niedziela, 5 lipca 2015

2.12

Kolejny dzień rozpoczął się tak samo cudownie, jak zakończył się poprzedni. Pierwszą rzeczą, jaką zobaczyłam po otworzeniu oczu, był wpatrujący się we mnie Darcy, delikatnie odgarniający kosmyki moich włosów i uśmiechający się w ten swój cudowny, niepowtarzalny i rozczulający sposób.
-Dzień dobry, skarbie. - wyszeptał kiedy zauważył, że już nie śpię.
-Dzień dobry. - odpowiedziałam mu tym samym, nieco zachrypniętym, porannym głosem. - Dlaczego już nie śpisz? - zapytałam, lekko zdziwiona. Do tej pory to ja zawsze wstawałam przed Australijczykiem, który, nie ma co do tego najmniejszych wątpliwości, nie należy do porannych ptaszków i gdyby tylko mógł, to przespałby pół życia. - Która jest w ogóle godzina? - dodałam, przecierając dłonią oczy, chcąc maksymalnie się rozbudzić.
-Chwilę po dziewiątej. - odpowiedział na ostatnie z moich pytań. Momentalnie szerzej otworzyłam ze zdziwienia oczy i już chciałam coś wtrącić, ale nie było mi to dane. - Nie śpię od jakichś 20 minut, a uprzedzając twoje kolejne pytanie odnośnie powodu, to dzwonił do mnie Sławek.
-Czego chciał? - nie powiem, zaciekawił mnie maksymalnie. No bo czego mógł od niego chcieć manager toruńskiej drużyny w niedzielny poranek?
-Pytał czy nadal uważam, że jestem gotowy pojechać w dzisiejszym meczu. - mój nadal lekko zamroczony umysł potrzebował chwili, żeby przeanalizować jego wypowiedź. A kiedy już to zrobił, niemal zerwałam się z łóżka jak oparzona.
-Jesteś gotowy zrobić co? - spojrzałam na niego jak na nienormalnego, siadając wygodniej na łóżku. Wszelkie ślady snu, zaspania bądź ogólnego zmęczenia odpłynęły ode mnie jak ręką odjął. - W ogóle jakie NADAL? - zmrużyłam oczy, a kiedy dotarło do mnie coś jeszcze, niemal zaczęłam krzyczeć. - Chyba sobie żartujesz, że powiedziałeś wcześniej, że pojedziesz w tym meczu! Zwariowałeś?! Człowieku, przecież ty ledwo ruszasz tą nogą! Chcesz rozwalić ją sobie jeszcze bardziej?! - tak, z całej siły starałam się nie krzyczeć, ale to niestety było silniejsze ode mnie. Nie wiem co dominowało we mnie bardziej: złość, że nie podzielił się ze mną wiadomością o tym, że w ogóle bierze pod uwagę występ w dzisiejszym meczu, złość na jego głupotę i ten cholerny upór, czy może jednak strach przed tym, do czego to może doprowadzić.
-Lena, uspokój się. - on również usiadł, wzdychając głośno. Chwycił moje dłonie w swoje. Przez ułamek sekundy przez myśl przeszło mi, żeby je wyrwać, ale ostatecznie tego nie zrobiłam. Ostatnie czego nam potrzeba to kłótnia, chociaż niewątpliwie na to się zanosi... - Dobrze wiesz, że Emil nie może dzisiaj pojechać. A ja naprawdę czuję, że mogę wystartować. Poza tym, nie zapominaj o tym, że podjąłem decyzję odnośnie tego sezonu i nie zamierzam jej zmienić. Mam zamiar jechać i koniec. - dodał, pewnym głosem, cały czas wpatrując się w moje oczy.
-Przecież minęło dopiero raptem dwa tygodnie, nie możesz jeszcze poczekać, chociażby tydzień? - nie miałam zamiaru poddać się w tej kwestii bez walki. Wiem, że podjął wcześniej decyzję, że spróbuje objechać ten sezon zgodnie z planem, ale to wcale nie znaczyło, że kiedy przyszło co do czego, byłam w stanie się z tym bezproblemowo pogodzić. Co innego jest o tym mówić, a co innego jest stanąć przed faktem dokonanym.
-A co mi ta to, że przez tydzień będę siedział na dupie i nic nie robił? Kolano w cudowny sposób mi się nie naprawi, a ja tylko stracę cenny tydzień. Im szybciej zacznę, tym szybciej się przyzwyczaję do warunków. - splótł ręce na torsie, przyjmując bojową postawę. Nie miał zamiaru odpuszczać, ale ja też nie planowałam uciszyć swoich głośno wypowiadanych myśli.
-Nie naprawi, ale dasz mu dodatkowy czas na regenerację. Nie słyszałeś co mówili lekarze? Potrzebujesz przerwy, czy tego chcesz, czy nie! Cholera, to nie jest jakieś durne złamanie małego palca u nogi, czy złamany paznokieć! Na litość boską, nie uważasz, że drużynie przydasz się później, a nie na mecz U SIEBIE z Wrocławiem? Nie lekceważę tej drużyny, no ale nie oszukujmy się, czołówka to to nie jest, a nas czekają trudniejsze zadania.
-Toruń jedzie już bez Emila, mam dołączyć do tego grona i zostawić zespół w piątkę? - uniósł brew ku górze. - Nie ważne z kim jedziemy, skoro to nie jest mecz podwyższonego ryzyka to tym lepiej dla mnie, nie będę musiał się specjalnie napinać i spokojnie przetestuję swoje możliwości. - dalej upierał się przy swoim. Cholera, za kim on jest taki uparty?
-A ja dalej twierdzę, że dałbyś sobie spokój, i pojechał w przyszłym tygodniu.
-Lena, kurwa, co jest z tobą? - tym razem wkurzył się już nie na żarty i nie musiałam wcale znać go na wylot, żeby to zauważyć. - Gdybym wiedział, że będziesz robiła takie problemy i suszyła mi głowę jak jakaś nadopiekuńcza matka, to nic bym Ci nie powiedział, po prostu wyszedł z domu i spokój! Masz zamiar mnie wspierać czy robić mi jakieś cholerne wyrzuty, bo teraz już sam nie wiem? Nie jestem jakimś głupim dzieciakiem, który nie wie, kiedy spasować! Czuję się na siłach więc dzisiaj pojadę, bez względu na to, ile jeszcze argumentów wymyślisz i jak bardzo głośno je wypowiesz. - nie mówił tego spokojnie, on najzwyczajniej w świecie krzyczał.
Spuściłam głowę w dół czując, że w kącikach moich oczu robi się niebezpiecznie wilgotno. Nie lubię kiedy to robi, zawsze reaguję w ten sam sposób, a przecież doskonale wie, że nie chodzi mi o to, żeby zrobić mu na złość, na przekór, żeby go nie wspierać. Cholera, wspieram go najmocniej jak tylko potrafię! Poszłabym za nim na koniec świata, zrobiłabym wszystko, czego tylko by ode mnie zażądał, oddałabym wszystko, co tylko mam. Ja po prostu się martwię. Kurewsko mocno się martwię.
Kilka sekund później atmosfera uległa zmianie, Darcy odetchnął głęboko, by chwilę później zrobić te kilka kroków w moją stronę i zamknąć mnie w szczelnym uścisku swoich ramion.
-Przecież wiesz, że zawsze będę cię wspierać. - przymknęłam oczy, delektując się chwilą. Również odetchnęłam głęboko, oczyszczając tym samym myśli. - Przepraszam, jeśli zabrzmiało to tak, jakbym była najbardziej zrzędzącą dziewczyną na świecie, ale tak strasznie się martwię i nie potrafię sobie z tym poradzić. - dodałam zgodnie z prawdą.
-Wiem, skarbie, ja też przepraszam, że tak wybuchnąłem. - mocniej mnie przytulił, wplatając prawą dłoń w moje włosy i delikatnie gładząc tył głowy. - Wiem, że się martwisz, w końcu ty to ty, ale naprawdę, uwierz mi, będę uważał i zrobię wszystko, żeby nic niespodziewanego się nie stało, dobrze? - odsunął mnie delikatnie od siebie, wpatrując się prosto w moje oczy.
-I obiecasz mi, że odpuścisz kiedy poczujesz, że coś jest nie tak? - zapytałam, chcąc się upewnić, że to zrobi.
-Obiecuję. - odpowiedział, a ja delikatnie wspięłam się na palce tylko po to, żeby chwilę później złączyć jego usta z moimi.
To jest kolejna rzecz, której z czasem się nauczyliśmy. Potrafiliśmy rozwiązywać swoje sprawy w cywilizowany sposób, nie kończąc na wielkiej kłótni, łzach, krzykach, trzaskaniem drzwiami i wszystkimi tymi cichymi dniami, które przytrafiały nam się wcześniej. Nauczyliśmy się rozmawiać, nauczyliśmy się tak ważnej dla nas obojga sztuki kompromisu, nauczyliśmy się, że czasem lepiej spasować niż powiedzieć o jedno słowo za dużo.
Nauczyliśmy się, że to, co nas łączy, jest sprawą najważniejszą, że w momentach, w których coś nie idzie po naszej myśli, kiedy nie zgadzamy się ze sobą w jakichś kwestiach, najważniejsze jest szczerze ze sobą porozmawiać. Na spokojnie, bez nerwów.
I to dało nam naprawdę wiele.
Nawet jeśli dzisiaj prawdopodobnie umrę ze strachu na stadionie bardziej, niż zazwyczaj przy tego typu okazjach, to muszę się pogodzić z jego decyzją i mimo wszystko wspierać go, jeśli tak bardzo mu na tym zależy. Bo właśnie na tym polega miłość.

***

-Naprawdę chciałbym ci tego oszczędzić, ale po prostu nie mogę się powstrzymać i muszę to powiedzieć. Gotowa? - zapytał Darcy, stojąc w nieco opustoszałym już parku maszyn, do którego w końcu udało mi się dotrzeć i w którym czekałam na pojawienie się mojego Australijczyka, który wyszedł do kibiców przybić im standardowe piątki. - A NIE MÓWIŁEM? - tak, właśnie tych słów się spodziewałam.
Darcy, ten sam Darcy, który ma tak rozwalone kolano, który pauzował tyle czasu, który ostatnimi czasy nie miał kontaktu z motocyklem i który powinien w ogóle odstawić żużel na jakiś czas, zdobył w dzisiejszym meczu 15 punktów w sześciu startach, a ten dorobek mógłby być znacznie większy (komplet!) gdyby nie defekt w ostatnim, 15 wyścigu. Ten człowiek absolutnie nigdy nie przestanie mnie zaskakiwać, a jego talent nie przestanie mnie zadziwiać. Jeśli na świecie nadal są ludzie, którzy sądzą, że beznadziejny z niego zawodnik, to chyba muszą mieć poważny problem z głową.
-Nie powinnam się cieszyć, ale cholera, jesteś niesamowity! - uśmiechnęłam się w jego kierunku, składając na ustach delikatny pocałunek. - Jak kolano? - zapytałam od razu.
-Szczerze? - przygryzł lekko dolną wargę, a widząc, że kiwnęłam zdecydowanie głową, kontynuował: - Kurewsko boli. Ale będę żyć. - dodał od razu widząc moją minę. - Nie czuję żadnej różnicy między tym, co było, a tym, co jest. Nic się nie pogorszyło, po prostu boli.
-Jesteś pewny?
-Jestem pewny tak samo jak tego, że cię kocham. - uśmiechnął się w ten swój niepowtarzalny sposób, a ja walnęłam go lekko w ramię.
-Jesteś taki głupi, nawet nie próbuj mnie bajerować, żebym zmieniła temat! - powiedziałam, ale mimo wszystko uśmiech pojawił się na mojej twarzy. Kochany idiota.
-Idę się przebrać, widzimy się za chwilę?
-Jasne, pójdę pogratulować reszcie i poczekam na ciebie koło samochodu. - ostatni raz złożył na moich ustach pocałunek, po czym ruszył w kierunku szatni.
Dopełniając informacji, wygraliśmy z Wrocławiem 60:30, Darcy wygrał pięć z sześciu swoich startów i to wygrał w takim stylu, że głowa mała, a ja w końcu mogę odetchnąć z ulgą, że nic złego się nie stało.
I oby tak dalej.



*******
W przerwie między jednym odcinkiem Teen Wolf a drugim. 
Po całym tym durnym tygodniu.

PS: chyba się wypalam o.O 
PS2: Mony <3
PS3: serio, weno, gdzie jesteś? normalne pisanie, gdzie jesteś? jakość, gdzie jesteś?

niedziela, 21 czerwca 2015

2.11

Właśnie byłam w trakcie snu, w którym usiłowaliśmy rozbić namiot w środku lasu w związku z tym, że wyjechaliśmy na obóz przetrwania, a towarzyszył nam (oczywiście całej naszej zgrai) klan Pawlickich i nie wiedzieć dlaczego, Justin Bieber. I śniłabym pewnie dalej o tym, jak to Darcy wspólnie z kanadyjskim piosenkarzem kłócą się o to, jak prawidłowo wbić śledzia, gdyby nie mój telefon, który rozdzwonił się z pełną mocą.
-Kurwa, weź to wyłącz! - burknął Darcy, przykrywając sobie głowę kołdrą i nie otwierając oczu na sekundę. Za to ja, chcąc nie chcąc, wyciągnęłam spod ciepłego przykrycia rękę i po omacku szukając leżącego na stoliku telefonu, który nadal nieustannie i cholernie wkurzająco dzwonił. Z samego rana nawet śpiewający australijski raper wywoływał u mnie rządzę mordu. W końcu udało mi się natrafić na urządzenie i nie patrząc nawet na wyświetlacz, przejechałam palcem po ekranie, odrzucając połączenie. Kimkolwiek była osoba, usiłująca się ze mną skontaktować, ma w tym momencie pecha, bo jedyne czego teraz potrzebowałam, to dalszy sen w ramionach mojego faceta.
I właśnie to zrobiłam. Ponownie się do niego przytuliłam, jego ręce jak zwykle przygarnęły mnie bliżej ku jego ciału i brakowało nam dosłownie sekund, żeby ponownie odpłynąć w niebyt, ale to byłoby zbyt piękne, żeby było prawdziwe.
-Poważnie?! - tym razem Australijczyk już się lekko wkurzył. Ja zresztą też. Pospiesznie chwyciłam za telefon i nawet nie patrząc na wyświetlacz, szybko odebrałam.
-Czego, do kurwy nędzy?! Jeśli, kimkolwiek jesteś, w tym momencie nie umierasz, albo nie potrzebujesz pilnie mojej pomocy, to zadzwoń jutro! Nara! - już miałam się rozłączyć, ale nie było mi to dane.
~Nawet kurwa nie próbuj się rozłączać! - słysząc po drugiej stronie głos mojego przyjaciela, lekko się zdziwiłam. Adrian dzwoniący do mnie o tej porze to zdecydowanie nie była standardowa sytuacja.
-Adrian, czy ty wiesz, która jest godzina? - jęknęłam, przecierając dłonią oczy i czując, jak sen się ode mnie oddala. Biorąc pod uwagę fakt, że razem z Darcym poszliśmy spać zdecydowanie zbyt późno, w tym momencie byłam ledwie żywa.
~Chwilę po szóstej. - odpowiedział, jak gdyby nigdy nic, a ja miałam ochotę jęknąć jeszcze raz. Powiedzcie, proszę, że się przesłyszałam... Szósta? SZÓSTA?! - Ale to jest nasz najmniejszy problem w tym momencie! To jest kurwa pikuś! - nakręcał się.
-Więc co jest takiego ważnego, że postanowiłeś nie dać nam spać? - zapytałam, używając liczby mnogiej, bo zauważyłam, że Darcy z wyraźnym grymasem złości, wpatruje się we mnie i zapewne zastanawia się, dlaczego jeszcze się nie rozłączyłam. - Serio, poszliśmy spać jakieś dwie godziny temu, nie uważasz że... - nie dane było mi dokończyć swojej wypowiedzi.
~Święta! - niemal wydarł mi się do słuchawki, przez co musiałam nieco odsunąć telefon od ucha.
-Jakie święta? - przyznaję bez bicia, mój umysł z samego rana pracuje na zwolnionych obrotach, a co dopiero po tak krótkim śnie. - Adrian, mógłbyś mówić jaś...
~ZAPOMNIELIŚMY O CHOLERNYCH ŚWIĘTACH WIELKANOCNYCH! - tym razem już nie oszczędzał gardła i ryknął mi do słuchawki najgłośniej, jak tylko potrafił, a ja, totalnie na to nieprzygotowana, aż otworzyłam szeroko oczy. Chwilę później otworzyłam je jeszcze szerzej, kiedy dotarł do mnie sens jego wypowiedzi...
-O kurwa! - to była moja jedyna reakcja, jaką w tej chwili mogłam z siebie wykrzesać. Jak, do jasnej cholery, mogliśmy zapomnieć o świętach Wielkanocnych? JAK?!
~Reakcja adekwatna do sytuacji. - stwierdził Adrian. - Śpię sobie ładnie pięknie jak cywilizowany człowiek, a tu dzwoni do mnie matka i się pyta, czy wpadnę na świąteczne śniadanie. Myślę sobie, co jej odwaliło, przecież często jestem w domu, więc jak wpadnę na śniadanie to to raczej nie będzie żadne święto, a ta do mnie, że WIELKANOC W TYM ROKU TAKA ZIMNA! - z każdym słowem nakręcał się coraz bardziej, by w końcu kolejny raz niemal wrzeszczeć mi do słuchawki. - Mało co nie zjebałem się z łóżka jak o tym usłyszałem!
-O faken. - tylko na tyle było mnie stać. Usiadłam na łóżku, przyciągając bliżej siebie kołdrę i nerwowo przecierając oczy. Darcy chyba też zauważył, że coś się dzieje, bo już nie patrzył na mnie wzrokiem mówiącym "rozłącz się i wyjeb telefon w kosmos" tylko bardziej w stylu "co się dzieje?". - A reszta? Co na to reszta? - przypomniałam sobie o pozostałych.
~No a jak myślisz? - prychnął. - Chris chyba pomylił święta i od 10 minut nawija mi coś o bombkach i lampkach, które koniecznie muszą być wielokolorowe, Maja wisi na telefonie i przeprasza rodziców, że się spóźni, bo uciekł jej pociąg, Monika z Karolem już ruszyli w drogę do waszego mieszkania żeby zabrać swoje rzeczy i pojechać do Karola rodziców, a Tai jęczy, że musi jechać po Bobera, bo biedny nie może zostać sam na święta. - wytłumaczył wszystko, wyrzucając z siebie słowa w tempie porządnej armaty, a ja naprawdę mocno starałam się nie parsknąć śmiechem, ale było to zadanie niewykonalne. - Z czego prujesz miotło?! TO POWAŻNA SPRAWA!
-Adrian, wyluzuj. - usiłowałam za wszelką cenę się uspokoić, ale wizja Chrisa szukającego bombek skutecznie mi to uniemożliwiała. - Przecież to nie tak, że zapomnieliśmy o wizycie królowej, czy coś. Moi rodzice i tak są w Gnieźnie, zresztą jak co roku, więc zero stresu.
~No to może wpadniecie do moich rodziców? - zaproponował.
-A uzgodniłeś to z nimi? - nie powiem, wizja darmowej wyżerki przygotowanej przez panią Miedzińską była bardzo kusząca.
~Zaraz do nich zadzwonię. Już i tak będą musieli przeboleć fakt, że przyprowadzę ze sobą Chrisa, skoro ten geniusz zapomniał o tym, że w sobotę miał lecieć do Poole. - mogłam się domyślać, że w tym momencie przewalił oczami. - Sealy go zabije, ma to jak w banku. - trudno było się z tym nie zgodzić.
-Dobra, daj nam jakieś pół godziny na ogarnięcie się i widzimy się u ciebie w mieszkaniu, czy jak? - czas było zacząć planować. Lepiej późno, niż wcale...
~Za pół godziny jestem u was, zabiorę was i pojedziemy do mnie.
-Pasi. - przystałam na jego propozycję.
~No i zgoda. Nara, dzieciaki!
-Spadaj, ćwoku! - rozłączyłam się, by chwilę później znowu parsknąć śmiechem. Cała ta sytuacja była tak bardzo popieprzona, że aż nierealna. Jakim cudem mogliśmy zapomnieć o świętach, o których zapewne wszędzie było głośno? W telewizji, w internecie, nawet wszyscy ludzie dookoła musieli się na ten temat rozwodzić na prawo i lewo! Jak, do konia, nie zwróciliśmy na to wszystko uwagi?
-Możesz w końcu powiedzieć, co się dzieje, bo zaczynam się lekko martwić. - Darcy patrzył na mnie z niepewną miną, jakby obawiał się o mój stan psychiczny.
-Wyobrażasz sobie, że zapomnieliśmy o świętach? - zapytałam, nadal się śmiejąc. I chwilę później śmieliśmy się już oboje.
Boże, jaka patologia.

***

-Skarbie, naprawdę, chciałem wrócić do domu, ale treningi mi na to nie pozwoliły... - Chris od dobrych piętnastu minut wisiał na telefonie, rozmawiając z wyraźnie wściekłą Sealy. Wściekłą, bo te wrzaski, które mogliśmy słyszeć nawet my, siedzący w pewnej odległości od Australijczyka, były bardzo wymowne. I w żadnym wypadku nie były to wyznania miłosne, a wręcz przeciwnie. - Tak, wiem, ale wiesz jak to jest z samolotami w Polsce. Jakiś totalny koszmar! Ten opóźniony, tamten odwołany, normalnie żarty sobie stroją! - kłamał jak najęty. - Tak, czekałem już na lotnisku w Bydgoszczy, z informacji wynikało, że za niecałą godzinę miałem startować, a tu nagle telefon od Sławka, że mam wracać do Torunia... - w pewnym sensie byłam pod wrażeniem jego umiejętności. Wciskał jej taki kit, a nawet na sekundkę nie zadrżał mu głos. Normalnie miałby szanse na Oscara w starciu z DiCaprio jak nic! - Dobrze, wiem, tak, pamiętam, że mieliśmy jechać do twoich rodziców... - przewalił oczami. - Siła wyższa, nic nie poradzę. - cicho parsknęłam, powstrzymując większą falę śmiechu. -  Ja też cię kocham, widzimy się niedługo, ucałuj Maxa! - pospiesznie się rozłączył, odkładając telefon na kanapę, tuż koło siebie. - Jezu, ale maniana.
Właśnie zjedliśmy śniadanie przygotowane przez mamę Miedziaka, która śmiała się z nas jak najęta, kiedy usłyszała o tym, że zapomnieliśmy o świętach. Monika z Karolem są już w domu chłopaka, a Maja zabrała ze sobą Taia, co oczywiście musieliśmy skwitować wymownymi uśmiechami i podśmiewaniem się pod nosem. Taaa, zdecydowanie nic się między nimi nie kroi.
Tak czy inaczej, Chris dopiero niedawno skapnął się, że to wcale nie jest Boże Narodzenie i że bombki nie są mu do niczego potrzebne, za to przypomniał sobie w końcu o swojej dziewczynie i tym, co czeka go po powrocie do domu. Wykpił się również tym, że podczas gdy był już gotowy do powrotu do domu (taaa....) został ponownie ściągnięty do Torunia, żeby intensywnie trenować. Trenować to on może i trenował, ale swój przełyk w zetknięciu z napojami wysokoprocentowymi.
-Jestem tak objedzony, że nawet nie chce mi się ruszać. - Darcy poklepał się po brzuchu, przymykając oczy w geście zadowolenia. - Adrian, twoja mama jest genialna. Zakręciłbym się koło niej, gdyby nie była już zajęta. - palnął, na co automatycznie szturchnęłam go łokciem w żebra. No chyba się przesłyszałam! - No i gdyby nie fakt, że mam już idealną dziewczynę, która może nie potrafi gotować, ale jest genialna w innych rzeczach.
-Oszczędź szczegółów. - Chris oczywiście musiał nawiązać do swoich zboczonych myśli.
-Więc co ciekawego robimy? - zapytał Adrian, po chwili ciszy, olewając komentarz starszego z Australijczyków.
-Siedzimy na dupach i nie ruszamy się przez najbliższe sto lat? - zaproponował Darcy.
-Głupi jesteś, poróbmy coś! - Chrisowi za to oczywiście obce było siedzenie i nic nie robienie.
-Możemy ustroić choinkę, skoro wcześniej tak bardzo się do tego paliłeś. - no i się zaczyna... Ta dwójka chyba nie potrafi wytrzymać dłuższej chwili bez dogryzania sobie nawzajem.
-Turlaj dropsa, gówniarzu.
-Wal się, pajacu!
-Boże, zamknijcie się w końcu! - musiałam zainterweniować, zanim ich wzajemna wymiana zdań rozkręci się na dobre. Uwierzcie mi, wtedy byliby już nie do zatrzymania. - Adrian, może włączysz jakiś film, czy coś? Odpoczniemy po śniadaniu, a potem się pomyśli? - zaproponowałam, na co Miedziak szybko się zgodził i uruchomił telewizor w celu sprawdzenia, co ciekawego pokazują w telewizji.
Co by nie mówić, ten dzień zaczął się od mocnego uderzenia. I aż nie chcę raczej wiedzieć, jak sie skończy.




*******
Siedzę, czytam poprzednie rozdziały i tak sobie myślę "cholera, jaki my mamy w ogóle dzień". I nagle jeb, PRZECIEŻ SĄ ŚWIĘTA!:|
Właśnie dlatego nie lubię pisać rozdziałów, których nie mam zaplanowanych.
Jedno wielkie kombinowanie jak wybrnąć z sytuacji :D
Tak czy inaczej, przepraszam za to co wyszło, odrobinę poniosła mnie fantazja, obiecuję poprawę na przyszłość!
<3

PS: LKF <3
PS2: Dumni po zwycięstwie, wierni po porażce! #KSToruń
PS3: zapraszam też tutaj feeling-the-moments.blogspot.com oraz you-bring-me-back-to-life.blogspot.com

wtorek, 2 czerwca 2015

2.10

Panująca w całym mieszkaniu cisza była wprost przejmująca. Tak, cisza, bo jedynym dźwiękiem jaki nam towarzyszył był odgłos naszych zsynchronizowanych w pocałunkach ust i wszystkie te czułe słówka szeptane z wielkim uczuciem. Nie wiem jakim cudem to się stało, ale mieszkanie totalnie opustoszało, dając nam tym samym kilka cennych chwil dla siebie. Monika i Maja najwyraźniej domyśliły się, że właśnie tego nam teraz potrzeba i na resztę dnia postanowili przenieść się do mieszkania Adriana. A sam Miedziak nie to żeby miał jakieś wyjście, z nakręconym Chrisem, który w końcu zebrał w sobie nowe siły do życia, się nie dyskutuje. Z upartymi dziewczynami, wspieranymi dodatkowo przez Taia i Karola raczej też nie miałby zbyt wielkich szans.
-Ale ja tak bardzo chciałbym spędzić czas z moją ulubioną parą. - Miedziak stojący w korytarzu, gdzie wszyscy przygotowywali się do wyjścia, marudził w najlepsze. - Przecież ja się stęsknię i co wtedy? Smutek, łzy, depresja, załamanie kariery, alkoholizm, myśli samobójcze, odrzucenie przez rodzinę i znajomych i ostatecznie śmierć przez pęknięte z rozpaczy serce.
-Hamuj ten kombajn, człowieku. - Chris przewalił oczami, poprawiając dopiero co założoną na siebie monsterową bluzę. - Włączę ci na laptopie jakieś ich zdjęcie z fejsa albo instagrama i przeżyjesz.
-No ale... - chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie do końca było mu to dane.
-Zamknij się już i spadaj. - Darcy spojrzał na niego z groźną miną. - I do jutra nie chcę was tu widzieć!
-A ten jak się panoszy po naszym mieszkaniu! - Monika otworzyła szerzej oczy, ale widząc jego minę szybko dodała: - Ale spoko, nie mam nic przeciwko, nasze mieszkanie czasami potrzebuje takiego porządnego popanoszenia. - uniosła swoje ręce delikatnie w górę w geście poddania.
Dziesięć minut później, po wszystkich pożegnaniach, które wyglądały niemal tak, jakby całą grupą jechali rozbrajać bomby w Libanie, usłyszeniu miliona tekstów w stylu "zabezpieczajcie się!" (Adrian...), "nie chcę zostać wujkiem, ogarnij gówniarzu wiadomości z wychowania seksualnego" (Chris...), "pilnujcie Bobera!" (Maja...), "pamiętaj Darcy, liczą się tylko stosunki robione parzyście" (Tai...), "Lena, uważaj na jego kolano, niech on dzisiaj będzie na dole" (Monika...) i w końcu "MOŻEMY WRESZCIE KURWA WYJŚĆ?!" (Karol...) w mieszkaniu w końcu nastała owa błogosławiona cisza.
Teraz, leżąc na łóżku w moim pokoju, delektując się swoją obecnością, wymieniając setki czułych pocałunków i wpatrując się w siebie bez najmniejszej krępacji, czułam, że to jest ten moment, na który podświadomie czekałam. Wiadomo, spędzanie czasu z przyjaciółmi, z osobami, które są cholernie ważne w twoim życiu, jest świetną sprawą, ale nigdy nie będą w stanie pobić tych momentów sam na sam z osobą, którą kocha się jak porąbany.
-Tęskniłam za tym. - nie chcąc burzyć atmosfery, niemal to wyszeptałam.
-A ja tęskniłem za tym. - jego usta po raz kolejny odnalazły moje i po raz kolejny miałam wrażenie, że odlatuję. Cholernie cudowne uczucie! - I tęskniłem za tobą. - dodał, kiedy już się ode mnie odsunął. Położył swoją dłoń na moim policzku, gładząc go opuszkami palców i sprawiając, że w każdym z dotykanych przez niego miejsc czułam dreszcze. Cholernie przyjemne dreszcze.
-I nie jesteś już zły za Chrisa? - zapytałam, uśmiechając się szeroko.
-Nie jestem. - potwierdził to, co oczywiste. - Ale to nie zmienia faktu, że fajnie było mieć pretekst żeby walnąć go kulą. - dodał, na co się zaśmiałam.
-Od kiedy ty potrzebujesz pretekstu?
-Od kiedy nie mogę mu szybko spierdolić.
-A od kiedy ty szybko spierdalasz?
-I tu mnie masz. - westchnął. Kolejny wymieniony uśmiech, kolejny pocałunek, kolejne dreszcze i kolejne spojrzenia jawnie pokazujące wszystkie skumulowane w nas emocje.
Mówiłam już, że jestem cholerną szczęściarą?
-Więc, co będziemy robić? - zapytałam, poprawiając nieco swoją pozycję. Leżeliśmy na moim łóżku, bokiem, twarzami skierowanymi do siebie i to wystarczało.
-Pytasz się mnie co będziemy robić? - Darcy uniósł lewą brew ku górze, a na jego ustach pojawił się ten uwielbiany przeze mnie, lekko zadziorny uśmieszek. - Ty doskonale wiesz, co ja chcę, żebyśmy robili. - poruszał charakterystycznie brwiami, na co przygryzłam dolną wargę.
Bo, cholera, za tym też się stęskniłam! Nazwijcie mnie jak chcecie, ale seks z tym facetem to jedna z najlepszych rzeczy w naszym związku.
-I myślisz, że twoje kolano na to pozwoli? - tak, nawet w takiej chwili martwiłam się o jego kontuzję, bądź co bądź, jestem pewna, że on w tym momencie totalnie o niej zapomniał. A ostatnie czego mu/nam trzeba, to pogorszenie kondycji jego kolana i przedłużona przymusowa przerwa od ścigania.
-Skarbie, w tym momencie jestem gotowy wyjebać moje kolano w kosmos, jeśli tylko by mi przeszkadzało. - uśmiechnął się szeroko i nawet nie wiem w którym momencie jego ciało znalazło się tuż nad moim. Odgarnął dłonią zbłąkany kosmyk z mojej twarzy, a następnie kciukiem przejechał po mojej dolnej wardze. - Cholera, jesteś tak kurewsko piękna. - westchnął głośno. - A ja jestem kurewsko wielkim szczęściarzem, że cię mam.
-Oboje jesteśmy szczęściarzami. - szybko zmieniłam jego wersję na tę znacznie bardziej adekwatną do sytuacji. - I dobrze nam z tym.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.
I nie było nam potrzebne więcej słów. Czyny mówiły same za siebie.

***

-Jaki ten film jest durny. - już nawet nie wiem po raz który z kolei Darcy westchnął głośno, przewalając przy okazji oczami i od niechcenia przeczesując palcami moje włosy.
-Sam jesteś durny! - burknęłam, pociągając lekko nosem. - Najlepszy film jaki w życiu widziałam!
-Mówisz tak za każdym razem jak zobaczysz jakiś film, który Ci się spodoba. - zauważył, a ja tylko machnęłam ręką, chcąc go uciszyć.
- Kocham cię, Jack!
- Nie rób tego, nie żegnaj się!
- Tak mi zimno….
- Przeżyjesz, będziesz miała mnóstwo dzieciaków, będziesz patrzeć, jak dorastają. Umrzesz jako stara babcia we własnym ciepłym łóżku. Nie tutaj, nie tej nocy. Rozumiesz mnie? Wygrana tego biletu dała mi najlepszą rzecz, jaką mogłem spotkać — ciebie. Jestem wdzięczy za to,wdzięczny jestem losowi. Musisz zrobić dla mnie przysługę. Obiecaj mi że przeżyjesz. Że nie poddasz się, bez względu na to, co się zdarzy, nie ważne jak beznadziejna sytuacja. Obiecaj mi, Rose, i nigdy nie złam przysięgi.
- Obiecuję
- Nigdy się nie poddaj.
- Nie poddam się, Jack. Nie poddam się.
-Poważnie? - zapytał, kątem oka spoglądając na moją twarz, na której pojawiły się pierwsze ślady łez. Tak, oglądaliśmy Titanica po raz milionowy, tak, po raz milionowy płakałam i tak, za moment będę płakać jeszcze bardziej i tak do samego końca. Ten film to jedno, wielkie, emocjonalne zło, ale mogłabym te zło oglądać non stop! - Lena, daj spokój.
-Nie udawaj, że cię to nie rusza, panie Ward. - mruknęłam. - Doskonale wiem, że potem będziesz siedział cicho, bo za wszelką cenę będziesz starał się utrzymać swoje emocje na wodzy.
-Nie, będę siedział cicho, żeby za wszelką cenę powstrzymać chęć ziewania i natychmiastowego zaśnięcia. - po raz nie wiem który przewalił oczami. - Daj spokój, widziałaś to milion razy, nadal cię to rusza?
-Nadal mnie to rusza i nadal mam chęć kopnąć tę samolubną wieśniarę najcięższym butem jaki znajdę prosto w dupę! - burknęłam, wskazując palcem na filmową Rose, która rozwaliła się jak święta krowa na tych drzwiach i nie zrobiła nawet kawałka wolnego miejsca dla biednego Jack'a. - Umrzyj, głupia franco!
-Trochę byłoby jej szkoda, nawet fajna z niej dupa. - palnął w odpowiedzi na moje słowa. Spojrzałam na niego z chęcią mordu, na co parsknął śmiechem. - Ja przez pół filmu musiałem słuchać jaki to Jack nie jest zajebisty, jakie to Rose ma szczęście, że go znalazła i jak cholernie mocno jej zazdrościsz. - wytknął mi, delikatnie stukając swoim palcem wskazującym czubek mojego nosa.
-Bo to Jack. On na końcu umrze, a ta głupia prukwa nie. Okaż mu trochę współczucia!
-Lena, zdajesz sobie sprawę, że to postać fikcyjna i generalnie Leonardo DiCaprio nawet jakby zeżarł tę durną górę lodową i uratował statek przed zatonięciem to i tak nie dostałby Oscara?
-Nigdy więcej tego z tobą nie oglądam! - warknęłam, z powrotem kładąc swoją głowę na jego odkrytym torsie i ponownie skupiając się na filmie.
-Mówisz mi to za każdym razem i zawsze się wyłamujesz. Ach ta moja siła przebicia i nieodparty urok. - teatralnym gestem udał, że odgarnia włosy do tyłu, a ja nie mogłam w tym momencie się nie zaśmiać.
Uwielbiam tego idiotę.
-Serce kobiety to ocean pełen tajemnic. A teraz wiecie, że istniał kiedyś Jack Dawson, który mnie ocalił. W każdym możliwym znaczeniu tego słowa. Nie mam nawet jego zdjęcia. Teraz istnieje tylko w mojej pamięci.
-Istnieje tylko w twojej pamięci, tępa dzido, bo byłaś za leniwa żeby posunąć się na jebanych drzwiach! - nadal nie mogłam tego przeboleć i pewnie nigdy tego nie zrobię. Nawet jeśli z moich oczu nadal płynęły łzy, to i tak byłam na nią wkurzona. Głupia, głupia, głupia! Zgiń!
Darcy, jak to Darcy, parsknął śmiechem, aż całe łóżko się zatrzęsło.
-Jesteś genialna. - dalej się śmiał, a ja dalej płakałam. Nie ma to jak wsparcie ze strony swojego chłopaka. - No i przestań płakać! - dodał, wycierając kciukiem moje mokre od łez policzki.
-Próbuję! - jęknęłam z wyrzutem.
-Dobra, szybki spojler. - Darcy odchrząknął. - Ta stara wyrzuca ten cały kamień do wody, kładzie się do łóżka i w epicki sposób umiera, potem przenosi się na ten rozwalony statek, który okaże się wcale nie rozwalony, spotyka tego blond wymoczka i wszyscy są wniebowzięci. Może poza tym ziomem, któremu ukradła ten kamień, bo on raczej skończył marnie. Czy możemy się teraz poprzytulać? - zakończył swoją wypowiedź pytaniem, wypowiedzianym w tak cudowny sposób, że momentalnie się rozpłynęłam.
-Wiesz, że ta końcówka jest moim ulubionym momentem w filmie i nie ma szans, że to przegapimy? - zapytałam, chcąc się tylko upewnić.
-Wiem, ale przez moment się łudziłem, że wygram z tym filmem. - wzruszył ramionami. - Swoją drogą powinni nakręcić jeszcze scenę gdzie następnego dnia rano wstają, ta wnuczka idzie do pokoju babci, widzi, że ta już kopnęła w kalendarz, totalnie świruje i woła resztę, a oni urządzają jej epicki pogrzeb czyli wyjebują jej ciało do morza. A ona sobie tak płynie i płynie, aż dopływa do tego Titanica i wtedy powinna się pojawić ta scena z powrotem na statek. - widząc moją minę, uśmiechnął się niemal od ucha do ucha. - Wiem, powinienem pisać scenariusze filmowe. Byłbym miliarderem po miesiącu pracy. - cwana mina na jego twarzy sprawiła, że zaśmiałam się jeszcze bardziej niż po usłyszeniu całej tej historii.
-Powiedz mi, jakim cudem ty mnie kiedyś poderwałeś i co ja w tobie zauważyłam? - zapytałam, nadal się śmiejąc i tym samym zapominając o lecącym w tle filmie. Później i tak przewinę końcówkę.
-Zajebistość, wrodzoną genialność, niepohamowany seksapil, nieujarzmioną męskość i ogromne pokłady naturalnego czaru.
-I skromność, to przede wszystkim. - przewaliłam oczami. Mimo wszystko spojrzałam na niego z uśmiechem, bo za żadne skarby świata nie zamieniłabym go na kogokolwiek innego. Jest dla mnie idealny, taki, jaki jest. Najwspanialszy facet na świecie.
-I na dodatek potrafiłem pokochać kogoś takiego jak ty, a to wyczyn. - on również posłał mi swój promienny uśmiech. Cholera, już nawet przestałam liczyć wszystkie te uśmiechy, jakimi się nawzajem obdarzaliśmy. - Zmuszasz mnie do oglądania non stop tego samego, rozpychasz się w nocy i zabierasz mi kołdrę, zawsze wyjadasz mi waniliowy smak w lodach, piejesz przy mnie w zachwycie nad połową aktorów i piosenkarzy, nie znosisz sera, chociaż każdy normalny człowiek go uwielbia, jak jest burza w nocy to za cholerę nie dajesz mi spać, miażdżysz mi dłonie kiedy oglądamy horror, uwielbiasz targać moje włosy i psuć mi tym samym fryzurę, sprawiasz, że tęsknię za tobą jak nienormalny i co najgorsze, przepadłem na amen i nie jestem w stanie wymienić cię na nowszy model. - z każdym kolejnym słowem czułam, jak motylki w moim brzuchu podrywają się do szaleńczego lotu i uwierzcie mi, nawet po tylu latach spędzonych razem, te uczucie nadal mi towarzyszy. Ja również mogłabym wymieniać godzinami wszystkie te rzeczy, które pozornie mnie w nim wkurzają, a których mimo wszystko i tak bym nie powstrzymała, gdybym tylko mogła, bo to właśnie takie rzeczy czynią go tą osobą, jaką naprawdę jest. Facetem, dla którego totalnie zwariowałam i który jest moim światem, o czym mogę powiedzieć bez najmniejszego zająknięcia.
Jest idealny i co najważniejsze - jest mój.
I, cholera, powtarzam to ostatnimi czasy non stop, ale naprawdę jestem szczęściarą.



*******
Drogi Anonimie, kimkolwiek jesteś, wystarczyło przeczytać Twój komentarz i rozdział napisałam niemal z miejsca.
Dziękuję! <3

PS: Hotencje <3
PS2: częstotliwość dodawania tutaj rozdziałów miażdży system... przepraszam!
PS3: Dariusz, pajacu, let me love you! <3 #DarcyBelongsToToruń

sobota, 4 kwietnia 2015

2.09

Wiecie, czym jest szczęście? Macie jakąś definicję tego słowa, jakąś receptę na nie, sprawdzone sposoby, żeby zaznać go jak najwięcej? Matki twierdzą, że ich szczęściem są zdrowe dzieci, niektóre dziewczyny twierdzą, że ich szczęściem jest dorwanie odjazdowej kiecki w totalnie przystępnej cenie, inne z kolei stwierdzą, że szczęście jest wtedy, kiedy ich idol przyjeżdża do ich kraju, faceci są szczęśliwi, kiedy ich ukochana drużyna piłkarska wygrywa mecz, jeszcze inni są szczęśliwi, kiedy kupią swój pierwszy samochód... Tyle różnych odmian szczęścia, tyle różnych definicji, własnych recept i owych sprawdzonych sposobów.
Moje szczęście miało około 185 centymetrów wzrostu, niebieskie oczy, włosy o bliżej nieokreślonym kolorze, który większość klasyfikuje jako rudy, miliony piegów na twarzy, specyficzny uśmiech i, co najważniejsze, właśnie siedziało obok mnie na kanapie.
-Nadal nie wierzę, że tu jesteś. - z mojej twarzy nawet na sekundę nie zniknął uśmiech, od momentu, w którym go zobaczyłam, a minęło już dobre 15 minut. Tak, Darcy musiał najpierw przywitać się z wszystkimi osobami znajdującymi się w salonie, czytaj Mają, Taiem i Adrianem. Pozostała trójka nadal dogorywa w łóżkach i znając życie jeszcze trochę im się zejdzie. Tym bardziej, jeśli pod uwagę weźmie się fakt, że tą trójką jest Monika, Karol i jedyny w swoim rodzaju Chris. - Jak ty to w ogóle zrobiłeś?
-No wiesz, samolot, lotnisko, te sprawy. - on również nie przestawał się uśmiechać, kciukiem kreśląc wzorki na wierzchu mojej dłoni, która swobodnie spoczywała na jego nodze, w cudownym uścisku z jego własną. Boże, jak ja tęskniłam za tym gestem!
-Dowcip ci się widzę wyostrzył. - przewaliłam oczami. - Poważnie pytam!
-Skoro i tak przez najbliższe dni będę siedział na dupie i praktycznie nic nie robił, to równie dobrze mogę robić to tutaj, przy tobie, prawda? - zapytał i jestem święcie przekonana, że potraktował to jako pytanie retoryczne. Odpowiedź przecież była tak samo oczywista jak to, że Chris będzie dzisiaj umierał na kaca a Karol będzie jęczał, że nigdy więcej niczego nie wypije. - Wczoraj zabukowałem bilety, Middlo podrzucił mnie na lotnisko, z Bydgoszczy odebrał mnie Gino, no i jestem. - posłał w moim kierunku szeroki uśmiech i nawet gdybym bardzo, ale to bardzo mocno chciała, nie mogłam go nie odwzajemnić. Był tutaj, siedział obok mnie, trzymał moją dłoń w swojej, uśmiechał się w ten swój niepowtarzalny sposób. Moja własna, nieporównywalna do niczego innego definicja nieba.
-Lekarze pozwolili? - zmarszczyłam lekko brwi, przypominając sobie o kontuzji. Nie to żeby jakoś dało się o niej zapomnieć. Kule i czarny stabilizator na jego kolanie sprawdzały się w roli przypominajki wprost idealnie. Widząc jego minę, jęknęłam ze zrezygnowaniem. - Ty się nigdy nie zmienisz, nie?
-Przecież to nie tak, że wybrałem się w pieszą wędrówkę na Kamczatkę, wyluzuj! - przewalił oczami. Cholera, za tym jego 'wyluzuj' też się stęskniłam! Co jest ze mną nie tak? Nie widziałam się z nim parę dni, a zachowywałam się jakby conajmniej wrócił z dwuletniej misji z ogarniętej wojną Syrii. - Poza tym jutro jak pójdziesz na zajęcia, ja wybiorę się do tutejszego lekarza i będzie tak samo jak w Anglii. - dodał, chcąc najwyraźniej jeszcze bardziej mnie uspokoić. I, cóż, udało mu się. Zresztą, w tym momencie chyba nic nie mogło zmusić mnie do porzucenia tego odczucia szczęścia, jakie kumulowało się w moim ciele. Był tutaj i w tym momencie tylko to się liczyło. Tym razem to ja uśmiechnęłam się do niego jako pierwsza, tylko po to, by chwilę później złożyć na jego ustach czuły pocałunek. Za tym też tęskniłam! Za tym jak idealnie dopasowane były nasze wargi, jak perfekcyjnie ze sobą współgrały i jak cudownie zsynchronizowane były nasze ruchy. Jeden pocałunek, a ja momentalnie odlatywałam. Najlepszy narkotyk na świecie.
-Ekhem! - ten perfekcyjny moment został przerwany, przez nikogo innego jak Adriana. Oderwaliśmy się od siebie, co prawda z wielką niechęcią, i spojrzeliśmy na niego z lekką irytacją. - Nie to żebym narzekał, czy coś, ale tak zaczyna się większość filmów pornograficznych, a jakby nie patrzeć, to nie jest odpowiednia pora na oglądanie ich.
-Lecz się. - burknęłam.
-Spał w nocy z Chrisem i niektóre komórki z mózgu tego czuba potajemnie uciekły i zaszyły się w mózgu Miedziaka? - zapytał Darcy, całkowicie poważnie. Pierwsza śmiechem parsknęła Maja, potem był Tai i nie mogłam do nich nie dołączyć.
-Bardzo śmieszne, wal się. - samemu zainteresowanemu już nie do końca było tak do śmiechu jak nam. - I to nie ja spałem z Chrisem. - posłał nam wymowny uśmiech. - Spytaj się swojej dziewczyny, ona na ten temat wie znacznie więcej. - dodał, szczerząc się jak nienormalny, a ja w tym momencie miałam wielką ochotę walnąć go w ten jego momentami pusty czerep.
-No i się zacznie... - westchnęła głośno Maja, doskonale przewidując, co zaraz nastąpi.
-O czym on gada? - Darcy uniósł brew ku górze, patrząc na mnie z wyraźnym wyczekiwaniem.
-Adriana nie znasz? Jak się czasami za dużo napije to potem rano bredzi i w ogóle. Lekarze nic nie mogą na to poradzić i wszyscy po prostu musimy do tego przywyknąć. - machnęłam lekceważąco ręką, chcąc zmienić temat, ale OCZYWIŚCIE nie było mi to dane.
-Przypominam, że wczoraj nic nie piłem.
-Nie pomagasz, debilu! - warknęłam na niego po polsku. - W jakiej drużynie ty grasz?! - posłałam mu wkurzone spojrzenie, na co ten tylko wysłał mi teatralnego buziaka i wyszczerzył się głupio. Pokazałam mu środkowy palec i ponownie odwróciłam się w stronę mojego Australijczyka, który spoglądał na mnie już znacznie mniej wesołym wzrokiem.
-Lena... - powiedział, niemal przez zaciśnięte zęby.
-O jezu, co robicie za tragedię. - do rozmowy włączył się Tai, który najwyraźniej miał już dość naszej durnej rozmowy. - Lena spała z Chrisem, czy bardziej Chris spał z Leną, bo tak jakby nie miała w tej kwestii za dużo do powiedzenia. - przewalił oczami. - I mówiąc o spaniu mam na myśli spanie, a nie spanie spanie. - dodał, gwoli ścisłości. W salonie zapadła niepokojąca cisza, ale znałam Australijczyka już na tyle dobrze, żeby wiedzieć, że nie zrobi mi o to wojny. Cóż, a przynajmniej nie zrobi tej wojny zbyt dużej. Tak, zazdrość to zdecydowanie jego silna strona, gdyby były prowadzone jakieś zajęcia dla facetów odnośnie właśnie zazdrości, to mógłby się załapać jako główny instruktor i zbić na tym kupę kasy. Przywykłam. Wpuszczając go do swojego życia, musiałam wziąć go w pełnym pakiecie.
Darcy tymczasem nie powiedział ani słowa, wychylając się tylko po leżące niedaleko kule, które pospiesznie chwycił i jeszcze szybciej podniósł się z kanapy. Nie powiem, lekko się zestresowałam kiedy jak gdyby nigdy nic ruszył w kierunku wyjścia z sypialni, bo naprawdę nie wiedziałam co też mogło mu wpaść do głowy. Chyba nie wkurzył się na tyle, żeby po prostu sobie pójść? Mam na myśli to, że przecież nie miał powodu. Chodziło o Chrisa, do jasnej cholery, o gościa, który nie widział świata poza Sealy i który byłby ostatnią osobą na świecie, która mogłaby między nami namieszać, naumyślnie czy nie. Z lekkim opóźnieniem zerwałam się z kanapy i ruszyłam za Darcym, który, całe szczęście, nie kierował się do wyjścia z mieszkania, tylko do mojego pokoju. Mimowolnie uśmiech pojawił się na mojej twarzy, bo to mogło świadczyć tylko o tym, że nie jest zły. Uwierzcie mi, pierwszą rzeczą, jaką robi wkurzony Darcy jest wyjście z pomieszczenia i efektowne trzaśnięcie drzwiami.
W moim pokoju Chris nadal leżał rozwalony całym ciałem na łóżku, przykryty kołdrą niemal po czubek głowy. Unoszący się w powietrzy zapach sfermentowanego alkoholu niemal mnie odrzucił. Jezu, ile on wczoraj w siebie go wlał?
-Wstawaj, ćwoku! - Darcy krzyknął, a dla podkreślenia swoich słów, walnął go kulą w nogę.
-Co jest, do kurwy? - starszy z Australijczyków najwyraźniej się przestraszył, bo natychmiastowo zerwał się do pozycji siedzącej. Chwilę zajęło mu ogarnięcie, co się dookoła dzieje i że tak naprawdę nic mu nie grozi. - Pojebało cię? - warknął, patrząc z wyrzutem w stronę przyjaciela. - Na chuj mnie straszysz?
-Na chuj leżysz w łóżku mojej dziewczyny? - automatycznie mu odpyskował.
-Jak słusznie zauważyłeś, jestem w jej łóżku, a nie w niej, więc odłóż jebane kule zanim zrobisz sobie krzywdę, umysłowy inwalido. - przewalił oczami, ale zaraz się skrzywił, kiedy Darcy po raz kolejny go walnął, tym razem nieco mocniej. - Jesteś głupi czy głupi?
-Chyba ty! - mimo wszystko, parsknęłam lekkim śmiechem, a w momencie kiedy oboje spojrzeli na mnie tym swoim srogim spojrzeniem, roześmiałam się już na całego. Słuchanie jak się nawzajem cisną chyba zawsze będzie powodowało u mnie taką samą reakcję. Są wtedy niczym takie dwa napuszone kurczaki, które podskakują i podskakują, ale tak naprawdę żaden z nich nie zrobi temu drugiemu żadnej krzywdy.
Najwyraźniej zaalarmowani krzykami, a bardziej moim śmiechem, do pokoju wpadli pozostali, łącznie z kompletnie bladym Karolem i trącą oczy Moniką. Widząc, że nie dzieje się nic strasznego, i że ja niemal zalewam się łzami ze śmiechu, cała piątka westchnęła tylko głośno i, zgodnie z naszym zwyczajem, tak, przewaliła oczami.
I właśnie w tym momencie do pokoju wparował ktoś jeszcze. Ktoś, o kim przyznam się bez bicia, lekko zapomniałam, a który teraz swoim wkurzonym wzrokiem, pełnym tych niebezpiecznych kurwików, nastroszoną na grzbiecie sierścią i wyeksponowanymi pazurami zdecydowanie przypomniał o swojej obecności. Adrian mimowolnie lekko się odsunął, Karol i Monika, którzy nadal nie do końca ogarniali co się dzieje dookoła nich, poszli jego śladem, Maja i Tai zaczęli się durnowato uśmiechać, a Darcy wpatrywał się w rude stworzenie z wyraźnym zdziwieniem.
-Dariusz, poznaj Bobera. - powiedziałam tylko, a kot prychnął głośno, pokazując co dokładnie myśli o poznawaniu nowej osoby. Chwilę później odwrócił się do nas tyłem i z niemałą gracją wymaszerował w kierunku swojego poprzedniego miejsca pobytu. Widząc szeroko otwarte w geście zdziwienia oczy Warda, pierwszy śmiechem parsknął Chris, a potem poszło już lawinowo.
Ot, kolejny, zupełnie normalny i całkowicie mieszczący się w ramach naszej codzienności, dzień z życia specjalnej i jedynej w swoim rodzaju rodziny.




*******
Wesołego, alleluja o.O

PS: Hociary <3

Edit: poznajcie Bobera!

sobota, 14 lutego 2015

2.08

Kolejny dzień zapowiadał się jako wyzwanie dla mojego biednego organizmu. Zresztą, jestem więcej niż pewna, że nie tylko dla mojego. Nie spałam, ale za żadne skarby świata nie potrafiłam zmusić swoich powiek do uniesienia się ku górze chociażby o milimetr. I naprawdę nie miałam pojęcia, dlaczego.
Impreza oczywiście przeciągnęła się do godzin wczesno porannych, czyli wyszliśmy z niej jako ostatni, delikatnie poganiani przez pracowników, którzy zapewne pragnęli już pójść w spokoju do domu. Wbrew obawom, nie było wcale aż tak strasznie, jak początkowo myślałam. Zapewne w zmianie toku myślenia pomógł mi alkohol, który w siebie wlałam. Aczkolwiek, muszę od razu zaznaczyć, że nie było go jakoś spektakularnie dużo. Wolałam pamiętać co robię, odpowiadać za swoje czyny i zdecydowanie nie być zdanym na i zależnym od osób trzecich. Szczególnie jeśli te osoby trzecie też nie wylewały przez cały wieczór alkoholu za kołnierz.
Tak, impreza zdecydowanie była na plus. Wytańczyłam się, wyśmiałam i generalnie wybawiłam się za wszystkie czasy. Jedynym minusem był oczywiście brak najważniejszej dla mnie osoby. Tak, gdyby obecny był również Darcy, wieczór mogłabym określić mianem idealnego. W końcu, czego więcej potrzebowałabym do szczęścia?
Westchnęłam głośno, czując, że sen odpływa ode mnie coraz bardziej i że jedyne co mi pozostało to otworzenie swoich oczu i rozpoczęcie kolejnego dnia. Przecierając dłońmi twarz, uniosłam nareszcie powieki i pierwsze co mi się rzuciło w oczy to nadal śpiąca twarz Chrisa. Co do cholery?!
-Co ty tu robisz?! - momentalnie moje czy nabrały rozmiarów porządnej monety pięciozłotowej. I nie, nie siliłam się na spokojny ton, biorąc pod uwagę, że skacowany Holder na bank nie marzy o niczym innym jak o ciszy. Ma pecha.
-Jeeezu, nie wrzeszcz tak. - zmarszczył brwi w geście irytacji. - Idź pobyć Leną gdzie indziej. - dodał i jakby nigdy nic odwrócił się na drugi bok, plecami do mnie. No chyba nie!
-Chris, dziadu jeden, dlaczego jesteś w moim łóżku? - szarpnęłam go, mimo wszystko lekko, za ramię, nie dając za wygraną. Z tym człowiekiem tak trzeba, w przeciwnym razie wszedłby mi na głowę.
-Bo to chyba logiczne, że nie będę spał na podłodze, jak jakiś Jelonek Bambi, skoro wszystkie łóżka są zajęte. - prychnął, a jego irytacja lekko wzrosła, bo uniósł z poduszki swoją głowę i posłał mi wkurzone spojrzenie. - Adrian zajął kanapę, chociaż nie mam zielonego pojęcia dlaczego nie pojechał do domu, skoro przez całą imprezę zachowywał się jak pieprzona Dziewica Orleańska i popijał soczek, Karol u Moniki, a Tai wprosił się razem z Boberem do Mai i raczej wątpię, że wywaliła ich na zbity pysk na glebę. - wytłumaczył mi w skrócie całą sytuację. - Nie rób zamieszania, nie siej paniki i daj spać. - ponownie walnął łepetyną o poduszkę, chwilę po tym jęcząc cicho, bo najwyraźniej zrobił to zbyt mocno.
-Masz szczęście, że cię tak trochę lubię. - burknęłam, wzdychając potem głośno.
-A ty masz szczęście, że ja lubię ciebie, bo w przeciwnym razie koczowałabyś w szafie, żeby nie zakłócać mi ciszy nocnej i spokojnego spania. - machnął na mnie niedbale ręką, nadal wciskając twarz w poduszkę. - A teraz idź poudawać, że naszła cię ochota na zwiedzanie salonu i powkurzaj Miedziaka. Zdecydowanie czuję, że potrzeba mi jeszcze minimum osiemnastu godzin snu do powrotu do pełnej formy.
-Lecz się. - ostatni raz walnęłam go w ramię, ale nie chcąc przeciągać tej durnej debaty, wstałam z łóżka. Absolutnie nie miałam w planach zmieniać mojej wygodnej piżamy (krótkie spodenki i koszulka z logiem Monstera, ukradziona pewnego pięknego dnia z szafy mojego Australijczyka), więc bez zbędnego przedłużania wyszłam z pokoju, kierując się prosto do salonu. A tam, o dziwo, jedynym obecnym był Adrian, wpatrzony w telewizję, gdzie emitowano właśnie powtórkę jednego z odcinków tego durnego programu, w którym to dziwni faceci jarają się tym, że zamieniają jakiegoś grata w super auto. Nigdy nie rozumiem ich fascynacji czymś takim, ale z drugiej strony, pewnie oni nigdy nie zrozumieją mojej fascynacji odnośnie nałogowego oglądania trylogii "Władcy Pierścieni".
-Jak tam? - Adrian zapytał, kiedy tylko zajęłam miejsce obok niego na kanapie.
-Do dupy. - westchnęłam. Uniósł brew ku górze, co było czytelnym sygnałem do tego, abym mówiła dalej. - Obudziłam się w łóżku z Chrisem, oczywiście się nie wyspałam, boli mnie głowa i tęsknię za tym moim rudym kalekom. - moje usta ułożyły się w standardową podkówkę.
-Ojeja. - Miedziak zarzucił swoją rękę na moje ramiona, przyciągając mnie do swego boku w czułym geście. - Co do pobudki z Chrisem, to lepszy on niż jakiś nagi nieznajomy, z wyspaniem poradzisz sobie później, bo mogę się założyć, że prędzej czy później zmuli cię spanie, problem bolącej głowy na bank da się załatwić tabletką przeciwbólową, ale z tą tęsknotą to ci nie pomogę. - dodał.
-Do dupy, nie? - ponownie westchnęłam, kładąc głowę na jego ramieniu.
-Zawsze mogło być gorzej. Mogłaś cierpieć na kaca stulecia, być skazaną na męczący jazgot Holdera, a Darky mógł być na drugiej półkuli. Anglia to nie Australia, macie większe szanse na szybkie zobaczenie się. - no tak, Adrian jak to Adrian, we wszystkim stara się odnaleźć jak najwięcej pozytywów.
Problem jest w tym, że nie zanosi się na to, abyśmy zobaczyli się w najbliższym czasie. Nie ma szans, żebym opuściła jakiekolwiek zajęcia, biorąc pod uwagę, że siedziałam na lewym zwolnieniu zdecydowanie zbyt długo. Wykładowcy w żadnym wypadku nie będą stosować wobec mnie taryfy ulgowej, w sumie, nawet wręcz przeciwnie, będę musiała się jeszcze bardziej wykazać. A za tym idzie to, że najbliższe dni spędzę siedząc z nosem w notatkach, które zresztą nadal nadrabiam. Nie mam pojęcia jakim cudem przez ten okres czasu uzbierało się ich aż tyle. Tak czy inaczej, czeka mnie nauka, a weekendowy wypad do Anglii to jednak trochę przesada, nawet jak na mnie. Polecieć w sobotę tylko po to, żeby w niedzielę wrócić? Średni interes. A wiadomo, że Darcy raczej nie przykuśtyka do mnie, z tym swoim rozwalonym kolanem. Tym bardziej, że chce rozpocząć jak najszybciej rehabilitacje żeby w najbliższym możliwym terminie być zwartym  gotowym nie tylko do jazdy, ale również do walki, do której nas wszystkich przyzwyczaił.
Mówiłam już kiedyś, że bycie w związku z żużlowcem jest beznadziejne? Dodajcie do tego fakt, że ten żużlowiec nie jest Polakiem, nie mieszka w Toruniu, ani nawet w jego cholernych okolicach i nasze kontakty twarzą w twarz są zawsze mocno utrudnione. Tak, teraz macie pełen obraz tego, jak czasami beznadziejnie czuję się z tym wszystkim.
I to jest właśnie jedna z takich chwil.
Bo, cholera, tęsknię za nim jak nienormalna, mimo że widziałam się z nim ostatni raz kilka dni temu. Poryta sprawa.
-Głowa do góry, mała, jakoś to będzie! - Miedziak posłał mi swój pocieszający uśmiech, a ja naprawdę chciałam uwierzyć w jego słowa.
Tę ponurą chwilę przerwało wejście do salonu dwóch osób i jednego małego rudego stworzenia. Maja, Tai i Bober, we własnej osobie.
-A wy już na nogach? - zapytała brunetka, unosząc brew ku górze.
-Nie wszyscy potrzebują miliona godzin snu. - Adrian przewalił oczami. - No chyba, że pozostałe nocne godziny po imprezie, w zamkniętym pokoju, minęły wam na czymś zdecydowanie przeciwnym niż spanie. - poruszał charakterystycznie brwiami, szczerząc się przy tym jak nienormalny.
-Lecz się. - mruknął Tai, ale mimo wszystko, na jego twarzy pojawiły się lekkie zaczerwienienia.
-Ktoś tu się rumieni! - dalej ciągnął temat Adrian, a ja, chcąc nie chcąc, parsknęłam śmiechem. - Chcecie nam o czymś ciekawym powiedzieć? Wiecie, nie wiem jak Lena, ale ja chętnie posłucham jakiejś ciekawej opowieści z życia wziętej.
-Jak masz chęć posłuchać ciekawej opowieści z życia wziętej to sobie włącz "Trudne Sprawy" na Polsacie. - mruknęła Maja. - Zdecydowanie spędzasz zbyt dużo czasu z Chrisem i przejmujesz od niego cząstki głupoty. - stwierdziła. - A ty wcale nie jesteś lepsza. - dodała, patrząc w moją stronę. Uniosłam dłonie do góry w geście poddania, cały czas się uśmiechając. Ta dwójka była tak uroczą parą, nawet jeśli cały czas twardo upierali się, że to tylko przyjacielska relacja, że wprost nie można było nie uśmiechać się na ich widok. A już zwłaszcza, kiedy oboje siedzą z wypiekami na policzkach, które jasno wskazują, że coś jednak działo się ciekawego za zamkniętymi drzwiami. Zdecydowanie to chyba czas, w którym musimy wymyślić im jakiś ship name. To by było epickie.
-A gdzie pozostali? - Maja w końcu zdecydowała, że najbezpieczniej będzie zmienić temat.
-Chris wyleguje się w moim łóżku, a Monia i Karol, znając życie, nadal śpią. - odpowiedziałam.
-Ząbika pewnie nawet wołami by nie dało rady wyciągnąć z łóżka tak wcześnie. - spojrzała na zegarek wiszący na jednej ze ścian, więc szybko dodała: - No cóż, wcześnie, według naszego dzisiejszego harmonogramu życia.
-Nie to żeby Mony miała inne plany. - przewaliłam oczami. Oboje, i Karol i Monia, są miłośnikami długiego spania, a już szczególnie po imprezach. Tym bardziej imprezach zakrapianych alkoholem. Karol zawsze cierpi na najgorszego kaca z nas wszystkich, więc niech się chłopak wyśpi, może to chociaż trochę mu pomoże.
-No to skoro jesteśmy tutaj sami, we czwórkę, to może... - zaczął Adrian, ale nie dane mu było dokończyć, bo po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. - Kogo niesie? - lekko się zdziwił, podobnie jak my wszyscy. Nie spodziewaliśmy się gości, rodzice zawsze wcześniej dzwonili zanim mieli złożyć nam wizytę. Maja jako jedyna w pełni ubrana w normalne ciuchy ruszyła do drzwi, żeby je otworzyć. Kilka sekund później dało się słyszeć jej wesoły głos.
-No kogo moje piękne oczy widzą! - popatrzeliśmy po sobie w trójkę jeszcze bardziej zdziwieni. - Lena, ktoś do ciebie! - weszła z powrotem do salonu, uśmiechając się szeroko, a zaraz za nią pojawiła się osoba, której spodziewałam się w tym momencie najmniej. Otworzyłam delikatnie usta i lekko mnie wcięło.
-Nie przywitasz się? - uśmiechnięty od ucha do ucha, opierający się na kulach, z torbą podróżną położoną niedaleko, w wejściu do salonu stał nie kto inny jak Darcy Ward, we własnej osobie. Darcy Ward, za którym tak cholernie zdążyłam się stęsknić, a który teraz jakby nigdy nic wpatrywał się we mnie tymi swoimi cudownymi oczami. Potrzebowałam kilku sekund żeby oprzytomnieć, a następnie rzucić się mu na szyję, cały czas uważając przy tym na jego kontuzję.
Był tu i w tym momencie byłam pewna, że nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba.



*******
Wspomagana przez biszkopty, zielonego Monstera i takie dwie z royal family, w końcu napisałam!
Amen!
Dziękuję za uwagę.

x

PS: Ed, let me love you *_* <3

sobota, 17 stycznia 2015

2.07

Siedząc w pokoju, bezmyślnym ruchem przełączając programy w telewizji, absolutnie na niczym nie mógł się skupić. Zupełnie bez różnicy było mu, czy ogląda właśnie program wędkarski, jakiś kulinarny badziew z całkiem niezłą laską, której kompletnie nie znał, czy jakiś beznadziejny serial, w którym i tak nie miał pojęcia o co chodzi. Jego myśli błąkały się swobodnie, cały czas mimowolnie zmierzając ku jego kochanej brunetce, bawiącej się teraz w Toruniu.
Cholernie głupio się czuł. Sam nawet nie wiedział, czy jest bardziej zły na to, że przez tę głupią kontuzję nie może jej towarzyszyć tego wieczora, czy zirytowany własną niedyspozycją, czy może jednak zestresowany na samą myśl o tym, co może ją spotkać. Jasne, wiedział, że poszła tam w większym gronie i że chłopacy, jakkolwiek dziecinnie by się nie raz zachowywali, nie pozwolą, aby spadł jej z głowy chociażby jeden włos. Wiedział to wszystko bardzo dokładnie, ale to wcale nie pomogło mu w pozbyciu się z głowy myśli, powtarzającej w kółko "powinienem tam być z nią".
Naprawdę nie miał zamiaru być jednym z tych beznadziejnych kolesi, którzy nie pozwalają swoim dziewczynom samodzielnie pójść do łazienki. Cholera, był od tego daleki, ale jednak, mimo wszystko, byłby dużo bardziej spokojny, gdyby miał ją na oku. Spędzanie z nią wolnego czasu w dowolny sposób było jego ulubionym zajęciem. Totalnie nie ważne było to, czy leżą na łóżku oglądając jakiś debilny film, czy wygłupiają się, czy zamykają się w swoim małym świecie pełnym niezliczonej ilości pocałunków i czułych uścisków. Z nią mógłby nawet po prostu siedzieć i nie robić absolutnie nic. Liczy się sama jej obecność.
-Boże, brzmię jak gejowski pojeb. - mruknął sam do siebie, potrząsając głową, chąc odgonić niechciane myśli.
Gdyby nie ta cholerna kontuzja, nie byłoby go tutaj w tym momencie...
Właśnie. Kontuzja. Przez wszystkie lata spędzone na jeździe na motocyklu żużlowym, niezliczoną ilość razy miał coś połamane, naderwane, zwichnięte, stłuczone i cholera wie jakie jeszcze. Powinien już do tego przywyknąć, prawda? Tyle, że za cholerę nie mógł! Szlak go jasny trafiał za każdym razem, kiedy pomyślał o tym, że jest skazany na cały ten ból, dyskomfort i siedzenie na dupie, na dodatek nie z własnej winy! Pieprzony Szwab!
Nie ukrywając, kolano cholernie go bolało, podobnie jak siniaki w kilku miejscach na jego ciele. Nie pamiętał absolutnie nic z tego upadku, nie wiedział jak do tego doszło i nie mógł sobie przypomnieć tego co się stało od chwili zderzenia się z motocyklem Smolinskiego. Oglądał powtórki, nie raz i nie dwa i jedyne co mu się cisnęło na usta to wiązanka przekleństw w kierunku jego rywala. Jasne, to jest żużel, nie ma ryzyka, nie ma zabawy, ale mimo wszystko, jakieś granice są. Najwyraźniej nie wszyscy o nich wiedzą, a nawet jeśli wiedzą, to się do nich nie stosują. Tak czy inaczej, raczej nie zostaną najlepszymi przyjaciółmi, wymieniającymi się ploteczkami przed zawodami. Bez dwóch zdań.
Wzdychając głośno, nachylił się w stronę stolika, stojącego koło łóżka, aby sięgnąć z niego swój telefon. Musiał przestać myśleć o tym wszystkim i ponownie niepotrzebnie się nakręcać, a pomóc mogła mu w tym tylko jedna osoba. Tak, Lena nawet będąc daleko od niego, była jego lekarstwem na wszystko. Był tak cholernie wielkim szczęściarzem, że ją miał, że czasami aż sam nie mógł w to uwierzyć.

"Jak impreza?"

Wystukał pospiesznie smsa, którego następnie wysłał. Musiał wiedzieć co się u niej obecnie dzieje. Nadal nie był zadowolony z tego, że jest na tej imprezie bez niego, ale co mógł zrobić? Przecież jej nie zabroni i nie nakaże siedzieć w domu. Chociaż czasami miał na to cholernie wielką ochotę... Brunetka chyba nie do końca zdawała sobie sprawę z tego, jakie reakcje wywoływała u osobników płci przeciwnej i co się z tym wiązało. Cholera, wiele razy miał ochotę walnąć jednego i drugiego tak, że zabolałoby ich bardzo mocno za to, że bezczelnie się na nią gapili, albo nie daj boże mówili niestosowne uwagi. Plusem było to, że dziewczyna za każdym razem totalnie to ignorowała, albo reagowała kilkoma porządnymi epitetami w ich stronę, przez co był z niej dumny bardziej i bardziej. Jego dziewczynka!
Przemyślenia przerwał mu dźwięk sygnalizujący nową wiadomość.

"Zasadniczo cała ta impreza ma jedną, koszmarnie wielką wadę, z gatunku tych, które psują całą zabawę:|"

-Przysięgam, że jeśli głupi Chris coś wymóżdżył... - jej sms lekko go wystraszył, a już zdecydowanie sprawił, że poczuł niepokój. Palce same wystukiwały słowa na dotykowym ekranie.

"Co jest kochanie? Jaka wada?"

Kolejna wiadomość przychodząca sprawiła, że na jego twarzy nie można było znaleźć już nawet cienia grymasu, który w całej okazałości zastąpił szeroki uśmiech.

"Nie ma tutaj ciebie. Cholernie za Tobą tęsknię, panie Ward!"

Tak bardzo kochał tę narwaną dziewczynę z Polski, że czasami aż brakowało mu słów, żeby to wytłumaczyć. To była jedna z takich chwil. Miliony słów w różnych językach, a on nie potrafił znaleźć żadnego, który dostatecznie pokazałby światu jak bardzo mu na niej zależy.

"Na pewno nie tak bardzo, jak ja za Tobą."

Kilkanaście sekund później dostał od niej odpowiedź.

"Boże, jesteśmy tak beznadziejnie melodramatyczni. Z wiekiem tracimy naszą wyrazistość;p"

Parsknął głośnym śmiechem.

"To żeby do tego nie doszło, napiszę Ci, że mam cholernie wielką ochotę przelecieć Cię na wszystkich dostępnych w moim  pokoju przestrzeniach, nie raz i nie dwa"

Przygryzł delikatnie dolną wargę kiedy nie do końca chciane wizje pojawiły mu się przed oczami. Zdecydowanie nie chciał o tym myśleć w tym momencie, bo mogło się to dla niego średnio dobrze skończyć. Kolejny sms.

"Od razu lepiej :D I powiedzieć Ci coś?"
"Yep?"
"Też mam na Ciebie ochotę ;)"

Przełknął głośniej niż normalnie ślinę. Oddałby wszystko za to, żeby właśnie w tej chwili znaleźć się koło niej w Toruniu. Ponownie, pieprzona kontuzja, pieprzony Smolinski!
Zabierał się za odpisanie jej w kilku słowach tego, co tylko by z nią zrobił gdyby znalazła się w jego pobliżu, kiedy to przerwała mu kolejna przychodząca wiadomość. Szybko ją odczytał.

"Zajmij się dzierganiem swetrów, rozwiązywaniem krzyżówek, dzierganiem, wyszywaniem, w najgorszym przypadku malowaniem obrazków w paincie, ale zostaw Lenę w spokoju i daj jej żyć. I zapomnij, że coś Ci odpisze, jej telefon czuje się zaskakująco dobrze w mojej kieszeni :D PS: ale z Was perwersyjne gówniarze..."

Nadawca mógł być tylko jeden. Jedyny w swoim rodzaju, niepowtarzalny i unikatowy Chris Holder, panie i panowie.

"Pieprz się! I lepiej, żeby wróciła do domu w całości, bo jak nie, to nie chcesz wiedzieć co się z Tobą stanie ;>"
"Rzucisz we mnie poduszką, na której będziesz leżał, kaleko? ;d nie sraj żarem, pilnuję sytuacji! :D"

-I właśnie tego się boję. - mruknął sam do siebie. Westchnął głośno, odkładając telefon na bok, samemu kładąc się wygodniej na swoim łóżku. Takie totalne nic nie robienie sprawiało, że wkurzał się jeszcze bardziej, a słowo "frustracja" było delikatnym określeniem na to, co odczuwał. No bo, mimo wszystko, ile można było grać w Fifę, męczyć twittera, oglądać filmiki na youtubie i rozmyślać? To zdecydowanie nie były jego klimaty i wiedzieli o tym absolutnie wszyscy z jego otoczenia.
-Och, pieprzyć to! - czym prędzej sięgnął po leżącego w nogach łóżka laptopa. Przejechał palcem po dotyku, a na ekranie momentalnie ukazało się zdjęcie ich dwójki zrobione na plaży w Australii kilka tygodni temu.
Wystukał na klawiaturze w wyszukiwarce interesujące go hasło i kilka sekund później skanował stronę swoim uważnym spojrzeniem. Widząc wszystko to, co potrzebował, skupił się jeszcze bardziej.
-Idealnie! - uśmiech momentalnie pojawił się na jego twarzy kiedy zauważył, że pozostało jeszcze kilka wolnych miejsc. Pospiesznie zaklepał jedno z nich.
Kiedy wszystko było już gotowe, chwycił w dłonie swoje kule, bez których ostatnimi czasy jego poruszanie było niemal niemożliwe i wyszedł z pokoju, mając nadzieję, że Middlo jeszcze nie śpi. Słysząc, że z salonu na parterze dobiegają odgłosy włączonego telewizora, pospiesznie wszedł do środka.
-Coś się stało? - pani Middleditch od razu skierowała swoją uwagę na niego. Poważnie, przez cały ten czas ta kobieta wprost wychodzi z siebie, żeby mu jakoś dogodzić. Wszystko to sprawiało, że na samą myśl o niej czuł wewnątrz siebie specyficzne ciepło. Była dla niego jak druga matka, do któej mógł się zwrócić z absolutnie każdym problemem, wiedząc, że nie zostanie zignorowany. - Potrzeba ci czegoś?
-Nie, wszystko jest w porządku. - posłał jej promienny uśmiech. - Po prostu mam prośbę. - zwrócił się do jej małżonka i jego przyjaciela. - Mógłbyś mnie jutro rano zawieźć na lotnisko? - zapytał.
-A jednak nie wytrzymałeś? - mężczyzna zaśmiał się głośno, a jego żona szybko do niego dołączyła. - Jesteś pewien, że do dobra decyzja? Nie powinieneś jeszcze trochę odpocząć w domu i nie męczyć kolana?
-Zdecydowanie powinienem oszczędzać kolano, ale jeśli jutro jej nie zobaczę to najzwyczajniej w świecie zwariuje. - odpowiedział, całkowicie szczerze. - Czyli co? Mogę na ciebie liczyć?
-Oczywiście. - właśnie takiej odpowiedzi się spodziewał. Zresztą, gdyby była inna, zadzwoniłby po taksówkę, pojechał tam autobusem, albo do cholery poszedłby pieszo. Nic nie mogło go powstrzymać przed jutrzejszym wylotem do Polski.
-Dzięki. - kolejny raz uśmiechnął się w ich kierunku. - Dobra, idę się spakować i zadzwonić do Gino żeby czekał na mnie w Bydgoszczy. Dobranoc. - dodał, odwracając się z powrotem w kierunku, z którego przyszedł. Pomagając sobie kulami wszedł na piętro, gdzie znajdował się jego pokój i pierwsze co zrobił to złapał za swój telefon. Nie miał żadnej nowej wiadomości, więc Chris na serio musiał zabrać Lenie telefon. Boże, co za dekiel.

"Bydgoszcz, jutro, 10:30, dasz radę?"

Wysłał wiadomość do Gino, a na odpowiedź nie musiał czekać praktycznie wcale.

"Jasne, lovelasie;d"

Ponownie odłożył telefon na łóżko, podchodząc do szafy, w której upchniętą miał walizkę. Czas spakować rzeczy, a robienie tego z myślą, że już jutro będzie koło swojej dziewczyny sprawiało, że z jego twarzy nawet na sekundę nie znikał uśmiech.
Już jutro.
Nareszcie.