poniedziałek, 3 listopada 2014

2.04

Mogłam się domyślać, że powrót na uczelnię to w żadnym wypadku nie będą kwiatki, bratki i stokrotki. Koniec semestru zbliżał się nieubłaganie, a ja miałam tak wielkie zaległości, że czasami miałam wrażenie, że nie było mnie siedem miesięcy, a nie ledwo jeden. I to taki naciągany jeden.
Tak czy inaczej, ilość kartek, które skserowałam w ciągu tego całego tygodnia, ilość przepisanych notatek, ilość zadanych mi na weekend referatów i kolokwiów, które musiałam zaliczyć w najbliższym czasie sprawiały, że miałam ochotę usiąść w kącie i się rozpłakać. Naprawdę, wykładowcy nie zastosowali wobec mnie żadnej taryfy ulgowej, czemu się w sumie nawet nie dziwie. Chyba głupio bym się czuła, gdyby traktowali mnie jak obłożnie chorą, podczas gdy ja wylegiwałam się na plaży w słonecznej Australii. Tak, powstrzymywałam się nawet przed wrzucaniem zdjęć na wszelakie możliwe portale, chcąc dmuchać na zimne. Bóg jeden wie czy komuś z uczelni przypadkiem nie strzeliłoby do głowy wejść i sprawdzić. Byłby kanał.
A więc studia dołowały mnie maksymalnie, ilość pracy, która mnie czekała była zdecydowanie średnio do ogarnięcia, ale żadna z tych rzeczy wcale nie była najgorsza.
Tęsknota.
Jedno słowo, 3 sylaby, 8 liter. To było to, co sprawiało, że każdy dzień był gorszy od poprzedniego. Tęskniłam tak bardzo, że momentami aż ciężko było w to uwierzyć. U mnie nie dość tego, że tęskniłam, to jeszcze zamartwiałam się tym, jak sobie radzi, co właśnie robi, czy nie forsuje zbytnio kolana, czy nie stało się coś strasznego... Za każdym razem, kiedy spóźniał się z telefonem chociażby o 10 minut, w mojej głowie zaczynało roić się od głupich i zdecydowanie niewesołych scenariuszy, które na całe szczęście nigdy się nie sprawdzały. Darcy wkurzał się tym, że póki co musi siedzieć w domu, że jego zdolność ruchowa jest póki co znacznie ograniczona, że czuje się jak przeziębiony niemowlak, któremu tylko podtykają rzeczy pod nos (tak, pani Middleditch podobno przechodziła samą siebie chcąc mu jakoś dogodzić) i że tęskni za mną cholernie. W takich momentach miałam ochotę rzucić wszystko w cholerę, wsiąść do najbliższego samolotu lecącego do Anglii tylko po to, by kolejne chwile móc spędzać w jego towarzystwie. I pewnie nie raz bym tak zrobiła, gdyby nie obecność Mai i Moniki. Uwierzcie mi, nikt tak nie potrafi sprowadzić człowieka na ziemię jak te dwie, na dodatek współpracujące ze sobą. Aż dziwne, że żadna rządowa organizacja jeszcze się nimi nie zainteresowała.
Taaa, byłoby ciekawie.
Podsumowując, miniony tydzień był do bani, następny pewnie będzie jeszcze gorszy, studia to zło, dziewczyny to zło wcielone, wszystko mnie drażni i tęsknię jak cholera. Mieszanka wybuchowa.

***

Siedząc na kanapie w salonie bezmyślnym wzrokiem wgapiając się w telewizor i z częstotliwością co dziesięć sekund zmieniając kanały, miałam nadzieję, że w pół Torunia walnie zaraz jakiś meteoryt, żeby tylko zaczęło coś się dziać. Nuda, proszę państwa, nuda po całości! Maja, jak zwykle, zajęła się czytaniem jakiegoś opowiadania, które o dziwo chyba aż tak bardzo jej nie wkurzało, bo nie produkowała się na pół miasta, wymyślając wszelakie tortury dla autorki. To z kolei była nowość. No a Monika, jak to Monika, znowu udawała, że się uczy, chociaż chyba nawet Dzieci z Bullerbyn by zauważyły, że nauka to ostatnia rzecz, która w tym momencie zaprząta jej myśli.
-Karol za moment wpadnie. - poinformowała nas kilka minut później, co tylko potwierdziło moje przypuszczenia odnośnie edukacji.
-I dobrze, może zacznie się coś w końcu dziać. - westchnęłam głośno, odkładając pilot na bok i wpatrując się w Hajzera reklamującego proszek do prania. Jeśli to nie jest potwierdzenie tego, że ten dzień póki co jest do bani, to ja już nie wiem co nim będzie.
-A mówiąc za moment, mam na myśli serio moment, bo ten człowiek już jest pod blokiem. - jakby na potwierdzenie jej słów po mieszkaniu rozległ się dzwonek domofonu. Monika niemal jak na skrzydłach poleciała otworzyć drzwi swojemu ukochanemu i warowała przy drzwiach wejściowych aż do momentu, w którym nie zaszczycił nas swoją obecnością.
-Cześć skarbie. - uśmiechnął się szeroko, nachylając w stronę brunetki, tylko po to, by przywitać się z nią czułym pocałunkiem. Oni są tak bardzo kochani, że aż nie możesz się nie uśmiechać, kiedy ich widzisz. I nie muszę wcale mówić, że poziom tęsknoty podskoczył o kilka poziomów? - Cześć dziewczyny! - oboje weszli do salonu.
-Sieeeema! - Maja oderwała wzrok od laptopa, kierując go w stronę Ząbika. - A co ty tam trzymasz pod pachą? Powiedz, że to jest coś do jedzenia, bo mam wrażenie, że mój żołądek od godziny cicho chlipie z głodu. - palcem wskazała na średniego rozmiaru pudełko, które trzymał pod pachą.
-To jest właśnie niespodzianka, o której ci mówiłem. - zwrócił się do Moniki, cały czas się uśmiechając.
-Nie jestem pewna, czy lubię do końca twoje niespodzianki... - uniosła lewą brew ku górze.
-Daj spokój, moje niespodzianki są genialne! - oburzył się. - No dobra, może nie wszystkie. - dodał, widząc jej pełen wymowy wzrok. - Ale większość! - szybko dorzucił.
-Dobra, pochwal się lepiej na co w tym momencie wpadłeś. - westchnęłam, podkurczając nogi pod siebie.
Karol tymczasem odstawił pudełko na ziemię, a ono niebezpiecznie się poruszyło. Zaraz, że jak?
-Czy tylko ja mam zwidy, czy to coś się rusza? - Maja chyba spostrzegła to samo. - Ooo człowieku, coś ty nam przywlekł? - jej oczy były teraz rozmiaru pięciozłotówek.
-Uwaaaagaaaa... - chcąc podnieść dramaturgię sytuacji, przeciągnął maksymalnie sylaby, kucając przy kartonie i uchylając jego zawartość. - Tadaaaaam! - dorzucił, a z pudełka coś się wynurzyło.
Coś rudego, małego i patrzącego na nas z rządzą mordu.
O matko.
-Czy to jest...? - pierwsza głos odzyskała Monika.
-Tak, to jest kotek, prawda, że śliczny? - widząc nasze, delikatnie powiedziawszy, zdziwione miny, dodał: - No pewnie, że jest śliczny!
-Gdzieś ty go dorwał? - zapytałam, patrząc niepewnie na kota, który rozpoczął swój powolny obchód po salonie. I jak Bóg mi świadkiem, ten kot najzwyczajniej w świecie prychał za każdym razem, kiedy nas widział! I to nie prychał w stylu "o jak świetnie i cudownie, nowe milutkie twarze" tylko bardziej w stylu "i tak nasram wam do butów, wy głupie bździungwy".
-Wolicie wersję podkoloryzowaną, czy prawdziwą? - najwyraźniej sam odpowiedział sobie na te pytanie, bo chwilę później kontynuował: - Mój znajomy ma ich chyba jakiś milion i wcisnął mi ostatnio jednego. Ale gdzie ja i zwierzę. Dlatego od razu pomyślałem o was, bo wy macie takie mięciutkie i dobrutkie serduszka, że na pewno nie wyrzucicie go na zbity pysk za drzwi.
-Jego może nie, ale ciebie to już inna sprawa. - odezwała się Maja. -Czy tylko ja mam wrażenie, czy on ma jakieś kurwiki w oczach? - ponownie uniosła brew, wpatrując się w, na pozór, słodkiego kociaka, przechadzającego się wte i we wte po salonie. - Jak on, ona w ogóle się wabi?
-To jest on, w sensie, że facet, tylko taki koci facet i nie ma jeszcze imienia. - odpowiedział Karol, a ja parsknęłam cichym śmiechem. Ten gościu jest niesamowity. - Macie tutaj pole do popisu.
-A skąd w ogóle pewność, że go zatrzymamy? - Monika zaplotła ręce na klatce piersiowej.  - Serio, Karol, nie mogłeś w prezencie kupić nam po kwiatku i po kłopocie? - niemal jęknęła.
-Ale to takie beznadziejne. - machnął niedbale ręką. - To jak przygarniecie tego pysiaczka do siebie? - "pysiaczek" jakby się domyślił, że właśnie o nim mowa, bo niewielką łapką trącił kabel od ładowarki przy laptopie Mai. Dobrze, że nie miał więcej siły, bo gdyby zwalił jej sprzęt, to podejrzewam, że szybko miałby okazję przekonać się na własnej skórze, czy stwierdzenie, że koty zawsze spadają na cztery łapy dotyczy również tych wyrzuconych z okna z piątego piętra.
Wymieniłyśmy między sobą serie spojrzeń, serie westchnień i serie tłumionego śmiechu i już miałyśmy się odezwać, kiedy ponownie przerwał nam dźwięk dzwoniącego domofonu. Kogo znowu niesie? Monika, stojąca najbliżej, pofatygowała się sprawdzić kto to. Dwie minuty później wszystko było już jasne.
-Dzień dobry kwiatuszki!!! - drzwi od mieszkania otworzyły się niemal z hukiem, a do salonu wmaszerował uśmiechnięty od ucha do ucha Chris. - Tęskniłyście za mną? Wiem, że tęskniłyście, kto by nie tęsknił. - sam sobie odpowiedział na to pytanie, zgarniając stojącą tuż koło niego Monię do uścisku.
-Chciałaś, żeby coś zaczęło się dziać? - brunetka spojrzała na mnie z trudną do rozgryzienia miną.
-Cofam te słowa. - westchnęłam głośno.
Chris chwilę później dał spokój Monice i  przerzucił się na Maję, a ja dopiero teraz zauważyłam, że gość jest jeszcze jeden.
-Siemanko! - swoją obecnością zaszczycił nas również Tai, który tak samo jak poprzednik zaczął się z nami wylewnie witać. - Cześć Maja! - posłał brunetce szeroki uśmiech, a ja od razu wymownie spojrzałam na Monikę. Oni chyba myślą, że jesteśmy ślepe, że nic nie zauważamy. Serio? Z kilometra można wyczuć między nimi miętę i poziomki, a oni absolutnie nic z tym nie robią. Aż ma się ochotę zamknąć ich w kanciapie o chlebie i wodzie i wypuścić dopiero wtedy,aż się ogarną.
-Cześć mój ukochany kwiatuszku! - Chris w końcu przysiadł się koło mnie na kanapie i mocno przytulił. - Wieki cię nie widziałem!
-No tak, tydzień to zdecydowanie przepaść czasowa. - wysapałam czując, że jeszcze chwila i połamie mi żebra. I pewnie tak by się stało, gdyby nasz nowy towarzysz dnia w tym momencie nie zamiauczał dość głośno jak na swoje rozmiary. - Co to było? - Holder od razu się ode mnie oderwał i zaczął rozglądać po salonie.
-MACIE KOTA?! - wydarł się Tai, który pierwszy go zauważył i od razu do niego podfrunął. - O jaaaaaaa, jaki genialny! - jakby nigdy nic wziął go na ręce i usiadł z nim na oparciu fotela zajmowanego przez Maję. - Cześć kolego! - przeczesał dłonią jego sierść.
-Weź się lepiej z nim nie spoufalaj, widziałam na zdjęciach jak wyglądają koty po dłuższym przebywaniu z tobą. - zwróciłam się do niego, a Monika prychnęła śmiechem. - Sierść w cudowny sposób z nich znika.
-Spadaj, one takie są od zawsze! - prychnął, cały czas głaszcząc kociaka, który teraz zaczął mruczeć, najwyraźniej odczuwając przyjemność. - Nic im nie robię, ile razy mam wam powtarzać?
-Dobra dobra, my tam swoje wiemy. Producenci maszynek do golenia już debatują nad tym, czy w tym sezonie nie zostać twoim głównym sponsorem. - palnęła Monika, na co wszyscy, poza zainteresowanym, parsknęliśmy śmiechem.
-Jak się wabi? - Tai zmienił temat. We trzy zgodnym ruchem wzruszyłyśmy ramionami. - Nie nazwałyście go?
-Bo tak jakby jest tutaj od kilkunastu minut? - wtrąciła Maja. - Nie zdążyłyśmy jeszcze nawet oswoić się z myślą, że go mamy, a gdzie tu mówić o reszcie.
-Tak na niego patrzę... - zaczął Chris, przechylając lekko głowę w bok i wpatrując się w zwierzaka, który nadal spoczywał w ramionach Woffindena. - Jest rudy, patrzy na nas jakby miał ochotę zeżreć nam nogę... Zrobię doświadczenie. - zarzucił rękę na moje ramiona, przyciągając mnie do siebie i cały czas patrząc na kota. Na kota, który w tym momencie znowu prychnął głośno, pokazując swoje uzębienie. - Jest rudy, wkurwia się, kiedy ktoś dotyka Lenę, ma dziwne zęby i w ogóle ma trochę z garem, nazwijcie go Darcy Junior! - palnął. Przez kilka sekund w salonie panowała cisza, która następnie przegrała z powszechnym śmiechem, jaki wydobył się z ust piątki z nas.
-Masz z banią! - Monika cały czas się śmiała.
-No co, może nie mam racji? - Chris i jego teorie, serio, skąd on je bierze? - Skoro nie Darcy Junior to niech będzie Bober. Idealnie do niego pasuje! No zobaczcie same! - znowu odwrócił się w strone kota. - Bober, kici, kici! - zwierzę uniosło swój łepek i spojrzało na Holdera jak na debila. - No widzicie, reaguje! - był z siebie mega dumny, a my parsknęłyśmy jeszcze większym śmiechem.
Ci ludzie są fenomenalni.
Podsumowując: dorobiłyśmy się kota, który przyjął nazwę Bober, Chris nadal ma tak samo z garem, jak miał do tej pory, Karol nadal nie przyswoił sobie naszych słów, że niespodzianki to nie jest jego mocna strona, nuda w żadnym wypadku już nie będzie nam doskwierać i zapowiada się pełen emocji dzień/wieczór/dwa razy nie mówić jak noc.
Ot, standardowy dzień z życia królewskiej rodziny.
Taak, z ironią mi do twarzy.



*******
Więcej dialogów niż w Gwiazd Naszych Wina (xD), ale serio, nic więcej nie wycisnę ;d
<3

PS1: co ja biorę przed pisaniem?
PS2: weno, serio, żarty żartami, ale mogłabyś już wrócić -.-


4 komentarze:

  1. Nie wiem co bierzesz, ale bierz tego więcej! Mam napady śmiechu jak nienormalna! Genialne! :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja nie wiem czy Ty zabierasz Róży maść, albo podkradasz mi keczup, ewentualnie wciągasz żel pod prysznic Kwiatuszka... Ale teraz to dowaliłaś do pieca. Bardzo dobrze, że zaczęłam maratonik z Niką od Boysów, bo dosłownie padłam! HAHAHAHHAHHAHA! Ja nie wiem, czy Ty wszystko zapisujesz co ja mówię? :O Jak wydasz to jako książkę, to chcę chociaż bilecik wiadomo gdzie w ramach podziękowań :D Tai i Maja - NO LEJEEEEEEEEEEEEEEEEEE! Czekam na komentarz Róży w tej sprawie, co ona o tym myśli xD A tak w ogóle to jak sąsiedzi tyfusy nie zadzwonią po pałkowskich, bo zagłuszam im życie swoim śmiechem to będzie spoko! HAHAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHHAHHHAHAHAHAHAH MASZ Z BANIĄ! Lecę do AJ :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Do trzech razy sztuka.
    Podejsćie nr3.Do dzieła!
    Na samym początku: nie wiem co sobie tam bierzesz gdy sięgasz po magiczny zeszycik i zaczynasz pisać, ale nie odstawiaj.Bierz więcej :D Czytając to w autobusie musiałam wyglądać jakbym się dusiła ogólnie hahhaahhahahahhahhahahhahah!
    Nie wiem czy są jakieś zamienne slowa do hahahahahah ? bo tak głupio ciągle tego nadużywać :/
    A teraz do tematu przechodzimy: KArol i Kot to był pomysł idealny tak samo jak Monia i KArol <3 serduszka in the air !Serduszka czuć też u Dara i Leny.Czekam na Dara i jego konfrontacje z Boberem(Ps.Ten kto to po prostu szczena mi opadła hahahahahh!) Chris i jego wejście króla do pokoju było równie efektowne :D Już nie wspomnę o Tai'u, który mnie rozwalił jak dorwał Bobera na swoje kolanka:D ogólnie poleciałaś po mistrzowsku! Wcale mnie to nie dziwi, ale to moja stalkerska natura się odzywa.+ Jakaś łaskawa,że dałabyś Taiowi i Mai na przeżycie chleb i wodę ! Wode z miętą i poziomką ? :D Generalnie to czekam na kolejny mocno. Lece na dalsze blogi z tematem może uda mi się za pierwszym razem tego dokonać! bez owijania w bawełne i inne aluzje HAHAHAHAHAHAHHAHAHAHAHAHHAHHAHAHAHA! LKF <3













    Ps.Prawdziwy komentarz miał wyglądać tak:
    super blog, dużo śmiechu.Zapraszam do Siebie.Pzdr.


    Joke! LKF <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapomniałam !
      Team M&M jak zawsze w pogotowiu u Leny cichichichci <3

      Usuń