niedziela, 23 listopada 2014

2.06

Jak zapewne wiecie, albo nie wiecie, ale zaraz się dowiecie, wszelakie grupowe wypady w naszym wykonaniu, to w żadnym wypadku nie mogą być normalne rzeczy. Serio, sama nie wiedziałam, czy bardziej mam ochotę się śmiać, czy być dumną, że z nimi idę, czy może jednak zapaść się pod ziemię i kontynuować egzystencję w kanałach pod Toruniem. Chris ledwo wyszliśmy z domu, a już zaczął swój standardowy jaring tym, że będzie mógł zachlać pałę w klubie i na dodatek wybawi się z nami.
-I nic się nie martw, cukiereczku, nie pozwolę, żeby ktoś niepowołany cię zaczepiał. - zarzucił rękę na moje ramiona, przyciągając mnie do siebie z całej siły. Tak, tatuś Chris, od razu wszystkie lęki i obawy odpłynęły w siną dal. Czujecie ten sarkazm?
Całe szczęście, już przed samym klubem, dołączył do nas Adrian.
-Nie zostawiasz mnie nawet na sekundę, zrozumiałeś? - od razu do niego podbiegłam, mocno go przytulając.
-Okej? - nie powiem, był lekko zdziwiony, ale oj tam oj tam. Rozejrzał się po pozostałych i od razu zmienił nastawienie. - Dobra, rozumiem. Nie będziesz skazana na pijanego Chrisa.
-Jak ty mnie dobrze znasz. - poklepałam go po ramieniu. Ten człowiek zna mnie na wylot. Zresztą, co się dziwić, siedzę mu na głowie już od wielu, wielu lat. Miał czas żeby mnie poznać. I nie to żeby miał jakiś wybór. Potrafiłam być naprawdę namolnym dzieckiem.
-Gotowi na balety? - Chris nadal się jarał jak nienormalny.
-To będzie ciekawa noc. - usłyszałam ciche mruknięcie Moniki i cholernie ciężko było się z nią nie zgodzić.
Jako pierwszy do klubu wleciał nie kto inny jak Holder. Mało brakowało, a ucałowałby drzwi i obu ochroniarzy, którzy koło nich stali. Już nawet nie wspomnę, że był aż tak bardzo nastawiony na balowanie, że w dobroci serca zapłacił za nasze wejściówki ze swojego portfela. Cóż, w końcu to on w razie czego będzie żarł trawę jak mu ich zabraknie.
A w samym klubie oczywiście było tłoczno. Czego się spodziewać po piątkowym wieczorze. Nie powiem, liczyłam na bardziej lokalny klimat i zdecydowanie mniejszą ilość wijących się na parkiecie dziewczyn i chłopaków. Miałam wrażenie, że zdecydowanie nie będziemy mieli nawet metra kwadratowego miejsca dla całej naszej piątki, ale przecież Chris tak by tego nie zostawił.
-Przepraszam, te miejsca są wolne? - podbił do stolika, przy którym siedziała dziewczyna z chłopakiem, którzy najwyraźniej byli w trakcie standardowego flirtu. - Och dzięki, z przyjemnością się dosiądziemy. - dodał, kiedy oboje spojrzeli na niego z totalnym zdziwieniem, po czym jakby nigdy nic rozsiadł się na kanapie. - Siadajcie. - zwrócił się tym razem do nas. - Widzicie, że dostaliśmy zaproszenie od tej wspaniałej dwójki. Zachowalibyśmy się jak chamy i prostaki gdybyśmy im odmówili.
Posłałam tej dwójce najbardziej przepraszające spojrzenie na jakie w tej chwili było mnie stać. Chyba docenili mój gest, bo odpowiedzieli lekko nerwowym uśmiechem, po czym szybko wstali i uciekli w bliżej nieokreślonym kierunku.
-Masz z garem, mówił ci to ktoś już dzisiaj? - trafnie podsumował go Karol.
-Jak ci się nie podoba, to możesz iść stać jak ten pryszczaty pojeb na szkolnych dyskotekach, ściany będą miały lżej jak ktoś je będzie podpierał. - burknął Australijczyk. Mimo wszystko parsknęłam śmiechem. Gdzie on się uchował?
-Co pijemy? - zmieniła temat Monika. W tym momencie było nam to na rękę bo przynajmniej nie zaczęła się jakaś durna wymiana zdań, do której w końcu siłą rzeczy byłybyśmy wciągnięte. Poza tym, bez alkoholu dzisiaj się nie obejdzie. Na trzeźwo mogłabym tego nie ogarnąć. I sądząc po tym, że Monika zaczęła ten temat, ona również podziela te stanowisko.
Adrian z Karolem szybko zebrali zamówienia, które w gruncie rzeczy nie obejmowały niczego innego poza naszym starym, dobrym znajomym, który nazywa się Jack Daniels. Jak się schlać to przynajmniej czymś porządnym. Adrian natomiast postawił na colę, bo przyjechał samochodem.
-Jesteś mameją, tyle w temacie. - stwierdził Chris, kiedy tylko usłyszał, że Miedziak nie ma zamiaru dzisiejszego wieczora ruszać procentów.
Także tego.
Chłopacy ruszyli w stronę baru, przeciskając się między tymi wszystkimi zebranymi ludźmi, a my zostałyśmy same z Chrisem, który zaczął rozglądać się z uwagą dookoła.
-Wypatrujesz czegoś konkretnego? - zapytała Monika po kilku chwilach ciszy. A cisza, jak wiadomo, to nie jest normalne środowisko tego pana.
-Badam teren. - odpowiedział tajemniczo. - Sprawdzam, czy są tu jacyś normalni, kreatywni ludzie, bo wiecie, jednak z debilami bawić się nie zamierzam. Mam swoją godność i poniżej pewnego poziomu nie schodzę. - zabrzmiał jak totalny idiota, co z miłą chęcią miałam mu właśnie wypomnieć, ale nie dane mi było wyrzucić z siebie nawet pół słowa. - No chyba, że Jackie będzie ze mną wybitnie współpracował, to wtedy jest mi wszystko jedno. - słysząc zdrobnioną nazwę whisky przewaliłam tylko oczami. To będzie długa, ciężka i zdecydowanie pełna wrażeń noc.
Tym bardziej kiedy do stolika wrócili chłopacy i zauważyłam, ile alkoholu ze sobą przynieśli. Jeśli oni/my mają/mamy w planach wypić to wszystko, to już teraz mogę tylko przepraszać wszystkich dookoła, że będą świadkami naszej obecności.
-No to zdrowie! - zawyrokował Chris, rozlewając alkohol do prowizorycznych kieliszków/szklanek i przesuwając po jednym w naszą stronę. Sam uniósł swoją w geście wzniesienia toastu po czym wypił wszystko duszkiem. - Od razu czuję się lepiej! - odstawił puste naczynie z powrotem na stół.
-Uuu, mocne. - Karol lekko się skrzywił, ale również wyzerował swój alkohol.
-Bo ty nigdy nie miałeś łba do chlania. Tylko nie rzygaj ani nie padnij na parkiecie, bo nie mam zamiaru się wtedy do ciebie przyznawać.
-Co ty dzisiaj jesteś taki milusiński? - Monika spojrzała na niego ze zmrużonymi oczami. No tak, kogo jak kogo, ale Karola to czepiać się może tylko ona sama we własnej osobie i ewentualnie, od czasu do czasu za jej pisemnym pozwoleniem, któraś z nas.
-Życia was uczę, gówniarze! - wyprostował swoją sylwetkę, chcąc nadać sobie więcej powagi i autorytetu. Najpierw śmiechem parsknął Adrian, potem Karol, a potem już poszło lawinowo. - Niewdzięcznicy, pff! - oburzył się, ponownie nalewając sobie do szklanki alkoholu. - No to co, na drugą nóżkę, żebyśmy nie byli jak kuternogi i ruszamy na parkiet? - zapytał, a widząc, że entuzjazm w naszej grupie jest porównywalny do tego, jaki okazuje skazany, którego prowadzą korytarzem ku pokojowi egzekucji, zmrużył oczy. - Wezmę to za tak. - serio, dzisiejszego dnia chyba nic nie mogło, zepsuć mu humoru. A to nie wróży dobrze na resztę wieczora/nocy, bo nakręcony Holder to nieobliczalny Holder, a głupie pomysły w jego głowie rozmnażają się jak grzyby po deszczu. W zaczarowanym lesie.
-To będzie długi wieczór. - Adrian nachylił się nade mną, mówiąc prosto do mojego ucha.
I cholernie ciężko było się w tym momencie z nim nie zgodzić.
To będzie naprawdę interesująca impreza i już teraz się boję, co wydarzy się dalej.

*******

-Mamy do wyboru Titanica, 50 Pierwszych Randek, Szkołę Uczuć i Listy do Julii. - powiedziała Maja, przeglądając strony na swoim laptopie. Siedziała rozłożona wygodnie na kanapie, czekając, aż Tai przygotuje w kuchni popcorn. Jej przypadło w udziale wyszukanie odpowiedniego filmu na wieczór.
-Chyba sobie żartujesz. - chłopak wszedł do pokoju z szeroko otwartymi oczami, ściskając w dłoniach miskę pełną przysmaku. - Bo żartujesz, prawda? - zapytał dla pewności. - Czyli nie żartujesz? - dodał widząc jej minę, a kiedy brunetka parsknęła śmiechem, zmarszczył lekko brwi. - Jednak żartujesz?
-Siadaj. - Maja parsknęła śmiechem, poklepując miejsce na kanapie po swojej prawej stronie. Po lewej, na jednej z poduszek, rozłożył się wygodnie Bober i nawet nie było szans na to, żeby gdziekolwiek się przemieścił. Za każdym razem kiedy któreś z nich próbowało go przesunąć, podnosił powieki i patrzył na nich z miną w stylu "tylko spróbuj, a będzie to ostatnia zrobiona rzecz w twoim marnym życiu". Tak, milusiński kotek. I chyba tylko oni potrafili nad czymś takim rozpływać się w zachwytach. - Nie będę Cię męczyć, mam dzisiaj dzień dobroci dla istot dwunożnych. - dodała, kiedy chłopak usiadł wygodnie koło niej, kładąc miskę na swoje kolana i zaglądając jej w ekran laptopa. Robiąc to, musiał się przysunąć bliżej brunetki, a jej reakcją było nic innego jak szybsze bicie serca. Tak, ten chłopak naprawdę na nią oddziaływał. Nie to żeby miała z tym jakikolwiek problem. Podświadomie chciała tej bliskości więcej i więcej.
-To co oglądamy? - zapytał już znaczenie weselszym tonem. - Może wejdź tutaj, zobaczymy jakie mają nowości. - palcem pokazał na miejsce, w które miała wejść. Od razu pojawiła się przed ich oczami lista filmów, które nie tak dawno miały swoją premierę filmową.
-Może to? - zaproponowała, pokazując mu jeden z tytułów.
-Niezgodna? - uniósł brew ku górze. - A to nie jest żaden sentymentalny badziew, prawda? - upewniał się.
-Zawsze możemy wrócić do opcji ze Szkołą Uczuć. - posłała mu swój promienny uśmiech, na co chłopak przewalił tylko oczami.
-Dobra, niech będzie. Daj, podłączę lapka do telewizora. - odłożył popcorn na bok, biorąc z kolan Mai laptopa i niby przypadkiem dotykając swoimi dłońmi jej nóg. Automatycznie w miejscu zetknięcia ich ciał przeszedł ją dreszcz. Przyjemny, elektryzujący, fantastyczny dreszcz.
Chwilę później powrócił na swoje miejsce, ponownie kładąc na swoje kolana miskę z własnoręcznie (własnomikrofalówkowo?) przygotowanym popcornem i z głośnym westchnięciem spojrzał na ekran telewizora.
-Co? - Maja uniosła brew ku górze.
-Ale to na pewno nic co wyciska łzy? No bo wiesz, czasami tak mam, że ryczę jak pojeb... - przyznał po chwili wahania. - A jak zapewne się domyślasz, to totalnie rujnuje mój image twardziela, bad boya i w ogóle Jean Claude'a van Damma światowego speedwaya. - reakcja brunetki mogła być tylko jedna. Parsknęła śmiechem. - To wcale a wcale nie jest śmieszne. - oburzył się.
-Hahaha przepraszam. - nadal się śmiejąc przytuliła go do siebie. - Nie, ten film nie wyciska łez, a nawet jeśli, to nie masz się czym martwić, nikomu nie powiem. - dodała.
-No to masz szczęście. - stwierdził, ale jakoś wcale nie było mu spieszno, żeby wypuścić ją ze swoich ramion. Decyzję za nich podjął Bober, który ni z tego ni z owego, zerwał się z poduszki, na której to wcześniej się wylegiwał i jakby nigdy nic wpakował się między nich. Łapkami pomógł sobie w znalezieniu jeszcze więcej przestrzeni, więc chcąc nie chcąc, musieli się od siebie odsunąć. - Dobra, mów co chcesz, ale ten kot jednak jest jakiś aspołeczny. - spojrzał na niego z dziwną miną.
A Bober, jak to Bober, chyba kolejny raz domyślił się, że o nim mowa, bo prychnął głośno i jak gdyby nigdy nic rozwalił się wygodnie na kanapie między nimi.




*******
Chyba nigdy nie męczyłam się tak bardzo z napisaniem czegokolwiek, jak przy okazji tworzenia tego rozdziału.
Serio, weno, żarty żartami, ale możesz już wrócić -.-
Jest krótko, jest z dupy, ale jest, amen!
<3


środa, 12 listopada 2014

2.05

Mogłam się domyślać, że ten wieczór w żadnym wypadku nie skończy się normalnie. Dobra, ja byłam o tym przekonana, ale wolałam wprowadzić na początku trochę dramaturgii... Mniejsza o większość, zapomnijmy o tym.
Siedzenie w mieszkaniu, przyjmowanie milion pozycji i przełączanie pilotem kanałów w telewizorze to na bank nie był szczyt marzeń niektórych z obecnych (tak, Chris, dzień dobry!), więc kwestią czasu było, aż ktoś wpadnie na jakiś iście genialny pomysł.
-WIEEEEEEEM! - Chris zerwał się z kanapy na równe nogi. Monia i Karol aż od siebie odskoczyli tak się przestraszyli.
-Głośniej się nie dało? - skrzywił się Tai.
-Bobera wystraszyłeś! - Maja za to pogłaskała dłonią lekko nastroszone futerko kota. Serio, ten rudy terrorysta na czterech łapach dosłownie w kilka minut zagarnął sobie serce i Woffindena i Mai! Tylko czekać aż wystąpią z podaniem o becikowe i kupią mu wózek spacerowy. Hahaha, taki żart, aczkolwiek... To są oni, ich nie ogarniesz.
-Właśnie widzę. - Chris otworzył szerzej oczy kiedy padł na niego wzrok wkurzonego Bobera. - Serio, ten kot ma z garem! Czy nikt do tej pory tego nie zauważył? - spojrzał na nas wyczekująco.
-Na mnie nie patrz, ja jestem po twojej stronie! - od razu zaznaczyła Monika, a ja pokiwałam gorliwie potakująco głową. - Przecież on ma kurwiki w oczach!
-Dajcie mu spokój! - Maja od razu stanęła w jego obronie i ponownie pogłaskała jego futerko. - Cichutko malutki, oni mają z banią, nie zwracaj na nich uwagi. - zwróciła się do niego, na co cichutko zamiauczał. - Jesteście jacyś uprzedzeni! Bo co, bo jest rudy? - oburzyła się, na co Karol parsknął śmiechem, ale jak szybko zaczął tak szybko przestał. - Dariusz też jest rudy i ma z garem, ale jego się jakoś nie czepiacie! - dalej się nakręcała. - A przypominam, że nie ma na świecie drugiej takiej osoby, która mogłaby się równać z jego manią z banią.
-Heeej, zejdźcie z niego! - oburzyłam się.
-Nie to żeby ktoś planował na niego wejść. - do debaty wtrącił się Chris. - Ale znowu odbiegliśmy od tematu! Czy nikt nie chce wysłuchać tego, co mam do powiedzenia?
-Szczerze? - Karol spojrzał na niego z pełną uwagą.
-Spadaj. - prychnął Holder. - A co powiecie na imprezę na mieście? Dawno nigdzie nie byliśmy i jeszcze trochę, a przyjdzie nam kupić prenumeratę czasopisma dla emerytów i rencistów i tyle z tego będzie. Dziewczyny już zaczęły się otaczać kotami jak te stare wariatki! Stop zdziadzieniu! - rozpoczął swoją przemowę, a mi nie pozostało nic innego jak walnąć się dłonią w czoło. Za kim on taki wyrósł, ja się pytam? Jego rodzice są normalni, jego bracia też, chociaż z Jack'iem nigdy nic nie wiadomo, młody jest, może jeszcze ewoluować.
-I zostawimy Bobera samego w domu już jego pierwszej nocy? - odezwał się Tai.
-Możesz z nim zostać, albo nauczyć go na szybkiego kroków do "Aserehe" i niech idzie z nami. - Chris przewalił oczami. - Nie zachowuj się jak pojeb! - podniósł swój głos.
-W sumie, jeśli mam do wyboru siedzenie w domu i przyswajanie skondensowanej dawki głupoty wszystkimi dostępnymi możliwościami, to ja jednak wolę tę imprezę. - stwierdziła Monika.
-Siostro moja! - Holder od razu podleciał przybić jej pionę. - Ty zapomnij, może inni rodziny nie wybierają, ale ja owszem i w żadnym wypadku się tam nie mieścisz. Nie masz cycków! - zwrócił się do siedzącego obok Karola. Serio, starałam się opanować, ale parsknęłam śmiechem. Co on bierze, ja się pytam?
Podczas gdy trio Monika, Karol, Chris spierali się z duetem Maja, Tai o wyższości wyjścia na miasto nad zostaniem z jedynym w swoim rodzaju Boberem i na odwrót, postanowiłam napisać smsa do Darcy'ego. W tym celu wyciągnęłam z kieszeni spodni swój telefon i szybko wystukałam wiadomość.

"Chris i jego głupota w akcji. Czy ten dzień może być piękniejszy? :| Zanosi się na to, że skończymy na mieście, a ja tak cholernie za Tobą tęsknię! :| <3"

Na odpowiedź nie musiałam czekać nawet minuty. I nie, to wcale nie był sms, a rozmowa telefoniczna.
~Jak to skończysz na mieście? Z kim? - usłyszałam zanim zdążyłam się w ogóle przywitać.
-Tak, mnie też miło Cię słyszeć, u mnie świetnie, pogoda fantastyczna, wszyscy zdrowi i w ogóle nie wiem czy wiesz, ale dzisiaj okazało się, że będzie nas o jednego więcej! Cieszysz się? - zaświergotałam z ironią. Po drugiej stronie nastała kompletna cisza. Aż odsunęłam telefon, żeby sprawdzić, czy przypadkiem któreś z nas się nie rozłączyło, ale nic z tych rzeczy. - Darcy, jesteś tam? - zapytałam lekko spanikowana, wstając z kanapy i ruszając w stronę swojego pokoju, gdzie nie przeszkadzałby mi hałas pozostałej piątki. I Bobera.
~Eee... - nawet przez telefon słyszałam jak głośno przełknął ślinę. - Co masz na myśli mówiąc, że będzie nas o jednego więcej? Ty chyba nie jesteś... - przerwał, a mi chwilę zajęło, zanim domyśliłam się, czego nie dopowiedział.
-O matko, Darcy, zwariowałeś? - prychnęłam śmiechem. - Nie jestem w ciąży! - nadal się śmiałam.
~No to nie strasz mnie tak więcej! - oburzył się. - Myślałem, że zawału dostanę!
-Gdyby się okazało, że jestem w ciąży, byłbyś pierwszą osobą, która by o tym usłyszała. Serio. - coś dziwnego przebiegło mi przez całe moje ciało. Ciąża? Darcy i ja rodzicami? To takie... Sama nie wiem.
~Miło mi to słyszeć, aczkolwiek póki co wolałbym cierpieć na głuchotę jeśli przyszłoby mi do wysłuchania tej wiadomości. - palnął, na co przewaliłam oczami. - No teraz powiedz mi o co chodzi z tym nowym członkiem.
-Mamy kota. - wyjaśniłam. - Rudego, dziwnego, patrzącego na nas jak na potencjalny obiekt do destrukcji i w ogóle sprawiającego wrażenie, jakby wysłała go do nas Al Kaida.
~Skąd wy go wytrzasnęłyście? - oczami wyobraźni widziałam jak w tym momencie podnosi brew ku górze.
-Dobre sobie. - prychnęłam. - Karol nam go przywlókł. I nawet nie mogłyśmy spakować i jego i tego kota do tego samego kartonu i oboje wysłać do Mozambiku, bo Maja, wspierana przez Taia, dostała jakiś spazmów na jego widok i nie ma już szans żeby się go pozbyć.
~I oni nadal uważają, że między nimi to jest tylko taka przyjaźń? - on również prychnął, a ja uśmiechnęłam się na całą szerokość. Skoro nawet Darcy zauważał, że coś jest na rzeczy, to mam już pewność taką samą, jakby oboje nam to potwierdzili. - Ale dla bezpieczeństwa zabrałyście wszystkie maszynki z zasięgu wzroku Woffiego? - dorzucił, na co tym razem parsknęłam śmiechem na cały głos. Właśnie dlatego tak bardzo uwielbiam tego człowieka. - nie dał mi jednak odpowiedzieć, bo od razu kontynuował. - Ale wracając do głównego tematu. Idziecie na miasto? Kto? Po co?
-Chris nam to obwieścił, a dobrze wiesz, że nie spocznie, dopóki nie stanie na jego. Będzie jak wrzód na dupie tak długo, aż się zgodzimy. - przewaliłam oczami. - No więc niech mu będzie. Poza tym dawno nigdzie nie byliśmy.
~Nie podoba mi się to. - mruknął.
-Wiem, ja też wolałabym iść tam z tobą, odganiać te wszystkie napalone fanki łopatą i w ogóle, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma. - nie zaśmiał się, a to był zdecydowanie zły znak. - Oj Darcy, proszę cię, nie wkurzaj się.
~Nie wkurzam się, po prostu się martwię. - odpowiedział, a mi zrobiło się ciepło na sercu. Właśnie tak działa na mnie ten człowiek. - Nie lubię jak wychodzisz gdziekolwiek beze mnie, bo nie mogę cię mieć wtedy na oku. - burknął. - A polegać w tej kwestii na Chrisie to jak postawić na wygraną Kuciapy w starciu ze mną o twoje serce. - dodał. Ponownie się zaśmiałam.
-Dlatego nie idę tam tylko z Chrisem, ale również pozostałymi.
~Ale weź ze sobą Adriana, okej? Wiem, gościu czasami jest gorszy niż mama na przeszpiegach, ale przynajmniej wiem, że będzie Cię pilnował.
-Załatwione. - szybko się zgodziłam. Zresztą i tak miałam napisać do Miedziaka, czy ma dzisiaj wolny wieczór. Zabawa bez mojego przyjaciela to nie zabawa, a ja w sumie dawno już go nie widziałam. A nie, widziałam go wczoraj, ale dla nas to i tak dawno!
~W żadnym wypadku nie baw się dobrze, bo jeszcze ci się sposób na balowanie beze mnie... - przewaliłam w tym momencie oczami. - ...uważaj na siebie i na tego świra... - tak, tutaj na pewno miał na myśli Chrisa, no bo kogo by innego? - ...i dawaj mi znać co jakiś czas co tam u ciebie słychać, okej?
-Masz to jak w banku. - odpowiedziałam. - Kocham cię i cholernie za tobą tęsknię.
~Kocham cię. - mogłabym słyszeć to milion razy dziennie, a i tak nigdy nie miałabym tego dość. - I zdecydowanie wariuję bez ciebie! - dodał.
Pożegnałam się z nim, po czym oboje się rozłączyliśmy. Nawet rozmowa telefoniczna, jak na nasze standardy krótka, sprawiła, że na mojej twarzy pojawił się uśmiech. Byłby zapewne większy, gdyby był teraz tuż koło mnie, ale póki co to musiało mi wystarczyć.
W salonie natomiast nadal trwała zawzięta dyskusja. A Bober patrzył na nich wszystkich po kolei z miną w stylu "i tak was nienawidzę". No, może na Maję i Taia patrzył bardziej w stylu "głaszcz mnie, świrze!".
-Jeszcze nie doszliście do porozumienia? - zapytałam, rozsiadając się wygodnie na kanapie.
-Wychodziłaś? - Monia podniosła brew ku górze.
-I ty się nazywasz moją przyjaciółką... - westchnęłam. - Na czym stoi?
-Jeszcze nic nie stoi. - Chris spojrzał na mnie, ruszając wymownie brwiami.
-O boże, weź się lecz! - powiedziałam, kiedy dotarł do mnie sens jego słów. - Rozmowa na czym stanęła ty tępa klepo!
-Ta dwójka upiera się żeby zostać i tyle w temacie. - odpowiedział mi Karol.
-No i co za problem? - uniosłam brew ku górze. Serio, to jest chyba nasz firmowy znak. - Niech zostaną w domu, SAMI, skoro tak bardzo chcą, a my pójdziemy na imprezę. Nie widzę przeszkód. - wzruszyłam ramionami, a w środku szczerzyłam się jak dureń na myśl o tym, co tu się będzie działo jak nas nie będzie. Może by tak zamontować kamerę? Albo dwie? Ewentualnie dwanaście?
-Ja też nie! - Monika szybciutko mnie poparła i byłam przekonana, że ta mina, którą właśnie mi posłała, mówiła zdecydowanie więcej niż tysiąc słów.
-Ja w sumie też nie widzę problemu... - zaczął Tai, patrząc z lekkim stresem na Maję, która uparcie wpatrywała się teraz w leżącego na jej kolanach Bobera i głaskała go ze znacznie większym natężeniem niż wcześniej. Daję temu kotu tydzień i będzie łysy jak kolano.
-No to załatwione! - zawyrokował Chris, klaszcząc w łapki. Powiedzenie, że jara się jak Rzym za Nerona, to mało powiedziane. - Za mną ferajna, idziemy podbijać Toruń! - i jako pierwszy poleciał do przedpokoju, ubrać na siebie monsterową bluzę. Popatrzyliśmy na siebie, wzruszyliśmy ramionami i od razu z Moniką ruszyłyśmy do swoich pokojów żeby się przebrać. - Tylko rura z tym pindrzeniem się, bo nie chcę tutaj zakwitnąć od czekania! - usłyszałyśmy tylko za sobą. Przewaliłam oczami, ale dla własnego bezpieczeństwa i spokoju ducha wolałam się sprężyć.
15 minut później wszyscy gotowi do wyjścia staliśmy już w przedpokoju.
-Tylko spokojnie mi tutaj, robaczki. - Monika zwróciła się do Taia i Mai. - Możecie włączyć sobie Tabalugę na necie, albo pograć w warcaby jeśli je znajdziecie, bo nie będę pokazywać palcami kto ostatnio pił z pionków, bo potłukł kieliszki. - spojrzała wymownie na Chrisa.
-No co? - mruknął, wkładając ręce do kieszeni.
-Serio, idźcie już sobie. - mruknęła Maja, przewalając oczami.
-W sumie, wiecie co? - zaczęłam, rozglądając się po wszystkich. - Jakoś tak odechciało mi się wychodzić... Może jednak zostaniemy?
-Wiesz, mi też się już nie chce. - od razu podłapała Monika.
-Nooo, mi też! - i Karol.
-Może zostańmy i poróbmy coś wspólnie? - nawet Chris skumał o co chodzi.
-Jesteście głupi jak buty od lewej nogi! Spadajcie! - Tai się lekko zirytował, na co parsknęliśmy śmiechem, po czym zostawiając tę dwójkę samym sobie (i Boberowi!), wyszliśmy z mieszkania.
Toruniu, nadchodzimy!




*******
Dla tych dwóch, które mają z banią jak mało kto (jak nikt inny, żeby być szczerym!), ale i tak wielbię je po wsze czasy!
LKF! <3333

poniedziałek, 3 listopada 2014

2.04

Mogłam się domyślać, że powrót na uczelnię to w żadnym wypadku nie będą kwiatki, bratki i stokrotki. Koniec semestru zbliżał się nieubłaganie, a ja miałam tak wielkie zaległości, że czasami miałam wrażenie, że nie było mnie siedem miesięcy, a nie ledwo jeden. I to taki naciągany jeden.
Tak czy inaczej, ilość kartek, które skserowałam w ciągu tego całego tygodnia, ilość przepisanych notatek, ilość zadanych mi na weekend referatów i kolokwiów, które musiałam zaliczyć w najbliższym czasie sprawiały, że miałam ochotę usiąść w kącie i się rozpłakać. Naprawdę, wykładowcy nie zastosowali wobec mnie żadnej taryfy ulgowej, czemu się w sumie nawet nie dziwie. Chyba głupio bym się czuła, gdyby traktowali mnie jak obłożnie chorą, podczas gdy ja wylegiwałam się na plaży w słonecznej Australii. Tak, powstrzymywałam się nawet przed wrzucaniem zdjęć na wszelakie możliwe portale, chcąc dmuchać na zimne. Bóg jeden wie czy komuś z uczelni przypadkiem nie strzeliłoby do głowy wejść i sprawdzić. Byłby kanał.
A więc studia dołowały mnie maksymalnie, ilość pracy, która mnie czekała była zdecydowanie średnio do ogarnięcia, ale żadna z tych rzeczy wcale nie była najgorsza.
Tęsknota.
Jedno słowo, 3 sylaby, 8 liter. To było to, co sprawiało, że każdy dzień był gorszy od poprzedniego. Tęskniłam tak bardzo, że momentami aż ciężko było w to uwierzyć. U mnie nie dość tego, że tęskniłam, to jeszcze zamartwiałam się tym, jak sobie radzi, co właśnie robi, czy nie forsuje zbytnio kolana, czy nie stało się coś strasznego... Za każdym razem, kiedy spóźniał się z telefonem chociażby o 10 minut, w mojej głowie zaczynało roić się od głupich i zdecydowanie niewesołych scenariuszy, które na całe szczęście nigdy się nie sprawdzały. Darcy wkurzał się tym, że póki co musi siedzieć w domu, że jego zdolność ruchowa jest póki co znacznie ograniczona, że czuje się jak przeziębiony niemowlak, któremu tylko podtykają rzeczy pod nos (tak, pani Middleditch podobno przechodziła samą siebie chcąc mu jakoś dogodzić) i że tęskni za mną cholernie. W takich momentach miałam ochotę rzucić wszystko w cholerę, wsiąść do najbliższego samolotu lecącego do Anglii tylko po to, by kolejne chwile móc spędzać w jego towarzystwie. I pewnie nie raz bym tak zrobiła, gdyby nie obecność Mai i Moniki. Uwierzcie mi, nikt tak nie potrafi sprowadzić człowieka na ziemię jak te dwie, na dodatek współpracujące ze sobą. Aż dziwne, że żadna rządowa organizacja jeszcze się nimi nie zainteresowała.
Taaa, byłoby ciekawie.
Podsumowując, miniony tydzień był do bani, następny pewnie będzie jeszcze gorszy, studia to zło, dziewczyny to zło wcielone, wszystko mnie drażni i tęsknię jak cholera. Mieszanka wybuchowa.

***

Siedząc na kanapie w salonie bezmyślnym wzrokiem wgapiając się w telewizor i z częstotliwością co dziesięć sekund zmieniając kanały, miałam nadzieję, że w pół Torunia walnie zaraz jakiś meteoryt, żeby tylko zaczęło coś się dziać. Nuda, proszę państwa, nuda po całości! Maja, jak zwykle, zajęła się czytaniem jakiegoś opowiadania, które o dziwo chyba aż tak bardzo jej nie wkurzało, bo nie produkowała się na pół miasta, wymyślając wszelakie tortury dla autorki. To z kolei była nowość. No a Monika, jak to Monika, znowu udawała, że się uczy, chociaż chyba nawet Dzieci z Bullerbyn by zauważyły, że nauka to ostatnia rzecz, która w tym momencie zaprząta jej myśli.
-Karol za moment wpadnie. - poinformowała nas kilka minut później, co tylko potwierdziło moje przypuszczenia odnośnie edukacji.
-I dobrze, może zacznie się coś w końcu dziać. - westchnęłam głośno, odkładając pilot na bok i wpatrując się w Hajzera reklamującego proszek do prania. Jeśli to nie jest potwierdzenie tego, że ten dzień póki co jest do bani, to ja już nie wiem co nim będzie.
-A mówiąc za moment, mam na myśli serio moment, bo ten człowiek już jest pod blokiem. - jakby na potwierdzenie jej słów po mieszkaniu rozległ się dzwonek domofonu. Monika niemal jak na skrzydłach poleciała otworzyć drzwi swojemu ukochanemu i warowała przy drzwiach wejściowych aż do momentu, w którym nie zaszczycił nas swoją obecnością.
-Cześć skarbie. - uśmiechnął się szeroko, nachylając w stronę brunetki, tylko po to, by przywitać się z nią czułym pocałunkiem. Oni są tak bardzo kochani, że aż nie możesz się nie uśmiechać, kiedy ich widzisz. I nie muszę wcale mówić, że poziom tęsknoty podskoczył o kilka poziomów? - Cześć dziewczyny! - oboje weszli do salonu.
-Sieeeema! - Maja oderwała wzrok od laptopa, kierując go w stronę Ząbika. - A co ty tam trzymasz pod pachą? Powiedz, że to jest coś do jedzenia, bo mam wrażenie, że mój żołądek od godziny cicho chlipie z głodu. - palcem wskazała na średniego rozmiaru pudełko, które trzymał pod pachą.
-To jest właśnie niespodzianka, o której ci mówiłem. - zwrócił się do Moniki, cały czas się uśmiechając.
-Nie jestem pewna, czy lubię do końca twoje niespodzianki... - uniosła lewą brew ku górze.
-Daj spokój, moje niespodzianki są genialne! - oburzył się. - No dobra, może nie wszystkie. - dodał, widząc jej pełen wymowy wzrok. - Ale większość! - szybko dorzucił.
-Dobra, pochwal się lepiej na co w tym momencie wpadłeś. - westchnęłam, podkurczając nogi pod siebie.
Karol tymczasem odstawił pudełko na ziemię, a ono niebezpiecznie się poruszyło. Zaraz, że jak?
-Czy tylko ja mam zwidy, czy to coś się rusza? - Maja chyba spostrzegła to samo. - Ooo człowieku, coś ty nam przywlekł? - jej oczy były teraz rozmiaru pięciozłotówek.
-Uwaaaagaaaa... - chcąc podnieść dramaturgię sytuacji, przeciągnął maksymalnie sylaby, kucając przy kartonie i uchylając jego zawartość. - Tadaaaaam! - dorzucił, a z pudełka coś się wynurzyło.
Coś rudego, małego i patrzącego na nas z rządzą mordu.
O matko.
-Czy to jest...? - pierwsza głos odzyskała Monika.
-Tak, to jest kotek, prawda, że śliczny? - widząc nasze, delikatnie powiedziawszy, zdziwione miny, dodał: - No pewnie, że jest śliczny!
-Gdzieś ty go dorwał? - zapytałam, patrząc niepewnie na kota, który rozpoczął swój powolny obchód po salonie. I jak Bóg mi świadkiem, ten kot najzwyczajniej w świecie prychał za każdym razem, kiedy nas widział! I to nie prychał w stylu "o jak świetnie i cudownie, nowe milutkie twarze" tylko bardziej w stylu "i tak nasram wam do butów, wy głupie bździungwy".
-Wolicie wersję podkoloryzowaną, czy prawdziwą? - najwyraźniej sam odpowiedział sobie na te pytanie, bo chwilę później kontynuował: - Mój znajomy ma ich chyba jakiś milion i wcisnął mi ostatnio jednego. Ale gdzie ja i zwierzę. Dlatego od razu pomyślałem o was, bo wy macie takie mięciutkie i dobrutkie serduszka, że na pewno nie wyrzucicie go na zbity pysk za drzwi.
-Jego może nie, ale ciebie to już inna sprawa. - odezwała się Maja. -Czy tylko ja mam wrażenie, czy on ma jakieś kurwiki w oczach? - ponownie uniosła brew, wpatrując się w, na pozór, słodkiego kociaka, przechadzającego się wte i we wte po salonie. - Jak on, ona w ogóle się wabi?
-To jest on, w sensie, że facet, tylko taki koci facet i nie ma jeszcze imienia. - odpowiedział Karol, a ja parsknęłam cichym śmiechem. Ten gościu jest niesamowity. - Macie tutaj pole do popisu.
-A skąd w ogóle pewność, że go zatrzymamy? - Monika zaplotła ręce na klatce piersiowej.  - Serio, Karol, nie mogłeś w prezencie kupić nam po kwiatku i po kłopocie? - niemal jęknęła.
-Ale to takie beznadziejne. - machnął niedbale ręką. - To jak przygarniecie tego pysiaczka do siebie? - "pysiaczek" jakby się domyślił, że właśnie o nim mowa, bo niewielką łapką trącił kabel od ładowarki przy laptopie Mai. Dobrze, że nie miał więcej siły, bo gdyby zwalił jej sprzęt, to podejrzewam, że szybko miałby okazję przekonać się na własnej skórze, czy stwierdzenie, że koty zawsze spadają na cztery łapy dotyczy również tych wyrzuconych z okna z piątego piętra.
Wymieniłyśmy między sobą serie spojrzeń, serie westchnień i serie tłumionego śmiechu i już miałyśmy się odezwać, kiedy ponownie przerwał nam dźwięk dzwoniącego domofonu. Kogo znowu niesie? Monika, stojąca najbliżej, pofatygowała się sprawdzić kto to. Dwie minuty później wszystko było już jasne.
-Dzień dobry kwiatuszki!!! - drzwi od mieszkania otworzyły się niemal z hukiem, a do salonu wmaszerował uśmiechnięty od ucha do ucha Chris. - Tęskniłyście za mną? Wiem, że tęskniłyście, kto by nie tęsknił. - sam sobie odpowiedział na to pytanie, zgarniając stojącą tuż koło niego Monię do uścisku.
-Chciałaś, żeby coś zaczęło się dziać? - brunetka spojrzała na mnie z trudną do rozgryzienia miną.
-Cofam te słowa. - westchnęłam głośno.
Chris chwilę później dał spokój Monice i  przerzucił się na Maję, a ja dopiero teraz zauważyłam, że gość jest jeszcze jeden.
-Siemanko! - swoją obecnością zaszczycił nas również Tai, który tak samo jak poprzednik zaczął się z nami wylewnie witać. - Cześć Maja! - posłał brunetce szeroki uśmiech, a ja od razu wymownie spojrzałam na Monikę. Oni chyba myślą, że jesteśmy ślepe, że nic nie zauważamy. Serio? Z kilometra można wyczuć między nimi miętę i poziomki, a oni absolutnie nic z tym nie robią. Aż ma się ochotę zamknąć ich w kanciapie o chlebie i wodzie i wypuścić dopiero wtedy,aż się ogarną.
-Cześć mój ukochany kwiatuszku! - Chris w końcu przysiadł się koło mnie na kanapie i mocno przytulił. - Wieki cię nie widziałem!
-No tak, tydzień to zdecydowanie przepaść czasowa. - wysapałam czując, że jeszcze chwila i połamie mi żebra. I pewnie tak by się stało, gdyby nasz nowy towarzysz dnia w tym momencie nie zamiauczał dość głośno jak na swoje rozmiary. - Co to było? - Holder od razu się ode mnie oderwał i zaczął rozglądać po salonie.
-MACIE KOTA?! - wydarł się Tai, który pierwszy go zauważył i od razu do niego podfrunął. - O jaaaaaaa, jaki genialny! - jakby nigdy nic wziął go na ręce i usiadł z nim na oparciu fotela zajmowanego przez Maję. - Cześć kolego! - przeczesał dłonią jego sierść.
-Weź się lepiej z nim nie spoufalaj, widziałam na zdjęciach jak wyglądają koty po dłuższym przebywaniu z tobą. - zwróciłam się do niego, a Monika prychnęła śmiechem. - Sierść w cudowny sposób z nich znika.
-Spadaj, one takie są od zawsze! - prychnął, cały czas głaszcząc kociaka, który teraz zaczął mruczeć, najwyraźniej odczuwając przyjemność. - Nic im nie robię, ile razy mam wam powtarzać?
-Dobra dobra, my tam swoje wiemy. Producenci maszynek do golenia już debatują nad tym, czy w tym sezonie nie zostać twoim głównym sponsorem. - palnęła Monika, na co wszyscy, poza zainteresowanym, parsknęliśmy śmiechem.
-Jak się wabi? - Tai zmienił temat. We trzy zgodnym ruchem wzruszyłyśmy ramionami. - Nie nazwałyście go?
-Bo tak jakby jest tutaj od kilkunastu minut? - wtrąciła Maja. - Nie zdążyłyśmy jeszcze nawet oswoić się z myślą, że go mamy, a gdzie tu mówić o reszcie.
-Tak na niego patrzę... - zaczął Chris, przechylając lekko głowę w bok i wpatrując się w zwierzaka, który nadal spoczywał w ramionach Woffindena. - Jest rudy, patrzy na nas jakby miał ochotę zeżreć nam nogę... Zrobię doświadczenie. - zarzucił rękę na moje ramiona, przyciągając mnie do siebie i cały czas patrząc na kota. Na kota, który w tym momencie znowu prychnął głośno, pokazując swoje uzębienie. - Jest rudy, wkurwia się, kiedy ktoś dotyka Lenę, ma dziwne zęby i w ogóle ma trochę z garem, nazwijcie go Darcy Junior! - palnął. Przez kilka sekund w salonie panowała cisza, która następnie przegrała z powszechnym śmiechem, jaki wydobył się z ust piątki z nas.
-Masz z banią! - Monika cały czas się śmiała.
-No co, może nie mam racji? - Chris i jego teorie, serio, skąd on je bierze? - Skoro nie Darcy Junior to niech będzie Bober. Idealnie do niego pasuje! No zobaczcie same! - znowu odwrócił się w strone kota. - Bober, kici, kici! - zwierzę uniosło swój łepek i spojrzało na Holdera jak na debila. - No widzicie, reaguje! - był z siebie mega dumny, a my parsknęłyśmy jeszcze większym śmiechem.
Ci ludzie są fenomenalni.
Podsumowując: dorobiłyśmy się kota, który przyjął nazwę Bober, Chris nadal ma tak samo z garem, jak miał do tej pory, Karol nadal nie przyswoił sobie naszych słów, że niespodzianki to nie jest jego mocna strona, nuda w żadnym wypadku już nie będzie nam doskwierać i zapowiada się pełen emocji dzień/wieczór/dwa razy nie mówić jak noc.
Ot, standardowy dzień z życia królewskiej rodziny.
Taak, z ironią mi do twarzy.



*******
Więcej dialogów niż w Gwiazd Naszych Wina (xD), ale serio, nic więcej nie wycisnę ;d
<3

PS1: co ja biorę przed pisaniem?
PS2: weno, serio, żarty żartami, ale mogłabyś już wrócić -.-