sobota, 18 października 2014

2.03

Toruń. Tak cholernie stęskniłam się za rodzinnym miastem, że aż trudno było to opisać. Wysiadając z autobusu na dworcu miałam na twarzy tak szeroki uśmiech, jakbym co najmniej wracała po dziesięciu latach przymusowej zsyłki. A przecież poza domem byłam ledwo miesiąc. Nie jest to żaden spektakularny wynik.
Tak czy inaczej, mamy niedzielę i zdecydowanie musiałam już wrócić do siebie. Wizja poniedziałkowych zajęć na uczelni nie pozwalała mi dłużej siedzieć w Anglii. A bardzo tego chciałam. Przywykłam już do codziennej obecności obok mnie Darcy'ego i zostawienie go, zwłaszcza biorąc pod uwagę obecną sytuację, było absolutnie ciężkim zadaniem. Pożegnaliśmy się na lotnisku, gdzie towarzyszył mi Australijczyk, mimo że mówiłam mu, że ma zostać w domu i nie forsować kolana. Taa dobre sobie. Jemu coś wytłumaczyć to jak krowie na rowie. Chyba się jeszcze nikt taki nie urodził, który przegadałby go i przekonał do zmiany decyzji. Upór to jego nadrzędna cecha, co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Ewoluowała do tego stopnia, że mógłby obdarzyć nią pół Australii i nadal nikt by mu nie przemówił do rozumu.
Ale wracając do głównego tematu.
Szybka podróż samolotem z Londynu do Bydgoszczy, już nie taka szybka podróż autobusem z Bydgoszczy do Torunia (serio, gdzie Ci ludzie tak jeżdżą tymi samochodami? Do wakacji jeszcze sporo czasu, do konia!) i w końcu byłam w domu. No, prawie. Czekała mnie jeszcze podróż jak zwykle zapchanym autobusem MZK, ale do tego zdążyłam już przywyknąć. Dopiero kilkanaście minut później stanęłam przed wejściem do mojego cudownego bloku.
Tak, w końcu dorobiłam się własnego miejsca. Dobra, dorobiłam to może za duże słowo. Wynajmuję je wspólnie z dwiema innymi dziewczynami. Tak, doskonale się domyśliliście o kogo chodzi. Monika i Maja.
Poznałam je w zeszłym roku, podczas jednego z meczy żużlowych. Do parku maszyn zawitał Karol Ząbik, były żużlowiec toruńskiej drużyny (chociaż nadal ma smykałkę do jazdy, a chęci w najmniejszym stopniu go nie opuściły, i dobrze!), a z racji tego, że przyjaźni się z Adrianem, nawiązaliśmy rozmowę. Wcześniej, owszem, znaliśmy się, ale to nie była jakaś wyjątkowo rozbudowana znajomość. Zwykła stopa koleżeńska, nic ponad to. Tak czy inaczej, podszedł, zagadał, a jego towarzyszką był nie kto inny jak Monika. Później okazało się swoją drogą, że to jego dziewczyna i to dziewczyna, którą poznał już szmat czasu temu. Bardzo szybko nawiązałyśmy ze sobą kontakt, rozmawiało nam się tak, jakbyśmy w piaskownicy co najmniej wspólnie kradły innym dzieciom łopatki, więc łatwo można było się domyślić, że na tym jednym spotkaniu i rozmowie nie poprzestaniemy. Spotkałyśmy się kilka dni później w jednym z toruńskich centrów handlowych, a towarzyszyła jej tym razem Maja. Serio, znaleźć jedną tak samo pozytywnie stukniętą dziewczynę to wyczyn, ale dwie to już podchodzi pod mały cud. Obie były tak samo pozytywne, tak samo zwariowane, tak samo podchodziły do życia z dystansem i tak samo jak ja ich pasją był żużel.
Od rozmowy do rozmowy, od spotkania do spotkania, nawiązała się między nami coraz ciaśniejsza nić wzajemnej sympatii, aż wiadome było, że ta znajomość nie zakończy się od tak sobie. Zgadałyśmy się kiedyś, że Monika poszukuje mieszkania w Toruniu i że Maja ma dość mieszkania z jakimiś oszołami w jednym z internatów. Całej naszej trójce nad głową zapaliły się te przysłowiowe żaróweczki i dosłownie w dziesięć minut miałyśmy ustalony plan wspólnego mieszkania, określone miejsce, gdzie by nam najbardziej pasowało i prawie opracowywałyśmy już grafik sprzątania. Hahaha no dobra, może to ostatnie to przesada, ale serio, poszło nam ekspresowo.
Potem poszukiwanie mieszkanie, męczenie rodziców o finansowe wsparcie (czasami fajnie jest być jedynakiem, serio) i jakoś poszło.
Od tego czasu minęło siedem miesięcy wspólnego mieszkania i zdecydowanie jest to najbardziej zakręcony i pozytywny czas w moim życiu.
Może opowiem coś więcej o dziewczynach?
Maja. Uczennica drugiej klasy w jednym z toruńskich liceów. Zainteresowania? Ha, dobre pytanie! Bo chyba nie ma takiej rzeczy, która by jej nie interesowała. Serio, nie ważne czy czyta książkę, czy ogląda zdjęcia, czy sprząta, czy ogarnia opowiadania na necie (tak, pochłania je masowo) czy planuje zbrodnie doskonałą na głupich ludziach z jej liceum. Do wszystkiego podchodzi z zaangażowaniem i zapałem nakręconego żółwia Ninja. Jest naszym mieszkaniowym zbiorem informacji. Jeśli dzieje się coś ciekawego, co chociaż w niewielkim stopniu mogłoby nas zainteresować, to ona oczywiście to wie. Takie radio Wolna Maja.
Monika. Najstarsza z naszej trójki, ale to wcale nie znaczy, że najspokojniejsza, czy najbardziej ułożona. Ooo, co to to nie! Jeśli słyszało się na uczelni, że ktoś zrobił w dziekanacie wojnę, albo jeśli na klatce schodowej słyszało się kogoś wchodzącego po schodach i wyzywającego na czym świat stoi, to w ciemno można obstawiać, że to właśnie Monika. Aż dziwne, że ktoś z jej temperamentem studiuję pedagogikę wczesnoszkolną i dostaje całkowitego zaćmienia umysłu na widok dzieci. Poważnie, potrafi bawić się z nimi godzinami i ani trochę jej to nie nudzi ani jej nie wkurza. Poza tym? Szczęśliwie zakochana, z wzajemnością, w Karolu i zdecydowanie jest to moja ulubiona para.
No i tak sobie żyjemy w naszym małym, przytulnym gniazdku, niemal jak rodzina królewska. Wystarczy, że zbierzemy się wszyscy razem do kupy, czytaj ja, Monia, Maja, Darcy, Chris, Adrian, Karol i Tai, który szturmem do nas dołączył i zdecydowanie czas przebiega nam daleko od przysłówka "spokojnie".
Tak czy inaczej, dotarłam w końcu do mieszkania, kluczem otworzyłam drzwi (ktoś tu się chyba boi natrętnych fanów... hahaha żart sytuacyjny), po czym weszłam do środka. Ledwo przekroczyłam drzwi od mieszkania i od razu usłyszałam:
-NO CHYBA NIE! CHYBA SOBIE ŻARTUJESZ! - Maja produkowała się na cały regulator, wybitnie czymś zdenerwowana. I to raczej nie mogło mieć nic wspólnego ze mną, bo przecież nawet jeszcze nie wie, że przyjechałam.
Lekko zdezorientowana weszłam do pokoju, który pełnił funkcję naszego salonu (tak, jesteśmy trochę burżujami, mamy 4-pokojowe mieszkanie. kto bogatemu zabroni?), ciągnąc za sobą walizkę na kółkach. A w środku, nic nadzwyczajnego. Monika z nosem w notatkach udawała, że się uczy, chociaż tak naprawdę z kilometra bym zauważyła, że szczerzy się do telefonu, który usiłowała ukryć pod jedną z kartek. Maja za to z nosem w laptopie, siedziała po turecku na kanapie i wiadomo było, co robi.
-Dzień dobry? - odezwałam się w końcu, bo oczywiście nikt mnie nie zauważył. - Jestem już, nikt mnie nie przywita?
-Tak, siema! - Maja nawet nie podniosła na mnie wzroku. - SERIO?! ON BY CIĘ NAWET KIJEM BAMBUSOWYM NIE SZTURCHNĄŁ, CIECIÓWO! - wrzasnęła w kierunku laptopa, na co Monika przewróciła oczami, wstając z drugiego końca kanapy i podchodząc w moją stronę.
-Nie zwracaj na nią uwagę, od godziny czyta jakieś durne opowiadanie o naszych chłopakach i reaguje tak z częstotliwością co 45 sekund. - przytuliła mnie na powitanie. - Poza tym masz w plapę! - jak powiedziała, tak zrobiła i walnęła mnie lekko w głowę.  - Serio, ja rozumiem, Australia, wielki świat pełen gwiazd, ale mogłaś odzywać się trochę częściej niż raz na dwa tygodnie.  - dodała.
-Przecież się odzywałam. - uniosłam lewą brew ku górze.
-Smsy o treści "żyję" się nie liczą. - do rozmowy wtrąciła się Maja, odkładając w końcu laptopa na bok i również przychodząc się przywitać. - Już nawet analfabeta Darcy bardziej by się rozpisał.
-Heeeej! - powiedziałam z oburzeniem, stając w obronie mojego chłopaka, ale mimo wszystko sekundę później parsknęłam śmiechem. - Ma słownik w telefonie więc daje radę. - dorzuciłam, na co całą trójką zaczęłyśmy się śmiać.
-Siadaj, zrobię jakąś herbatę i opowiesz nam wszystko, co się działo! - zarządziła Monika i ruszyła w kierunku kuchni. W tym czasie postanowiłam odnieść swoją walizkę do pokoju, ściągnąć w końcu kurtkę i buty i lekko się zaaklimatyzować. Brunetka natomiast pospiesznie wróciła do czytanego przez siebie opowiadania. Nie minęła sekunda, a już dało się słyszeć głośne "PFFFFFF!" w jej wykonaniu.
Dobrze znowu być w domu.

***

-Więc mówisz, że nie jest zbyt kolorowo? - zapytała Monika, upijając łyk herbaty ze swojego kubka.
-Generalnie zawsze mogło być gorzej, ale wiecie jak jest. Kolano jest w, delikatnie mówiąc, do dupy stanie i nie wiadomo jak to wpłynie na jego dalszą jazdę.
-On tak naprawdę chce jeździć z tą kontuzją? - Maja otworzyła szerzej oczy.
-To jest Darcy, jego nie ogarniesz. - przewróciłam oczami. - Konsultował się z lekarzami, gadał z Middlo i z kilkoma innymi osobami i stwierdził, że spróbuje. Jeśli dojdzie do wniosku, że nie jest w stanie jeździć, to wtedy pewnie podda się operacji i sezon będzie miał z głowy.
-Z dupy. - trafnie podsumowała to Monika. - Serio, ten Smolinski to powinien się w łeb walnąć jakimś metalowym prętem! A jak sam nie może, to ja z miłą chęcią mu pomogę. No co za umysłowy plankton! Najebany Chris ma więcej ogarnięcia niż on! - zaczęła się nakręcać, więc profilaktycznie wolałyśmy przerwać jej wywód.
-Tak czy inaczej, na razie czeka go pauzowanie, zdecydowanie wolałabym siedzieć teraz w Anglii niż w Toruniu, ale co poradzić. - skrzywiłam się. Tęskniłam za tymi dwiema wariatkami i za moim miastem, ale to przy Darcym jest moje miejsce. Tylko tam i nigdzie indziej.
-Kończy ci się te lewe zwolnienie lekarskie, a na przedłużenie nikt się nie nabierze. Na uczelni już i tak uważają, że cierpisz co najmniej na dżumę, że tam długo cię nie ma. - stwierdziła Monika. Czasami bywa na moim wydziale, więc pewnie podsłyszała to i owo. A co do zwolnienia... Adrian i jego znajomości wśród toruńskich lekarzy czasami na coś się przydają.
-Na dżumę po przechlaniu co najwyżej. - palnęła Maja. Spojrzałam na nią jak na nieszczęśliwą. - No co! Nie wmówisz mi, że przebywając z Wardem tyle czasu spijałaś Kubusie po kątach. - dodała. Monika oczywiście, jak to Monika, parsknęła śmiechem, a ja po raz milionowy przewaliłam oczami, darując sobie komentarz w tej sprawie.
Naszą rozmowę przerwał dźwięk mojego telefonu, spoczywający obok mnie na kanapie. Jedno spojrzenie na wyświetlacz i lekko spanikowałam.
-O kurwa, Ward mnie zabije! - szybko odebrałam. Nie dane mi było jednak odezwać się jako pierwszej.
~Rozumiem, że do tej Bydgoszczy lecisz przez Bangladesz, tak dla hecy? - łatwo było dosłyszeć się w jego głosie zdenerwowania. - Serio, nie zapomniałaś o czymś?
-Wiem, miałam dać znać od razu jak wyląduje, przepraszam. Samolot miał lekkie opóźnienie, musiałam potem prawie biec żeby zdążyć jakimś cudem dotrzeć na dworzec, a potem jak już wróciłam do domu to zagadałam się z dziewczynami. Naprawdę przepraszam. - powiedziałam, lekko skruszona. Dziewczyny oczywiście szczerzyły się jak nienormalne. Standard.
~Osiwieję kiedyś przez ciebie. - westchnął. - Powiedzmy, że się nie gniewam, tylko nie rób tak więcej. - dodał
-Wiadoma sprawa, nigdy więcej takich akcji! - od razu zapowiedziałam, olewając Monikę i jej pełne wymowy "yyyyyhhhhhmmmm"
~Tęsknię za tobą, wiesz? Jakoś tak pusto tutaj bez ciebie. - stwierdził, a ja momentalnie maksymalnie się rozczuliłam. Minęło raptem kilka godzin, a już tak cholernie chciałam do niego wrócić, wtulić się w jego bezpieczne ramiona i nie ruszać się stamtąd przez najbliższe sto lat.
-Ja za tobą też. - odpowiedziałam, odchrząkując lekko, chcąc się pozbyć niebezpiecznej guli, która formowała się w moim gardle. Jeszcze tego brakowało, żebym zalała się łzami. - Jak tylko znajdę chwilę wolnego czasu to od razu u ciebie jestem!
~No i to mi się podoba. - dało się wyczuć, że się uśmiecha. - Dobra, pozdrów dziewczyny, nie będę Wam przeszkadzał, bo jak Was znam, to macie jeszcze milion różnych tematów do obgadania. - w tym momencie Maja lekko mnie szturchnęła. Spojrzałam na nią pytająco.
-Przekaż mu, że jak przyjedzie to ma ode mnie pionę, bo jako jedyny cisnął tę głupią główną bohaterkę w opowiadaniu. - powiedziała, a ja parsknęłam śmiechem prosto do słuchawki. Zaraz za mną to samo zrobiła Monika.
~Coś mnie ominęło? - no tak, Darcy cały czas był na linii.
-Nie, to tylko Maja kazała Ci przekazać, że Cie wielbi, bo naczytała się opowiadań w internecie. - wyjaśniłam, nadal się śmiejąc.
~Dobra, chyba nie chcę znać szczegółów. - stwierdził w końcu. - Pozdrów dziewczyny, trzymaj się i do zobaczenia niedługo! Kocham Cię!
-Ja ciebie też. - odpowiedziałam mu tym samym, po czym w końcu się rozłączyliśmy. Odłożyłam telefon z powrotem na kanapę, kierując swój wzrok na Maję. - Masz z banią. Zresztą, obie macie.
-Nie wiem czy wiesz, ale tę przypadłość dzielisz razem z nami. - Monika spojrzała na mnie wymownie.
-Ale i tak to uwielbiamy. - dorzuciła Maja i to idealnie podsumowywało całą tę rozmowę.
Mogły być nie wiadomo jak szurnięte, ale i tak je uwielbiam.



*******
Weno, gdzie jesteś? Dlaczego się przede mną chowasz? :|