niedziela, 21 czerwca 2015

2.11

Właśnie byłam w trakcie snu, w którym usiłowaliśmy rozbić namiot w środku lasu w związku z tym, że wyjechaliśmy na obóz przetrwania, a towarzyszył nam (oczywiście całej naszej zgrai) klan Pawlickich i nie wiedzieć dlaczego, Justin Bieber. I śniłabym pewnie dalej o tym, jak to Darcy wspólnie z kanadyjskim piosenkarzem kłócą się o to, jak prawidłowo wbić śledzia, gdyby nie mój telefon, który rozdzwonił się z pełną mocą.
-Kurwa, weź to wyłącz! - burknął Darcy, przykrywając sobie głowę kołdrą i nie otwierając oczu na sekundę. Za to ja, chcąc nie chcąc, wyciągnęłam spod ciepłego przykrycia rękę i po omacku szukając leżącego na stoliku telefonu, który nadal nieustannie i cholernie wkurzająco dzwonił. Z samego rana nawet śpiewający australijski raper wywoływał u mnie rządzę mordu. W końcu udało mi się natrafić na urządzenie i nie patrząc nawet na wyświetlacz, przejechałam palcem po ekranie, odrzucając połączenie. Kimkolwiek była osoba, usiłująca się ze mną skontaktować, ma w tym momencie pecha, bo jedyne czego teraz potrzebowałam, to dalszy sen w ramionach mojego faceta.
I właśnie to zrobiłam. Ponownie się do niego przytuliłam, jego ręce jak zwykle przygarnęły mnie bliżej ku jego ciału i brakowało nam dosłownie sekund, żeby ponownie odpłynąć w niebyt, ale to byłoby zbyt piękne, żeby było prawdziwe.
-Poważnie?! - tym razem Australijczyk już się lekko wkurzył. Ja zresztą też. Pospiesznie chwyciłam za telefon i nawet nie patrząc na wyświetlacz, szybko odebrałam.
-Czego, do kurwy nędzy?! Jeśli, kimkolwiek jesteś, w tym momencie nie umierasz, albo nie potrzebujesz pilnie mojej pomocy, to zadzwoń jutro! Nara! - już miałam się rozłączyć, ale nie było mi to dane.
~Nawet kurwa nie próbuj się rozłączać! - słysząc po drugiej stronie głos mojego przyjaciela, lekko się zdziwiłam. Adrian dzwoniący do mnie o tej porze to zdecydowanie nie była standardowa sytuacja.
-Adrian, czy ty wiesz, która jest godzina? - jęknęłam, przecierając dłonią oczy i czując, jak sen się ode mnie oddala. Biorąc pod uwagę fakt, że razem z Darcym poszliśmy spać zdecydowanie zbyt późno, w tym momencie byłam ledwie żywa.
~Chwilę po szóstej. - odpowiedział, jak gdyby nigdy nic, a ja miałam ochotę jęknąć jeszcze raz. Powiedzcie, proszę, że się przesłyszałam... Szósta? SZÓSTA?! - Ale to jest nasz najmniejszy problem w tym momencie! To jest kurwa pikuś! - nakręcał się.
-Więc co jest takiego ważnego, że postanowiłeś nie dać nam spać? - zapytałam, używając liczby mnogiej, bo zauważyłam, że Darcy z wyraźnym grymasem złości, wpatruje się we mnie i zapewne zastanawia się, dlaczego jeszcze się nie rozłączyłam. - Serio, poszliśmy spać jakieś dwie godziny temu, nie uważasz że... - nie dane było mi dokończyć swojej wypowiedzi.
~Święta! - niemal wydarł mi się do słuchawki, przez co musiałam nieco odsunąć telefon od ucha.
-Jakie święta? - przyznaję bez bicia, mój umysł z samego rana pracuje na zwolnionych obrotach, a co dopiero po tak krótkim śnie. - Adrian, mógłbyś mówić jaś...
~ZAPOMNIELIŚMY O CHOLERNYCH ŚWIĘTACH WIELKANOCNYCH! - tym razem już nie oszczędzał gardła i ryknął mi do słuchawki najgłośniej, jak tylko potrafił, a ja, totalnie na to nieprzygotowana, aż otworzyłam szeroko oczy. Chwilę później otworzyłam je jeszcze szerzej, kiedy dotarł do mnie sens jego wypowiedzi...
-O kurwa! - to była moja jedyna reakcja, jaką w tej chwili mogłam z siebie wykrzesać. Jak, do jasnej cholery, mogliśmy zapomnieć o świętach Wielkanocnych? JAK?!
~Reakcja adekwatna do sytuacji. - stwierdził Adrian. - Śpię sobie ładnie pięknie jak cywilizowany człowiek, a tu dzwoni do mnie matka i się pyta, czy wpadnę na świąteczne śniadanie. Myślę sobie, co jej odwaliło, przecież często jestem w domu, więc jak wpadnę na śniadanie to to raczej nie będzie żadne święto, a ta do mnie, że WIELKANOC W TYM ROKU TAKA ZIMNA! - z każdym słowem nakręcał się coraz bardziej, by w końcu kolejny raz niemal wrzeszczeć mi do słuchawki. - Mało co nie zjebałem się z łóżka jak o tym usłyszałem!
-O faken. - tylko na tyle było mnie stać. Usiadłam na łóżku, przyciągając bliżej siebie kołdrę i nerwowo przecierając oczy. Darcy chyba też zauważył, że coś się dzieje, bo już nie patrzył na mnie wzrokiem mówiącym "rozłącz się i wyjeb telefon w kosmos" tylko bardziej w stylu "co się dzieje?". - A reszta? Co na to reszta? - przypomniałam sobie o pozostałych.
~No a jak myślisz? - prychnął. - Chris chyba pomylił święta i od 10 minut nawija mi coś o bombkach i lampkach, które koniecznie muszą być wielokolorowe, Maja wisi na telefonie i przeprasza rodziców, że się spóźni, bo uciekł jej pociąg, Monika z Karolem już ruszyli w drogę do waszego mieszkania żeby zabrać swoje rzeczy i pojechać do Karola rodziców, a Tai jęczy, że musi jechać po Bobera, bo biedny nie może zostać sam na święta. - wytłumaczył wszystko, wyrzucając z siebie słowa w tempie porządnej armaty, a ja naprawdę mocno starałam się nie parsknąć śmiechem, ale było to zadanie niewykonalne. - Z czego prujesz miotło?! TO POWAŻNA SPRAWA!
-Adrian, wyluzuj. - usiłowałam za wszelką cenę się uspokoić, ale wizja Chrisa szukającego bombek skutecznie mi to uniemożliwiała. - Przecież to nie tak, że zapomnieliśmy o wizycie królowej, czy coś. Moi rodzice i tak są w Gnieźnie, zresztą jak co roku, więc zero stresu.
~No to może wpadniecie do moich rodziców? - zaproponował.
-A uzgodniłeś to z nimi? - nie powiem, wizja darmowej wyżerki przygotowanej przez panią Miedzińską była bardzo kusząca.
~Zaraz do nich zadzwonię. Już i tak będą musieli przeboleć fakt, że przyprowadzę ze sobą Chrisa, skoro ten geniusz zapomniał o tym, że w sobotę miał lecieć do Poole. - mogłam się domyślać, że w tym momencie przewalił oczami. - Sealy go zabije, ma to jak w banku. - trudno było się z tym nie zgodzić.
-Dobra, daj nam jakieś pół godziny na ogarnięcie się i widzimy się u ciebie w mieszkaniu, czy jak? - czas było zacząć planować. Lepiej późno, niż wcale...
~Za pół godziny jestem u was, zabiorę was i pojedziemy do mnie.
-Pasi. - przystałam na jego propozycję.
~No i zgoda. Nara, dzieciaki!
-Spadaj, ćwoku! - rozłączyłam się, by chwilę później znowu parsknąć śmiechem. Cała ta sytuacja była tak bardzo popieprzona, że aż nierealna. Jakim cudem mogliśmy zapomnieć o świętach, o których zapewne wszędzie było głośno? W telewizji, w internecie, nawet wszyscy ludzie dookoła musieli się na ten temat rozwodzić na prawo i lewo! Jak, do konia, nie zwróciliśmy na to wszystko uwagi?
-Możesz w końcu powiedzieć, co się dzieje, bo zaczynam się lekko martwić. - Darcy patrzył na mnie z niepewną miną, jakby obawiał się o mój stan psychiczny.
-Wyobrażasz sobie, że zapomnieliśmy o świętach? - zapytałam, nadal się śmiejąc. I chwilę później śmieliśmy się już oboje.
Boże, jaka patologia.

***

-Skarbie, naprawdę, chciałem wrócić do domu, ale treningi mi na to nie pozwoliły... - Chris od dobrych piętnastu minut wisiał na telefonie, rozmawiając z wyraźnie wściekłą Sealy. Wściekłą, bo te wrzaski, które mogliśmy słyszeć nawet my, siedzący w pewnej odległości od Australijczyka, były bardzo wymowne. I w żadnym wypadku nie były to wyznania miłosne, a wręcz przeciwnie. - Tak, wiem, ale wiesz jak to jest z samolotami w Polsce. Jakiś totalny koszmar! Ten opóźniony, tamten odwołany, normalnie żarty sobie stroją! - kłamał jak najęty. - Tak, czekałem już na lotnisku w Bydgoszczy, z informacji wynikało, że za niecałą godzinę miałem startować, a tu nagle telefon od Sławka, że mam wracać do Torunia... - w pewnym sensie byłam pod wrażeniem jego umiejętności. Wciskał jej taki kit, a nawet na sekundkę nie zadrżał mu głos. Normalnie miałby szanse na Oscara w starciu z DiCaprio jak nic! - Dobrze, wiem, tak, pamiętam, że mieliśmy jechać do twoich rodziców... - przewalił oczami. - Siła wyższa, nic nie poradzę. - cicho parsknęłam, powstrzymując większą falę śmiechu. -  Ja też cię kocham, widzimy się niedługo, ucałuj Maxa! - pospiesznie się rozłączył, odkładając telefon na kanapę, tuż koło siebie. - Jezu, ale maniana.
Właśnie zjedliśmy śniadanie przygotowane przez mamę Miedziaka, która śmiała się z nas jak najęta, kiedy usłyszała o tym, że zapomnieliśmy o świętach. Monika z Karolem są już w domu chłopaka, a Maja zabrała ze sobą Taia, co oczywiście musieliśmy skwitować wymownymi uśmiechami i podśmiewaniem się pod nosem. Taaa, zdecydowanie nic się między nimi nie kroi.
Tak czy inaczej, Chris dopiero niedawno skapnął się, że to wcale nie jest Boże Narodzenie i że bombki nie są mu do niczego potrzebne, za to przypomniał sobie w końcu o swojej dziewczynie i tym, co czeka go po powrocie do domu. Wykpił się również tym, że podczas gdy był już gotowy do powrotu do domu (taaa....) został ponownie ściągnięty do Torunia, żeby intensywnie trenować. Trenować to on może i trenował, ale swój przełyk w zetknięciu z napojami wysokoprocentowymi.
-Jestem tak objedzony, że nawet nie chce mi się ruszać. - Darcy poklepał się po brzuchu, przymykając oczy w geście zadowolenia. - Adrian, twoja mama jest genialna. Zakręciłbym się koło niej, gdyby nie była już zajęta. - palnął, na co automatycznie szturchnęłam go łokciem w żebra. No chyba się przesłyszałam! - No i gdyby nie fakt, że mam już idealną dziewczynę, która może nie potrafi gotować, ale jest genialna w innych rzeczach.
-Oszczędź szczegółów. - Chris oczywiście musiał nawiązać do swoich zboczonych myśli.
-Więc co ciekawego robimy? - zapytał Adrian, po chwili ciszy, olewając komentarz starszego z Australijczyków.
-Siedzimy na dupach i nie ruszamy się przez najbliższe sto lat? - zaproponował Darcy.
-Głupi jesteś, poróbmy coś! - Chrisowi za to oczywiście obce było siedzenie i nic nie robienie.
-Możemy ustroić choinkę, skoro wcześniej tak bardzo się do tego paliłeś. - no i się zaczyna... Ta dwójka chyba nie potrafi wytrzymać dłuższej chwili bez dogryzania sobie nawzajem.
-Turlaj dropsa, gówniarzu.
-Wal się, pajacu!
-Boże, zamknijcie się w końcu! - musiałam zainterweniować, zanim ich wzajemna wymiana zdań rozkręci się na dobre. Uwierzcie mi, wtedy byliby już nie do zatrzymania. - Adrian, może włączysz jakiś film, czy coś? Odpoczniemy po śniadaniu, a potem się pomyśli? - zaproponowałam, na co Miedziak szybko się zgodził i uruchomił telewizor w celu sprawdzenia, co ciekawego pokazują w telewizji.
Co by nie mówić, ten dzień zaczął się od mocnego uderzenia. I aż nie chcę raczej wiedzieć, jak sie skończy.




*******
Siedzę, czytam poprzednie rozdziały i tak sobie myślę "cholera, jaki my mamy w ogóle dzień". I nagle jeb, PRZECIEŻ SĄ ŚWIĘTA!:|
Właśnie dlatego nie lubię pisać rozdziałów, których nie mam zaplanowanych.
Jedno wielkie kombinowanie jak wybrnąć z sytuacji :D
Tak czy inaczej, przepraszam za to co wyszło, odrobinę poniosła mnie fantazja, obiecuję poprawę na przyszłość!
<3

PS: LKF <3
PS2: Dumni po zwycięstwie, wierni po porażce! #KSToruń
PS3: zapraszam też tutaj feeling-the-moments.blogspot.com oraz you-bring-me-back-to-life.blogspot.com

3 komentarze:

  1. Komentarz może być tylko taki:



    CO TY ĆPIESZ??????????????


    OdpowiedzUsuń
  2. Boże ! jak mogłam TEGO nie skomentować !
    HAHAHAHHAAHAHAHHAAHAHHAHAHAHAHAH ten rozdział>>>>
    podziwiam jak z tego wybrnęłas ! :D
    no,ale to po prostu trzeba być Tobą ! hueee :D
    pozdro <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Krzychu jak zawsze ogarnięty hłe hłe. Bombki i lampki mu się zamarzyły...australijskie ADHD ��
    ahhh jak się Ciebie lekko czyta, niebanalny styl i dialogi, no i Aussie w akcji...
    Pozdro
    ~ EMKA

    OdpowiedzUsuń