sobota, 14 lutego 2015

2.08

Kolejny dzień zapowiadał się jako wyzwanie dla mojego biednego organizmu. Zresztą, jestem więcej niż pewna, że nie tylko dla mojego. Nie spałam, ale za żadne skarby świata nie potrafiłam zmusić swoich powiek do uniesienia się ku górze chociażby o milimetr. I naprawdę nie miałam pojęcia, dlaczego.
Impreza oczywiście przeciągnęła się do godzin wczesno porannych, czyli wyszliśmy z niej jako ostatni, delikatnie poganiani przez pracowników, którzy zapewne pragnęli już pójść w spokoju do domu. Wbrew obawom, nie było wcale aż tak strasznie, jak początkowo myślałam. Zapewne w zmianie toku myślenia pomógł mi alkohol, który w siebie wlałam. Aczkolwiek, muszę od razu zaznaczyć, że nie było go jakoś spektakularnie dużo. Wolałam pamiętać co robię, odpowiadać za swoje czyny i zdecydowanie nie być zdanym na i zależnym od osób trzecich. Szczególnie jeśli te osoby trzecie też nie wylewały przez cały wieczór alkoholu za kołnierz.
Tak, impreza zdecydowanie była na plus. Wytańczyłam się, wyśmiałam i generalnie wybawiłam się za wszystkie czasy. Jedynym minusem był oczywiście brak najważniejszej dla mnie osoby. Tak, gdyby obecny był również Darcy, wieczór mogłabym określić mianem idealnego. W końcu, czego więcej potrzebowałabym do szczęścia?
Westchnęłam głośno, czując, że sen odpływa ode mnie coraz bardziej i że jedyne co mi pozostało to otworzenie swoich oczu i rozpoczęcie kolejnego dnia. Przecierając dłońmi twarz, uniosłam nareszcie powieki i pierwsze co mi się rzuciło w oczy to nadal śpiąca twarz Chrisa. Co do cholery?!
-Co ty tu robisz?! - momentalnie moje czy nabrały rozmiarów porządnej monety pięciozłotowej. I nie, nie siliłam się na spokojny ton, biorąc pod uwagę, że skacowany Holder na bank nie marzy o niczym innym jak o ciszy. Ma pecha.
-Jeeezu, nie wrzeszcz tak. - zmarszczył brwi w geście irytacji. - Idź pobyć Leną gdzie indziej. - dodał i jakby nigdy nic odwrócił się na drugi bok, plecami do mnie. No chyba nie!
-Chris, dziadu jeden, dlaczego jesteś w moim łóżku? - szarpnęłam go, mimo wszystko lekko, za ramię, nie dając za wygraną. Z tym człowiekiem tak trzeba, w przeciwnym razie wszedłby mi na głowę.
-Bo to chyba logiczne, że nie będę spał na podłodze, jak jakiś Jelonek Bambi, skoro wszystkie łóżka są zajęte. - prychnął, a jego irytacja lekko wzrosła, bo uniósł z poduszki swoją głowę i posłał mi wkurzone spojrzenie. - Adrian zajął kanapę, chociaż nie mam zielonego pojęcia dlaczego nie pojechał do domu, skoro przez całą imprezę zachowywał się jak pieprzona Dziewica Orleańska i popijał soczek, Karol u Moniki, a Tai wprosił się razem z Boberem do Mai i raczej wątpię, że wywaliła ich na zbity pysk na glebę. - wytłumaczył mi w skrócie całą sytuację. - Nie rób zamieszania, nie siej paniki i daj spać. - ponownie walnął łepetyną o poduszkę, chwilę po tym jęcząc cicho, bo najwyraźniej zrobił to zbyt mocno.
-Masz szczęście, że cię tak trochę lubię. - burknęłam, wzdychając potem głośno.
-A ty masz szczęście, że ja lubię ciebie, bo w przeciwnym razie koczowałabyś w szafie, żeby nie zakłócać mi ciszy nocnej i spokojnego spania. - machnął na mnie niedbale ręką, nadal wciskając twarz w poduszkę. - A teraz idź poudawać, że naszła cię ochota na zwiedzanie salonu i powkurzaj Miedziaka. Zdecydowanie czuję, że potrzeba mi jeszcze minimum osiemnastu godzin snu do powrotu do pełnej formy.
-Lecz się. - ostatni raz walnęłam go w ramię, ale nie chcąc przeciągać tej durnej debaty, wstałam z łóżka. Absolutnie nie miałam w planach zmieniać mojej wygodnej piżamy (krótkie spodenki i koszulka z logiem Monstera, ukradziona pewnego pięknego dnia z szafy mojego Australijczyka), więc bez zbędnego przedłużania wyszłam z pokoju, kierując się prosto do salonu. A tam, o dziwo, jedynym obecnym był Adrian, wpatrzony w telewizję, gdzie emitowano właśnie powtórkę jednego z odcinków tego durnego programu, w którym to dziwni faceci jarają się tym, że zamieniają jakiegoś grata w super auto. Nigdy nie rozumiem ich fascynacji czymś takim, ale z drugiej strony, pewnie oni nigdy nie zrozumieją mojej fascynacji odnośnie nałogowego oglądania trylogii "Władcy Pierścieni".
-Jak tam? - Adrian zapytał, kiedy tylko zajęłam miejsce obok niego na kanapie.
-Do dupy. - westchnęłam. Uniósł brew ku górze, co było czytelnym sygnałem do tego, abym mówiła dalej. - Obudziłam się w łóżku z Chrisem, oczywiście się nie wyspałam, boli mnie głowa i tęsknię za tym moim rudym kalekom. - moje usta ułożyły się w standardową podkówkę.
-Ojeja. - Miedziak zarzucił swoją rękę na moje ramiona, przyciągając mnie do swego boku w czułym geście. - Co do pobudki z Chrisem, to lepszy on niż jakiś nagi nieznajomy, z wyspaniem poradzisz sobie później, bo mogę się założyć, że prędzej czy później zmuli cię spanie, problem bolącej głowy na bank da się załatwić tabletką przeciwbólową, ale z tą tęsknotą to ci nie pomogę. - dodał.
-Do dupy, nie? - ponownie westchnęłam, kładąc głowę na jego ramieniu.
-Zawsze mogło być gorzej. Mogłaś cierpieć na kaca stulecia, być skazaną na męczący jazgot Holdera, a Darky mógł być na drugiej półkuli. Anglia to nie Australia, macie większe szanse na szybkie zobaczenie się. - no tak, Adrian jak to Adrian, we wszystkim stara się odnaleźć jak najwięcej pozytywów.
Problem jest w tym, że nie zanosi się na to, abyśmy zobaczyli się w najbliższym czasie. Nie ma szans, żebym opuściła jakiekolwiek zajęcia, biorąc pod uwagę, że siedziałam na lewym zwolnieniu zdecydowanie zbyt długo. Wykładowcy w żadnym wypadku nie będą stosować wobec mnie taryfy ulgowej, w sumie, nawet wręcz przeciwnie, będę musiała się jeszcze bardziej wykazać. A za tym idzie to, że najbliższe dni spędzę siedząc z nosem w notatkach, które zresztą nadal nadrabiam. Nie mam pojęcia jakim cudem przez ten okres czasu uzbierało się ich aż tyle. Tak czy inaczej, czeka mnie nauka, a weekendowy wypad do Anglii to jednak trochę przesada, nawet jak na mnie. Polecieć w sobotę tylko po to, żeby w niedzielę wrócić? Średni interes. A wiadomo, że Darcy raczej nie przykuśtyka do mnie, z tym swoim rozwalonym kolanem. Tym bardziej, że chce rozpocząć jak najszybciej rehabilitacje żeby w najbliższym możliwym terminie być zwartym  gotowym nie tylko do jazdy, ale również do walki, do której nas wszystkich przyzwyczaił.
Mówiłam już kiedyś, że bycie w związku z żużlowcem jest beznadziejne? Dodajcie do tego fakt, że ten żużlowiec nie jest Polakiem, nie mieszka w Toruniu, ani nawet w jego cholernych okolicach i nasze kontakty twarzą w twarz są zawsze mocno utrudnione. Tak, teraz macie pełen obraz tego, jak czasami beznadziejnie czuję się z tym wszystkim.
I to jest właśnie jedna z takich chwil.
Bo, cholera, tęsknię za nim jak nienormalna, mimo że widziałam się z nim ostatni raz kilka dni temu. Poryta sprawa.
-Głowa do góry, mała, jakoś to będzie! - Miedziak posłał mi swój pocieszający uśmiech, a ja naprawdę chciałam uwierzyć w jego słowa.
Tę ponurą chwilę przerwało wejście do salonu dwóch osób i jednego małego rudego stworzenia. Maja, Tai i Bober, we własnej osobie.
-A wy już na nogach? - zapytała brunetka, unosząc brew ku górze.
-Nie wszyscy potrzebują miliona godzin snu. - Adrian przewalił oczami. - No chyba, że pozostałe nocne godziny po imprezie, w zamkniętym pokoju, minęły wam na czymś zdecydowanie przeciwnym niż spanie. - poruszał charakterystycznie brwiami, szczerząc się przy tym jak nienormalny.
-Lecz się. - mruknął Tai, ale mimo wszystko, na jego twarzy pojawiły się lekkie zaczerwienienia.
-Ktoś tu się rumieni! - dalej ciągnął temat Adrian, a ja, chcąc nie chcąc, parsknęłam śmiechem. - Chcecie nam o czymś ciekawym powiedzieć? Wiecie, nie wiem jak Lena, ale ja chętnie posłucham jakiejś ciekawej opowieści z życia wziętej.
-Jak masz chęć posłuchać ciekawej opowieści z życia wziętej to sobie włącz "Trudne Sprawy" na Polsacie. - mruknęła Maja. - Zdecydowanie spędzasz zbyt dużo czasu z Chrisem i przejmujesz od niego cząstki głupoty. - stwierdziła. - A ty wcale nie jesteś lepsza. - dodała, patrząc w moją stronę. Uniosłam dłonie do góry w geście poddania, cały czas się uśmiechając. Ta dwójka była tak uroczą parą, nawet jeśli cały czas twardo upierali się, że to tylko przyjacielska relacja, że wprost nie można było nie uśmiechać się na ich widok. A już zwłaszcza, kiedy oboje siedzą z wypiekami na policzkach, które jasno wskazują, że coś jednak działo się ciekawego za zamkniętymi drzwiami. Zdecydowanie to chyba czas, w którym musimy wymyślić im jakiś ship name. To by było epickie.
-A gdzie pozostali? - Maja w końcu zdecydowała, że najbezpieczniej będzie zmienić temat.
-Chris wyleguje się w moim łóżku, a Monia i Karol, znając życie, nadal śpią. - odpowiedziałam.
-Ząbika pewnie nawet wołami by nie dało rady wyciągnąć z łóżka tak wcześnie. - spojrzała na zegarek wiszący na jednej ze ścian, więc szybko dodała: - No cóż, wcześnie, według naszego dzisiejszego harmonogramu życia.
-Nie to żeby Mony miała inne plany. - przewaliłam oczami. Oboje, i Karol i Monia, są miłośnikami długiego spania, a już szczególnie po imprezach. Tym bardziej imprezach zakrapianych alkoholem. Karol zawsze cierpi na najgorszego kaca z nas wszystkich, więc niech się chłopak wyśpi, może to chociaż trochę mu pomoże.
-No to skoro jesteśmy tutaj sami, we czwórkę, to może... - zaczął Adrian, ale nie dane mu było dokończyć, bo po mieszkaniu rozległ się dźwięk dzwonka do drzwi. - Kogo niesie? - lekko się zdziwił, podobnie jak my wszyscy. Nie spodziewaliśmy się gości, rodzice zawsze wcześniej dzwonili zanim mieli złożyć nam wizytę. Maja jako jedyna w pełni ubrana w normalne ciuchy ruszyła do drzwi, żeby je otworzyć. Kilka sekund później dało się słyszeć jej wesoły głos.
-No kogo moje piękne oczy widzą! - popatrzeliśmy po sobie w trójkę jeszcze bardziej zdziwieni. - Lena, ktoś do ciebie! - weszła z powrotem do salonu, uśmiechając się szeroko, a zaraz za nią pojawiła się osoba, której spodziewałam się w tym momencie najmniej. Otworzyłam delikatnie usta i lekko mnie wcięło.
-Nie przywitasz się? - uśmiechnięty od ucha do ucha, opierający się na kulach, z torbą podróżną położoną niedaleko, w wejściu do salonu stał nie kto inny jak Darcy Ward, we własnej osobie. Darcy Ward, za którym tak cholernie zdążyłam się stęsknić, a który teraz jakby nigdy nic wpatrywał się we mnie tymi swoimi cudownymi oczami. Potrzebowałam kilku sekund żeby oprzytomnieć, a następnie rzucić się mu na szyję, cały czas uważając przy tym na jego kontuzję.
Był tu i w tym momencie byłam pewna, że nic więcej do szczęścia mi nie potrzeba.



*******
Wspomagana przez biszkopty, zielonego Monstera i takie dwie z royal family, w końcu napisałam!
Amen!
Dziękuję za uwagę.

x

PS: Ed, let me love you *_* <3