piątek, 26 września 2014

2.02

-Niestety nie mam dla pana zbyt dobrych wiadomości. - do sali, w której siedziałam razem z Australijczykiem wszedł około czterdziestoletni lekarz, trzymając w dłoniach plik kartek, najprawdopodobniej wyników badań, które przeszedł dzisiaj Darcy. A trochę ich było, wierzcie mi. Z ust samego zainteresowanego wydostało się ciche przekleństwo, a ja mocniej ścisnęłam jego dłoń. Cokolwiek by się nie działo, jestem z nim. - Potwierdziło się zerwanie więzadeł, na dodatek dość poważne. Przy tego rodzaju urazie zalecałbym operację. - powiedział.
-Ile trwałaby rehabilitacja? - zapytał Darcym siląc się na opanowany ton głosu.
-Jeśli wszystko poszłoby zgodnie z planem, sądzę, że około 4 miesięcy. Może trochę mniej, jeśli sprzyjałoby nam szczęście.
-ILE?! - i to by było na tyle, jeśli chodzi o opanowanie w jego głosie. - Pan żartuje, prawda?
-Chciałbym, panie Ward, ale takie są realia. Pańskie kolano jest w naprawdę złym stanie i jeśli mam być szczery, 4 miesiące to i tak nie jest długo. Mogło to się skończyć dużo gorzej. - nawet nie chciałam słyszeć o potencjalnych skutkach tego nieszczęsnego upadku. Wystarczyło mi to i widok załamanego chłopaka.
-Istnieją jakieś inne wyjścia z tej sytuacji, nie licząc operacji? - wtrąciłam się do rozmowy, widząc, że Darcy nie bardzo jest teraz w stanie prowadzić jakąkolwiek rozmowę.
-No cóż, istnieje możliwość rezygnacji z operacji i poddania się rehabilitacji bez niej, ale jest to wysoce ryzykowna sprawa. Uraz taki jak pana, w każdej chwili może się pogłębić, a patrząc na to, jaki sport pan wykonuje, ryzyko automatycznie wzrasta. Może dojść do dalszych uszkodzeń, których skutki mogą być o wiele gorsze niż dotychczasowe. - z każdym kolejnym słowem, wypowiadanym przez lekarza, czułam się coraz bardziej przybita. Naprawdę, mając na uwadze to, jak ten upadek wyglądał, powinnam być wdzięczna, że nie skończyło się czymś gorszym, ale w tej chwili trudno było mówić o jakichkolwiek pozytywach.
-Ile mam czasu na zastanowienie się i podjęcie decyzji? - spytał Australijczyk, odchrząkając lekko. Nawet nie musiałam na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że bardzo to przeżywa i zdecydowanie to po nim nie spłynęło.
-Im szybciej się pan zdecyduje, tym lepiej. Nie ma co ukrywać, że czas jest ważny, tym bardziej, że zakładam, że zależałoby panu na jak najszybszym powrocie do ścigania, mam rację? - Darcy kiwnął potakująco głową, przygryzając dolną wargę.
-Chciałbym tę decyzję przemyśleć, przedyskutować z paroma osobami i wtedy się zdecyduję. - stwierdził.
-W takim razie, proszę się do mnie zgłosić, jeśli pan zdecyduje już co dalej, i wtedy podejmiemy dalsze kroki. - powiedział lekarz, kończąc tym samym dyskusję. Posłał mi pełen otuchy uśmiech, który starałam się odwzajemnić, a do Australijczyka odezwał się: - Zrobimy wszystko co w naszej mocy, żeby postawić pana jak najszybciej na nogi. - brzmiało to tak, jakby zwracał się do osoby sparaliżowanej, czy coś w tym stylu. Miałam ogromną ochotę warknąć na niego za to, ale nie chciałam wszczynać niepotrzebnej kłótni, ani niczego w tym stylu.
-Dzięki. - Darcy chyba pomyślał o tym samym, bo spojrzał na lekarza jak na totalnego idiotę. Powoli, pomagając sobie kulami, wstał z łóżka, na którym to do tej pory się znajdował. Lekarz w tym czasie pożegnał się z nami i opuścił salę, zostawiając nas w niej samych. Wcześniej wręczył mi jeszcze wyniki badań chłopaka. Podniosłam się z krzesła, zakładając na siebie kurtkę, spoczywającą dotychczas na moich kolanach.
-Gotowy? - zwróciłam się do Darcy'ego, na co odpowiedział mi kiwnięciem głowy. Wygląda na to, że póki co nie mam co liczyć na wielowątkowe, rozbudowane konwersacje. Znam go nie od dziś i wiem, że nie ma co naciskać. Musi sobie najpierw sam wszystko poukładać w głowie, przetrawić usłyszane informacje i potrzebuje do tego ciszy i spokoju. Nie mam zamiaru w żaden sposób mu się narzucać, a on sam doskonale wie, że jeśli tylko będzie chciał ze mną porozmawiać, albo będzie potrzebował mojej pomocy, to może na nią liczyć.
Przez ten cały okres czasu, kiedy jesteśmy razem, udało nam się zbudować naprawdę wspaniałą więź, opartą nie tylko na miłości, ale również na zrozumieniu, wzajemnym szacunku, zaufaniu i swojego rodzaju przyjaźni. Zdecydowanie nasz związek był już na etapie czegoś poważniejszego niż szczeniacka miłość dwojga młodych ludzi. Ciężko opisać to, co jest między nami. Może zabrzmi to tanio i trochę ckliwie, ale jest tak, jakby dwójka najlepszych przyjaciół, którzy znają się na wylot, postanowiła być razem i to działa. Musieliśmy przejść przez sporo trudności i problemów, wiele na pewno jeszcze jest przed nami, ale w tym momencie wiem, że to Darcy jest tym, z którym wiążę swoją przyszłość. Jest wszystkim, czego mi w życiu potrzeba i wiem, że on czuje to samo. Jedna dusza, w dwóch ciałach. Choć czasami tak bardzo różni, to tak idealnie dopasowani. Perfekcyjnie nieperfekcyjni.
Schowałam dokumenty do plecaka Australijczyka, który następnie zarzuciłam sobie na ramię, totalnie olewając jego zirytowany wzrok. Chwilę po tym wyszliśmy z sali, kierując się w drogę powrotną do domu.
***
Bezmyślnym wzrokiem wpatrywałam się w ekran telewizora, na którym wyświetlany był jakiś program rozrywkowy. Uczestnicy ni to śpiewali, ni to tańczyli, ni to zmieniali kreacje. Coś w stylu "Twoja twarz brzmi znajomo". Tak czy inaczej, mimo że nie spuściłam z ekranu wzroku nawet na moment, to i tak nie miałam bladego pojęcia, co tam się w ogóle działo, albo dzieje w tej chwili. Ciałem może i znajdowałam się w tym pomieszczeniu, ale moje myśli były piętro niżej, tuż przy chłopaku, który właśnie rozmawiał z Middlo. Od jakiejś godziny jego telefon nieustannie dawał o sobie znać. Dzwonił do niego Sławomir Kryjom - dyrektor sportowy toruńskiej drużyny, dzwonił Stefan Andersson - trener Piraterny Motala. Dzwonili jego rodzice, dzwonił Gino, jego mechanik, dzwonił Miedziak, dzwonił Emil Sajfutdinow, nowy nabytek drużyny z Torunia, dzwonił Tai i na końcu zadzwonił Chris. O ilości smsów, jakie zawaliły jego skrzynkę odbiorczą już nawet nie wspomnę.
Wszystkie te osoby były z nim, życzyły mu szybkiego powrotu do zdrowia, trzymali kciuki za to, żeby jak najszybciej wrócił do ścigania.
Warto dodać do tego ogrom miłości i wsparcia od kibiców, którzy pisali do niego na Twitterze i Facebooku. Australijczyk czytał każdą wiadomość i od czasu do czasu na jego twarzy pojawiały się zalążki uśmiechu. To dobrze wróżyło na przyszłość.
Dobra, wiem, przeżywam. W końcu to jest Darcy, on tak łatwo się nie załamuje i nie odpuszcza. Z tym też sobie poradzi, jestem tego pewna.
Moje rozmyślania przerwał stukot kul, odbijanych od podłogi, co znaczyło, że Darcy wraca do pokoju. Wiem, że rozmowa z Middlo dużo mu da i pomoże mu podjąć dalsze decyzje. Mało kto jest dla niego takim autorytetem jak właśnie menedżer drużyny Poole Pirates.
Zresztą, to właśnie u niego mieszka Darcy, kiedy przebywa w Europie. Odkąd Chris związał się z Sealy, postanowił dać im pełną swobodę do wspólnego życia i wyprowadził się z domu, w którym wspólnie mieszkali. To właśnie Middlo wysunął propozycję, żeby Darcy zamieszkał w wolnym pokoju w domu jego i jego żony. To naprawdę wspaniałomyślne ze strony Brytyjczyka, że zaproponował coś takiego. Darcy wahał się tylko chwilę, bo, jak to on, trochę marudził, że nie będzie się czuł zbyt swobodnie, ale namowy ze strony państwa Middleditch zrobiły swoje. Wyszło na to, że Australijczyk zadomowił się i jak najbardziej nie żałuje tej decyzji. Cóż, ja też nie mam co narzekać, przynajmniej wiem, że jest ktoś, kto chociaż trochę będzie go pilnował, kiedy ja jestem w Toruniu.
Drzwi od pokoju w końcu się otworzyły i do środka wszedł Darcy. Swoje kroki od razu skierował w stronę łóżka, na którym siedziałam. Odłożył kule na bok, zajmując miejsce tuż koło mnie. Czekałam cierpliwie na to, aż pierwszy zacznie rozmowę. Jedynym ruchem z mojej strony było przybliżenie się do niego i położenie swojej głowy na jego ramię.
-Nie poddam się operacji. - wydusił z siebie po niecałej minucie ciszy, jaka panowała w pokoju, nie wliczając w to grającego telewizora.
-Jesteś pewny? Co ci powiedział Middlo?
-Middlo był delikatnie mówiąc przeciwny tej decyzji, twardo obstawiał przy operacji, ale ja po prostu nie chcę. Przecież to zawali cały mój sezon! I tłumaczenie w stylu "to nie jest ostatni rok twojej jazdy, wrócisz w następnym sezonie" kompletnie do mnie nie przemawia. Nie i koniec! - wykrzywił usta w lekkim grymasie. - Wiem, że to trochę ryzykowne. - dodał, widząc moją nieprzekonaną minę. - Wiem, jakie mogą być konsekwencje, ale chcę spróbować przetrwać bez tej operacji.
-Więc jakie plany na najbliższy okres? - odchrząknęłam lekko.
-Do następnych zawodów mam jeszcze trochę czasu, odpuszczę sobie pewnie kilka spotkań, rozpocznę rehabilitację i spróbuję wrócić na Grand Prix w Bydgoszczy. Wtedy będę wiedział więcej, czy dam radę jeździć w tym sezonie, czy nie. - odpowiedział. No cóż, to było dość logiczne wytłumaczenie, ale nadal nie mogłam pozbyć się wątpliwości. A co, jeśli pójdzie coś nie tak? Już nawet nie chodzi o to, że dyskomfort podczas ścigania będzie zbyt duży, czy coś w tym stylu, ale jeśli, nie daj Boże, przytrafi mu się jakiś upadek? Już nie mówię nawet o nie wiadomo jakim karambolu, ale nawet zwykły uślizg, pociągnięcie na jakiejś koleinie... Co wtedy? Co jeśli znowu oberwie kolano i skończy się dużo, dużo gorzej niż teraz? Wiem, to jest takie gdybanie, na dodatek pesymistyczne, ale to jest żużel. Tutaj takie rzeczy to niestety smutna rzeczywistość. Nie wiem czy to jest dobra decyzja, chociaż z drugiej strony... Może nie będzie tak źle? Darcy widząc moją niepewność i lekki stres, przyciągnął mnie jeszcze bliżej ku sobie, składając na moim czole czuły pocałunek. - Nie martw się, skarbie. Będzie dobrze, zobaczysz.
-Obyś miał racje, panie Ward, bo w przeciwnym razie osobiście nakopię ci do tej chudej dupy, zrozumiano? - zapytałam, siląc się na groźny ton. Zgodnie z przewidywaniami, Darcy parsknął śmiechem. Dobrze było znowu to słyszeć.
-Lubię jak jesteś taka drapieżna. - puścił mi oczko, szczerząc się jak dziecko na widok prezentu.
Tak, bez dwóch zdań mój Australijczyk wraca do formy.
***
Właśnie byliśmy w trakcie oglądania jakiegoś beznadziejnego programu na MTV, którym to Australijczyk jarał się jak nienormalny i przeżywał niemal każdą minutę, kiedy to mój telefon dał o sobie znać. Nie patrząc na to, kto dzwoni, szybko odebrałam, bo Darcy spojrzał na mnie jakbym rozbiła jego Motocrossa na skale. Taak, ja też cię kocham.
-Tak słucham? - z przyzwyczajenia zapytałam po polsku. Już miałam dorzucić też wersję angielską, kiedy to mi przerwano.
-Zdajesz sobie sprawę, że jak wrócisz do domu, to czeka cię delikatnie rzecz ujmując wpierdol jak stąd do Nibylandii? - ten jakże cudowny, pełen miłości i radości względem bliźnich głos mógł należeć tylko do jednej osoby.
-Taak, Monika, mnie też miło cię słyszeć. - parsknęłam śmiechem.
-Za moment będzie jeszcze milej, jeśli nie wytłumaczysz, co do cholery się z tobą dzieje? - do rozmowy wtrąciła się kolejna osoba, konkretniej mówiąc Maja. - Dzwonimy jak te debile z telekomunikacji, a ty nas perfidnie olewasz! Już chciałyśmy pisać do programu "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie" ale Karol zbił nam marzenia o wystąpieniu w telewizji, bo powiedział, że już tego nie pokazują. - dodała, na co mimowolnie parsknęłam śmiechem.
-Macie z garem. - wolną ręką otarłam oczy, w których powoli zaczęły gromadzić się łzy śmiechu. - Ale odpowiadając na wasze pytanie to siedzę w Anglii, pilnuję Darasa i bawię się w udawanie, że jestem twardziel i ogarniam całą sytuację.
-Właśnie, jak on się czuje? Wiadomo już co dalej?
-W życiu by się wam do tego nie przyznał, ale gdyby dało radę, to pewnie usiadłby w kącie i płakał. Serio, jest mega zdołowany, ale przynajmniej nie zamierza się poddać co jest plusem. Lekarze radzili operację i sezon do kosza, ale stwierdził, że nie ma bata, operacja musi poczekać, a on będzie jeździł.
-Ten to jest narwany. - stwierdziła Maja i dam sobie rękę uciąć, że jej brew powędrowała teraz ku górze.
-Ale w sumie ma rację. Jeśli jest nadzieja na to, że dociągnie ten sezon do końca, to warto spróbować. - dorzuciła Monika.
-Nie wiem, boję się, że to się może skończyć czymś gorszym... - przygryzłam nerwowo wewnętrzną stronę policzka.
-A przestań krakać! Ja nie wiem, wróżbity Macieja się naoglądałaś, czy co, że tak jęczysz? Będzie dobrze! Musi być! - Monika od razu sprowadziła mnie na ziemię, zupełnie w swoim stylu.
-Poza tym, weeeź, mówimy o Darcym, o gościu który po pijaku chciał koniecznie iść do parku linowego, bo "fajnie byłoby pohuśtać się na linie".  - dodała Maja i tym razem we trzy parsknęłyśmy śmiechem, ku niezadowoleniu Darcy'ego, któremu chyba trochę przeszkadzam w oglądaniu.
-Kiedy w ogóle wracasz?
-Planuję w sobotę. Studia same się nie dokończą. Już i tak musiałam sobie załatwić lewe zwolnienie lekarskie, że niby umierałam na poważną chorobę.
-Na głupotę co najwyżej. - prychnęła Monika. - No to co, widzimy się w sobotę?
-Pff, pytanie! Do zobaczenia, hotki Golloba, nie głupiejcie bez cioci Leny w okolicy!
-Puknij się w głowę, byle mocno i byle czymś ciężkim. - skwitowała to Maja, po czym karząc mi pozdrowić Darcy'ego, rozłączyły się.
-Kto dzwonił? - zapytał, nie odrywają wzroku od telewizora. Poważnie, zaczynam się martwić i o niego i o jego gust w kwestii oglądanych programów telewizyjnych.
-Monia i Maja chyba się stęskniły i chciały się upewnić, że nadal mam w planach wrócić w rodzinne strony. - odpowiedziałam, odkładając telefon na stolik i wracając do swojej poprzedniej pozycji. - Kazały cię pozdrowić. - dodałam, poprawiając ułożenie mojej głowy na jego ramieniu. Darcy tylko kiwnął potakująco, dając znać, że przyjął to do wiadomości, po czym znowu całą swoją uwagę poświęcił telewizji.
Westchnęłam głośno, przymykając oczy i czując, że sen w tym momencie to będzie prawdziwe zbawienie.



*******
Z dedykacją dla tych dwóch! 
Jednej za cudowny nagłówek, a drugiej za te wszystkie piękności, w które będę się wgapiać przez najbliższe 2932 lat
<3

PS: przywitajcie się ładnie ze swoimi bohaterkami ;)

poniedziałek, 22 września 2014

2.01

Także tego ;)

***

Wysiadając na lotnisku Heathrow w Londynie, sama nie wiedziałam, czy bardziej mam ochotę skakać z radości i całować ziemię, po której właśnie stąpam, czy może jednak zalać się łzami i szukać samolotu, który zabierze mnie z powrotem do tego raju na ziemi. Poważnie, nawet ponad dwudziestogodzinny lot nie wydawał się już takim koszmarem, chociaż jeszcze kilka godzin temu miałam co do tego zupełnie inne zdanie.
W Londynie przywitał nas deszcz, niebo szczelnie zakryte chmurami, które sprawiały wrażenie, jakby za moment rozpocząć się miał jakiś orkan, huragan, tajfun, czy jakieś inne tego typu dziadostwo. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze temperatura, która w przybliżeniu wynosiła około 12 stopni no i mamy obraz nędzy i rozpaczy.
Naprawdę zapragnęłam powrotu do miejsca, w którym spędziłam wspaniałe i niepowtarzalne prawie trzy tygodnie mojego życia. Zatęskniłam za leżeniem w pełnym słońcu na jednej z licznych, cudownych plaż, znajdujących się na Golden Coast, zatęskniłam za kąpielami w krystalicznie czystych wodach, zatęskniłam za długimi wieczornymi spacerami brzegiem oceanu, za wszystkimi tymi niesamowicie otwartymi ludźmi, których miałam okazję odwiedzić lub poznać po raz pierwszy. Na samo wspomnienie tych wszystkich rzeczy na mojej twarzy automatycznie pojawił się szeroki uśmiech, który jak szybko się pojawił, tak szybko zniknął. Wystarczyło, że mój wzrok podążył w bok na mojego towarzysza.
Po mojej prawej stronie, w towarzystwie dwóch kul, kuśtykał nie kto inny jak najwspanialszy chłopak na świecie, czyli Darcy.
-Dobrze się czujesz? - zapytałam, kiedy jego wargi wykrzywiły się w grymasie, a sekundę później miałam ochotę sama sobie walnąć w łeb. "Oczywiście, że nie czuje się dobrze, ty kretynko!" - zbeształam samą siebie.
-Bywało lepiej. - odpowiedział, siląc się na uśmiech, ale wyszedł z tego jakiś bliżej nieokreślony grymas. - Trochę tylko zesztywniałem, to wszystko. - dodał.
-Chodźmy. Im szybciej dotrzemy do Middlo, tym lepiej dla nas. - stwierdziłam i poprawiając sobie szelkę od plecaka należącego do Australijczyka, ruszyliśmy powolnym krokiem w stronę hali przylotów, gdzie czekały na nas walizki i Neil Middleditch
***
-Jesteś pewny, że nie chcesz, żebym z tobą została? Jestem pewna, że Sealy zrozumie i nie będzie robić żadnych problemów. - zaczęłam temat po raz chyba milionowy, ale naprawdę wyrzutu sumienia dawały o sobie znać coraz bardziej. Widok przygnębionego chłopaka, który właśnie w tym momencie leżał, a właściwie półsiedział, na łóżku, trzymając lewą nogę na poduszce i błądził znudzonym wzrokiem po pokoju w domu Middlo, nie należał do najprzyjemniejszych. Obandażowane i unieruchomione kolano, obłożone miał właśnie lode, co chociaż w niewielkim stopniu zmniejszało ból, jaki od czasu upadku mu towarzyszył.
Właśnie. Upadek.
Lecąc z jego rodzinnego Brisbane do nowozelandzkiego Auckland, żadne z nas nie spodziewało się, że będziemy stamtąd wracać w tak koszmarnych nastrojach. Darcy był wypoczęty, zrelaksowany po tych wszystkich dniach, kiedy to korzystaliśmy z życia, ciesząc się wzajemną obecnością, że humory zdecydowanie nam dopisywały. Za sobą miał już wymarzony początek sezonu, czyli zwycięstwo w pierwszej rundzie Speedway Best Pairs, która odbyła się w Toruniu, gdzie pokazał się z genialnej strony, zdobywając 23 punkty. Wszyscy, w tym sam Darcy, ostrzyli sobie zęby na nadchodzącą, pierwszą rundę walki o Indywidualne Mistrzostwo Świata. Multum ludzi twierdziło, że rok 2014 może być rokiem właśnie Darcy Warda, co tylko podsycało emocje, jakie mu towarzyszyły. Znam go i doskonale wiem, jak bardzo zależało mu na tym, żeby rozpocząć zmagania w cyklu Grand Prix od jak najlepszego wyniku.
Początek zawodów może nie był zbyt imponujący. Dwa razy drugie miejsce i jedno wykluczenie, kiedy to zapoznał się dwa razy z nawierzchnią toru w biegu 10. Nic jednak nie było jeszcze stracone, szanse na półfinał były realne, aż do feralnego biegu 14.
Patrząc na to z perspektywy czasu, nadal nie jestem w stanie spokojnie o tym mówić czy nawet myśleć. Darcy wiózł do mety 1 punkt, który może nie budował jego dorobku punktowego do niebotycznych rozmiarów, ale nadal pozwalał mu realnie myśleć o półfinale. Wszystko zmierzało do bezpiecznego końca, wszyscy już zaczęli myśleć o kolejnym biegu z jego udziałem, kiedy ni z tego ni z owego pojawił się Niemiec Martin Smolinski. Na wyjściu z ostatniego łuku, ostatniego okrążenia 14 biegu, bezpardonowo wjechał przy krawężniku pod Darcy'ego, oczywiście uderzając w niego z całym impetem, co mogło skończyć się tylko jednym. Australijczyk walnął z ogromną siłą o tor, koziołkując i nieruchomiejąc. Wyglądało to wszystko po prostu koszmarnie, ale cały czas tliła się we mnie maleńka iskierka nadziei, że za moment wstanie z toru, otrzepie się i o własnych siłach powróci do parku maszyn. Uspokoi mnie tym swoim "wyluuuuuuuzuj, nic mi nie jest!" i skończy się na strachu. Niestety Darcy cały czas się nie podnosił, na tor wyjechała karetka, a ja jak zawodowa histeryczka zalałam się łzami.
Już pierwsze diagnozy nie brzmiały ani trochę optymistycznie. Mówiono o kontuzji kolana, którą potwierdzono w szpitalu w Auckland, do którego od razu przetransportowano Australijczyka. Spędziłam tm wiele nerwowych chwil w towarzystwie jego mechaników i rodziców. Diagnoza?
Złamany kciuk, wstrząśnienie mózgu i najgorsze: zerwane więzadła przednie w lewym kolanie. Prawdopodobna operacja i długie tygodnie ciężkiej rehabilitacji. Brzmiało to wszystko gorzej niż źle i w rzeczywistości takie właśnie było. Nie o taki początek sezonu nam chodziło.
Patrzą teraz na leżącego chłopaka, nadal miałam ochotę zalać się łzami. Widok tego, jak bardzo był tym wszystkim przybity, rozrywał moje serce na kawałki.
-Zostaję. - postanowiłam twardo, ściągając z siebie dopiero co założoną bluzę i pospiesznie kładąc się na łóżku obok chłopaka. Wtuliłam się w jego prawy bok, przymykając na moment oczy.
-Lena, daj spokój. - nie musiałam nawet na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że przewala w tym momencie oczami. - Nie jestem dzieckiem, dam sobie radę. Pogram w Fifę, pooglądam telewizję, poczytam trochę co się dzieje na Twitterze. Serio, idź. - przytulił mnie do siebie jednym ramieniem i złożył na czubku mojej głowy czuły pocałunek. - Obiecałaś Sealy, że się z nią spotkasz, dawno się nie widziałyście... Idź!
-Aż tak bardzo chcesz się mnie pozbyć? - zapytałam żartobliwie, kierując na niego swoje spojrzenie.
-Nie bądź niemądra. - zacmokał z irytacją. - Najchętniej nie wypuściłbym cię z tego pokoju i w ogóle z tego łóżka nawet na sekundę, ale przez pewnego przygłupa z Niemiec czeka mnie przymusowy, co najmniej kilkudniowy celibat. A myśl, że leżałabyś cały czas koło mnie, obojgu by nam się nudziło i absolutnie nic nie mógłbym z tym zrobić, sprawia, że wkurzam się jeszcze bardziej, więc serio, idź.
-Jesteś głupi. - parsknęłam śmiechem w reakcji na jego słowa.
-Ale cię to kręci. - odpowiedział mi z promiennym uśmiechem. Sekundę później jego usta odnalazły moje w czułym pocałunku i nie miałabym absolutnie nic przeciwko, gdyby ktoś właśnie w tej chwili zatrzymał czas. - A teraz leć już. - oderwał się ode mnie z uśmiechem.
-Ale ja naprawdę mogę zos...
-Lena! - przerwał mi, ponownie przewalając oczami
-Dobra, już dobra! Idę! - ostatni raz złożyłam na jego ustach szybki pocałunek, po czym podniosłam się  z łóżka. Ponownie ubrałam na siebie bluzę, na nogi założyłam czarne, ocieplane botki, a do leżącej na krześle torby wrzuciłam kilka pierdółek, pokroju portfela, telefonu, kluczy i prezentu dla mojego małego ulubieńca. Gotowa do wyjścia odwróciłam się w stronę Australijczyka. - Gdyby tylko coś się działo, czy coś, to pamiętaj, że masz... - kolejny raz nie dane mi było dokończyć.
-...od razu do ciebie zadzwonić. Tak, wiem, mamo. Idź już.
-Co ty mnie taj wyganiasz? Kochanka ma zaraz przyjść, czy co?
-Lena! - mimowolnie parsknęłam śmiechem. W trzech krokach znalazłam się ponownie koło łóżka i nachyliłam się nad Darcy'm. Kolejny pocałunek, który to już dzisiaj?
-Baw się dobrze, ucałuj Maxa i chociaż spróbuj się nie zamartwiać. - powiedział, doskonale wiedząc, że i tak będę to robić. Mało kto zna mnie tak dobrze, jak on.
-Trzymaj się i pamiętaj: dzwoń jakby coś! - spojrzałam na niego uważnie, na co kiwnął przytakująco głową. Ostatni całus, po którym to nareszcie wyszłam z pokoju, a następnie domu, kierując się ulicami Poole prosto do domu Chrisa i Sealy.
***
-No, to teraz opowiadaj, co tam u ciebie słychać. - zarządziła Sealy, kiedy to w końcu usiadła koło mnie na kanapie w salonie, stawiając na stoliku dwa kubki z gorącą czekoladą. Mały Max maltretował właśnie nową zabawkę, którą przywieźliśmy mu razem z Darcym z Australii, więc do czasu, aż mu się ona nie znudzi, miałyśmy względny spokój. Chris, jak to Chris, ledwie weszłam, wyściskał mnie jakbyśmy się nie widzieli z 20 lat, po czym jak z procy wyleciał z domu, wrzeszcząc coś w stylu "Idę złoić dzieciakowi dupę w Fifę!". Zdecydowanie, ta dwójka czasami sprawia wrażenie bliźniaków syjamskich, przypadkiem rozdzielonych fizycznie, ale w żadnym wypadku nie psychicznie. Wiążesz się z jednym to musisz być przygotowana na to, że drugiego dostajesz w pakiecie. Co poradzić?
-Generalnie jest średnio na jeża. - westchnęłam, upijając łyk gorącego napoju.
-Gryzie cię ta sytuacja z Darcym? - trafnie odgadła powód moich rozterek.
-Martwię się o to, co będzie dalej. Jutro ma mieć konsultacje z lekarzem, wtedy będziemy wiedzieli znacznie więcej. Boję się, że operacja będzie konieczna. Zawali mu to totalnie sezon, a wiesz, jak bardzo naładowany był od samego początku. Założył sobie za cel walczyć o najwyższe cele i przez jakiegoś z dupy wziętego idiotę, wszystko się posypie. - w moim głosie bez problemu dało się wyczuć, już nawet nie nutkę, ale całą symfonię złości.
A najlepsze w tym wszystkim jest to, że Darcy nie usłyszał nawet głupiego słowa "przepraszam" po całej tej akcji. Dobra, wiem, że nic by to nie dało, kolano cudownie by mu się nie naprawiło, ale i tak, liczy się gest. Cóż, najwyraźniej niektórzy są na poziomie emocjonalnym głazu w Karkonoszach.
-Fakt, trochę kanał. - Sealy spojrzała na mnie z uwagą. - Ale coś mi mówi, że to nie jest jedyny powód twoich rozterek.
-Aż tak to widać? - przygryzłam nerwowo wargę.
-Może po prostu zbyt dobrze cię znam?
-Coś w tym jest. - uśmiechnęłam się do niej. Sekundę później po uśmiechu nie było już najmniejszego śladu. - Martwię się tym, jak ta kontuzja wpłynie na Darcy'ego. Wiesz jaki z niego bywa nerwus i choleryk. Boję się, że będzie zmuszony przez dłuższy okres czasu siedzieć na dupie i nic nie robić i już widzę jakie głupie pomysły będą mu się rodzić w głowie. Co, jeśli znowu zaczną się kłótnie i będziemy mieli powtórkę z rozrywki z wcześniejszych lat? Wiem, pewnie martwię się na zapas i w ogóle wyolbrzymiam całą sprawę, w końcu na razie nic złego się nie dzieje, ale po prostu nie jestem w stanie pozbyć się tych myśli z głowy. Nie chcę o tym rozmawiać z Darcym, bo z całą pewnością nie będzie wniebowzięty, że tak o nim myślę. - westchnęłam głośno. - Dramatyzuję?
-Nauczona doświadczeniem powiem ci, że nie. Połączenie kontuzja plus nasi Australijczycy to nie jest przepis na cudowne i beztroskie chwile. - no tak, ona sama nie tak dawno temu przechodziła przez jeszcze gorsze chwile, związane z tą koszmarną kontuzją Chrisa i długą rehabilitacją, jaką przechodził. To były naprawdę ciężkie momenty dla nas wszystkich, a sam Chris momentami był jak taka bomba z opóźnionym zapłonem. Nikt nie znał dnia, godziny ani powodu, dla którego wybuchał złością, wyrzucając z siebie nagromadzone pokłady frustracji, wkurwienia i pewnego rodzaju niemocy. Tak, to zdecydowanie nie były przyjemne chwile. Zwłaszcza dla Sealy. - Musimy być dobrej myśli, że wszystko skończy się znacznie lepiej, niż zakładamy. Darcy to twardziel, byle co go nie złamie. Bądź przy nim, a jestem pewna, że za jakiś czas będziesz mogła powiedzieć: "ale ja byłam porąbana, że tak się martwiłam!". I tego się trzymajmy.
-Oby tak było. - stwierdziłam. Chciałam dodać coś jeszcze, ale przerwał mi Max, który pewnym krokiem ruszył w moją stronę i, z niewielką pomocą, wpakował mi się na kolana. - Co jest brzdącu? - uśmiechnęłam się, czochrając delikatnie jego jasne włoski. Zrobił minę niemal identyczną jak Chris, kiedy ktoś burzy jego artystyczny nieład na głowie. Uroczość sięgnęła zenitu.
-Ciacho. - pokazał paluszkiem w stronę stołu, na którym stał talerz z babeczkami, z całą pewnością upieczonymi przez blondynkę. Pochyliłam się w ich stronę, chcąc podać mojemu małemu ulubieńcowi jedną z kolorowych babeczek. - Tylko dużą! - dodał, na co parsknęłam śmiechem, a Sealy zaraz za mną.
Tak, zdecydowanie płynie w nim krew Holdera.




*******
Wracam?
No cóż, na to wygląda ;)
Pewnego pięknego dnia obudziłam się z dziwnym wrażeniem, że śniło mi się coś genialnego. Chwilę pomyślałam, przypomniałam sobie wszystko i pierwsze co zrobiłam, to wyskoczyłam z łóżka, zgarnęłam jakiś czysty zeszyt i piszący długopis i niemal wyrzucałam z siebie słowa ;) 
I muszę przyznać, że dawno nie pisało mi się tak na luzie! 
Eh, z weną nie wygrasz ;)
Zarys fabuły jest (dobra, mam już wszystko zaplanowane w najmniejszym szczególe... oj tam oj tam;d), rozdziałów NIESTETY nie mam napisanych do przodu zbyt dużo, więc trzeba liczyć się z tym, że regularność dodawania to nie będzie moja nowa strona :|
Tak czy inaczej, wracam z drugą częścią, niedługo poznacie zupełnie nowych bohaterów i mam nadzieję, że zostaniecie ze mną tak trochę dłużej ;)
Do następnego!
<3


PS: serio, czemu ja mam taki uśmiech na twarzy? o.O