widzę problemu... - zaczął Tai, patrząc z lekkim stresem na Maję, która uparcie wpatrywała się teraz w leżącego na jej kolanach Bobera i głaskała go ze znacznie większym natężeniem niż wcześniej. Daję temu kotu tydzień i będzie łysy jak kolano.
-No to załatwione! - zawyrokował Chris, klaszcząc w łapki. Powiedzenie, że jara się jak Rzym za Nerona, to mało powiedziane. - Za mną ferajna, idziemy podbijać Toruń! - i jako pierwszy poleciał do przedpokoju, ubrać na siebie monsterową bluzę. Popatrzyliśmy na siebie, wzruszyliśmy ramionami i od razu z Moniką ruszyłyśmy do swoich pokojów żeby się przebrać. - Tylko rura z tym pindrzeniem się, bo nie chcę tutaj zakwitnąć od czekania! - usłyszałyśmy tylko za sobą. Przewaliłam oczami, ale dla własnego bezpieczeństwa i spokoju ducha wolałam się sprężyć.
15 minut później wszyscy gotowi do wyjścia staliśmy już w przedpokoju.
-Tylko spokojnie mi tutaj, robaczki. - Monika zwróciła się do Taia i Mai. - Możecie włączyć sobie Tabalugę na necie, albo pograć w warcaby jeśli je znajdziecie, bo nie będę pokazywać palcami kto ostatnio pił z pionków, bo potłukł kieliszki. - spojrzała wymownie na Chrisa.
-No co? - mruknął, wkładając ręce do kieszeni.
-Serio, idźcie już sobie. - mruknęła Maja, przewalając oczami.
-W sumie, wiecie co? - zaczęłam, rozglądając się po wszystkich. - Jakoś tak odechciało mi się wychodzić... Może jednak zostaniemy?
-Wiesz, mi też się już nie chce. - od razu podłapała Monika.
-Nooo, mi też! - i Karol.
-Może zostańmy i poróbmy coś wspólnie? - nawet Chris skumał o co chodzi.
-Jesteście głupi jak buty od lewej nogi! Spadajcie! - Tai się lekko zirytował, na co parsknęliśmy śmiechem, po czym zostawiając tę dwójkę samym sobie (i Boberowi!), wyszliśmy z mieszkania.
Toruniu, nadchodzimy!




*******
Dla tych dwóch, które mają z banią jak mało kto (jak nikt inny, żeby być szczerym!), ale i tak wielbię je po wsze czasy!
LKF! <3333

poniedziałek, 3 listopada 2014

2.04

Mogłam się domyślać, że powrót na uczelnię to w żadnym wypadku nie będą kwiatki, bratki i stokrotki. Koniec semestru zbliżał się nieubłaganie, a ja miałam tak wielkie zaległości, że czasami miałam wrażenie, że nie było mnie siedem miesięcy, a nie ledwo jeden. I to taki naciągany jeden.
Tak czy inaczej, ilość kartek, które skserowałam w ciągu tego całego tygodnia, ilość przepisanych notatek, ilość zadanych mi na weekend referatów i kolokwiów, które musiałam zaliczyć w najbliższym czasie sprawiały, że miałam ochotę usiąść w kącie i się rozpłakać. Naprawdę, wykładowcy nie zastosowali wobec mnie żadnej taryfy ulgowej, czemu się w sumie nawet nie dziwie. Chyba głupio bym się czuła, gdyby traktowali mnie jak obłożnie chorą, podczas gdy ja wylegiwałam się na plaży w słonecznej Australii. Tak, powstrzymywałam się nawet przed wrzucaniem zdjęć na wszelakie możliwe portale, chcąc dmuchać na zimne. Bóg jeden wie czy komuś z uczelni przypadkiem nie strzeliłoby do głowy wejść i sprawdzić. Byłby kanał.
A więc studia dołowały mnie maksymalnie, ilość pracy, która mnie czekała była zdecydowanie średnio do ogarnięcia, ale żadna z tych rzeczy wcale nie była najgorsza.
Tęsknota.
Jedno słowo, 3 sylaby, 8 liter. To było to, co sprawiało, że każdy dzień był gorszy od poprzedniego. Tęskniłam tak bardzo, że momentami aż ciężko było w to uwierzyć. U mnie nie dość tego, że tęskniłam, to jeszcze zamartwiałam się tym, jak sobie radzi, co właśnie robi, czy nie forsuje zbytnio kolana, czy nie stało się coś strasznego... Za każdym razem, kiedy spóźniał się z telefonem chociażby o 10 minut, w mojej głowie zaczynało roić się od głupich i zdecydowanie niewesołych scenariuszy, które na całe szczęście nigdy się nie sprawdzały. Darcy wkurzał się tym, że póki co musi siedzieć w domu, że jego zdolność ruchowa jest póki co znacznie ograniczona, że czuje się jak przeziębiony niemowlak, któremu tylko podtykają rzeczy pod nos (tak, pani Middleditch podobno przechodziła samą siebie chcąc mu jakoś dogodzić) i że tęskni za mną cholernie. W takich momentach miałam ochotę rzucić wszystko w cholerę, wsiąść do najbliższego samolotu lecącego do Anglii tylko po to, by kolejne chwile móc spędzać w jego towarzystwie. I pewnie nie raz bym tak zrobiła, gdyby nie obecność Mai i Moniki. Uwierzcie mi, nikt tak nie potrafi sprowadzić człowieka na ziemię jak te dwie, na dodatek współpracujące ze sobą. Aż dziwne, że żadna rządowa organizacja jeszcze się nimi nie zainteresowała.
Taaa, byłoby ciekawie.
Podsumowując, miniony tydzień był do bani, następny pewnie będzie jeszcze gorszy, studia to zło, dziewczyny to zło wcielone, wszystko mnie drażni i tęsknię jak cholera. Mieszanka wybuchowa.

***

Siedząc na kanapie w salonie bezmyślnym wzrokiem wgapiając się w telewizor i z częstotliwością co dziesięć sekund zmieniając kanały, miałam nadzieję, że w pół Torunia walnie zaraz jakiś meteoryt, żeby tylko zaczęło coś się dziać. Nuda, proszę państwa, nuda po całości! Maja, jak zwykle, zajęła się czytaniem jakiegoś opowiadania, które o dziwo chyba aż tak bardzo jej nie wkurzało, bo nie produkowała się na pół miasta, wymyślając wszelakie tortury dla autorki. To z kolei była nowość. No a Monika, jak to Monika, znowu udawała, że się uczy, chociaż chyba nawet Dzieci z Bullerbyn by zauważyły, że nauka to ostatnia rzecz, która w tym momencie zaprząta jej myśli.
-Karol za moment wpadnie. - poinformowała nas kilka minut później, co tylko potwierdziło moje przypuszczenia odnośnie edukacji.
-I dobrze, może zacznie się coś w końcu dziać. - westchnęłam głośno, odkładając pilot na bok i wpatrując się w Hajzera reklamującego proszek do prania. Jeśli to nie jest potwierdzenie tego, że ten dzień póki co jest do bani, to ja już nie wiem co nim będzie.
-A mówiąc za moment, mam na myśli serio moment, bo ten człowiek już jest pod blokiem. - jakby na potwierdzenie jej słów po mieszkaniu rozległ się dzwonek domofonu. Monika niemal jak na skrzydłach poleciała otworzyć drzwi swojemu ukochanemu i warowała przy drzwiach wejściowych aż do momentu, w którym nie zaszczycił nas swoją obecnością.
-Cześć skarbie. - uśmiechnął się szeroko, nachylając w stronę brunetki, tylko po to, by przywitać się z nią czułym pocałunkiem. Oni są tak bardzo kochani, że aż nie możesz się nie uśmiechać, kiedy ich widzisz. I nie muszę wcale mówić, że poziom tęsknoty podskoczył o kilka poziomów? - Cześć dziewczyny! - oboje weszli do salonu.
-Sieeeema! - Maja oderwała wzrok od laptopa, kierując go w stronę Ząbika. - A co ty tam trzymasz pod pachą? Powiedz, że to jest coś do jedzenia, bo mam wrażenie, że mój żołądek od godziny cicho chlipie z głodu. - palcem wskazała na średniego rozmiaru pudełko, które trzymał pod pachą.
-To jest właśnie niespodzianka, o której ci mówiłem. - zwrócił się do Moniki, cały czas się uśmiechając.
-Nie jestem pewna, czy lubię do końca twoje niespodzianki... - uniosła lewą brew ku górze.
-Daj spokój, moje niespodzianki są genialne! - oburzył się. - No dobra, może nie wszystkie. - dodał, widząc jej pełen wymowy wzrok. - Ale większość! - szybko dorzucił.
-Dobra, pochwal się lepiej na co w tym momencie wpadłeś. - westchnęłam, podkurczając nogi pod siebie.
Karol tymczasem odstawił pudełko na ziemię, a ono niebezpiecznie się poruszyło. Zaraz, że jak?
-Czy tylko ja mam zwidy, czy to coś się rusza? - Maja chyba spostrzegła to samo. - Ooo człowieku, coś ty nam przywlekł? - jej oczy były teraz rozmiaru pięciozłotówek.
-Uwaaaagaaaa... - chcąc podnieść dramaturgię sytuacji, przeciągnął maksymalnie sylaby, kucając przy kartonie i uchylając jego zawartość. - Tadaaaaam! - dorzucił, a z pudełka coś się wynurzyło.
Coś rudego, małego i patrzącego na nas z rządzą mordu.
O matko.
-Czy to jest...? - pierwsza głos odzyskała Monika.
-Tak, to jest kotek, prawda, że śliczny? - widząc nasze, delikatnie powiedziawszy, zdziwione miny, dodał: - No pewnie, że jest śliczny!
-Gdzieś ty go dorwał? - zapytałam, patrząc niepewnie na kota, który rozpoczął swój powolny obchód po salonie. I jak Bóg mi świadkiem, ten kot najzwyczajniej w świecie prychał za każdym razem, kiedy nas widział! I to nie prychał w stylu "o jak świetnie i cudownie, nowe milutkie twarze" tylko bardziej w stylu "i tak nasram wam do butów, wy głupie bździungwy".
-Wolicie wersję podkoloryzowaną, czy prawdziwą? - najwyraźniej sam odpowiedział sobie na te pytanie, bo chwilę później kontynuował: - Mój znajomy ma ich chyba jakiś milion i wcisnął mi ostatnio jednego. Ale gdzie ja i zwierzę. Dlatego od razu pomyślałem o was, bo wy macie takie mięciutkie i dobrutkie serduszka, że na pewno nie wyrzucicie go na zbity pysk za drzwi.
-Jego może nie, ale ciebie to już inna sprawa. - odezwała się Maja. -Czy tylko ja mam wrażenie, czy on ma jakieś kurwiki w oczach? - ponownie uniosła brew, wpatrując się w, na pozór, słodkiego kociaka, przechadzającego się wte i we wte po salonie. - Jak on, ona w ogóle się wabi?
-To jest on, w sensie, że facet, tylko taki koci facet i nie ma jeszcze imienia. - odpowiedział Karol, a ja parsknęłam cichym śmiechem. Ten gościu jest niesamowity. - Macie tutaj pole do popisu.
-A skąd w ogóle pewność, że go zatrzymamy? - Monika zaplotła ręce na klatce piersiowej.  - Serio, Karol, nie mogłeś w prezencie kupić nam po kwiatku i po kłopocie? - niemal jęknęła.
-Ale to takie beznadziejne. - machnął niedbale ręką. - To jak przygarniecie tego pysiaczka do siebie? - "pysiaczek" jakby się domyślił, że właśnie o nim mowa, bo niewielką łapką trącił kabel od ładowarki przy laptopie Mai. Dobrze, że nie miał więcej siły, bo gdyby zwalił jej sprzęt, to podejrzewam, że szybko miałby okazję przekonać się na własnej skórze, czy stwierdzenie, że koty zawsze spadają na cztery łapy dotyczy również tych wyrzuconych z okna z piątego piętra.
Wymieniłyśmy między sobą serie spojrzeń, serie westchnień i serie tłumionego śmiechu i już miałyśmy się odezwać, kiedy ponownie przerwał nam dźwięk dzwoniącego domofonu. Kogo znowu niesie? Monika, stojąca najbliżej, pofatygowała się sprawdzić kto to. Dwie minuty później wszystko było już jasne.
-Dzień dobry kwiatuszki!!! - drzwi od mieszkania otworzyły się niemal z hukiem, a do salonu wmaszerował uśmiechnięty od ucha do ucha Chris. - Tęskniłyście za mną? Wiem, że tęskniłyście, kto by nie tęsknił. - sam sobie odpowiedział na to pytanie, zgarniając stojącą tuż koło niego Monię do uścisku.
-Chciałaś, żeby coś zaczęło się dziać? - brunetka spojrzała na mnie z trudną do rozgryzienia miną.
-Cofam te słowa. - westchnęłam głośno.
Chris chwilę później dał spokój Monice i  przerzucił się na Maję, a ja dopiero teraz zauważyłam, że gość jest jeszcze jeden.
-Siemanko! - swoją obecnością zaszczycił nas również Tai, który tak samo jak poprzednik zaczął się z nami wylewnie witać. - Cześć Maja! - posłał brunetce szeroki uśmiech, a ja od razu wymownie spojrzałam na Monikę. Oni chyba myślą, że jesteśmy ślepe, że nic nie zauważamy. Serio? Z kilometra można wyczuć między nimi miętę i poziomki, a oni absolutnie nic z tym nie robią. Aż ma się ochotę zamknąć ich w kanciapie o chlebie i wodzie i wypuścić dopiero wtedy,aż się ogarną.
-Cześć mój ukochany kwiatuszku! - Chris w końcu przysiadł się koło mnie na kanapie i mocno przytulił. - Wieki cię nie widziałem!
-No tak, tydzień to zdecydowanie przepaść czasowa. - wysapałam czując, że jeszcze chwila i połamie mi żebra. I pewnie tak by się stało, gdyby nasz nowy towarzysz dnia w tym momencie nie zamiauczał dość głośno jak na swoje rozmiary. - Co to było? - Holder od razu się ode mnie oderwał i zaczął rozglądać po salonie.
-MACIE KOTA?! - wydarł się Tai, który pierwszy go zauważył i od razu do niego podfrunął. - O jaaaaaaa, jaki genialny! - jakby nigdy nic wziął go na ręce i usiadł z nim na oparciu fotela zajmowanego przez Maję. - Cześć kolego! - przeczesał dłonią jego sierść.
-Weź się lepiej z nim nie spoufalaj, widziałam na zdjęciach jak wyglądają koty po dłuższym przebywaniu z tobą. - zwróciłam się do niego, a Monika prychnęła śmiechem. - Sierść w cudowny sposób z nich znika.
-Spadaj, one takie są od zawsze! - prychnął, cały czas głaszcząc kociaka, który teraz zaczął mruczeć, najwyraźniej odczuwając przyjemność. - Nic im nie robię, ile razy mam wam powtarzać?
-Dobra dobra, my tam swoje wiemy. Producenci maszynek do golenia już debatują nad tym, czy w tym sezonie nie zostać twoim głównym sponsorem. - palnęła Monika, na co wszyscy, poza zainteresowanym, parsknęliśmy śmiechem.
-Jak się wabi? - Tai zmienił temat. We trzy zgodnym ruchem wzruszyłyśmy ramionami. - Nie nazwałyście go?
-Bo tak jakby jest tutaj od kilkunastu minut? - wtrąciła Maja. - Nie zdążyłyśmy jeszcze nawet oswoić się z myślą, że go mamy, a gdzie tu mówić o reszcie.
-Tak na niego patrzę... - zaczął Chris, przechylając lekko głowę w bok i wpatrując się w zwierzaka, który nadal spoczywał w ramionach Woffindena. - Jest rudy, patrzy na nas jakby miał ochotę zeżreć nam nogę... Zrobię doświadczenie. - zarzucił rękę na moje ramiona, przyciągając mnie do siebie i cały czas patrząc na kota. Na kota, który w tym momencie znowu prychnął głośno, pokazując swoje uzębienie. - Jest rudy, wkurwia się, kiedy ktoś dotyka Lenę, ma dziwne zęby i w ogóle ma trochę z garem, nazwijcie go Darcy Junior! - palnął. Przez kilka sekund w salonie panowała cisza, która następnie przegrała z powszechnym śmiechem, jaki wydobył się z ust piątki z nas.
-Masz z banią! - Monika cały czas się śmiała.
-No co, może nie mam racji? - Chris i jego teorie, serio, skąd on je bierze? - Skoro nie Darcy Junior to niech będzie Bober. Idealnie do niego pasuje! No zobaczcie same! - znowu odwrócił się w strone kota. - Bober, kici, kici! - zwierzę uniosło swój łepek i spojrzało na Holdera jak na debila. - No widzicie, reaguje! - był z siebie mega dumny, a my parsknęłyśmy jeszcze większym śmiechem.
Ci ludzie są fenomenalni.
Podsumowując: dorobiłyśmy się kota, który przyjął nazwę Bober, Chris nadal ma tak samo z garem, jak miał do tej pory, Karol nadal nie przyswoił sobie naszych słów, że niespodzianki to nie jest jego mocna strona, nuda w żadnym wypadku już nie będzie nam doskwierać i zapowiada się pełen emocji dzień/wieczór/dwa razy nie mówić jak noc.
Ot, standardowy dzień z życia królewskiej rodziny.
Taak, z ironią mi do twarzy.



*******
Więcej dialogów niż w Gwiazd Naszych Wina (xD), ale serio, nic więcej nie wycisnę ;d
<3

PS1: co ja biorę przed pisaniem?
PS2: weno, serio, żarty żartami, ale mogłabyś już wrócić -.-


sobota, 18 października 2014

2.03

Toruń. Tak cholernie stęskniłam się za rodzinnym miastem, że aż trudno było to opisać. Wysiadając z autobusu na dworcu miałam na twarzy tak szeroki uśmiech, jakbym co najmniej wracała po dziesięciu latach przymusowej zsyłki. A przecież poza domem byłam ledwo miesiąc. Nie jest to żaden spektakularny wynik.
Tak czy inaczej, mamy niedzielę i zdecydowanie musiałam już wrócić do siebie. Wizja poniedziałkowych zajęć na uczelni nie pozwalała mi dłużej siedzieć w Anglii. A bardzo tego chciałam. Przywykłam już do codziennej obecności obok mnie Darcy'ego i zostawienie go, zwłaszcza biorąc pod uwagę obecną sytuację, było absolutnie ciężkim zadaniem. Pożegnaliśmy się na lotnisku, gdzie towarzyszył mi Australijczyk, mimo że mówiłam mu, że ma zostać w domu i nie forsować kolana. Taa dobre sobie. Jemu coś wytłumaczyć to jak krowie na rowie. Chyba się jeszcze nikt taki nie urodził, który przegadałby go i przekonał do zmiany decyzji. Upór to jego nadrzędna cecha, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Ewoluowała do tego stopnia, że mógłby obdarzyć nią pół Australii i nadal nikt by mu nie przemówił do rozumu.
Ale wracając do głównego tematu.
Szybka podróż samolotem z Londynu do Bydgoszczy, już nie taka szybka podróż autobusem z Bydgoszczy do Torunia (serio, gdzie Ci ludzie tak jeżdżą tymi samochodami? Do wakacji jeszcze sporo czasu, do konia!) i w końcu byłam w domu. No, prawie. Czekała mnie jeszcze podróż jak zwykle zapchanym autobusem MZK, ale do tego zdążyłam już przywyknąć. Dopiero kilkanaście minut później stanęłam przed wejściem do mojego cudownego bloku.
Tak, w końcu dorobiłam się własnego miejsca. Dobra, dorobiłam to może za duże słowo. Wynajmuję je wspólnie z dwiema innymi dziewczynami. Tak, doskonale się domyśliliście o kogo chodzi. Monika i Maja.
Poznałam je w zeszłym roku, podczas jednego z meczy żużlowych. Do parku maszyn zawitał Karol Ząbik, były żużlowiec toruńskiej drużyny (chociaż nadal ma smykałkę do jazdy, a chęci w najmniejszym stopniu go nie opuściły, i dobrze!), a z racji tego, że przyjaźni się z Adrianem, nawiązaliśmy rozmowę. Wcześniej, owszem, znaliśmy się, ale to nie była jakaś wyjątkowo rozbudowana znajomość. Zwykła stopa koleżeńska, nic ponad to. Tak czy inaczej, podszedł, zagadał, a jego towarzyszką był nie kto inny jak Monika. Później okazało się swoją drogą, że to jego dziewczyna i to dziewczyna, którą poznał już szmat czasu temu. Bardzo szybko nawiązałyśmy ze sobą kontakt, rozmawiało nam się tak, jakbyśmy w piaskownicy co najmniej wspólnie kradły innym dzieciom łopatki, więc łatwo można było się domyślić, że na tym jednym spotkaniu i rozmowie nie poprzestaniemy. Spotkałyśmy się kilka dni później w jednym z toruńskich centrów handlowych, a towarzyszyła jej tym razem Maja. Serio, znaleźć jedną tak samo pozytywnie stukniętą dziewczynę to wyczyn, ale dwie to już podchodzi pod mały cud. Obie były tak samo pozytywne, tak samo zwariowane, tak samo podchodziły do życia z dystansem i tak samo jak ja ich pasją był żużel.
Od rozmowy do rozmowy, od spotkania do spotkania, nawiązała się między nami coraz ciaśniejsza nić wzajemnej sympatii, aż wiadome było, że ta znajomość nie zakończy się od tak sobie. Zgadałyśmy się kiedyś, że Monika poszukuje mieszkania w Toruniu i że Maja ma dość mieszkania z jakimiś oszołami w jednym z internatów. Całej naszej trójce nad głową zapaliły się te przysłowiowe żaróweczki i dosłownie w dziesięć minut miałyśmy ustalony plan wspólnego mieszkania, określone miejsce, gdzie by nam najbardziej pasowało i prawie opracowywałyśmy już grafik sprzątania. Hahaha no dobra, może to ostatnie to przesada, ale serio, poszło nam ekspresowo.
Potem poszukiwanie mieszkanie, męczenie rodziców o finansowe wsparcie (czasami fajnie jest być jedynakiem, serio) i jakoś poszło.
Od tego czasu minęło siedem miesięcy wspólnego mieszkania i zdecydowanie jest to najbardziej zakręcony i pozytywny czas w moim życiu.
Może opowiem coś więcej o dziewczynach?
Maja. Uczennica drugiej klasy w jednym z toruńskich liceów. Zainteresowania? Ha, dobre pytanie! Bo chyba nie ma takiej rzeczy, która by jej nie interesowała. Serio, nie ważne czy czyta książkę, czy ogląda zdjęcia, czy sprząta, czy ogarnia opowiadania na necie (tak, pochłania je masowo) czy planuje zbrodnie doskonałą na głupich ludziach z jej liceum. Do wszystkiego podchodzi z zaangażowaniem i zapałem nakręconego żółwia Ninja. Jest naszym mieszkaniowym zbiorem informacji. Jeśli dzieje się coś ciekawego, co chociaż w niewielkim stopniu mogłoby nas zainteresować, to ona oczywiście to wie. Takie radio Wolna Maja.
Monika. Najstarsza z naszej trójki, ale to wcale nie znaczy, że najspokojniejsza, czy najbardziej ułożona. Ooo, co to to nie! Jeśli słyszało się na uczelni, że ktoś zrobił w dziekanacie wojnę, albo jeśli na klatce schodowej słyszało się kogoś wchodzącego po schodach i wyzywającego na czym świat stoi, to w ciemno można obstawiać, że to właśnie Monika. Aż dziwne, że ktoś z jej temperamentem studiuję pedagogikę wczesnoszkolną i dostaje całkowitego zaćmienia umysłu na widok dzieci. Poważnie, potrafi bawić się z nimi godzinami i ani trochę jej to nie nudzi ani jej nie wkurza. Poza tym? Szczęśliwie zakochana, z wzajemnością, w Karolu i zdecydowanie jest to moja ulubiona para.
No i tak sobie żyjemy w naszym małym, przytulnym gniazdku, niemal jak rodzina królewska. Wystarczy, że zbierzemy się wszyscy razem do kupy, czytaj ja, Monia, Maja, Darcy, Chris, Adrian, Karol i Tai, który szturmem do nas dołączył i zdecydowanie czas przebiega nam daleko od przysłówka "spokojnie".
Tak czy inaczej, dotarłam w końcu do mieszkania, kluczem otworzyłam drzwi (ktoś tu się chyba boi natrętnych fanów... hahaha żart sytuacyjny), po czym weszłam do środka. Ledwo przekroczyłam drzwi od mieszkania i od razu usłyszałam:
-NO CHYBA NIE! CHYBA SOBIE ŻARTUJESZ! - Maja produkowała się na cały regulator, wybitnie czymś zdenerwowana. I to raczej nie mogło mieć nic wspólnego ze mną, bo przecież nawet jeszcze nie wie, że przyjechałam.
Lekko zdezorientowana weszłam do pokoju, który pełnił funkcję naszego salonu (tak, jesteśmy trochę burżujami, mamy 4-pokojowe mieszkanie. kto bogatemu zabroni?), ciągnąc za sobą walizkę na kółkach. A w środku, nic nadzwyczajnego. Monika z nosem w notatkach udawała, że się uczy, chociaż tak naprawdę z kilometra bym zauważyła, że szczerzy się do telefonu, który usiłowała ukryć pod jedną z kartek. Maja za to z nosem w laptopie, siedziała po turecku na kanapie i wiadomo było, co robi.
-Dzień dobry? - odezwałam się w końcu, bo oczywiście nikt mnie nie zauważył. - Jestem już, nikt mnie nie przywita?
-Tak, siema! - Maja nawet nie podniosła na mnie wzroku. - SERIO?! ON BY CIĘ NAWET KIJEM BAMBUSOWYM NIE SZTURCHNĄŁ, CIECIÓWO! - wrzasnęła w kierunku laptopa, na co Monika przewróciła oczami, wstając z drugiego końca kanapy i podchodząc w moją stronę.
-Nie zwracaj na nią uwagę, od godziny czyta jakieś durne opowiadanie o naszych chłopakach i reaguje tak z częstotliwością co 45 sekund. - przytuliła mnie na powitanie. - Poza tym masz w plapę! - jak powiedziała, tak zrobiła i walnęła mnie lekko w głowę.  - Serio, ja rozumiem, Australia, wielki świat pełen gwiazd, ale mogłaś odzywać się trochę częściej niż raz na dwa tygodnie.  - dodała.
-Przecież się odzywałam. - uniosłam lewą brew ku górze.
-Smsy o treści "żyję" się nie liczą. - do rozmowy wtrąciła się Maja, odkładając w końcu laptopa na bok i również przychodząc się przywitać. - Już nawet analfabeta Darcy bardziej by się rozpisał.
-Heeeej! - powiedziałam z oburzeniem, stając w obronie mojego chłopaka, ale mimo wszystko sekundę później parsknęłam śmiechem. - Ma słownik w telefonie więc daje radę. - dorzuciłam, na co całą trójką zaczęłyśmy się śmiać.
-Siadaj, zrobię jakąś herbatę i opowiesz nam wszystko, co się działo! - zarządziła Monika i ruszyła w kierunku kuchni. W tym czasie postanowiłam odnieść swoją walizkę do pokoju, ściągnąć w końcu kurtkę i buty i lekko się zaaklimatyzować. Brunetka natomiast pospiesznie wróciła do czytanego przez siebie opowiadania. Nie minęła sekunda, a już dało się słyszeć głośne "PFFFFFF!" w jej wykonaniu.
Dobrze znowu być w domu.

***

-Więc mówisz, że nie jest zbyt kolorowo? - zapytała Monika, upijając łyk herbaty ze swojego kubka.
-Generalnie zawsze mogło być gorzej, ale wiecie jak jest. Kolano jest w, delikatnie mówiąc, do dupy stanie i nie wiadomo jak to wpłynie na jego dalszą jazdę.
-On tak naprawdę chce jeździć z tą kontuzją? - Maja otworzyła szerzej oczy.
-To jest Darcy, jego nie ogarniesz. - przewróciłam oczami. - Konsultował się z lekarzami, gadał z Middlo i z kilkoma innymi osobami i stwierdził, że spróbuje. Jeśli dojdzie do wniosku, że nie jest w stanie jeździć, to wtedy pewnie podda się operacji i sezon będzie miał z głowy.
-Z dupy. - trafnie podsumowała to Monika. - Serio, ten Smolinski to powinien się w łeb walnąć jakimś metalowym prętem! A jak sam nie może, to ja z miłą chęcią mu pomogę. No co za umysłowy plankton! Najebany Chris ma więcej ogarnięcia niż on! - zaczęła się nakręcać, więc profilaktycznie wolałyśmy przerwać jej wywód.
-Tak czy inaczej, na razie czeka go pauzowanie, zdecydowanie wolałabym siedzieć teraz w Anglii niż w Toruniu, ale co poradzić. - skrzywiłam się. Tęskniłam za tymi dwiema wariatkami i za moim miastem, ale to przy Darcym jest moje miejsce. Tylko tam i nigdzie indziej.
-Kończy ci się te lewe zwolnienie lekarskie, a na przedłużenie nikt się nie nabierze. Na uczelni już i tak uważają, że cierpisz co najmniej na dżumę, że tam długo cię nie ma. - stwierdziła Monika. Czasami bywa na moim wydziale, więc pewnie podsłyszała to i owo. A co do zwolnienia... Adrian i jego znajomości wśród toruńskich lekarzy czasami na coś się przydają.
-Na dżumę po przechlaniu co najwyżej. - palnęła Maja. Spojrzałam na nią jak na nieszczęśliwą. - No co! Nie wmówisz mi, że przebywając z Wardem tyle czasu spijałaś Kubusie po kątach. - dodała. Monika oczywiście, jak to Monika, parsknęła śmiechem, a ja po raz milionowy przewaliłam oczami, darując sobie komentarz w tej sprawie.
Naszą rozmowę przerwał dźwięk mojego telefonu, spoczywający obok mnie na kanapie. Jedno spojrzenie na wyświetlacz i lekko spanikowałam.
-O kurwa, Ward mnie zabije! - szybko odebrałam. Nie dane mi było jednak odezwać się jako pierwszej.
~Rozumiem, że do tej Bydgoszczy lecisz przez Bangladesz, tak dla hecy? - łatwo było dosłyszeć się w jego głosie zdenerwowania. - Serio, nie zapomniałaś o czymś?
-Wiem, miałam dać znać od razu jak wyląduje, przepraszam. Samolot miał lekkie opóźnienie, musiałam potem prawie biec żeby zdążyć jakimś cudem dotrzeć na dworzec, a potem jak już wróciłam do domu to zagadałam się z dziewczynami. Naprawdę przepraszam. - powiedziałam, lekko skruszona. Dziewczyny oczywiście szczerzyły się jak nienormalne. Standard.
~Osiwieję kiedyś przez ciebie. - westchnął. - Powiedzmy, że się nie gniewam, tylko nie rób tak więcej. - dodał
-Wiadoma sprawa, nigdy więcej takich akcji! - od razu zapowiedziałam, olewając Monikę i jej pełne wymowy "yyyyyhhhhhmmmm"
~Tęsknię za tobą, wiesz? Jakoś tak pusto tutaj bez ciebie. - stwierdził, a ja momentalnie maksymalnie się rozczuliłam. Minęło raptem kilka godzin, a już tak cholernie chciałam do niego wrócić, wtulić się w jego bezpieczne ramiona i nie ruszać się stamtąd przez najbliższe sto lat.
-Ja za tobą też. - odpowiedziałam, odchrząkując lekko, chcąc się pozbyć niebezpiecznej guli, która formowała się w moim gardle. Jeszcze tego brakowało, żebym zalała się łzami. - Jak tylko znajdę chwilę wolnego czasu to od razu u ciebie jestem!
~No i to mi się podoba. - dało się wyczuć, że się uśmiecha. - Dobra, pozdrów dziewczyny, nie będę Wam przeszkadzał, bo jak Was znam, to macie jeszcze milion różnych tematów do obgadania. - w tym momencie Maja lekko mnie szturchnęła. Spojrzałam na nią pytająco.
-Przekaż mu, że jak przyjedzie to ma ode mnie pionę, bo jako jedyny cisnął tę głupią główną bohaterkę w opowiadaniu. - powiedziała, a ja parsknęłam śmiechem prosto do słuchawki. Zaraz za mną to samo zrobiła Monika.
~Coś mnie ominęło? - no tak, Darcy cały czas był na linii.
-Nie, to tylko Maja kazała Ci przekazać, że Cie wielbi, bo naczytała się opowiadań w internecie. - wyjaśniłam, nadal się śmiejąc.
~Dobra, chyba nie chcę znać szczegółów. - stwierdził w końcu. - Pozdrów dziewczyny, trzymaj się i do zobaczenia niedługo! Kocham Cię!
-Ja ciebie też. - odpowiedziałam mu tym samym, po czym w końcu się rozłączyliśmy. Odłożyłam telefon z powrotem na kanapę, kierując swój wzrok na Maję. - Masz z banią. Zresztą, obie macie.
-Nie wiem czy wiesz, ale tę przypadłość dzielisz razem z nami. - Monika spojrzała na mnie wymownie.
-Ale i tak to uwielbiamy. - dorzuciła Maja i to idealnie podsumowywało całą tę rozmowę.
Mogły być nie wiadomo jak szurnięte, ale i tak je uwielbiam.



*******
Weno, gdzie jesteś? Dlaczego się przede mną chowasz? :|


piątek, 26 września 2014

2.02

-Niestety nie mam dla pana zbyt dobrych wiadomości. - do sali, w której siedziałam razem z Australijczykiem wszedł około czterdziestoletni lekarz, trzymając w dłoniach plik kartek, najprawdopodobniej wyników badań, które przeszedł dzisiaj Darcy. A trochę ich było, wierzcie mi. Z ust samego zainteresowanego wydostało się ciche przekleństwo, a ja mocniej ścisnęłam jego dłoń. Cokolwiek by się nie działo, jestem z nim. - Potwierdziło się zerwanie więzadeł, na dodatek dość poważne. Przy tego rodzaju urazie zalecałbym operację. - powiedział.
-Ile trwałaby rehabilitacja? - zapytał Darcym siląc się na opanowany ton głosu.
-Jeśli wszystko poszłoby zgodnie z planem, sądzę, że około 4 miesięcy. Może trochę mniej, jeśli sprzyjałoby nam szczęście.
-ILE?! - i to by było na tyle, jeśli chodzi o opanowanie w jego głosie. - Pan żartuje, prawda?
-Chciałbym, panie Ward, ale takie są realia. Pańskie kolano jest w naprawdę złym stanie i jeśli mam być szczery, 4 miesiące to i tak nie jest długo. Mogło to się skończyć dużo gorzej. - nawet nie chciałam słyszeć o potencjalnych skutkach tego nieszczęsnego upadku. Wystarczyło mi to i widok załamanego chłopaka.
-Istnieją jakieś inne wyjścia z tej sytuacji, nie licząc operacji? - wtrąciłam się do rozmowy, widząc, że Darcy nie bardzo jest teraz w stanie prowadzić jakąkolwiek rozmowę.
-No cóż, istnieje możliwość rezygnacji z operacji i poddania się rehabilitacji bez niej, ale jest to wysoce ryzykowna sprawa. Uraz taki jak pana, w każdej chwili może się pogłębić, a patrząc na to, jaki sport pan wykonuje, ryzyko automatycznie wzrasta. Może dojść do dalszych uszkodzeń, których skutki mogą być o wiele gorsze niż dotychczasowe. - z każdym kolejnym słowem, wypowiadanym przez lekarza, czułam się coraz bardziej przybita. Naprawdę, mając na uwadze to, jak ten upadek wyglądał, powinnam być wdzięczna, że nie skończyło się czymś gorszym, ale w tej chwili trudno było mówić o jakichkolwiek pozytywach.
-Ile mam czasu na zastanowienie się i podjęcie decyzji? - spytał Australijczyk, odchrząkając lekko. Nawet nie musiałam na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że bardzo to przeżywa i zdecydowanie to po nim nie spłynęło.
-Im szybciej się pan zdecyduje, tym lepiej. Nie ma co ukrywać, że czas jest ważny, tym bardziej, że zakładam, że zależałoby panu na jak najszybszym powrocie do ścigania, mam rację? - Darcy kiwnął potakująco głową, przygryzając dolną wargę.
-Chciałbym tę decyzję przemyśleć, przedyskutować z paroma osobami i wtedy się zdecyduję. - stwierdził.
-W takim razie, proszę się do mnie zgłosić, jeśli pan zdecyduje już co dalej, i wtedy podejmiemy dalsze kroki. - powiedział lekarz, kończąc tym samym dyskusję. Posłał mi pełen otuchy uśmiech, który starałam się odwzajemnić, a do Australijczyka odezwał się: - Zrobimy wszystko co w naszej mocy, żeby postawić pana jak najszybciej na nogi. - brzmiało to tak, jakby zwracał się do osoby sparaliżowanej, czy coś w tym stylu. Miałam ogromną ochotę warknąć na niego za to, ale nie chciałam wszczynać niepotrzebnej kłótni, ani niczego w tym stylu.
-Dzięki. - Darcy chyba pomyślał o tym samym, bo spojrzał na lekarza jak na totalnego idiotę. Powoli, pomagając sobie kulami, wstał z łóżka, na którym to do tej pory się znajdował. Lekarz w tym czasie pożegnał się z nami i opuścił salę, zostawiając nas w niej samych. Wcześniej wręczył mi jeszcze wyniki badań chłopaka. Podniosłam się z krzesła, zakładając na siebie kurtkę, spoczywającą dotychczas na moich kolanach.
-Gotowy? - zwróciłam się do Darcy'ego, na co odpowiedział mi kiwnięciem głowy. Wygląda na to, że póki co nie mam co liczyć na wielowątkowe, rozbudowane konwersacje. Znam go nie od dziś i wiem, że nie ma co naciskać. Musi sobie najpierw sam wszystko poukładać w głowie, przetrawić usłyszane informacje i potrzebuje do tego ciszy i spokoju. Nie mam zamiaru w żaden sposób mu się narzucać, a on sam doskonale wie, że jeśli tylko będzie chciał ze mną porozmawiać, albo będzie potrzebował mojej pomocy, to może na nią liczyć.
Przez ten cały okres czasu, kiedy jesteśmy razem, udało nam się zbudować naprawdę wspaniałą więź, opartą nie tylko na miłości, ale również na zrozumieniu, wzajemnym szacunku, zaufaniu i swojego rodzaju przyjaźni. Zdecydowanie nasz związek był już na etapie czegoś poważniejszego niż szczeniacka miłość dwojga młodych ludzi. Ciężko opisać to, co jest między nami. Może zabrzmi to tanio i trochę ckliwie, ale jest tak, jakby dwójka najlepszych przyjaciół, którzy znają się na wylot, postanowiła być razem i to działa. Musieliśmy przejść przez sporo trudności i problemów, wiele na pewno jeszcze jest przed nami, ale w tym momencie wiem, że to Darcy jest tym, z którym wiążę swoją przyszłość. Jest wszystkim, czego mi w życiu potrzeba i wiem, że on czuje to samo. Jedna dusza, w dwóch ciałach. Choć czasami tak bardzo różni, to tak idealnie dopasowani. Perfekcyjnie nieperfekcyjni.
Schowałam dokumenty do plecaka Australijczyka, który następnie zarzuciłam sobie na ramię, totalnie olewając jego zirytowany wzrok. Chwilę po tym wyszliśmy z sali, kierując się w drogę powrotną do domu.
***
Bezmyślnym wzrokiem wpatrywałam się w ekran telewizora, na którym wyświetlany był jakiś program rozrywkowy. Uczestnicy ni to śpiewali, ni to tańczyli, ni to zmieniali kreacje. Coś w stylu "Twoja twarz brzmi znajomo". Tak czy inaczej, mimo że nie spuściłam z ekranu wzroku nawet na moment, to i tak nie miałam bladego pojęcia, co tam się w ogóle działo, albo dzieje w tej chwili. Ciałem może i znajdowałam się w tym pomieszczeniu, ale moje myśli były piętro niżej, tuż przy chłopaku, który właśnie rozmawiał z Middlo. Od jakiejś godziny jego telefon nieustannie dawał o sobie znać. Dzwonił do niego Sławomir Kryjom - dyrektor sportowy toruńskiej drużyny, dzwonił Stefan Andersson - trener Piraterny Motala. Dzwonili jego rodzice, dzwonił Gino, jego mechanik, dzwonił Miedziak, dzwonił Emil Sajfutdinow, nowy nabytek drużyny z Torunia, dzwonił Tai i na końcu zadzwonił Chris. O ilości smsów, jakie zawaliły jego skrzynkę odbiorczą już nawet nie wspomnę.
Wszystkie te osoby były z nim, życzyły mu szybkiego powrotu do zdrowia, trzymali kciuki za to, żeby jak najszybciej wrócił do ścigania.
Warto dodać do tego ogrom miłości i wsparcia od kibiców, którzy pisali do niego na Twitterze i Facebooku. Australijczyk czytał każdą wiadomość i od czasu do czasu na jego twarzy pojawiały się zalążki uśmiechu. To dobrze wróżyło na przyszłość.
Dobra, wiem, przeżywam. W końcu to jest Darcy, on tak łatwo się nie załamuje i nie odpuszcza. Z tym też sobie poradzi, jestem tego pewna.
Moje rozmyślania przerwał stukot kul, odbijanych od podłogi, co znaczyło, że Darcy wraca do pokoju. Wiem, że rozmowa z Middlo dużo mu da i pomoże mu podjąć dalsze decyzje. Mało kto jest dla niego takim autorytetem jak właśnie menedżer drużyny Poole Pirates.
Zresztą, to właśnie u niego mieszka Darcy, kiedy przebywa w Europie. Odkąd Chris związał się z Sealy, postanowił dać im pełną swobodę do wspólnego życia i wyprowadził się z domu, w którym wspólnie mieszkali. To właśnie Middlo wysunął propozycję, żeby Darcy zamieszkał w wolnym pokoju w domu jego i jego żony. To naprawdę wspaniałomyślne ze strony Brytyjczyka, że zaproponował coś takiego. Darcy wahał się tylko chwilę, bo, jak to on, trochę marudził, że nie będzie się czuł zbyt swobodnie, ale namowy ze strony państwa Middleditch zrobiły swoje. Wyszło na to, że Australijczyk zadomowił się i jak najbardziej nie żałuje tej decyzji. Cóż, ja też nie mam co narzekać, przynajmniej wiem, że jest ktoś, kto chociaż trochę będzie go pilnował, kiedy ja jestem w Toruniu.
Drzwi od pokoju w końcu się otworzyły i do środka wszedł Darcy. Swoje kroki od razu skierował w stronę łóżka, na którym siedziałam. Odłożył kule na bok, zajmując miejsce tuż koło mnie. Czekałam cierpliwie na to, aż pierwszy zacznie rozmowę. Jedynym ruchem z mojej strony było przybliżenie się do niego i położenie swojej głowy na jego ramię.
-Nie poddam się operacji. - wydusił z siebie po niecałej minucie ciszy, jaka panowała w pokoju, nie wliczając w to grającego telewizora.
-Jesteś pewny? Co ci powiedział Middlo?
-Middlo był delikatnie mówiąc przeciwny tej decyzji, twardo obstawiał przy operacji, ale ja po prostu nie chcę. Przecież to zawali cały mój sezon! I tłumaczenie w stylu "to nie jest ostatni rok twojej jazdy, wrócisz w następnym sezonie" kompletnie do mnie nie przemawia. Nie i koniec! - wykrzywił usta w lekkim grymasie. - Wiem, że to trochę ryzykowne. - dodał, widząc moją nieprzekonaną minę. - Wiem, jakie mogą być konsekwencje, ale chcę spróbować przetrwać bez tej operacji.
-Więc jakie plany na najbliższy okres? - odchrząknęłam lekko.
-Do następnych zawodów mam jeszcze trochę czasu, odpuszczę sobie pewnie kilka spotkań, rozpocznę rehabilitację i spróbuję wrócić na Grand Prix w Bydgoszczy. Wtedy będę wiedział więcej, czy dam radę jeździć w tym sezonie, czy nie. - odpowiedział. No cóż, to było dość logiczne wytłumaczenie, ale nadal nie mogłam pozbyć się wątpliwości. A co, jeśli pójdzie coś nie tak? Już nawet nie chodzi o to, że dyskomfort podczas ścigania będzie zbyt duży, czy coś w tym stylu, ale jeśli, nie daj Boże, przytrafi mu się jakiś upadek? Już nie mówię nawet o nie wiadomo jakim karambolu, ale nawet zwykły uślizg, pociągnięcie na jakiejś koleinie... Co wtedy? Co jeśli znowu oberwie kolano i skończy się dużo, dużo gorzej niż teraz? Wiem, to jest takie gdybanie, na dodatek pesymistyczne, ale to jest żużel. Tutaj takie rzeczy to niestety smutna rzeczywistość. Nie wiem czy to jest dobra decyzja, chociaż z drugiej strony... Może nie będzie tak źle? Darcy widząc moją niepewność i lekki stres, przyciągnął mnie jeszcze bliżej ku sobie, składając na moim czole czuły pocałunek. - Nie martw się, skarbie. Będzie dobrze, zobaczysz.
-Obyś miał racje, panie Ward, bo w przeciwnym razie osobiście nakopię ci do tej chudej dupy, zrozumiano? - zapytałam, siląc się na groźny ton. Zgodnie z przewidywaniami, Darcy parsknął śmiechem. Dobrze było znowu to słyszeć.
-Lubię jak jesteś taka drapieżna. - puścił mi oczko, szczerząc się jak dziecko na widok prezentu.
Tak, bez dwóch zdań mój Australijczyk wraca do formy.
***
Właśnie byliśmy w trakcie oglądania jakiegoś beznadziejnego programu na MTV, którym to Australijczyk jarał się jak nienormalny i przeżywał niemal każdą minutę, kiedy to mój telefon dał o sobie znać. Nie patrząc na to, kto dzwoni, szybko odebrałam, bo Darcy spojrzał na mnie jakbym rozbiła jego Motocrossa na skale. Taak, ja też cię kocham.
-Tak słucham? - z przyzwyczajenia zapytałam po polsku. Już miałam dorzucić też wersję angielską, kiedy to mi przerwano.
-Zdajesz sobie sprawę, że jak wrócisz do domu, to czeka cię delikatnie rzecz ujmując wpierdol jak stąd do Nibylandii? - ten jakże cudowny, pełen miłości i radości względem bliźnich głos mógł należeć tylko do jednej osoby.
-Taak, Monika, mnie też miło cię słyszeć. - parsknęłam śmiechem.
-Za moment będzie jeszcze milej, jeśli nie wytłumaczysz, co do cholery się z tobą dzieje? - do rozmowy wtrąciła się kolejna osoba, konkretniej mówiąc Maja. - Dzwonimy jak te debile z telekomunikacji, a ty nas perfidnie olewasz! Już chciałyśmy pisać do programu "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie" ale Karol zbił nam marzenia o wystąpieniu w telewizji, bo powiedział, że już tego nie pokazują. - dodała, na co mimowolnie parsknęłam śmiechem.
-Macie z garem. - wolną ręką otarłam oczy, w których powoli zaczęły gromadzić się łzy śmiechu. - Ale odpowiadając na wasze pytanie to siedzę w Anglii, pilnuję Darasa i bawię się w udawanie, że jestem twardziel i ogarniam całą sytuację.
-Właśnie, jak on się czuje? Wiadomo już co dalej?
-W życiu by się wam do tego nie przyznał, ale gdyby dało radę, to pewnie usiadłby w kącie i płakał. Serio, jest mega zdołowany, ale przynajmniej nie zamierza się poddać co jest plusem. Lekarze radzili operację i sezon do kosza, ale stwierdził, że nie ma bata, operacja musi poczekać, a on będzie jeździł.
-Ten to jest narwany. - stwierdziła Maja i dam sobie rękę uciąć, że jej brew powędrowała teraz ku górze.
-Ale w sumie ma rację. Jeśli jest nadzieja na to, że dociągnie ten sezon do końca, to warto spróbować. - dorzuciła Monika.
-Nie wiem, boję się, że to się może skończyć czymś gorszym... - przygryzłam nerwowo wewnętrzną stronę policzka.
-A przestań krakać! Ja nie wiem, wróżbity Macieja się naoglądałaś, czy co, że tak jęczysz? Będzie dobrze! Musi być! - Monika od razu sprowadziła mnie na ziemię, zupełnie w swoim stylu.
-Poza tym, weeeź, mówimy o Darcym, o gościu który po pijaku chciał koniecznie iść do parku linowego, bo "fajnie byłoby pohuśtać się na linie".  - dodała Maja i tym razem we trzy parsknęłyśmy śmiechem, ku niezadowoleniu Darcy'ego, któremu chyba trochę przeszkadzam w oglądaniu.
-Kiedy w ogóle wracasz?
-Planuję w sobotę. Studia same się nie dokończą. Już i tak musiałam sobie załatwić lewe zwolnienie lekarskie, że niby umierałam na poważną chorobę.
-Na głupotę co najwyżej. - prychnęła Monika. - No to co, widzimy się w sobotę?
-Pff, pytanie! Do zobaczenia, hotki Golloba, nie głupiejcie bez cioci Leny w okolicy!
-Puknij się w głowę, byle mocno i byle czymś ciężkim. - skwitowała to Maja, po czym karząc mi pozdrowić Darcy'ego, rozłączyły się.
-Kto dzwonił? - zapytał, nie odrywają wzroku od telewizora. Poważnie, zaczynam się martwić i o niego i o jego gust w kwestii oglądanych programów telewizyjnych.
-Monia i Maja chyba się stęskniły i chciały się upewnić, że nadal mam w planach wrócić w rodzinne strony. - odpowiedziałam, odkładając telefon na stolik i wracając do swojej poprzedniej pozycji. - Kazały cię pozdrowić. - dodałam, poprawiając ułożenie mojej głowy na jego ramieniu. Darcy tylko kiwnął potakująco, dając znać, że przyjął to do wiadomości, po czym znowu całą swoją uwagę poświęcił telewizji.
Westchnęłam głośno, przymykając oczy i czując, że sen w tym momencie to będzie prawdziwe zbawienie.



*******
Z dedykacją dla tych dwóch! 
Jednej za cudowny nagłówek, a drugiej za te wszystkie piękności, w które będę się wgapiać przez najbliższe 2932 lat
<3

PS: przywitajcie się ładnie ze swoimi bohaterkami ;)

poniedziałek, 22 września 2014

2.01

Także tego ;)

***

Wysiadając na lotnisku Heathrow w Londynie, sama nie wiedziałam, czy bardziej mam ochotę skakać z radości i całować ziemię, po której właśnie stąpam, czy może jednak zalać się łzami i szukać samolotu, który zabierze mnie z powrotem do tego raju na ziemi. Poważnie, nawet ponad dwudziestogodzinny lot nie wydawał się już takim koszmarem, chociaż jeszcze kilka godzin temu miałam co do tego zupełnie inne zdanie.
W Londynie przywitał nas deszcz, niebo szczelnie zakryte chmurami, które sprawiały wrażenie, jakby za moment rozpocząć się miał jakiś orkan, huragan, tajfun, czy jakieś inne tego typu dziadostwo. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze temperatura, która w przybliżeniu wynosiła około 12 stopni no i mamy obraz nędzy i rozpaczy.
Naprawdę zapragnęłam powrotu do miejsca, w którym spędziłam wspaniałe i niepowtarzalne prawie trzy tygodnie mojego życia. Zatęskniłam za leżeniem w pełnym słońcu na jednej z licznych, cudownych plaż, znajdujących się na Golden Coast, zatęskniłam za kąpielami w krystalicznie czystych wodach, zatęskniłam za długimi wieczornymi spacerami brzegiem oceanu, za wszystkimi tymi niesamowicie otwartymi ludźmi, których miałam okazję odwiedzić lub poznać po raz pierwszy. Na samo wspomnienie tych wszystkich rzeczy na mojej twarzy automatycznie pojawił się szeroki uśmiech, który jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął. Wystarczyło, że mój wzrok podążył w bok na mojego towarzysza.
Po mojej prawej stronie, w towarzystwie dwóch kul, kuśtykał nie kto inny jak najwspanialszy chłopak na świecie, czyli Darcy.
-Dobrze się czujesz? - zapytałam, kiedy jego wargi wykrzywiły się w grymasie, a sekundę później miałam ochotę sama sobie walnąć w łeb. "Oczywiście, że nie czuje się dobrze, ty kretynko!" - zbeształam samą siebie.
-Bywało lepiej. - odpowiedział, siląc się na uśmiech, ale wyszedł z tego jakiś bliżej nieokreślony grymas. - Trochę tylko zesztywniałem, to wszystko. - dodał.
-Chodźmy. Im szybciej dotrzemy do Middlo, tym lepiej dla nas. - stwierdziłam i poprawiając sobie szelkę od plecaka należącego do Australijczyka, ruszyliśmy powolnym krokiem w stronę hali przylotów, gdzie czekały na nas walizki i Neil Middleditch
***
-Jesteś pewny, że nie chcesz, żebym z tobą została? Jestem pewna, że Sealy zrozumie i nie będzie robić żadnych problemów. - zaczęłam temat po raz chyba milionowy, ale naprawdę wyrzutu sumienia dawały o sobie znać coraz bardziej. Widok przygnębionego chłopaka, który właśnie w tym momencie leżał, a właściwie półsiedział, na łóżku, trzymając lewą nogę na poduszce i błądził znudzonym wzrokiem po pokoju w domu Middlo, nie należał do najprzyjemniejszych. Obandażowane i unieruchomione kolano, obłożone miał właśnie lode, co chociaż w niewielkim stopniu zmniejszało ból, jaki od czasu upadku mu towarzyszył.
Właśnie. Upadek.
Lecąc z jego rodzinnego Brisbane do nowozelandzkiego Auckland, żadne z nas nie spodziewało się, że będziemy stamtąd wracać w tak koszmarnych nastrojach. Darcy był wypoczęty, zrelaksowany po tych wszystkich dniach, kiedy to korzystaliśmy z życia, ciesząc się wzajemną obecnością, że humory zdecydowanie nam dopisywały. Za sobą miał już wymarzony początek sezonu, czyli zwycięstwo w pierwszej rundzie Speedway Best Pairs, która odbyła się w Toruniu, gdzie pokazał się z genialnej strony, zdobywając 23 punkty. Wszyscy, w tym sam Darcy, ostrzyli sobie zęby na nadchodzącą, pierwszą rundę walki o Indywidualne Mistrzostwo Świata. Multum ludzi twierdziło, że rok 2014 może być rokiem właśnie Darcy Warda, co tylko podsycało emocje, jakie mu towarzyszyły. Znam go i doskonale wiem, jak bardzo zależało mu na tym, żeby rozpocząć zmagania w cyklu Grand Prix od jak najlepszego wyniku.
Początek zawodów może nie był zbyt imponujący. Dwa razy drugie miejsce i jedno wykluczenie, kiedy to zapoznał się dwa razy z nawierzchnią toru w biegu 10. Nic jednak nie było jeszcze stracone, szanse na półfinał były realne, aż do feralnego biegu 14.
Patrząc na to z perspektywy czasu, nadal nie jestem w stanie spokojnie o tym mówić czy nawet myśleć. Darcy wiózł do mety 1 punkt, który może nie budował jego dorobku punktowego do niebotycznych rozmiarów, ale nadal pozwalał mu realnie myśleć o półfinale. Wszystko zmierzało do bezpiecznego końca, wszyscy już zaczęli myśleć o kolejnym biegu z jego udziałem, kiedy ni z tego ni z owego pojawił się Niemiec Martin Smolinski. Na wyjściu z ostatniego łuku, ostatniego okrążenia 14 biegu, bezpardonowo wjechał przy krawężniku pod Darcy'ego, oczywiście uderzając w niego z całym impetem, co mogło skończyć się tylko jednym. Australijczyk walnął z ogromną siłą o tor, koziołkując i nieruchomiejąc. Wyglądało to wszystko po prostu koszmarnie, ale cały czas tliła się we mnie maleńka iskierka nadziei, że za moment wstanie z toru, otrzepie się i o własnych siłach powróci do parku maszyn. Uspokoi mnie tym swoim "wyluuuuuuuzuj, nic mi nie jest!" i skończy się na strachu. Niestety Darcy cały czas się nie podnosił, na tor wyjechała karetka, a ja jak zawodowa histeryczka zalałam się łzami.
Już pierwsze diagnozy nie brzmiały ani trochę optymistycznie. Mówiono o kontuzji kolana, którą potwierdzono w szpitalu w Auckland, do którego od razu przetransportowano Australijczyka. Spędziłam tm wiele nerwowych chwil w towarzystwie jego mechaników i rodziców. Diagnoza?
Złamany kciuk, wstrząśnienie mózgu i najgorsze: zerwane więzadła przednie w lewym kolanie. Prawdopodobna operacja i długie tygodnie ciężkiej rehabilitacji. Brzmiało to wszystko gorzej niż źle i w rzeczywistości takie właśnie było. Nie o taki początek sezonu nam chodziło.
Patrzą teraz na leżącego chłopaka, nadal miałam ochotę zalać się łzami. Widok tego, jak bardzo był tym wszystkim przybity, rozrywał moje serce na kawałki.
-Zostaję. - postanowiłam twardo, ściągając z siebie dopiero co założoną bluzę i pospiesznie kładąc się na łóżku obok chłopaka. Wtuliłam się w jego prawy bok, przymykając na moment oczy.
-Lena, daj spokój. - nie musiałam nawet na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że przewala w tym momencie oczami. - Nie jestem dzieckiem, dam sobie radę. Pogram w Fifę, pooglądam telewizję, poczytam trochę co się dzieje na Twitterze. Serio, idź. - przytulił mnie do siebie jednym ramieniem i złożył na czubku mojej głowy czuły pocałunek. - Obiecałaś Sealy, że się z nią spotkasz, dawno się nie widziałyście... Idź!
-Aż tak bardzo chcesz się mnie pozbyć? - zapytałam żartobliwie, kierując na niego swoje spojrzenie.
-Nie bądź niemądra. - zacmokał z irytacją. - Najchętniej nie wypuściłbym cię z tego pokoju i w ogóle z tego łóżka nawet na sekundę, ale przez pewnego przygłupa z Niemiec czeka mnie przymusowy, co najmniej kilkudniowy celibat. A myśl, że leżałabyś cały czas koło mnie, obojgu by nam się nudziło i absolutnie nic nie mógłbym z tym zrobić, sprawia, że wkurzam się jeszcze bardziej, więc serio, idź.
-Jesteś głupi. - parsknęłam śmiechem w reakcji na jego słowa.
-Ale cię to kręci. - odpowiedział mi z promiennym uśmiechem. Sekundę później jego usta odnalazły moje w czułym pocałunku i nie miałabym absolutnie nic przeciwko, gdyby ktoś właśnie w tej chwili zatrzymał czas. - A teraz leć już. - oderwał się ode mnie z uśmiechem.
-Ale ja naprawdę mogę zos...
-Lena! - przerwał mi, ponownie przewalając oczami
-Dobra, już dobra! Idę! - ostatni raz złożyłam na jego ustach szybki pocałunek, po czym podniosłam się  z łóżka. Ponownie ubrałam na siebie bluzę, na nogi założyłam czarne, ocieplane botki, a do leżącej na krześle torby wrzuciłam kilka pierdółek, pokroju portfela, telefonu, kluczy i prezentu dla mojego małego ulubieńca. Gotowa do wyjścia odwróciłam się w stronę Australijczyka. - Gdyby tylko coś się działo, czy coś, to pamiętaj, że masz... - kolejny raz nie dane mi było dokończyć.
-...od razu do ciebie zadzwonić. Tak, wiem, mamo. Idź już.
-Co ty mnie taj wyganiasz? Kochanka ma zaraz przyjść, czy co?
-Lena! - mimowolnie parsknęłam śmiechem. W trzech krokach znalazłam się ponownie koło łóżka i nachyliłam się nad Darcy'm. Kolejny pocałunek, który to już dzisiaj?
-Baw się dobrze, ucałuj Maxa i chociaż spróbuj się nie zamartwiać. - powiedział, doskonale wiedząc, że i tak będę to robić. Mało kto zna mnie tak dobrze, jak on.
-Trzymaj się i pamiętaj: dzwoń jakby coś! - spojrzałam na niego uważnie, na co kiwnął przytakująco głową. Ostatni całus, po którym to nareszcie wyszłam z pokoju, a następnie domu, kierując się ulicami Poole prosto do domu Chrisa i Sealy.
***
-No, to teraz opowiadaj, co tam u ciebie słychać. - zarządziła Sealy, kiedy to w końcu usiadła koło mnie na kanapie w salonie, stawiając na stoliku dwa kubki z gorącą czekoladą. Mały Max maltretował właśnie nową zabawkę, którą przywieźliśmy mu razem z Darcym z Australii, więc do czasu, aż mu się ona nie znudzi, miałyśmy względny spokój. Chris, jak to Chris, ledwie weszłam, wyściskał mnie jakbyśmy się nie widzieli z 20 lat, po czym jak z procy wyleciał z domu, wrzeszcząc coś w stylu "Idę złoić dzieciakowi dupę w Fifę!". Zdecydowanie, ta dwójka czasami sprawia wrażenie bliźniaków syjamskich, przypadkiem rozdzielonych fizycznie, ale w żadnym wypadku nie psychicznie. Wiążesz się z jednym to musisz być przygotowana na to, że drugiego dostajesz w pakiecie. Co poradzić?
-Generalnie jest średnio na jeża. - westchnęłam, upijając łyk gorącego napoju.
-Gryzie cię ta sytuacja z Darcym? - trafnie odgadła powód moich rozterek.
-Martwię się o to, co będzie dalej. Jutro ma mieć konsultacje z lekarzem, wtedy będziemy wiedzieli znacznie więcej. Boję się, że operacja będzie konieczna. Zawali mu to totalnie sezon, a wiesz, jak bardzo naładowany był od samego początku. Założył sobie za cel walczyć o najwyższe cele i przez jakiegoś z dupy wziętego idiotę, wszystko się posypie. - w moim głosie bez problemu dało się wyczuć, już nawet nie nutkę, ale całą symfonię złości.
A najlepsze w tym wszystkim jest to, że Darcy nie usłyszał nawet głupiego słowa "przepraszam" po całej tej akcji. Dobra, wiem, że nic by to nie dało, kolano cudownie by mu się nie naprawiło, ale i tak, liczy się gest. Cóż, najwyraźniej niektórzy są na poziomie emocjonalnym głazu w Karkonoszach.
-Fakt, trochę kanał. - Sealy spojrzała na mnie z uwagą. - Ale coś mi mówi, że to nie jest jedyny powód twoich rozterek.
-Aż tak to widać? - przygryzłam nerwowo wargę.
-Może po prostu zbyt dobrze cię znam?
-Coś w tym jest. - uśmiechnęłam się do niej. Sekundę później po uśmiechu nie było już najmniejszego śladu. - Martwię się tym, jak ta kontuzja wpłynie na Darcy'ego. Wiesz jaki z niego bywa nerwus i choleryk. Boję się, że będzie zmuszony przez dłuższy okres czasu siedzieć na dupie i nic nie robić i już widzę jakie głupie pomysły będą mu się rodzić w głowie. Co, jeśli znowu zaczną się kłótnie i będziemy mieli powtórkę z rozrywki z wcześniejszych lat? Wiem, pewnie martwię się na zapas i w ogóle wyolbrzymiam całą sprawę, w końcu na razie nic złego się nie dzieje, ale po prostu nie jestem w stanie pozbyć się tych myśli z głowy. Nie chcę o tym rozmawiać z Darcym, bo z całą pewnością nie będzie wniebowzięty, że tak o nim myślę. - westchnęłam głośno. - Dramatyzuję?
-Nauczona doświadczeniem powiem ci, że nie. Połączenie kontuzja plus nasi Australijczycy to nie jest przepis na cudowne i beztroskie chwile. - no tak, ona sama nie tak dawno temu przechodziła przez jeszcze gorsze chwile, związane z tą koszmarną kontuzją Chrisa i długą rehabilitacją, jaką przechodził. To były naprawdę ciężkie momenty dla nas wszystkich, a sam Chris momentami był jak taka bomba z opóźnionym zapłonem. Nikt nie znał dnia, godziny ani powodu, dla którego wybuchał złością, wyrzucając z siebie nagromadzone pokłady frustracji, wkurwienia i pewnego rodzaju niemocy. Tak, to zdecydowanie nie były przyjemne chwile. Zwłaszcza dla Sealy. - Musimy być dobrej myśli, że wszystko skończy się znacznie lepiej, niż zakładamy. Darcy to twardziel, byle co go nie złamie. Bądź przy nim, a jestem pewna, że za jakiś czas będziesz mogła powiedzieć: "ale ja byłam porąbana, że tak się martwiłam!". I tego się trzymajmy.
-Oby tak było. - stwierdziłam. Chciałam dodać coś jeszcze, ale przerwał mi Max, który pewnym krokiem ruszył w moją stronę i, z niewielką pomocą, wpakował mi się na kolana. - Co jest brzdącu? - uśmiechnęłam się, czochrając delikatnie jego jasne włoski. Zrobił minę niemal identyczną jak Chris, kiedy ktoś burzy jego artystyczny nieład na głowie. Uroczość sięgnęła zenitu.
-Ciacho. - pokazał paluszkiem w stronę stołu, na którym stał talerz z babeczkami, z całą pewnością upieczonymi przez blondynkę. Pochyliłam się w ich stronę, chcąc podać mojemu małemu ulubieńcowi jedną z kolorowych babeczek. - Tylko dużą! - dodał, na co parsknęłam śmiechem, a Sealy zaraz za mną.
Tak, zdecydowanie płynie w nim krew Holdera.




*******
Wracam?
No cóż, na to wygląda ;)
Pewnego pięknego dnia obudziłam się z dziwnym wrażeniem, że śniło mi się coś genialnego. Chwilę pomyślałam, przypomniałam sobie wszystko i pierwsze co zrobiłam, to wyskoczyłam z łóżka, zgarnęłam jakiś czysty zeszyt i piszący długopis i niemal wyrzucałam z siebie słowa ;) 
I muszę przyznać, że dawno nie pisało mi się tak na luzie! 
Eh, z weną nie wygrasz ;)
Zarys fabuły jest (dobra, mam już wszystko zaplanowane w najmniejszym szczególe... oj tam oj tam;d), rozdziałów NIESTETY nie mam napisanych do przodu zbyt dużo, więc trzeba liczyć się z tym, że regularność dodawania to nie będzie moja nowa strona :|
Tak czy inaczej, wracam z drugą częścią, niedługo poznacie zupełnie nowych bohaterów i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną tak trochę dłużej ;)
Do następnego!
<3


PS: serio, czemu ja mam taki uśmiech na twarzy? o.O 


niedziela, 8 czerwca 2014

Informacja :)

No to tak :D
Startuję z nowym opowiadaniem! Chyba się rozkręciłam, tak trochę :D
Anyway, wszystkich chętnych zapraszam, na dzień dzisiejszy jest już prolog i pierwszy rozdział :)

http://you-bring-me-back-to-life.blogspot.com/


Enjoy! x

piątek, 16 maja 2014

Epilogue



sierpień, 2011

I wish that I could wake up with amnesia
Forget about the stupid little things
Like the way it felt to fall asleep next to you
And the memories I never can escape
Cause I’m not fine at all

Minął prawie rok, a ich życie toczyło się cały czas naprzód. Bywały chwile gorsze, bywały chwile lepsze, ale niewątpliwie wszystko powoli wracało do normy.
Darcy swoje kroki stawiał obecnie w pierwszoligowej drużynie z Gdańska, gdzie został skierowany na zasadzie wypożyczenia. Kierownictwo toruńskiej drużyny miało nadzieję, że rozłąka z najlepszym przyjacielem i pewien rodzaj kary pozytywnie na niego wpłynie i zmieni się jego podejście do sportu żużlowego. Skończą się imprezy, bezsensowne podróże, marnowanie czasu i talentu, bo takim niewątpliwie był obdarzony młody Australijczyk. Problemem dla niego było to, że nie zawsze potrafił z niego odpowiednio korzystać.
Póki co wyglądało na to, że wszystko idzie w dobrym kierunku. Darcy się odrodził, brylował na pierwszoligowych torach, na których był praktycznie nie do zatrzymania, a co za tym idzie jego talent i umiejętności tylko się wzbogacały. Większość jednak osób zastanawiała się jak to wpłynie na jego postawę poza torem, ale na tym polu również nie można się było do niczego przyczepić. Owszem, to nadal był ten sam zwariowany, pozytywnie postrzelony i podchodzący do życia na dużym luzie chłopak z Brisbane, ale nie okazywał już tego poprzez imprezy, morze alkoholu i multum kolejnych skandali. Wychodziło na to, że naprawdę dojrzał, zmienił swoje nastawienie i sposób patrzenia na pewne rzeczy. A w życiu prywatnym?
Długo dochodził do siebie po zerwaniu z Leną. Przez pierwszy okres czasu złość mu nie przechodziła, przez co był święcie przekonany co do słuszności swojego postępowania. Jednak w miarę upływu czasu zaczynał dostrzegać wiele innych rzeczy. Oboje nawalili, on w znacznie większym stopniu niż ona. Niepotrzebnie uniósł się honorem, dał pokierować sobą swoimi emocjami. Żałował, że tak to się wszystko potoczyło. Wielokrotnie wspominał ich wspólne chwile i żałował, że to już koniec, że nie zanosi się na to, aby w przyszłości miały się one powtórzyć. Jego przyjaciel na samym początku, tuż po jego zerwaniu z brunetką, wielokrotnie dawał mu do zrozumienia, że jest kompletnym idiotą, który zachowuje się jak rozkapryszony dzieciak. Wtedy był jednak na tyle zaślepiony złością, że kończyło się to tylko nieuprzejmą wymianą zdań, trzaskaniem drzwiami i jeszcze większym wkurzeniem.
Ostatecznie otrząsnął się z tego wszystkiego. Skupił się na jeżdżeniu, dalej był tak samo zwariowany, ale w normalny sposób. Od kilku tygodni spotykał się z dziewczyną, którą spotkał kiedyś na imprezie po meczu w Poole. Brunetka nie była może zjawiskowo piękna, ale zainteresowana nim, a dodatkowo dawała mu bardzo dużo swobody. Czego mu więcej było potrzeba? Owszem, o uczuciu ciężko było w tym przypadku mówić. Lizzie, bo tak miała na imię dziewczyna, wielokrotnie mówiła mu o swoich uczuciach względem niego, o swojej miłości i planach, a on jedyne na co mógł się zdobyć to delikatny uśmiech i pocałunek, albo szybka zmiana tematu. Do tej pory tylko jednej dziewczynie powiedział, że ją kocha. Był pewny, że to uczucie nadal w nim tkwi, więc nie miał zamiaru składać brunetce żadnych deklaracji kompletnie bez pokrycia. Byli razem, spędzali wspólnie chwile, dobrze się bawili, ale nic poza tym. I nie zanosiło się na to, żeby kiedyś to się miało zmienić.
Co zaś się tyczy Leny. Brunetka znacznie dłużej niż Darcy dochodziła do siebie po ich rozstaniu. Złamane serce leczy się powoli i boleśnie, o czym miała okazję się przekonać. Dużą pomocą służyli jej oczywiście przyjaciele. Adrian dwoił się i troił, żeby doprowadzić ją do porządku, tak samo zresztą jak Chris, Ryan i Paulina. Ostatecznie wyszło na to, że to czas był dla niej najlepszym lekarstwem. Doszła do siebie, zdała z bardzo dobrymi wynikami maturę i teraz skupiała się na odpoczynku i regeneracji sił. Zdecydowała się na rok przerwy zanim pójdzie na studia. Stwierdziła, że coś jej się od życia należy, a rodzice, mając na uwadze to, jak bardzo źle ich córka zniosła rozstanie z Darcym, nie robili zbytnich przeszkód. Studia nie zając, nie uciekną, a oni doskonale znają swoją córkę i skoro mówi, że potrzebuje tej przerwy, to naprawdę tak jest.
W życiu prywatnym natomiast było bez większych zawirowań lub zmian. Chodziła na imprezy, spotykała się z przyjaciółmi, spędzała dużo czasu z Adrianem i to wszystko. Dwa razy zgodziła się na liczne prośby i poszła na randkę. Przy jednej i przy drugiej okazji nie znalazła szczęścia. Pierwszy chłopak okazał się totalnym palantem, który najwyraźniej miał tylko jedną wizję tego, co będą robić po wspólnym wypadzie do kina i zjedzeniu kolacji na mieście. Spławiła go najszybciej, jak tylko się dało. A potem musiała siłą powstrzymywać Miedziaka przed wybiciem mu zębów, kiedy się o wszystkim dowiedział.
Za drugim razem chłopak, który, o zgrozo, miał na imię Darek, okazał się w miarę sympatyczny, obdarzony poczuciem humoru i tym czymś, co zjednywało mu uwagę płci przeciwnej. Bez dwóch zdań byłaby szczęściarą, mając takiego chłopaka. Był nią otwarcie zainteresowany, o czym zresztą ją poinformował, a ona... Jedyne na co mogła się zdobyć to "przepraszam" i ucieczka ze wspólnego spaceru. Zdawała sobie sprawę, że zachowała się jak gówniara, ale kiedy on zaczął mówić o tych wszystkich poważnych rzeczach, o tym, jak to ją zobaczył i od razu wiedział, że coś go do niej ciągnie, to momentalnie poczuła, że coś jest nie w porządku.
Dotarło do niej, że nie będzie w stanie tego odwzajemnić. Że nie może mu ze szczerością powiedzieć, że czuje to samo. Nie mogła mu nawet powiedzieć, że w miarę upływu czasu jej postawa może się odmienić, bo wiedziała, że tak nie będzie.
Wyszło więc na to, że zostali jej tylko przyjaciele i rodzina. Miłość zeszła na dalszy plan.
Co zaś się tyczy reszty.
Adrian nadal był tym samym Adrianem, który był dla niej jak brat. Ich przyjaźń miała się wprost wyśmienicie. Poza tym, od jakiegoś czasu Miedziak zrobił się jakiś tajemniczy i jasne było, że kogoś poznał. Okazało się, że intuicja Leny nie zawiodła i Adrian zaczął spotykać się z jedną z toruńskich podprowadzających, ale nauczony doświadczeniami z poprzednich związków, zdecydowanie nie chciał niczego przyspieszać i pozwolił sprawom rozwijać się swoim własnym rytmem.
Chris z kolei zaskoczył nas wszystkich i to zaskoczył tak, że przez długi okres czasu nikt nie chciał mu uwierzyć, twardo stawiając na to, że sobie żartuje. Chris, Chris Holder, ten sam Chris, który czasami zachowuje się jak totalny dzieciak, nie potrafi wytrzymać dziesięciu minut siedzenia w ciszy, jego życiowym hobby jest wkurzanie wszystkich dookoła, a każdą wolną chwilę poświęca na dobrą zabawę ZNALAZŁ SOBIE DZIEWCZYNĘ! I może to nie byłaby jeszcze aż tak bardzo spektakularna rzecz, gdyby po dziesięciu miesiącach (!) spędzonych z Sealy, bo tak właśnie ma na imię jego wybranka, nie oznajmił nam, że ZOSTANIE OJCEM! Serio, wszyscy śmiali się z tego dobry tydzień do czasu, aż sama Sealy potwierdziła to w rozmowie na żywo z przyjaciółmi. Chris ojcem. Przecież to nawet brzmi śmiesznie! Tak czy inaczej, cieszyli się szczęściem tej dwójki, bo dobrali się wprost idealnie. Nikt nie potrafił tak wpłynąć na Chrisa, który naprawdę zmienił swoje postępowanie, więcej czasu spędzał w domu i zdecydowanie nie mógł się doczekać, aż jego potomek pojawi się w ich życiu.
Natomiast u Pauliny i Ryana w końcu szykowały się zmiany! Ku ogromnej uciesze rodziny i przyjaciół w końcu postanowili, że nadszedł najwyższy czas, by iść dalej przez życie jako małżeństwo. Zaplanowana na październik uroczystość zbliżała się wielkimi krokami, a oprócz rodziny zaproszenia dostali również ich przyjaciele. Wszystkie ważne dla nich osoby zebrane w jednym miejscu. Rodzina Ryana, która specjalnie na tę okazję przyleci do Polski, dość liczna rodzina Pauliny, żużlowcy z toruńskiej drużyny plus Darcy, który obecnie jeździ w Gdańsku, przyjaciele Pauliny ze studiów. Szykowała się naprawdę wielka impreza i praktycznie nikt nie mógł się jej doczekać.
A już zdecydowanie nie mogła się jej doczekać pewna dwójka, dla której miało to być pierwsze spotkanie twarzą w twarz od dość długiego czasu.

***

październik, 2011

It’s hard to hear your name
When I haven’t see you in so long
It’s like we never happened
Was it just a lie?
If what we had was real
How could you be fine?

Obserwował ją. W gruncie rzeczy odkąd tylko zobaczył ją po raz pierwszy przed kościołem, ani na moment nie mógł oderwać od niej swojego wzroku. W kościele, podczas ceremonii, w momencie kiedy para młoda z szerokimi uśmiechami stała w deszczu ryżu i monet, kiedy jechali jednym samochodem razem z Adrianem i Chrisem wraz z Sealy, podczas wejścia na salę, wspólnego toastu, każdego tańca. Czegokolwiek by nie robił, cokolwiek by się nie działo, jego wzrok cały czas spoczywał na jej sylwetce.
Jej ciało okryte cudowną, zmysłową sukienką niemal go przyzywało. W myślach raz zdzierał z niej tę kreację tylko po to, by chwilę później kochać się z nią intensywnie i namiętnie, a raz delikatnie, subtelnie zsuwał z niej materiał centymetr po centymetrze, na nowo odkrywając jej ciało. Nie przypominał sobie, żeby w ostatnim czasie czuł coś takiego! Nawet jego przyjaciel, jak zwykle spostrzegawczy, zauważył, że coś się z nim dzieje.
-Stary, wszystko w porządku? Wyglądasz jakbyś miał gorączkę. - i rzeczywiście tak się czuł. Jakby coś rozpalało go od środka. Mruknął tylko coś totalnie niezrozumiałego w odpowiedzi, sunąc wzrokiem po sylwetce roześmianej dziewczyny wirującej właśnie na parkiecie w rytm jakiejś skocznej piosenki z Adrianem. Od samego początku wesela praktycznie nie schodziła z parkietu wymieniając tylko partnerów. Nic dziwnego, że ustawiały się do niej kolejki, bo w tej cudownej kreacji wyglądała po prostu niebiańsko. Dodatkowo jej umiejętności tańca były nad wyraz rozwinięte, co tylko potęgowało zainteresowanie jej osobą.
Zdawał sobie sprawę, że powinien skupić się na dziewczynie, z którą tutaj przyszedł. Tym bardziej, że to była jego dziewczyna.
Poznał ją niedawno, na jednej z imprez w Anglii. Nie była typem dziewczyny, która ma w sobie to coś, co nie pozwala nikomu przejść obok niej obojętnie. Ot, w miarę dobrze im się rozmawiało, jeszcze lepiej bawiło, a już w ogóle wspaniale całowało w jednej z łazienek. Niby zwyczajna historia, rodem wyciągnięta z tych wszystkich beznadziejnych amerykańskich filmów dla nastolatek. Z tą tylko różnicą, że nie wrócił do domu z jej numerem telefonu napisanym szminką na przedramieniu. Cywilizacja do nich jednak dotarła i numer telefonu został zapisany w pamięci jego komórki.
Na samym początku nie miał w planach się do niej odezwać. Bo i po co? Było fajnie podczas imprezy, ale to było wtedy. Nie szukał nikogo, z kim mógłby znowu dzielić swoje życie prywatne tak na poważnie. Nie szukał nikogo, kto mógłby zastąpić mu Lenę, bo doskonale wiedział, że nie ma na to szans. Lena była i jest jedyna w swoim rodzaju i nikt nie jest w stanie zająć jej miejsca. Zresztą, nawet tego nie chciał.
Tak czy inaczej, to ona odezwała się pierwsza (co wcale nie było aż tak zaskakujące), a on nie chcąc wyjść na totalnego gbura odpisał. Jeden sms, drugi, trzeci, dziesiąty i tak się jakoś potoczyło.
Nie miał złudzeń. To nie była miłość. To nawet nie było zauroczenie, a co tu mówić o głębszym uczuciu. Bynajmniej nie z jego strony, o czym wielokrotnie ją uświadamiał. Nie chciał robić jej złudnych nadziei na przyszłość, chociaż ona najwyraźniej patrzyła na to zupełnie inaczej. "Może teraz nie jesteś gotowy, ale kto wie, co pokaże przyszłość" - te zdanie słyszał tak często, że wybudzony nagle w środku nocy z miejsca by je wyrecytował. No cóż, według niego szanse marne, ale skoro i tak nie mógł jej tego wybić z głowy, no to co poradzić? Spędzali razem czas, chodzili razem na imprezy, dziewczyna czasami odwiedzała go na meczach, od czasu do czasu spędzali wspólnie popołudnia, nie mówiąc już o wspólnych nocach, ale to nie było to.
Teraz, patrząc na tańczącą na parkiecie dziewczynę, zdał sobie sprawę, że to nigdy nie będzie "to". Z kimkolwiek by nie próbował, jak bardzo by się oszukiwał i ile razy by próbował, to nigdy nie będzie to.
Nigdy bez niej.
Dotarło to do niego zupełnie jak jakaś myśl, która przez dłuższy czas krąży nam po głowie, nie chcąc się w żaden sposób uformować i w ten sposób skutecznie nas męcząc. Dopiero teraz wszystko stało się zupełnie jasne i przejrzyste.
Kochał ją.
Tak po prostu.
Wszystko inne było tylko dodatkiem do tego jednego, najważniejszego zdania.
Kochał ją.
To wszystko.
-Hej, mówię coś do ciebie! - Chris pomachał mu ręką przed oczami, sprowadzając go tym samym na ziemię. Zamrugał nerwowo oczami, patrząc na przyjaciela jak na idiotę. - Co ci jest?
-Coś sobie uświadomiłem... - zaczął, przygryzając delikatnie dolną wargę.
-I to coś ma, jak sądzę, związek z pewną dziewczyną, ubraną w ładną, biało-niebieską suknię ze sporym dekoltem i odkrytymi plecami? - widząc zdziwione spojrzenie młodszego z Australijczyków, mimowolnie parsknął śmiechem. - Proszę cię, przecież nie jestem ślepy. Widzę jak pożerasz ją wzrokiem. - uśmiechnął się szeroko. - Może coś byś z tym fantem zrobił?
-Z jakim fantem? - uniósł brew ku górze.
-Darcy, czy ty istniejesz również w pakiecie z mózgiem? - Holder przewalił oczami, najwyraźniej załamany totalnym nie kontaktowaniem swojego przyjaciela. - Może raczysz w końcu podnieść dupę z tego krzesła i pójdziesz z nią porozmawiać? Masz zamiar tak siedzieć, jak taka totalna sierota, i tonąć w kałuży własnej śliny? Człowieku, ile ty masz lat? Szesnaście? - Chris zaczął się powoli rozkręcać.
-I co ja jej niby powiem? - Darcy sprawiał wrażenie naprawdę zestresowanego. Zupełnie nie wiedział co robić dalej.
-Że zrazy z grzybami są lepsze niż kotlety schabowe. - palnął brunet, ponownie przewalając oczami. - Cholera, no czy ja ci wszystko muszę mówić? Weź się w garść! - walnął go w ramie, najwyraźniej chcąc go w ten sposób zmobilizować. Albo może trochę go ogarnąć? Albo wyrażając w ten sposób swoje niezadowolenie z jego postawy? Znając życie, pewnie wszystko w jednym.
-A Lizzie? - przelotnie spojrzał na dziewczynę, siedzącą kawałek dalej i ze spokojem jedzącą jakąś sałatkę warzywną.
-Serio? Teraz cię ona interesuje? Serio? - otworzył szerzej oczy. - Nie, wersje z mózgiem chyba już się skończyły. - odpowiedział sam sobie na wcześniejsze pytanie. - Zapomnij o niej i idź naprawiać to, co żeś tak popisowo spierdolił w zeszłym roku! No już, zanim się rozmyślę i powiem Adrianowi, żeby skuł ci mordę, bo jej ciśniesz. Myślę, że by mi uwierzył, a doskonale wiesz, jaką on ma na jej punkcie fazę.
Kolejny raz poklepał przyjaciela po ramieniu by chwilę później wstać z zajętego przez siebie krzesła i ruszyć wesołym krokiem ku zbliżającej się do nich Sealy. Ta dwójka, w jego oczach, jest najbardziej udaną parą, jaką kiedykolwiek widział. Dobrze, że Chris w końcu sobie kogoś znalazł, i to kogoś takiego jak właśnie blondynka. Są dla siebie stworzeni, każdy to zauważa.
Odetchnął parę razy głęboko, zamrugał nerwowo oczami i powtarzając sobie w myślach, że nie jest mięczakiem, wstał ze swojego miejsca i żwawym krokiem ruszył w kierunku tańczącej brunetki. Teraz albo nigdy.
-Można? - zapytał, kiedy znalazł się tuż obok niej i jakiegoś kuzyna Pauliny, który zajął miejsce Adriana.
-Oczywiście. - chłopak uśmiechnął się do niej lekko tylko po to, by chwilę później przekazać jej dłoń w jego. Objął ją nerwowo w pasie, ona ułożyła swoją dłoń na jego ramieniu, podczas gdy ich drugie dłonie zupełnie automatycznie się ze sobą splotły. Odległość między nimi została ograniczona do minimum, a on był święcie przekonany, że mimo hałasu, jaki dookoła nich panował, z całą pewnością jest w stanie usłyszeć szybsze bicie jej serca.
Momentalnie zapomniał o całym świecie.
Ani przez sekundę nie spuścił wzroku z jej oczu, a ona nie pozostawała mu dłużna. Wpatrywali się w siebie bez żadnego skrępowania, bez żadnych trudności. Nerwowo przełknął ślinę zdając sobie sprawę z tego, jak bardzo tęsknił za tym widokiem. Jak bardzo tęsknił za wpatrywaniem się w jej cudowne oczy, za trzymaniem jej w ramionach i za czuciem jej bliskości tuż przy sobie. Niemal fizycznie odczuwał te dziwne, specyficzne napięcie jakie w tym momencie między nimi panowało. Ten prąd, jaki przepływał między ich ciałami zdawał się delikatnie wędrować wzdłuż jego układu nerwowego, rozchodząc się po nim całym.
Zupełnie bezwiednie przysunął się do niej jeszcze bliżej, opierając swoje czoło o jej. Ani na moment nie spuścił z niej wzroku.
Kompletnie nie zdawał sobie sprawy z tego, co się dzieje dookoła niego. Nie zauważał tych uśmiechów na twarzach ludzi, którzy dobrze ich znali, nie zauważył Chrisa i Sealy, którzy właśnie zagadywali Lizzie, żeby nie wpadła na parkiet i nie narobiła scen, nie zauważał Adriana, który z nieco zmartwioną miną uśmiechał się jednak delikatnie, nie zauważał Pauliny i Ryana, którzy tańcząc na parkiecie co rusz posyłali im promienne uśmiechy. Nie zdawał sobie sprawy, że melodia, jaka właśnie była grana, zdecydowanie należy do tych skoczniejszych, a oni ledwie się poruszają, zupełnie nie do rytmu.
Zresztą, nawet gdyby to zauważał, kompletnie nic by go to nie obchodziło. Nie w tej chwili.
Czując, że dłużej nie wytrzyma już tego napięcia, jakie między nimi panuje, odsunął się delikatnie, nadal trzymając jedną dłoń splecioną z jej.
-Wyjdziemy na zewnątrz? - zapytał, odchrząkając delikatnie. Brunetka tylko kiwnęła głową na znak zgody po czym potulnie ruszyła za nim. Przez niewielki korytarz wyszli oszklonymi drzwiami na taras. Cudownym zrządzeniem losu nie było tam ani jednej żywej duszy.


Stanęli przy drewnianej barierce, opierając się o nią. Zapadła cisza, jakby żadne z nich nie wiedziało, jak zacząć rozmowę, jak powiedzieć to, co w tym momencie kłębiło się w ich głowach.
-Lena.
-Darcy.
Odezwali się dokładnie w tym samym momencie. W normalnych warunkach zapewne parsknęliby śmiechem, a tak to tylko ograniczyli się do niepewnych uśmiechów.
Darcy westchnął głęboko, powtarzając sobie w myślach, że ma nie zachowywać się jak mięczak.
-Mogę ja pierwszy? - zapytał, wiedząc, że później mógłby nie być w stanie powiedzieć tego, co zamierzał. Brunetka kolejny raz kiwnęła głową potakująco. - Problem w tym, że zupełnie nie wiem jak się do tego zabrać. - dodał z niesmakiem.
-Nie wierzę, że Darcy Ward miałby sobie z czymś nie poradzić. - odezwała się, uśmiechając przy tym pokrzepiająco i delikatnie kładąc dłoń na jego ramieniu.
Chwycił ją swoją dłonią i delikatnie ją oderwał, splatając od razu ich palce. Czuł ją przy sobie i chyba to dało mu najwięcej siły by wyrzucić z siebie to, co chciał.
-Pamiętasz ten dzień na Bulwarze, kiedy po raz pierwszy się pocałowaliśmy? - mimowolnie uśmiechnął się do swoich wspomnień. To była jedna z tych chwil, których nigdy się nie zapomni. - Pamiętasz, co ci wtedy powiedziałem?
-Pamiętam.
-Powiedziałem ci, że chcę być z tobą i nie przejmować się absolutnie niczym innym. W skrócie mówiąc. - przestąpił nerwowo z nogi na nogę. Mocniej ścisnął dłoń Leny. - Pamiętam jak cholernie długo się do tego zbierałem i że o mało co nie umarłem ze stresu czekając na twoją reakcję. Pamiętam to tak dokładnie, jakby to było wczoraj. Pamiętam, że gwiazdy świeciły wtedy wybitnie jasno, że księżyc był bliski pełni, że było ciepło, że na Bulwarze nie było praktycznie nikogo poza nami. Pamiętam, że miałaś na sobie ubraną tę śmieszną białą bluzkę z nadrukiem dziewczynki z drwiącym uśmiechem i swoje ulubione, granatowe dżinsy. Pamiętam, że miałaś rozpuszczone włosy, które non stop musiałaś poprawiać, bo co rusz wpadały ci do oczu. Pamiętam, że prawie przez cały czas trzymałaś swoją głowę na moim ramieniu, a ja bez przeszkód mogłem cię obejmować. Pamiętam też jak byłaś zaniepokojona tym, że coś się stało. Pamiętam każdą sekundę tego dnia i pamiętam też, jak cholernie szczęśliwy byłem, kiedy już było po wszystkim, kiedy dowiedziałem się, że ty również czujesz to samo co ja. - przerwał na moment. - Pamiętasz, jak pierwszy raz powiedziałem ci, że cię kocham? Byliśmy wtedy nad jeziorem w Anglii. Siedzieliśmy na wspólnym leżaku oglądając zachód słońca. Chyba podświadomie czułem, że to jest idealny moment. Pamiętam, że ty wtedy zalałaś się łzami, a ja myślałem, że stało się coś złego i w myślach bluzgałem sam na siebie, że jestem idiotą do kwadratu, że tak z tym wypaliłem. Potem ty powiedziałaś mi to samo, cały czas ze łzami w oczach. I poczułem wtedy, że absolutnie wszystko jest na swoim miejscu.
-Nie ty jeden to wtedy poczułeś. - wtrąciła się dziewczyna, której w tym momencie oczy również lśniły w blasku pomarańczowego światła, rzucanego przez latarnie.
-Wszystko układało się tak cudownie, było nam razem tak wspaniale, za każdym razem kiedy musiałem cię zostawiać miałem wrażenie, że czegoś mi brakuje i to bolało niemal jakby ktoś mi połamał kilka kości w ciele. - przełknął ślinę. - A potem to wszystko zaczęło się koncertowo pieprzyć... - skrzywił się, kiedy przez jego myśli przepłynęły wszystkie chwile ich kłótni, cichych dni, awantur i w końcu tego najgorszego, mianowicie zerwania. - Byłem cholernie zły na siebie, na ciebie i na wszystkich dookoła nas. Sam nie wiem na kogo bardziej. Czy na ciebie, że pierwsza chciałaś zerwania, czy na siebie, że nie walczyłem o ciebie na początku dostatecznie mocno, czy na resztę, że się zbyt mocno wtrącali, tak jak robił to Adrian.
-On chciał tylko pomóc, nic poza tym. - od razu pospieszyła z pomocą przyjacielowi. Ta dwójka była dla siebie naprawdę bliższa niż niejedne rodzeństwo. Bez wahania skoczyliby za sobą w ogień.
-Wiem. Znaczy się, teraz to wiem. - powiedział. - Przez ten rok spędzony z dala od Torunia sporo rzeczy do mnie dotarło. Przede wszystkim dotarło do mnie to, jakim zajebistym idiotą byłem przez cały ten czas.
-Darcy... - chciała coś wtrącić, ale gestem nie pozwolił jej na to.
-Nie próbuj zaprzeczać, bo oboje wiemy, że to prawda. Zachowywałem się jak kompletny gówniarz, który był pewny, że ma już wszystko i że nikt nie jest w stanie mu tego odebrać, więc może sobie pozwalać na znacznie więcej. Że może zachowywać się jak pan i władca świata, nie patrząc na innych. Byłem pieprzonym palantem i będę cię za to przepraszał do końca życia.
-Nie musisz przepraszać, bo nie jesteś jedynym, który zawinił. Wina zawsze leży po obu stronach, nie pamiętasz? Ja również nie byłam święta. - tym razem to ona mu przerwała.
-To już teraz zupełnie nieważne. - stwierdził, chcąc jak najszybciej zmienić temat. Wspominanie tych bolesnych chwil zdecydowanie nie było tym, co chciał jej powiedzieć tego wieczora. - Chcę ci powiedzieć, że przez ten rok z dala od ciebie dotarło do mnie, że moje życie jest puste. Zupełnie bez sensu. Owszem, jest żużel, który cały czas sprawiał i będzie mi sprawiał radochę, jest wiele pasji, które za każdym razem dają mi pozytywnego kopa, są nawet imprezy, bez których moje życie byłoby zbyt monotonne. Jeździłem na zawody, chodziłem na imprezy, spotykałem się ze znajomymi, robiłem milion innych rzeczy, ale kiedy po wszystkim wracałem do domu, kiedy kładłem się do łóżka wiedziałem, że czegoś mi brak. Że kogoś mi brak. Kogoś, do kogo w tym momencie mógłbym się przytulić, kto pochwaliłby mnie za zwycięstwa, albo pocieszył po porażkach. Brakowało mi kogoś, kto byłby przy mnie i nie chodzi mi tu o kogoś takiego jak Chris, czy wszyscy inni znajomi. Brakowało mi drugiej połówki. - przerwał na moment, po czym dodał: - Brakowało mi ciebie.
-Darcy... - z jej oczu wypłynęły na policzki dwie duże łzy.
-Byłem totalnie głupi sądząc, że sobie bez ciebie poradzę. Nie radziłem sobie. Taka jest prawda. I nie będę sobie radził, bo bez ciebie nic nie jest takie samo jak było wcześniej. Po każdym swoim sukcesie myślałem sobie, że może w tym momencie się cieszysz, że jesteś ze mnie dumna, że się uśmiechasz tak jak kiedyś i to sprawiało, że walczyłem jeszcze mocniej i jeszcze bardziej się starałem. Przez cały ten sezon moją główną motywacją byłaś ty. Wiedziałem, że nie mogę tak zawalić jak w zeszłym roku. Musiałem wziąć się w garść i pokazać wszystkim, a przede wszystkim tobie, że się zmieniłem. Że już nie jestem tym samym gówniarzem, który traktował cię jak nic nieważną rzecz. Bo, cóż, to ani trochę nie była prawda. Ty jesteś najważniejszą osobą i rzeczą w moim życiu. - odetchnął głęboko tylko po to, by zaraz powiedzieć to, do czego zmierzała cała ta rozmowa. - Kocham cię, Lena. Kochałem cię, kocham i zawsze będę cię kochał. I to jest właśnie to, co chciałem ci powiedzieć. Szkoda tylko, że tak cholernie długo mi to zajęło i przez moją totalną głupo... - nie dane było mu dokończyć.
Brunetka, teraz już kompletnie zalana łzami, szybko zrobiła pół kroku do przodu i nie czekając ani chwili, bez sekundy zawahania odnalazła jego usta swoimi. Zarzuciła mu ręce na kark, a on objął ją w talii.
Tak cholernie tęsknił za smakiem jej ust!
Pocałunek dość szybko przemienił się z tego subtelnego w pełen namiętności i pewnego rodzaju niecierpliwości. Zupełnie jakby tym sposobem oboje chcieli pokazać, jak bardzo za sobą tęsknili przez ten rok.
Oderwali się od siebie dopiero po dłuższej chwili, stykając się czołami. Ich oddechy były znacznie przyspieszone, serca biły zdecydowanie szybciej, a ciała lekko drżały. To była prawdziwie magiczna chwila.
-Kocham cię. - wyszeptał z celebracją. Wiedział, że teraz wszystko zależy od niej. Czy będą razem, czy ruszą dalej przez życie osobno. On już powiedział wszystko, co chciał i zrobił wszystko, co mógł. Teraz była kolej Leny.
Dziewczyna uśmiechnęła się promiennie.
-Ja ciebie też.
I już wiedział, że wszystko będzie dobrze.

And that is how I knew you were the one.

***

czerwiec, 2013

If I close my eyes, I can see your smile
I can hear the laugh I loved and I can’t get enough
I can pull you closer in a moment, just like this
I can stop the world with only just your kiss

Stałam w parku maszyn nerwowo bawiąc się smyczą, do której przyczepioną miałam plakietkę umożliwiającą mi wstęp właśnie tutaj na dzisiejszych zawodach. A zawody były nie byle jakie. Właśnie zmierzała ku końcowi 7 runda zmagań o Indywidualne Mistrzostwo Świata. Tym razem cykl zawitał do Danii, a konkretnie do Kopenhagi.
A skąd u mnie tyle nerwów? Otóż za jakąś minutę miał się rozpocząć bieg finałowy. Bieg o tyle dla mnie ważny, bo startował w nim mój przyjaciel, Chris Holder, a przede wszystkim ten jeden, najważniejszy, a mianowicie Darcy. Były to jego pierwsze zawody w Grand Prix po odniesionej kontuzji i za każdym razem jak wyjeżdżał na tor byłam w stanie dokładnie wam opowiedzieć jak się czuje osoba tuż przed zawałem. Wiem, po tylu latach oglądania tego sportu, po całym tym czasie jaki spędziłam z Darcym powinnam już przywyknąć do stresu i adrenaliny, ale, kurde... nie jestem w ogóle pewna czy to jest możliwe. Nadal tak samo przeżywałam każdy jego bieg, bez względu na to, jakie to były zawody, o jaką stawkę i z kim jechał. Wszyscy doskonale wiedzą, że należy on do jednych z najbardziej walecznych i nieustępliwych żużlowców, a jego jazda jest równie widowiskowa co wzbudzająca zarówno podziw jak i strach. Pomnóżcie to sobie teraz razy milion i macie obraz tego, jak się teraz czułam.
Szczerze powiedziawszy, byłam równie dumna co i zaskoczona, w jak genialnej formie powrócił. Przez te nieszczęsne zawody w Szwecji stracił naprawdę sporo czasu i pozostała mu już tylko walka o utrzymanie się w czołowej ósemce. Kontuzja, złamanie łopatki, jakiej się nabawił podczas swojego drugiego biegu w Goeteborgu to zdecydowanie nie był powód do radości. I pomyśleć, że doszło do tego wszystkiego w tak cudownym dniu, jakim był dzień świętowania jego dwudziestych pierwszych urodzin. Zdecydowanie na ten dzień był inny scenariusz niż szpital i wszystkie te nerwowe chwile.
Przyznam się szczerze, że bałam się jeszcze o coś. Bałam się tego, jak będzie zachowywał się Australijczyk kiedy będzie zmuszony do pauzowania. Chociażbym nie wiem jak się starała, nie mogłam pozbyć się świadomości tego, jak takie chwile przebiegały w 2010 roku. Bałam się, że znowu zaczną się kłótnie, że już od pierwszego dnia będę musiała być przygotowana na kubeł zimnej wody wylanej na moją głowę.
Chyba powinnam powiedzieć, że jestem najbardziej pesymistyczną osobą na świecie.
-Ale jestem głupi. - takimi słowami przywitał mnie Darcy, kiedy lekarze w końcu pozwolili mi dzień później wejść do jego sali. Byłam u niego już wcześniej, praktycznie całą noc przesiedziałam na krzesełku w jego pokoju, ale Darcy naszpikowany lekarstwami przeciwbólowymi prawie cały czas spał. Dopiero teraz był w pełni świadomy. Mimowolnie odetchnęłam z ulgą słysząc jego głos. - Pojechałem jak jakiś szkółkowicz i gdybym był w stanie to chyba sam sobie przybiłbym piątkę. - burknął, wyraźnie zły sam na siebie.
-Darcy, przestań. - przysunęłam sobie krzesło do jego łóżka i od razu usiadłam. - W tym sporcie takie rzeczy się zdarzają. Kontuzje to nie nowość. Owszem, nie wpisałabym tych zawodów w twoje Top 10, ale przecież to nie jest koniec świata.
-Ale koniec marzeń o zdobyciu mistrza świata... - spuścił wzrok.
-A, przepraszam bardzo, planujesz jakieś zakończenie kariery, o którym ja nie wiem? - zapytałam, na co chłopak spojrzał na mnie ze zdziwieniem, unosząc brew ku górze. - Dlaczego miałbyś nie zdobyć mistrza w przyszłym roku? I jeszcze rok później? I jeszcze później? Potem mógłbyś pozwolić wygrać Chrisowi, żeby nas nie zamęczył swoim marudzeniem. - posłałam mu szeroki uśmiech, na co odpowiedział mi tym samym, co prawda ze znacznie mniejszym entuzjazmem, ale dobre i to. - Darcy wykurujesz się z tego i wrócisz. I znowu będziesz wszystkich zachwycał swoją jazdą, a ja będę mogła się chwalić na prawo i lewo, że ten geniusz na motocyklu to mój chłopak. Łapiesz?
-Cholera, jesteś nieziemska. - teraz uśmiechnął się już znacznie szerzej, chwytając moją dłoń i przyciągając mnie do siebie tylko po to, by złożyć na moich ustach czuły pocałunek. - Kto w ogóle wygrał?
-Emil. Ale warto też zaznaczyć, że Chris był drugi. - odpowiedziałam.
-Dobre i to. - stwierdził. - I rzeczywiście, masz rację. Wrócę, zanim się wszyscy obejrzą i wtedy im pokaże. - powiedział, tym swoim pewnym siebie głosem. I właśnie takiego Darcy'ego chciałam mieć przy sobie zawsze. - A teraz chodź tu do mnie, bo nie widziałem cię przez cały dzień, a z tego co pamiętam, ominęła nas impreza do świętowania. Możemy sobie to odbić teraz tylko we dwójkę. - przesunął się delikatnie na swoim łóżku, robiąc mi miejsce. Lekarz zapewne dostanie szału jak nas zobaczy, ale ani trochę mnie to nie interesowało. Szybko pozbyłam się butów i sekundę później już leżałam koło niego, uśmiechając się w duchu, że wszystkie moje obawy rozpłynęły się w siną dal.
Teraz, widząc jak stoi pod taśmą, oczekując na start biegu, jak kopie butem w nawierzchnię, jak poprawia gogle, czułam, że dumna wprost rozsadza mnie od środka. I to nie tylko dlatego, że dotarł w tych zawodach tak daleko, ale również dlatego, że przez cały czas, kiedy zmagał się z kontuzją, zachowywał się naprawdę dojrzale i odpowiedzialnie. Żadnego marudzenia, żadnego wysiłku ponad siły, żadnego pośpiechu. Odczekał swoje i dopiero kiedy naprawdę był gotowy wrócił. I to wrócił w pięknym stylu.
Stałam w towarzystwie jego mechaników, ściskając mocno kciuki, kiedy żużlowcy pochyleni już nad kierownicami swoich motocykli oczekiwali, aż sędzia zwolni taśmę startową.
Gdybym miała powiedzieć, co czułam przez tę minutę trwania wyścigu, to zdecydowanie długo by mi zajęło wymienianie wszystkich uczuć, jakie mnie opanowały. Czułam, że za moment odfrunę i dopiero mechanicy Darcy'ego, którzy wpadli na mnie i zaczęli mnie ściskać, sprowadzili mnie na ziemię.
Wygrał.
Zrobił to.
Powrócił, i to powrócił w takim stylu!
Jednego byłam pewna, mam najzdolniejszego chłopaka na świecie i zdecydowanie ten dzień należał tylko i wyłącznie do niego.
Wszyscy mogli sobie zapisać wielkimi, pogrubionymi literami: Darcy Ward powrócił!

***

Po udzieleniu wywiadu, odebraniu pucharów, kwiatów, po standardowym oblewaniu się szampanem, sesji zdjęciowej, wygłupach z Chrisem i jakimś milionie zdjęć jaki sobie zrobili w końcu wrócili do parku maszyn. Darcy został zatrzymany przez jakiegoś dziennikarza, który poprosił go o odpowiedź na kilka, króciutkich pytań. Posłał mi tylko wymowną minę, ale mimo wszystko się zgodził. Ja w tym czasie poszłam pogratulować Chrisowi trzeciego miejsca.
-Gówniarz za szybki dzisiaj był! - palnął, ale gołym okiem dało się zauważyć, że cieszy się z sukcesu swojego przyjaciela. - Naoglądał się mnie i nagle wygrywać mu się zachciało.
-Głupi jesteś. - parsknęłam śmiechem, przytulając go do siebie. - Gratuluję. Chyba spodobało ci się stanie w tym sezonie na podium. - dodałam, kiedy już się od niego odsunęłam.
-A komu by się nie spodobało. - odpowiedział. - Tylko widok z trzeciego i drugiego miejsca jest jakiś taki chujowy... Zdecydowanie lepiej patrzy się na wszystko stojąc na pierwszym miejscu. - wyszczerzył się w ten swój niepowtarzalny sposób. - A teraz spadam do boksu, bo widzę, że ktoś już wędruje w twoją stronę. - mrugnął do mnie okiem i ruszył w kierunku swoich mechaników. I rzeczywiście, Darcy skończył już udzielać wywiadu i tym kołyszącym się krokiem zbliżał się do mnie. Momentalnie do niego podbiegłam i rzuciłam mu się na szyję.
-Gratuluję, gratuluję, gratuluję! - każde słowo poprzedzone było czułym pocałunkiem.
-Trochę namieszałem nie? - uśmiechał się szeroko. Był z siebie zadowolony i absolutnie był to cudowny widok. - Takie powroty do gry to ja lubię. - mrugnął okiem. - I proszę, to dla ciebie. - wręczył mi bukiet, który kilkanaście minut temu odebrał przy ceremonii dekoracji.
-Dziękuję. - powąchałam kwiaty, upajając się ich zapachem. - Pokaż lepiej jak się prezentujesz z tym drugim cackiem! - ponagliłam go. Darcy jak to Darcy, uniósł trochę wyżej rękę, w której do tej pory ściskał puchar za wygranie, przybrał pozę niczym modelka na wybiegu i walnął dzióbek. Wybuch śmiechu z mojej strony był jak najbardziej przewidywalny. - Genialny widok!
-Genialny widok to będzie teraz. - wcisnął mi do ręki puchar, w drugiej ściskałam kwiaty, a na głowę założył mi swoją czapkę z logiem Monstera na przedzie. - Najpiękniejsza dziewczyna na świecie trzyma dowód mojej pierwszej, wymarzonej wygranej w Grand Prix. To jest dopiero widok! - odwrócił czapkę daszkiem do tyłu tylko po to, by musnąć z celebracją moje usta. - I za coś takiego chyba należy mi się porządna nagroda, prawda? - zapytał, kiedy już się ode mnie oderwał. Jego wzrok mówił absolutnie wszystko.
-A starczy ci sił, panie Ward?
-Proszę cię! - prychnął. - Choćbym miał się podłączyć do prądu to na coś takiego sił mi nigdy nie zabraknie. - kolejny raz tego wieczora wyszczerzył się szeroko. - Chodź, czas się pakować i ruszać w drogę. Im szybciej będziemy w Toruniu tym więcej będziemy mieli czasu dla siebie.
-A potem masz derby do wygrania. - słusznie zauważyłam.
-Co tylko sobie życzysz. - złapał moją dłoń i pociągnął w kierunku swojego boksu.
Mówiłam już, że to był naprawdę, ale to naprawdę genialny dzień?
I co z tego, jeśli się powtórzę.
To był cholernie genialny dzień!
I mam wrażenie, że każdy, spędzony z Darcym będzie należał właśnie do takich. Kolejny raz mogłam nazwać siebie największą szczęściarą na świecie, że trafił mi się ktoś taki jak ten niepokorny Australijczyk. Przeszliśmy przez wiele, musieliśmy do wielu spraw dojrzeć, nie zawsze było kolorowo, ale jesteśmy idealnym przykładem na to, że jeśli chce się czegoś bardzo mocno i jest się zdeterminowanym by to osiągnąć, to droga ku zwycięstwu jest jak najbardziej otwarta. Wyboista, czasami kręta, ale zdecydowanie warto nią podążać żeby potem móc przeżywać wszystkie te chwile, które my przeżywamy obecnie.
Mamy siebie, a to najlepsza nagroda jaka mogła nam się trafić.
I tego się trzymajmy.

Grow old with me
Let us share what we see
And all the best it could be
Just you and I

 *******
Przeszło 9 stron w wordzie, nie mam pojęcia ile zdań, wyrazów, sylab i liter ;)
Od początku, już po napisaniu pierwszego rozdziału wiedziałam, że ten epilog będzie wyglądał właśnie tak.
Nie powiem, miałam chwile zwątpienia, po głowie chodził mi wątek z Adrianem (a wszystko przez Wasze komentarze!), potem był Batch, jeszcze później miało się skończyć tylko na samym początku, bez wesela. 
Widzicie, planów było dużo, ostatecznie postanowiłam się rozpisać. 
Pisałam to cholernie długo, nie było dnia, żebym czegoś nie dopisywała, czegoś nie zmieniała, nad czymś się nie zastanawiała. Ostatecznie jest, happy end :)
Brakuje mi słów żeby wyrazić Wam moją wdzięczność co do wszystkich słów, jakie mi pisaliście. Każdy komentarz, każda wiadomość na tweecie, dodawała mi skrzydeł i sprawiała, że uśmiechałam się od ucha do ucha jak porąbana. Serio, niesamowite uczucie!
Jestem Wam ogromnie wdzięczna, dziękuję za Wszystko i mam nadzieję, że Was nie rozczarowałam.
Muszę napisać/powiedzieć jeszcze jedno. Te opowiadanie pisałam z przerwami już od 2010 roku, stąd takie różnice między poszczególnymi rozdziałami, między początkiem a końcówką, między stylem pisana w pierwszych rozdziałach a tym późniejszym. Miałam pisać to tylko dla siebie, zachować na dysku swojego laptopa i wracać do niego od czasu do czasu wspominając jak siadałam i przelewałam swoje wizje na klawiaturę.
Zapewne tak by się stało, gdyby nie takie dwie, które szturmem wdarły się do mojego życia, rozgościły się w nim i nie zanosi się na to, żeby się gdziekolwiek wybierały.
Ten epilog jest dla Was, każde słowo jest dla Was, całe to opowiadanie jest dla Was, jedyne w swoim rodzaju Hotki Nad Hotkami!
 :)

Dziękuję, dziękuję, dziękuję!
Do usłyszenia, mam nadzieję niedługo, na kolejnych opowiadaniach :)


PS: linki do piosenek są podane u góry, warto posłuchać bo a)są genialne;d i b)w jakiś sposób odzwierciedlają cały ten epilog :)
PS2: Amnesia niestety nie jest jeszcze dostępna w wersji audio, poza krótkim 30 sekundowym fragmentem :| pozostaje (bynajmniej mi) poczekać na pełną wersję :)
PS3: matko, to już serio koniec :D wytrwałam, ogarnęłam, jestem z siebie dumna, amen! :D


https://twitter.com/nikax92