piątek, 22 listopada 2013

Fourteenth

Aż trudno w to uwierzyć, ale całe te dwa tygodnie zleciały mi niewiarygodnie wprost szybko. Ledwie się obejrzałam, a już był 17 czerwca, czyli dzień kiedy chłopacy ponownie przyjeżdżali do Torunia.
Sama nie wiem co wpłynęło na to, że czas tym razem był po mojej stronie. Być może był to fakt, że wszystko zdawało się układać wprost nadspodziewanie dobrze, że dni upływały nam bez jakichkolwiek kłótni. Chłopakom w lidze angielskiej dość dobrze się powodziło, a co najważniejsze, Darcy swoich frustracji, jeśli jakiekolwiek miał, nie okazywał całemu światu wszem i wobec. Albo przynajmniej nie okazywał tego mnie, co było sporym sukcesem zważywszy na wcześniejsze akcje.
Tak czy inaczej, spędziliśmy ze sobą kolejne cudowne dni, które byłyby jeszcze bardziej wspaniałe gdyby nie dwie rzeczy.
Po pierwsze zawody cyklu Grand Prix, gdzie o mało zawału nie dostałam, bo nasz Chris w wyniku wypadku musiał się wycofać z dalszej rywalizacji. Nie powiem, wyglądało to groźnie, ale całe szczęście poza lekkimi stłuczeniami nic gorszego się nie stało. Chris jak to Chris bardziej wkurzał się tym, że nie mógł dalej jeździć, a co za tym idzie wykazać się przed toruńską publicznością, niż martwił się swoim stanem zdrowia. No cóż, jak kto woli.
Po drugie przegrana naszej toruńskiej drużyny z Tarnowem dzień po cyklu. Niby nie było to coś nadzwyczajnego, bo Tarnów jeździł u siebie, Chris był poobijany, a w składzie zabrakło Hansa Andersena, ale chyba większość kibiców po cichu liczyła na korzystny dla nas rezultat. Poza tym w zawodach tych właśnie w miejsce wspomnianego wcześniej Duńczyka wskoczył Darcy i nie można powiedzieć, że zaliczył udane zawody. Pojechał tylko w dwóch biegach i w obu przyjechał do mety na ostatniej pozycji. Nie muszę dodawać jak wściekły był z tego powodu, ani jak bardzo rozgoryczony tym co się stało. Zupełnie nie rozumiał tego co się dzieje. W lidze angielskiej idzie mu nieźle, momentami nawet dość dobrze, kiedy przyjeżdża do Polski jest pełen jak najlepszych myśli, ale kiedy przychodzi co do czego kompletnie nie potrafi się odnaleźć na torze.
Przezornie wolałam nie dolewać oliwy do ognia i nie podburzałam go zbytnio żadnymi nieprzemyślanymi tekstami. Dzięki temu przetrwaliśmy kolejne dni, nadal bez sprzeczek.
I w końcu nareszcie, 25 czerwca mogłam powiedzieć szkole 'sajo nara' na kolejne dwa miesiące. Dla mnie rozpoczęły się upragnione wakacje, a co za tym idzie można było zacząć kombinować.
~4 lipca mamy mecz w Toruniu z Bydgoszczą, potem zabierzesz się ze mną do Poole, 10 lipca pojedziemy razem do Cardiff, niech się Holder cieszy, że chociaż ktoś będzie mu kibicował podczas Grand Prix i od razu po tych zawodach wrócimy do Torunia. - mówiłam już, że Darcy jest mistrzem planowania mi życia bez wysłuchania mojego zdania? Bynajmniej tym razem tak było. Chociaż muszę przyznać, że jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało. - Plan idealny.
-Kurde, aż głupio to mówić, ale trudno się z tobą nie zgodzić, narcyzie. - odpowiedziałam.
Rodzice zgodnie z tradycją nie mieli nic przeciwko mojej eskapadzie. Tym bardziej, że to nie był pierwszy tego typu wyjazd w moim wykonaniu. W zeszłym roku na przełomie lipca i sierpnia też odwiedziłam Darcy'ego w Anglii, więc nie jest to dla mnie żadna nowość.
Jednakże okazało się, że Darcy w meczu z Bydgoszczą nie wystąpi. Ponownie w składzie zamiast niego pojawi się Michael. W postawie mojego Australijczyka można było zauważyć coraz większą frustrację własnym spadkiem formy, a co za tym idzie zwiększony poziom rozdrażnienia.
-Pokłócicie się, to jest więcej niż pewne. - stwierdził pewnego wieczora Adrian, leżąc na moim łóżku i wzruszając ramionami. - Zbyt długo trwaliście w sielankowej atmosferze, a to jest do was kompletnie niepodobne. - dodał. W sumie, trudno było się z nim nie zgodzić. Sama aż się dziwiłam, że tak długo udało nam się przetrwać bez spięć, mając na uwadze nasze wcześniejsze doświadczenia, temperament Australijczyka i moje czasami wybuchowe reagowanie na jego zachowanie.
Czasami naprawdę jestem na niego zła. Czasami chciałabym to wszystko zostawić w spokoju i przestać się tak spinać, żeby wszystko było jak najbardziej pozytywnie.
Jednakże jeżeli pojawiają się takie momenty, to równie często pojawiają się chwile, w których nie opuszczałabym go na krok. Sama myśl o tym, że mogłoby go zabraknąć powodowała, że na moment traciłam oddech.
Mimo wszystko, chyba nie potrafię wyobrazić sobie życia bez niego, jakiekolwiek by ono nie było.


******************

Uzbrojona w torbę podróżną, załadowaną wszystkimi potrzebnymi mi rzeczami do przetrwania tygodnia w Anglii siedziałam na łóżku w pokoju hotelowym, który aktualnie zajmuje Chris. Ustaliliśmy w końcu, że to z nim zabiorę się do Poole. Darcy nie przyjechał do Polski z racji tego, że w meczu z Bydgoszczą i tak miało zabraknąć go w składzie.
Sam mecz ostatecznie skończył się naszym zwycięstwem 51:39. Nie udało nam się odrobić strat z meczu w Bydgoszczy, a więc cieszyć musieliśmy się z dwóch zdobytych punktów, a nie trzech. Chris i Adrian pokazali się z jak najlepszej strony, oboje walcząc i budując napięcie na torze, ostatecznie dowożąc po 10 punktów. Ryan również ani trochę od nich nie odstawał z tym że jego dorobek punktowy był o jedno oczko mniejszy.
-Czuję się tak wypruty, że to po prostu poemat jest. - westchnął Chris, zamykając na zamek swoją torbę. - Marzę tylko i wyłącznie o ciepłym łóżku.
-Ja ci się w ogóle nie dziwię. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Na twoim miejscu nie raz i nie dwa zasnęłabym gdzieś w trakcie jakiegoś meczu. - dodałam, na co brunet parsknął śmiechem.
-To nie działa w ten sposób. - nadal się śmiał. - Jak przychodzi czas spotkania to zmęczenie ze mnie momentalnie paruje. Dopiero po zawodach jestem wyjebany jak koń po westernie.
-A tymczasem pan Ward w Anglii pewnie regeneruje siły.
-Plus dodatkowo odlicza minuty do naszego przyjazdu. - przewalił oczami. - W ciągu tej godziny napisał mi chyba z milion wiadomości o treści 'wyjechaliście juuuuż?'. Co za mongoł, słowo daje.
-Niecierpliwi się chłopak. - wzruszyłam ramionami. - Swoją drogą moglibyśmy się już stąd ruszyć a nie się pindrzysz jakbyś członkiem boysbandu był. - przewaliłam oczami widząc, że Australijczyk przegląda się w lustrze i poprawia swoją bluzę.
-Czep się. - oburzył się. - Denerwuj mnie dalej to za moment Anglię zobaczysz z pocztówek co najwyżej.
-Weeź gdybyś mnie tutaj zostawił to szybciej byś po mnie wracał niż twoja noga zdążyłaby stanąć na progu domu. - wyszczerzyłam się maksymalnie. - Darcy już by o to zadbał.
-Pieprzone zakochańce. - mruknął, łapiąc w końcu za swoją torbę. - To leziemy skoro tak. - zarządził, po czym oboje wyszliśmy z pokoju.
Chris poszedł się wymeldować, oddać klucz i w końcu mogliśmy udać się w stronę jego busa. Cały jego team miał jechać do Poole właśnie owym busem. W drugim busie miał być przewieziony sprzęt. My natomiast z racji totalnego lenistwa i tego, żeby jak najszybciej dotrzeć na miejsce mieliśmy do wyboru tylko samolot. Tak więc chłopacy mieli nas najpierw podrzucić na lotnisko w Bydgoszczy, a następnie sami ruszyć w dość długą drogę.
Ja na samą myśl o locie zaczynałam blednąć. Najwyraźniej za dużo się naoglądałam programów katastroficznych, które poruszały tematykę wypadków powietrznych, a że moja wyobraźnia jest nad wyraz rozwinięta to wystarczyło że zamykałam na chwilę oczy, a momentalnie widziałam wizję jak spadamy w dół i odliczamy sekundy do śmierci.
Poważnie, chyba będę musiała popracować nad swoim prywatnym programem telewizyjnym.


******************


Chris nie należał do najbardziej rozgadanych i rozrywkowych kompanów podróży. Najpierw już na samym lotnisku w Bydgoszczy w oczekiwaniu na nasz lot rozłożył się na krzesełkach w poczekalni i z głową na moich kolanach zasnął dosłownie w minutę. Co prawda zbyt długo sobie nie pospał, bo kilkadziesiąt minut później powłócząc nogami musiał iść razem ze mną na odprawę.
Jednakże wystarczyło, że zajął swoje miejsce w samolocie, od razu oparł głowę o moje ramie i ponownie padł jak ważka. I gdzie się podział ten zwariowany, wiecznie nakręcony Australijczyk, który w tym momencie powinien wspierać mnie psychicznie w tym traumatycznym doświadczeniu.? Oczywiście, jak jest potrzebny to go nie ma. No co za człowiek.
Chcąc nie chcąc, oparłam swoją głowę o głowę Holdera i zamknęłam oczy z nadzieją, że na mnie również spłynie błogosławiony sen, chociaż bardziej prawdopodobne byłoby to, że toruńscy i bydgoscy kibice spotkaliby się na marszu przyjaźni.
Czy oni muszą mieszkać tak daleko?
Kosmos.


***************


-Ja jebie, świetnie. - takie były pierwsze słowa Australijczyka kiedy wyszliśmy z terenu lotniska już w Anglii. Oczywiście spowodowane one były pogodą, a konkretniej rzecz ujmując deszczem padającym sobie w najlepsze. Stereotypy najwyraźniej w pełni znajdują tutaj swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. - Złapiemy taksówkę. - zarządził, łapiąc mnie za rękę i niemal ciągnąc za sobą w stronę postoju dla owych pojazdów.
-Tylko nie próbuj zasypiać! - zastrzegłam, kiedy już znaleźliśmy jakiegoś taksówkarza, wyrażającego wielki entuzjazm z racji nadchodzącego kursu.
-Nie opłaca się. - chłopak parsknął śmiechem. - Zaraz i tak będziemy na miejscu.
-Nie to żeby ci ta mała ilość czasu miała w czymś przeszkodzić. - prychnęłam, na co brunet tylko wyszczerzył się szeroko, dłonią czochrając moje włosy. - Życie ci nie miłe?
-Uwielbiam cię wkurzać. - puścił mi oczko.
-Uważaj, bo powiem wszystko Darcy'emu, że kijowo o mnie dbałeś podczas podróży i będzie wojna.
-Weeeź, ten łoś prawie płakał mi do słuchawki żebym pilnował cię jak oka w głowie. Jak mi walnął wszystkie wytyczne to się czułem jakbym w szkole wojskowej był czy coś w tym rodzaju. - pokręcił głową z politowaniem. - Dzięki Bogu, że za moment się w końcu zobaczycie bo zwariować z nim można było. Zresztą, Adrian też nie miał z tobą łatwego życia z tego co mi wiadomo.
-Oj tam oj tam, czepiacie się. - skwitowałam jego słowa.
A w głębi duszy niemal unosiłam się kilka centymetrów nad ziemią z radości, że jeszcze moment i będę mieć najwspanialszego chłopaka pod słońcem na wyłączność przez okrągły tydzień.
Cudownie!


*******
Dobra, jest krótko. I nudno. I nic się nie dzieje. I w ogóle jakiś do dupy.
Okej, serio mam dzisiaj dzień, że jestem negatywnie nastawiona do wszystkiego o.O
Poprawiać mi się nie chciało, czytać dwa razy też nie, sprawdzać też nie, więc jak będzie gdzieś "muj" czy bardziej drastyczne "Darsi" to się nie zdziwcie :D hahaha nie no, aż tak źle chyba nie było :D
Tak czy inaczej, mamy Emila, MAMY EMILA! A co się z tym wiąże? 
NIE MAMY PEDERSENA!!!!
Czy to nie jest najpiękniejsza nowina ever? <3
3 zagranicznych zawodników z mojego Top 4 w mojej drużynie, czego chcieć więcej? <3
Na dodatek coraz głośniej zaczyna się mówić w Toruniu o transferze Sówki, a że gościa lubię, to już w ogóle!
Ward, Holder, Miedziak, Sajfutdinow, Gollob (nie, on nadal nie pasuje, amen! -.-), Pawełek, Sówka/Fajfer/Woźniak/Pieszczek O_O 
To będzie ciekawy sezon, bez dwóch zdań :D
Do przyszłego piątku, bączki! <3

PS: znowu zaległości w komentowaniu, czytam na bieżąco, ale ja tak straaasznie nie lubię pisać siedząc na telefonie, więc wybaczcie! Obiecuję, że jak znowu będę mieć chwilę czasu to się ogarnę.
PS2: nie, faza na The Wanted nadal mi nie przeszła.
PS3: tak, jaring przeszedł na jeszcze wyższy level... Nathan <3 *_*
PS4: Tak sobie dzisiaj czytałam ten mój napisany epilog i ni w ciul mi się nie podoba... Czas na zmiany o.O Trzeba poszukać nawenowującej piosenki i do roboty!
PS5: dobra, to już wszystko :D

Lov ya! <3

piątek, 15 listopada 2013

Thirteenth

-O luuudzie weźcie może wróćcie do hotelu, bo mieszkanie Leny najwyraźniej wam nie wystarcza. - palnął Chris, podchodząc do nas. W ręku trzymał zasłużone po dzisiejszym zwycięstwie, chyba już trzecie piwo. - Chyba, że rodzice są i pilnują, to pozostaje wam tylko hotel.
-Weź ty się odklep. - Darcy na moment oderwał się od moich ust, patrząc na swojego przyjaciela z wyraźną złością.
-Poważnie, budzicie większe zainteresowanie niż ja, a to jest niedopuszczalne. - dołączył do nas Tai, który jeszcze kilka sekund temu bajerował przy barze jakąś brunetkę. - Ten klub jest dla nas za mały, skoro wy tak przejmujecie kontrolę.
-Ooo dokładnie, stary. - Holder poklepał bruneta po plecach w geście totalnej zgody z jego zdaniem. - Tak nie może być, żeby laski bardziej interesowały się tym co wy wyrabiacie niż mną. - dodał po chwili.
-Nawet gdybym przyszedł tutaj zamaskowany jak ninja, albo gdyby wypadły mi przednie zęby to i tak budziłbym większy podziw wśród dziewczyn niż wy obaj razem wzięci. - Darcy wyszczerzył się cwano. Momentalnie zmrużyłam oczy i walnęłam go pięścią w tors. - Ałaa. - spojrzał na mnie z rozbawieniem. - Ale ja oczywiście ani trochę bym na nie nie zwracał uwagi tylko cały czas myślałbym o takiej jednej, seksownej brunetce. - poruszał charakterystycznie brwiami. - Tym bardziej, że jest to MOJA brunetka, przy której wszystkie inne nie mają szans.
-Rzygam tęczą. - palnął Tai, przewalając oczami.
-Idźcie może zobaczyć czy bar nadal stoi, albo poszukajcie jakichś zdesperowanych dziuń, które by się wami zainteresowały. - oderwałam na moment wzrok od mojego chłopaka, patrząc na tę dwójkę z politowaniem.
-Pff jeszcze to odszczekasz jak się za mną będzie ciągnął wianuszek dziewczyn, błagających mnie o chociaż sekundkę uwagi. - oburzył się Chris, ale całe szczęście zostawił nas w końcu samych.
-I weźcie się na moment odklejcie od siebie, bo jeszcze wam tak zostanie na zawsze. - dorzucił Woffinden, by zaraz ruszyć za starszym z Australijczyków.
A o co zrobili tyle szumu.?
Otóż od czasu jak tylko weszliśmy do klubu byliśmy nierozłączni. Najpierw standardowo poszliśmy do baru, gdzie zamówiliśmy po piwie i na dzień dobry wypiliśmy toast za dzisiejsze zwycięstwo naszej drużyny. W momencie kiedy Darcy i ja skończyliśmy swój procentowy napój, Australijczyk zaciągnął mnie na parkiet, z którego do tej pory nawet na sekundę nie zeszliśmy. Momentami można mieć było wrażenie, że to co robimy ani trochę nie ma nic wspólnego z tańczeniem.
Swoje ręce zarzuciłam na kark Darcy'ego, który to z kolei swoje dłonie ulokował na mojej talii, przyciągając mnie maksymalnie do siebie. Dystans między naszymi ciałami praktycznie nie istniał.
Sama się dziwiłam swojemu zachowaniu. Wystarczyło, że Darcy na mnie spojrzał i po raz pierwszy połączył nasze usta w czułym pocałunku, a ja momentalnie poczułam jak odpływam.
Nie mam zielonego pojęcia skąd się to wzięło. To raczej nie była wina wypitego alkoholu, w końcu kto normalny upija się jednym piwem. Po głębszym zastanowieniu doszłam do wniosku, że chyba teraz dopiero zaczęły mi się udzielać emocje. Przede wszystkim chodzi tutaj o ten czas, który spędziliśmy osobno. Niby to nie była jakaś spektakularnie długa rozłąka, ale kłótnia i fakt, że przez ten czas nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu spotęgowała uczucie tęsknoty. Dodatkowo najwyraźniej puściliśmy w niepamięć zdarzenie jakie miało miejsce podczas imprezy, na którą poszłam w Pauliną. Ja sama jakoś nie miałam czasu o tym myśleć, bo Darcy jak tylko mógł zajmował każdą moją wolną chwilę, przez co wypychałam te złe doświadczenie gdzieś w głąb mojej świadomości. To nie jest tak, że o tym zapomniałam. Mimo iż nie pamiętam z tego nic, to kiedy sobie wyobrażę to co usłyszałam od Pauliny czy od chłopaków powoduje, że po moim ciele przechodzą dreszcze strachu i w pewnym sensie obrzydzenia. I w momencie kiedy takie myśli się pojawiają, niczym narkoman potrzebuję bliskości Darcy'ego, który samą swoją obecnością sprawia, że wszystko co złe znika jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Poza tym mam świadomość tego, że już jutro z samego rana znowu wraca do Wielkiej Brytanii, a to jest równoznaczne z tym, że czeka nas kolejna, kilkunastodniowa rozłąka. Mówię kilkunasto, bo następny mecz Apator rozgrywa dopiero 20 czerwca i to na wyjeździe z tarnowską Unią. Jedynym pocieszeniem jest fakt, że zarówno Darcy jak i Chris przyjadą do Torunia już 17 czerwca, bo dwa dni później, czyli 19 odbywają się pierwsze w historii zawody z cyklu Grand Prix na toruńskiej MotoArenie, a z racji tego, że Holder jest uczestnikiem tych rozgrywek, więc jego obecność jest obowiązkowa. Natomiast jeśli chodzi o Darcy'ego to oficjalnie pełni on w trakcie tych zawodów funkcję menadżera Holdera, jednakże głownie skupia się on na podpatrywaniu najlepszych zawodników na świecie w akcji i tym samym doskonaleniu swoich umiejętności.
Dzięki temu właśnie będziemy mieli okazję się spotkać, co zawsze powoduje we mnie pozytywne emocje.
-Dziewczyno ląduj, tu ziemia. - sam zainteresowany pokiwał mi dłonią przed oczami. Widząc, że zaczęłam kontaktować, dodał: - Masakra, ale odpłynęłaś. Gadam do ciebie od ładnej minuty, a ty zero reakcji. Aż się ludzie dziwnie na mnie patrzą.
-Przepraszam, zamyśliłam się.
-Domyśliłem się. - stwierdził. - A o czym tak zawzięcie myślałaś.?
-O tym, że cieszę się, że jesteś. - jeszcze mocniej się w niego wtuliłam. - I że jestem szczęściarą, że cię mam.
-Tak mi dobrze, tak mi mów. - zaśmiał się, jednak on również wzmocnił swój uścisk. - Twoje filozoficzne rozkminy dzisiaj wybitnie mi się podobają.
-Spróbowałbyś powiedzieć inaczej to jak nic spałbyś na wycieraczce na korytarzu.
-Apropo spania. - podłapał temat. - Zostajesz dzisiaj u mnie, prawda.? - zapytał. W jego oczach bardzo łatwo dało się zauważyć te charakterystyczne iskierki, które za każdym razem powodowały, że moje serce przyspieszało swoją pracę, krew płynęła szybciej, a myśli stawały się kompletnie rozbiegane.
-Niby nie mówiłam nic rodzicom, że nocuję poza domem, ale znając życie sami doszli do takiego wniosku. - odpowiedziałam. - Zadzwonię do nich później, żeby się nie martwili.
-Podoba mi się ta opcja. - pochylił się delikatnie, muskając z celebracją moją szyję. Po całym ciele przeszedł mi dreszcz rozkoszy, co Australijczyk przyjął z wyraźnym zadowoleniem.
-Człowieku chcesz żebym zeszła tutaj na zawał.? - zapytałam, kiedy mój chłopak nadal zawzięcie penetrował swoimi ustami moją szyję. - Jak Boga kocham umrę i będziesz miał mnie na sumieniu.
-Nie umrzesz, nie ma obaw. - na moment się ode mnie oderwał. - Poza tym jakaś gra wstępna przecież musi być. - dodał.
-A nie możemy z tą grą poczekać aż znajdziemy się sami w hotelu.?
-Myślisz, że wytrzymam tyle czasu.? - spojrzał na mnie z lekko uniesioną lewą brwią. - I że ty też tyle wytrzymasz.? - dorzucił po chwili, patrząc na mnie z tą swoją cudowną, lekko zadziorną miną.
-Nie wytrzymam z tobą. - oderwałam się od niego. - Idziemy do chłopaków, bo to się może źle skończyć. - złapałam go za rękę i niemal siłą zaciągnęłam do baru, przy którym siedział Chris i Tai. Nie muszę wcale dodawać, że Darcy się w najlepsze śmiał, najwyraźniej będąc z siebie jak najbardziej zadowolonym.?
-Koniec parkietowej orgii.? - Chris spojrzał na nas z rozbawieniem. Przesiadł się o dwa miejsca dalej, przez co oboje wcisnęliśmy się pomiędzy nich.
-Punkt kulminacyjny zostawimy na później. - odpowiedział mu Darcy, w międzyczasie zamawiając w barze kolejne piwo. - Chcesz też.? - zwrócił się do mnie.
-Nie, weź mi jakiś sok. - odpowiedziałam.
-Weź lepiej wódkę. Na trzeźwo możesz nie ogarnąć beznadziejnej techniki łóżkowej Darky'ego. - odezwał się siedzący koło mnie Tai, co Chris skwitował parsknięciem głośnym śmiechem.
-Jego technika nie jest zła. - ja też się śmiałam. - Tylko nie bardzo wiem skąd Ty wiesz, jaka ona jest. - spojrzałam na niego, siląc się na powagę. - Chcesz mi coś powiedzieć.? - dodałam, na co Chris już teraz niemal spadł ze śmiechu z krzesła.
-O Boże i właśnie dlatego uwielbiam tę dziewczynę. - wykrztusił z siebie, ocierając dłonią łzy śmiechu. Zresztą, całej naszej czwórce wybitnie dopisywał humor.
Zabraliśmy się za picie naszych napojów. W przypadku chłopaków było to piwo, w moim sok pomarańczowy. Gadaliśmy o totalnych bzdetach co chwilę wybuchając śmiechem. Potwierdziła się tylko moja wcześniejsza teza, że Tai Woffinden jest naprawdę świetnym facetem i dobrym kandydatem na kolegę, a może nawet przyjaciela. Co się dziwić, w końcu duet Holder-Ward nie zadaje się z byle kim, co zresztą nie raz i nie dwa ogłaszali wszem i wobec.
W międzyczasie podeszły do nas trzy dziewczyny, które od razu zagadały do chłopaków. Chris i Tai tylko wyszczerzyli się w ten swój charakterystyczny sposób i od razu zaczęli je bajerować. Gołym okiem dało się zauważyć, że trzecia z tych dziewczyn, blondynka, miała wyraźną chęć na nawiązanie kontaktu z Darcym, ale widząc, że jego uwaga całkowicie skupiona jest na czułym głaskaniu swoją ręką mojego uda i co rusz na obdarowywaniu moich ust swoimi pocałunkami, z wyraźnym niezadowoleniem splotła ramiona na biuście i w milczeniu przysłuchiwała się rozmowie swoich koleżanek z chłopakami. Chwilę później zresztą zniknęli gdzieś na parkiecie.
-Myślisz, że teraz jest już te później.? - odezwał się Darcy, kiedy ostawił na blat baru pusty kufel.
-Chcesz ich zostawić samych.? - kiwnęłam głową w kierunku Chrisa i Taia, którzy zawzięcie wywijali z nowo poznanymi dziewczynami.
-Mamy ich wpisanych w dowodzie czy zatrudnili nas jako swoje niańki, a ja nic o tym nie wiem.? Daj spokój, to duzi chłopcy, dadzą sobie radę.
-W takim bądź razie co my tutaj jeszcze robimy.? - uśmiechnęłam się w jego stronę, przygryzając lekko dolną wargę. Dwa razy nie trzeba było mu tego powtarzać, bo momentalnie wstał ze swojego miejsca i pociągnął mnie za sobą. Najpierw jednakże podeszliśmy do Chrisa żeby poinformować go, że się zmywamy.
-Niewyżytości ciąg dalszy. - przewalił oczami. - Idźcie dzieci drogie i rozmnażajcie się na zdrowie. - poklepał nas obu po ramionach, by chwilę później wrócić do tańca z jakąś brunetką. Z Taiem się nie żegnaliśmy, bo zapewne zobaczymy się jeszcze jutro. Z tego co mi było wiadomo miał się zatrzymać na dziejszą noc w tym samym hotelu co chłopacy i jutro całą trójką mieli wrócić do Anglii.
Nie czekając na nic więcej szybko opuściliśmy klub i trzymając się za ręce ruszyliśmy w kierunku hotelu. Dzięki Bogu, nie znajdował się on zbyt daleko, przez co nie byliśmy skazani na zamawianie taksówki, albo nie daj Boże kilometrowy spacer. W międzyczasie zadzwoniłam do rodziców, żeby ich poinformować o tym, że nie planuje zjawić się na noc w domu. Zgodnie z moimi podejrzeniami domyślali się tego i ani trochę nie byli zaskoczeni.
Po dotaciu na miejsce skinęliśmy głową na przywitanie recepcjonistce, wzięliśmy od niej klucz od pokoju Australijczyka i niemal biegiem się tam udaliśmy.
Wystarczyło, że zamknęliśmy za sobą drzwi, a momentalnie niemal się na siebie rzuciliśmy. Tutaj nie było już nawet grama subtelności czy delikatności. Była tylko namiętność, pożądanie, pasja i miłość skumulowane w jedno. W wielkim pośpiechu pozbywaliśmy się kolejnych części ubioru, kierując swoje kroki w stronę łóżka, nawet na sekundę nie odrywając się od swoich ust. W moich myślach królował tylko Darcy i nic ani nikt poza nim.
Byliśmy jak jeden połączony wulkan, tuż przed erupcją. Nieziemskie uczucie.
Ktoś kiedyś powiedział, już nawet nie pamiętam kto, że razem tworzymy mieszankę wybuchową. W tym momencie naprawdę ciężko byłoby się z tym nie zgodzić.


To co nas łączy, mówią na to fluidy. Chwila. Jestem jak nitro, Ty to gliceryna. 




****************
Nie sprawdzam błędów, nie czytam dwa razy, w ogóle tylko wrzucam :D
Nie bijcie!
Do następnego! :)
Żegna Was cofająca się w rozwoju Nika, męcząca od dwóch dni piosenki The Wanted czym załamuje własną matkę, swoją psychikę i gardło śpiewając non stop te same piosenki o.O
Brak alkoholu, na bank!
<3333

poniedziałek, 11 listopada 2013

Twelfth

Niedzielne popołudnie mogliśmy spędzić tylko w jeden sposób. Oczywiście udaliśmy się nie gdzie indziej, jak na naszą kochaną MotoArenę, gdzie nasz Apator podejmował Cognor Włókniarza Częstochowę. Darcy zgodnie z tym co było ustalone wcześniej był zastępowany przez Michaela Jepsena Jensena, ale o dziwo (!) nie burczał na ten temat na prawo i lewo.
Podmienili go czy coś?
Tak czy inaczej, mój Australijczyk stwierdził, że nie ma sensu żeby kręcił się po parkingu maszyn, co jednak skłaniało mnie do myślenia, że osoba Duńczyka nie należy do jego idoli, więc postanowił zasiąść na trybunach. Co za tym idzie, musiałam zrezygnować ze swojego standardowego miejsca na rzecz miejsca w sektorze głównym, dla vipów. Oczywiście, że ani mi się uśmiechało kupowanie biletu ileś tam razy droższego niż normalny, a już tym bardziej biorąc pod uwagę fakt, że mam własny karnet, ale Darcy tylko przewalił oczami i jakby nigdy nic wprowadził mnie na vipowskie miejsce. Poważnie, przeszedł sobie koło ochroniarzy jakby nigdy nic, ciągnąc mnie za sobą. No tak, z kim ja się w końcu zadaję. Raczej głupota żeby zawodnik musiał kupować bilet na zawody swojej drużyny. I co z tego, że akurat dzisiaj pauzuje.
Rozglądając się po stadionie od razu mogłam stwierdzić, że frekwencja w dniu dzisiejszym nie będzie jakoś szczególnie powalająca. Jedziemy w końcu z zespołem z dolnej półki, który w tym sezonie zapewne będzie walczył o utrzymanie w ekstralidze, więc emocji zbyt dużo nie powinno być. No, chyba że ktoś się emocjonuje każdym biegowym zwycięstwem naszej drużyny, najlepiej 5:1 to inna bajka.
Na sam początek była prezentacja. Siedzieliśmy na dole więc dokładnie widzieliśmy zawodników obu drużyn. Chris wypatrzył nas w tłumie i od razu zaczął strzelać głupie miny.
-Poważnie, czasami się zastanawiam dlaczego ja się w nim w ogóle zadaję. - westchnął Darcy, kiedy Holder z zapałem zaczął nam machać. Parsknęłam oczywiście śmiechem, by sekundę później odmachać Australijczykowi. - O Boże, ty też? - spojrzał na mnie jak na nienormalną. - Kim ja się otaczam...
-Najwspanialszymi ludźmi na świecie. - wyszczerzyłam się w jego kierunku. Darcy tylko spojrzał na mnie z rozbawieniem po czym delikatnie musnął moje wargi swoimi. Kilka pisków, bliżej nieokreślonych jęków i głośnych szeptów rozległo się dookoła nas. Przewaliłam oczami, splatając swoją dłoń z dłonią Australijczyka. Ludzie się chyba nigdy nie zmienią.
Prezentacja dobiegła końca, wylosowano zestaw, według którego będą dzisiaj zawodnicy jechać, po czym w towarzystwie głośnego dopingu kibiców z młyna, żużlowcy wrócili do parku maszyn.
Kilka minut później uczestnicy pierwszego, młodzieżowego biegu stali już pod taśmą startową. Z naszej strony był to Emil Pulczyński i wspomniany wcześniej Michael Jepsen Jensen, natomiast drużynę gości reprezentowali Borys Miturski i dobry kolega Darcy'ego, a mianowicie Tai Woffinden.
-Ale żen, w sumie zapomniałem, że on tutaj jeździ. - mój chłopak prychnął śmiechem. - Szykuje się ciekawe, pomeczowe spotkanie. - poruszał charakterystycznie brwiami.
-Jesteś nienormalny. - stwierdziłam.
-Ale to uwielbiasz. - słusznie zauważył. Nic mu już nie odpowiedziałam, bo w tym momencie zawodnicy byli już przygotowaniu do startu. Motory ryczały zawzięcie, sędzia już miał zwolnić taśmę kiedy...
-Żużlowy geniusz, bez kitu. - Darcy był w połowie zły, a w połowie rozbawiony. Otóż nie kto inny jak Michael chciał się idealnie wstrzelić w moment zwolnienia taśmy startowej, ale ani trochę mu się to nie udało, bo z całym impetem w nią wjechał i oczywiście ją zerwał. Skutkiem musiało być wykluczenie, innej opcji nie było.
-Co za ćwok. - tym razem ja też trzymałam stronę Australijczyka, zresztą podobnie jak większość zebranych kibiców. Jednakże w tym stwierdzeniu nie kryła się jakaś niechęć w stronę osoby Duńczyka, a tylko niezadowolenie z powodu łatwo straconych punktów z takiego powodu.
Niezadowolenie to jeszcze się spotęgowało gdy goście wygrali ten bieg 5:1, łatwo dając sobie radę z naszym Emilem.
-Ładny początek. - burknęłam, niezbyt szczęśliwa.
-Skarbie, facetów się poznaje nie po tym jak zaczynają, ale jak kończą, nie pamiętasz? - poruszał charakterystycznie brwiami, na co parsknęłam śmiechem. - Dadzą radę, czuje to w kościach. - dodał po chwili.
No cóż, oby miał rację.
Niestety, jeśli mieli w planach jak najszybciej zabrać się za odrabianie, to coś im nie poszło. W drugim biegu dowieźli tylko remis. Mówię tylko, bo kibice oczekiwali znacznie lepszego wyniku. Ryan i Hans nie poradzili sobie z Peterem Karlssonem. Czwarty był kompletnie się nie liczący w walce Rafał Szombierski.
W biegu trzecim w końcu zaliczyliśmy zwycięstwo, co prawda tylko 4:2, ale dobre i to. Adrian poradził sobie z Jonasem Davidssonem, a Chris z Lewisem Bridgerem. Australijczyk nie miał zbyt zadowolonej miny.
-Imprezował wczoraj? - zapytałam ze śmiechem Darcyego. Ten tylko spojrzał na mnie z politowaniem. - No co, tak tylko pytam. Z ciekawości.
-Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. - odpowiedział.
-Przynajmniej po śmierci będziesz na mnie skazany. - wzruszyłam ramionami.
-Moment. - zwrócił swoją twarz w moim kierunku. - Usiłujesz powiedzieć, że moja miejscówka na życie pośmiertne to piekło? - parsknęłam śmiechem. - O takiego zajebistego anioła jak ja to się wszyscy w niebie będą tłukli, zobaczysz. Zdobędę ich wszystkich szturmem.
-Poważnie, jesteś nienormalny. - śmiałam się w najlepsze. I śmiałam się cały czas, dopóki nie rozpoczął się bieg czwarty.
A bieg czwarty to był kolejny remis. Nasz Wiesław i Michael ulegli tylko Rune Holcie. Borys Miturski był tylko dodatkiem do tego wyścigu.
Przy okazji piątego biegu mieliśmy szansę do wybuchu radości. Powodem było podwójne zwycięstwo pary Holder-Miedziński. Nasza cudowna dwójka bez problemu poradziła sobie z dwójką częstochowian, a mianowicie Karlsson-Szombierski.
-Imprezować to on będzie, ale dzisiaj. - Darcy poruszał charakterystycznie brwiami, kiwając głową w kierunku świętującego zwycięstwo Chrisa.
Nasza radość nie została przerwana, a wręcz spotęgowana za sprawą kolejnego zwycięstwa 5:1 pary Jaguś-Jensen nad Davidssonem i Bridgerem. Wynik w końcu zaczął mi odpowiadać. 21:15, nie jest źle.
Bieg 7 to trzeci w dzisiejszym meczu do tej pory remis. Ryan Sullivan w spółce z Hansem Andersenem po raz drugi musieli uznać wyższość jednego z rywali a okazał się nim Rune Holta. Tai Woffinden nie zdołał przebić się do przodu z czwartego miejsca.
Bieg 8 i 9 to kolejne dwa podwójne zwycięstwa. Najpierw Jaguś-Jensen poradzili sobie z wcześniejszym zwycięzcą biegu, a mianowicie Rune Holtą. Peter Karlsson zanotował pierwsze w tym meczu 0 na swoim koncie. Następnie Ryan i Hans w końcu dali radę pokonać przeciwników i bez problemu objechali Bridgera i Davidssona.
-Jebany fuksiarz. - jedyne co niezbyt cieszyło mojego Australijczyka to fakt, że póki co poza tą pierwszą wpadką z taśmą Michael radził sobie bardzo dobrze. Póki co zdobył pięć punktów z trzema bonusami.
-Dałbyś w końcu spokój. - przewaliłam oczami. Doczekałam się w końcu narzekania na to, że w tym meczu jedzie właśnie Duńczyk. Całe szczęście Darcy poburczał tylko coś pod nosem, ale przestał głośno wyrażać swoje zdanie. Dobre i to.
Bieg 10 to kolejny remis. Tym razem para Miedziński-Holder musiała uznać wyższość jedynego zawodnika z Częstochowy, który był w stanie nawiązywać jakąś walkę, a mianowicie Runego Holty. Holder kolejny raz przyjechał trzeci i nie był z tego powodu ani trochę zadowolony.
Całe szczęście bieg 11 i 12 to ponowne zwycięstwa 5:1. Na sam początek Andersen z Jagusiem gładko pokonali Davidssona i Szombierskiego. Następnie Adrian do spółki z Michaelem poradzili sobie z Karlssonem i Miturskim. Duńczyk zakończył mecz z dorobkiem 7 punktów i aż czterech bonusów. Na dodatek jadąc w parze z innymi zawodnikami toruńskimi trzy razy udawało mu się podwójnie wygrywać. Dzięki Bogu, że Darcy tego nie komentował, chociaż w promieniu chyba kilometra dało się zauważyć jego niezbyt zadowoloną minę. Oprócz złości pojawiło sie również coś w stylu niepokoju, bo wygląda na to, że jego pozycja w zespole zaczyna się lekko chwiać. Najwyraźniej trafnie odczytałam jego minę, bo westchnął tylko głośno. Złapałam go za dłoń, splatając razem nasze palce i na chwilę położyłam głowę na jego ramieniu.
Cokolwiek by się nie działo, ja będę zawsze po jego stronie.
Bieg trzynasty to zwycięstwo drużyny toruńskiej 4:2. Chris ku radości swojej i zebranych kibiców wygrał przed tym doskonale się spisującym Rune Holtą, a trzeci linię mety minął Ryan Sullivan. Lewis Bridger równie dobrze mógłby nie jechać w ogóle.
Pierwszy z biegów nominowanych również przebiegł zgodnie z planem i z życzeniami kibiców. Wygrana 5:1 pary Holder-Andersen i wynik meczu 56:28. Już teraz był to pogrom.
W biegu piętnastym spotkali się najlepsi zawodnicy dzisiejszego spotkania. Z naszej strony był to Adrian i Wiesław, a ze strony częstochowian Rune i Peter. Tym razem po raz kolejny zaliczyliśmy biegowe zwycięstwo 4:2. Pierwszy linię mety minął Adrian, drugi był Rune, trzeci Wiesław, a czwarty Peter Karlsson. Ostateczne zwycięstwo toruńskiej drużyny było miażdżące. 60:30 robiło wybitne wrażenie.
-O masakra i jak ich nie uwielbiać? - zapytałam, kiedy zawodnicy wyszli z parku maszyn żeby podziękować kibicom za wspaniały doping.
-Ale masz maślane oczka. - Darcy parsknął śmiechem. - Już ich tak nie pożeraj wzrokiem. Przypominam ci, że twój chłopak siedzi właśnie po twojej prawej stronie. - popukał mnie dla efektu w ramię.
-A nie przeszkadzaj! - ofuknęłam go, siląc się na poważny głos. To tylko spowodowało, że zaczął się śmiać jeszcze głośniej.
Na torze natomiast zawodnicy akurat przechodzili koło nas. Chris od razu wypatrzył nas w tłumie i zaczął machać rękoma, najwyraźniej chcąc nam coś przekazać. Przystanął na moment, nadal żywo gestykulując.
-O co mu biega? - spojrzałam na mojego Australijczyka.
-Znając życie pewnie ma zamiar umówić się na chlanie. - Darcy przewalił oczami. Podniósł się ze swojego miejsca i zszedł na dół. Tam pogadał chwilę z jednym z ochroniarzy, który wypuścił go z sektora. Podszedł do bandy okalającej tor i na początku przybił piątkę swojemu rodakowi. Chwilkę pogadali, Darcy poklepał Chrisa po plecach w geście pochwały za dobrą pracę, po czym wrócił na swoje miejsce, podczas gdy Holder podbiegł do pozostałych zawodników, zmierzających w kierunku popularnego młyna. - Powinienem zostać jasnowidzem. - powiedział, kiedy już do mnie podszedł.
-Czyli jednak chlanie? - zapytałam.
-Mówił żebyśmy na niego poczekali przed głównym wejściem. Spróbuje się wykręcić od konferencji, weźmie szybki prysznic i do nas dojdzie. - odpowiedział. - Aaa i dołączy do nas Tai.
-To akurat było do przewidzenia. - Woffindena miałam okazję już kiedyś poznać, nawet trochę ze sobą porozmawialiśmy. Okazał się tak samo pozytywnie nastawionym do życia człowiekiem jak Chris i Darcy.
-Idziemy.? - Darcy zmienił temat, wyciągając w moją stronę rękę. Szybko ją złapałam i we dwójkę ruszyliśmy w kierunku wyjścia do stadionu. W międzyczasie zaczepiło nas kilku kibiców, a to mówiących coś do Australijczyka, a to proszących go o autograf. Dwie dziewczyny, które niemal pożerały go wzrokiem poprosiły o zdjęcie. Taktownie wolałam odwrócić twarz w inną stronę żebym przypadkiem nie wypaliła jakimś tekstem widząc, jak te dwie blondyny zalotnie się do niego uśmiechają i przy robieniu fotek niemal się w niego nie wtapiają.
-Co za ludzie. - przewaliłam oczami, kiedy Darcy w końcu do mnie dołączył.
-Jesteś cudowna kiedy jesteś zazdrosna. - Ward uśmiechnął się szeroko, zarzucając swoją rękę na moje ramiona i z celebracją muskając moje usta swoimi. Delikatnie przygryzłam jego dolną wargę, na co chłopak tylko zamruczał z zadowolenia.
Oboje poszliśmy w kierunku poręczy znajdujących się tuż przy wejściu na górną część trybun głównego sektora. Od razu zajęliśmy na nich miejsce siedzące.
-A w ogóle gdzie idziemy? - zapytałam.
-Najpierw do hotelu. Chris chce zostawić rzeczy i znając życie się przebrać, plejboj jeden.
-To nie możemy już od razu teraz tam iść, a oni do nas dojdą? - podniosłam lewą brew do góry. - Bez sensu teraz na nich czekamy.
-Może się boją sami podróżować po Toruniu. - wzruszył ramionami. - Chyba, że ty też chcesz wstąpić jeszcze do domu.
-W sumie, fajnie by było. - stwierdziłam.
-No to idziemy do ciebie a z nimi spotkamy się później. - zarządził Darcy, zeskakując z poręczy. Oboje ruszyliśmy w kierunku mojego mieszkania. W międzyczasie mój chłopak zadzwonił do Chrisa, że spotkamy się w hotelu. Brunet coś tam jęczał, ale Darcy szybko go spławił.
Szykuje się ciekawa nocka.



*******
Ja to się chyba nigdy nie ogarnę o.O
Poważnie, w domu jestem ostatnimi czasy gościem, a mama zaczyna się burzyć, że niedługo zacznie naliczać mi kasę za nocleg dobowy o.O
Tak czy inaczej, w końcu dorwałam się do laptopa na dłużej niż 5 minut i W KOŃCU dodaję 12 część. Według mnie nudną część, ale oj tam oj tam :D
Nie będę się rozpisywać :)
Dedykacja?
Może być tylko jedna :D
Dla moich najgenialniejszych, najzajebistszych, najcudowniejszych i mających najbardziej z garem Hotek na świecie! :D Zdjęcie ze mną śpi! Dziękuję! <3
Do następnego! <3