niedziela, 2 lutego 2014

Eighteen & Nineteenth



W sobotnie przedpołudnie obudziłam się pierwsza. Darcy jeszcze słodko spał, przyciskając mnie swoimi rękoma do siebie. Moje łóżko pełniło tylko funkcję składowania naszych rzeczy, które dzięki temu nie walały się po całym pomieszczeniu. Ja tymczasem miałam swoją połowę zaklepaną na łóżku młodszego z Australijczyków.
Delikatnie wyplątałam się z jego uścisku. Chłopak tylko mruknął coś pod nosem, zmieniając pozycję leżenia. Spojrzałam na Chrisa, który w najlepsze spał z jedną ręką zwisającą bezwładnie z łóżka. Z torby wyciągnęłam ubrania na dzisiaj, po czym ruszyłam w kierunku łazienki.
Tam wykonałam bez zbędnego pośpiechu całą poranną toaletę, ubrałam się, ogarnęłam trochę roztrzepane maksymalnie włosy i dopiero wtedy mogłam stwierdzić, że jestem gotowa do rozpoczęcia kolejnego dnia.
Wróciłam z powrotem do pokoju, gdzie jak się okazało Darcy właśnie się przebudził.
-A co z ciebie taki ranny ptaszek? - zapytał.
-Ranny ptaszek. - prychnęłam. - Człowieku jest prawie dwunasta.
-No co ty dajesz? - otworzył szeroko oczy sięgając ze stolika stojącego koło łóżka swój telefon. - O ja rzeczywiście. - złapał w dłonie poduszkę, którą z całej siły rzucił w Holdera. - Pobudka! - krzyknął w jego kierunku.
-Ja pierdolę, czego się drzesz? - burknął rozespany Australijczyk.
-Dwunasta już, rusz dupę skoro masz w planach zawojować dzisiaj Anglię. - odpowiedział mu, samemu się przeciągając i powoli wstając z łóżka.
-Mrr, seksowne wdzianko. - uśmiechnęłam się w jego kierunku, bo Darcy miał na sobie tylko luźne bokserki.
-Wiem, chodzący seks. - odpowiedział mi tym samym.
-Załamujecie mnie już od rana do tego stopnia, że aż mi się spać odechciało. - jęknął Chris, który również w końcu postanowił podnieść swoje szanowne cztery litery.
-Kurcze, spałam w pokoju z takimi ciachami, fiu fiu. - palnęłam, bo Chris podobnie jak Darcy również spał bez koszulki.
-Nie zgłupiej tylko z tego powodu. - sam zainteresowany ziewnął porządnie, po czym od razu skierował się do łazienki.
-Zanim wy się ogarniecie to ja już skoczę na dół, bo z głodu zaraz padnę. - podeszłam do mojego chłopaka, który pochylał się właśnie nad swoją walizką szukając w niej czegoś zdatnego do ubrania. Pocałowałam go na dzień dobry, po czym wyszłam z pokoju.



******************


-Kurde, skubany szybki jest. - stwierdził Darcy. Właśnie staliśmy przy bandzie oddzielającej tor od parkingu maszyn na stadionie w Cardiff, podziwiając w akcji naszego Chrisa Holdera. Kilka minut temu rozpoczął się oficjalny, pierwszy trening przed jutrzejszymi zawodami więc zostałam na niego zaciągnięta niemal siłą. - Może w tych jego przechwałkach jednak coś jest?
-Myślisz, że ma szanse wygrać? - zapytałam, odsuwając się trochę od bandy, bo Chris z uporem maniaka upodobał sobie jeżdżenie po dużej i co rusz zasypywał nas może nie tyle samą szprycą, co już na pewno kłębami pyłu. - Robi to specjalnie, na bank! - oburzyłam się, na co Darcy parsknął śmiechem.
-Według mnie szanse ma jak najbardziej. - odpowiedział na moje pytanie. - Przecież wiesz jak był nabuzowany po zawodach w Toruniu, więc ani trochę bym się nie zdziwił jakby odbił sobie to tutaj. Chociaż kilku innych zawodników też jest nakręconych jak petarda ostatnimi czasy. Kit, jutro się dowiemy.
-I zapewne nie będziesz mi towarzyszył na trybunach?
-Raczej nie sądzę. - no tak, mogłam się tego spodziewać. - Ale może ty zostaniesz tutaj z nami?
-Nie, nie chcę się kręcić i przeszkadzać. - westchnęłam. - Poczekam gdzieś na was po zakończeniu, bo jeszcze zapomnicie mnie ze sobą zabrać. Z wami to nigdy nic nie wiadomo. - dodałam, ze śmiechem. Darcy tylko przewalił oczami, całując mnie przelotnie w czoło i powracając do patrzenia jak Chris właśnie pokonuje kolejne odcinki toru na jednym kole.
Co za dzieciak.


****************


Ze wzrokiem utkwionym w ekran mojego telefonu kierowałam się w stronę wyjścia z parkingu maszyn, a następnie ze stadionu. Musiałam dokładnie zrelacjonować Adrianowi przebieg mojego dzisiejszego dnia, więc zawzięcie stukałam w klawisze. W normalnych warunkach pewnie bym do niego zadzwoniła, albo to on zadzwoniłby do mnie, ale tak się składa, że mój kochany Adrian siedzi właśnie u rodziców, gdzie trafił na mini zjazd rodzinny.

'I to by było na tyle jeśli chodzi o spokojne zrelaksowanie się -.-'

No tak, miłośnikiem tego typu spotkań to on raczej nigdy nie był. Tym bardziej, że z tego co mi napisał jest jego ulubiona ciocia, która za każdym razem prezentuje mu z milion córek swoich przyjaciółek, które są wolne i które są jak najbardziej otwarte na znajomość z nim.
Pamiętam jak kiedyś oboje pojechaliśmy do jego rodziców, to było krótko po tym jak zaczęłam spotykać się z Darcy'm. Oczywiście ciocia od razu sobie ubzdurała, że ja to kandydatka na przyszłą narzeczoną Adriana i wypytała mnie dokładnie odnośnie moich planów względem jej siostrzeńca. Na nic się zdały tłumaczenia, że my jesteśmy tylko i wyłącznie parą najlepszych przyjaciół i nic poza tym. Zostałam ochrzczona mianem przyszłej pani Miedzińskiej, wcześniej oczywiście wysłuchując kilku uwag w stylu 'powinnaś więcej jeść, bo jakaś taka wychudzona jesteś'. Trochę się zdziwiły, kiedy mój telefon rozdzwonił się na całego informując, że dzwoni nie kto inny jak Darcy. Chcąc jakoś zaakcentować to, że jestem już zajęta i Adrian to naprawdę nie jest mój chłopak przywitałam Australijczyka przesłodkim wprost 'cześć kochanie!' wypowiedzianym po polsku.
Mina cioci bezcenna.
Zresztą śmiech Adriana i jego rodziców też był hitem.
Tak czy inaczej, Miedziak właśnie kombinował jak się ulotnić z domu rodzinnego i to jak najszybciej. Ze śmiechem odpisywałam mu, że niech się wykręci nagłym treningiem, kiedy zupełnie niespodziewanie na coś wpadłam, przez co omal nie zaliczyłam popisowej gleby. Zresztą, w normalnych warunkach pewnie bym tę glebę zaliczyła, gdyby nie czyjeś ręce które automatycznie mnie podtrzymały.
-Łoooł mała. - podniosłam swój wzrok, który od razu spoczął na wyszczerzonej w głupim uśmiechu twarzy Nickiego Pedersena. - Aż tak na mnie lecisz?
-Pomarzyć dobra rzecz. - burknęłam. - I zabieraj ode mnie te łapy. - dodałam, bo Duńczyk nadal trzymał swoje dłonie na moich biodrach.
-Ułaa, i po co ta agresja? - zapytał, ale posłusznie się odsunął. - Wypadałoby chociaż podziękować, skoro już nie masz zamiaru przeprosić mnie za to, że niemal mnie staranowałaś. - splótł ręce na torsie, najwyraźniej czegoś oczekując. Pff po moim trupie!
-Chyba sobie żartujesz. - prychnęłam. - Jesteś ostatnią osobą której bym za coś dziękowała, że o przepraszaniu w ogóle nie może być mowy. - dodałam.
A skąd taka moja reakcja? Otóż Nickiego Pedersena nie lubiłam chyba nigdy. Wkurzał mnie swoim zachowaniem, stylem i totalnym nie liczeniem się z nikim innym już nawet wtedy, kiedy oglądałam go tylko na ekranie telewizora. Kiedy poznałam go osobiście tylko potwierdził moje przypuszczenia, że jest absolutnym prymitywem. W zeszłym roku przechodził samego siebie w irytowaniu mnie na wszelkie możliwe sposoby. Te jego głupie odzywki, gesty i zachowanie sprawiało, że czasami miałam ochotę siłą zmazać mu ten kretyński uśmiech z twarzy. Pieprzony cwaniaczek!
-Ojj, skarbie, skąd w tobie negatywnych emocji? - idź już sobie! - Nie uważasz, że to jest trochę niewłaściwe?
-Jakiś problem? - dzięki Bogu do rozmowy wtrącił się Tai Woffinden, który chyba zmaterializował się tuż koło nas, bo powoli zaczynałam już zaciskać dłonie w pięści szykując się do strzelenia temu idiocie w twarz. Woffie stanął koło mnie, wpatrując się z wyczekiwaniem w Duńczyka.
-Nie, wszystko w jak najlepszym porządku. - wystawił przed siebie dłonie, jakby chciał pokazać, że to nie on jest winien. - Do zobaczenia, mam nadzieję niedługo, skarbie. - zwrócił się do mnie, po czym polazł gdzieś za swoim teamem.
-Pieprzony burak, słowo daję! - burknęłam.
-Czyli nadal nie założyłaś jego fanklubu? - zapytał brunet, parskając śmiechem. Tak, on dokładnie wiedział o mojej niechęci względem tej duńskiej przybłędy, zresztą chyba każdy kto mnie znał o tym wiedział. - Oj Lena, Lena, ty mały agresorze. - zarzucił rękę na moje ramiona. - A gdzie zgubiłaś chłopaków?
-Darcy poszedł jeszcze gdzieś z Holderem, ale mieli mnie zaraz dogonić. - i zupełnie jak na zawołanie koło nas zjawiła się dwójka Australijczyków.
-Woffie, wyginaj z tą ręką! - Ward na dzień dobry zmrużył oczy widząc, że Tai nadal mnie obejmuje.
-Grzeczniej proszę, bo gdyby nie ja to byłbyś świadkiem bójki, w której to twoja dziewczyna byłaby jednym z dwójki głównych aktorów. - widząc zdziwiony wzrok zarówno Darcy'ego jak i Chrisa, dodał: - Pedersen się kłania. - chłopacy pokiwali ze zrozumieniem głową, chwilę później parskając śmiechem.
-Oj Lena Lena. - Chris tylko pomachał głową zupełnie jakby rozmawiał z kilkuletnim dzieckiem, które coś zbroiło. Dzięki Bogu powstrzymali się od dalszych komentarzy i w spokoju mogliśmy opuścić stadion, kierując się ku naszemu hotelowi.




 Nineteenth


Sobotni wieczór zapowiadał się jak najbardziej dobrze. Na niebie nie było niemal żadnej chmurki, słońce chyląc się ku zachodowi oświetlało wszystko swoimi promieniami, przez co temperatura nadal utrzymywała się na przyjemnym poziomie. Stadion w Cardiff wypełnił się już niemal do ostatniego miejsca. Kibice poubierani w barwy narodowe zawodników, którym kibicują powoli rozkręcali się już z dopingiem. Do rozpoczęcia zawodów pozostało już mniej niż 5 minut, silniki motocykli pracowały już na wysokich obrotach a w powietrzu dało się już wyczuć ten przyjemny dreszczyk oczekiwania.
Wśród całej tej rzeszy kibiców byłam również ja. Zajęłam swoje miejsce na sektorze głównym, gdzie oprócz mnie siedziało kilka innych partnerek życiowych żużlowców. Widziałam żonę Grega Hancocka, narzeczoną Andreasa Jonssona, żonę Jasona Crumpa, dziewczynę Kennetha Bjerre i kilka innych. Ubrana w białą koszulkę z nadrukiem postrzępionej na krawędziach flagi Australii, zakupionej dla mnie specjalnie na tę okazję przez Chrisa odliczałam sekudy do pierwszego biegu.
Najpierw jednak była prezentacja zawodników. Cała szestnastka uczestników, plus dwóch rezerwowych ustawiła się już na trawiastym placu pośrodku toru. Każdy z nich trzymał w rękach swoją narodową flagę. Kibice owacyjnie przywitali każdego z zawodników, w szczególności zaś Taia Woffindena i Scotta Nicholsa, czyli przedstawicieli Wielkiej Brytanii. Zgodnie z moimi przewidywaniami kibice z Polski również dopisali i w momencie wyczytywania nazwisk Jarosława Hampela czy też Tomasza Golloba dali o sobie głośno znać.
Na pierwszy występ Chrisa w dniu dzisiejszym nie musiałam czekać ani trochę bowiem jechał już w pierwszy biegu, za przeciwników mając Runego Holtę, Tomasza Golloba i tego znienawidzonego przeze mnie Nickiego Pedersena. Mocno ściskałam kciuki co chyba nie było wcale potrzebne, bo Chripsy wystrzelił spod taśmy jak strzała i pewnie pokonał cztery okrążenia zmierzając po pierwszą trójkę w tych zawodach. Początek wymarzony i oby tak dalej!
Niestety zarówno Taiowi jak i Davey'owi nie poszło zbyt dobrze, bo oboje w swoich wyścigach dojechali na ostatnim miejscu. Zwłaszcza ten pierwszy wyraźnie nie mógł się z tym rezultatem pogodzić.
Druga seria startów dla tego ostatniego była już jednak zupełnie odmienna. W biegu 5 pewnie pokonał pozostałą trójkę, a więc Rune Holtę, Chrisa Harrisa i Scotta Nicholsa.
Emocji za to dostarczył widzom bieg 6, w którym to Holder zawzięcie walczył z reprezentantem Polski, mianowicie Jarkiem Hampelem o pierwszą pozycję. Niestety nie udała mu się ta sztuka i linię mety minął jako drugi.
Póki co zdobyte pięć punktów. Nie jest źle i oby tak dalej.


*********************


Kiedy tutaj jechałam, zresztą nawet jeszcze przed tym zdarzeniem, byłam przekonana, że wypad do Anglii będzie jednym z lepszych momentów w moim życiu. Nie spodziewałam się jednak, że będzie aż tak cudownie.
Siedziałam na swoim miejscu na stadionie wpatrując się z niedowierzaniem na tor, gdzie właśnie Chris Holder na jednym kole świętował swoje zwycięstwo, które odniósł niespełna minutę temu.
Tak, wywalczył sobie miejsce najpierw w półfinale, a następnie w finale, w którym to pokonał doskonale dzisiaj jeżdżących Jarosława Hampela, Jasona Crumpa i Hansa Andersena.
Na tor wybiegli członkowie jego ekipy, łącznie z Darcym. Kilka sekund później dorwali go i momentalnie zniknął w ich objęciach. A do mnie dopiero dotarło co się przed chwilą stało. Z szerokim uśmiechem przyłączyłam się do kibiców, skandujących imię Australijczyka.
Ten chłopak naprawdę jest genialny!


******************


Mogłam się spodziewać, że takie spektakularne, pierwsze w karierze zwycięstwo będzie niosło ze sobą konsekwencje. Z planowanego szybkiego wyjazdu do Polski oczywiście nic nie zostało, bo priorytetem w tym momencie było głośne, sugestywne świętowanie. Byłam świadkiem już wielu imprez w ich wykonaniu, ale to był naprawdę szalony wieczór. Alkohol lał się strumieniami i na nic się zdały moje drobne sugestie i przypomnienia, że czas najwyższy się zbierać skoro mają zamiar dotrzeć na czas do Polski. Tym bardziej, że mecz w lidze polskiej wcale nie ma się odbyć w Toruniu tylko na wrogim terenie, a mianowicie w Zielonej Górze, gdzie prym wiedzie miejscowy Falubaz.
Chłopacy szybko mnie zbyli machając rękoma, że jeszcze się do wyjazdu nie pali i wlewali w siebie jeszcze więcej alkoholu.
Nie kłóciłam się z nimi tylko dlatego, że przynajmniej mieli okazję do świętowania. Postanowiłam dać im jeszcze trochę czasu na szaleństwo i dopiero później jakoś ich ogarnąć, tym bardziej, że ta dwójka to nie jedyni żużlowcy, którzy postawili dzisiaj na dobrą zabawę. W zgromadzonym w pobliskim klubie tłumie co rusz migał mi Tai Woffinden, Davey Watt czy chociażby Hans Andersen.
Wyszłam na moment na zewnątrz chcąc zaczerpnąć świeżego powietrza i dać odpocząć zmęczonym płucom, które musiały się zmagać z kłębami papierosowego dymu. Zegarek na wyświetlaczu mojej komórki wskazywał, że właśnie mija godzina 23. Z postanowieniem, że kiedy tylko minie północ zgarnę chłopaków do busa, schowałam telefon z powrotem do kieszeni, siadając na pobliskiej, wolnej ławce.
Obrzeża Cardiff tonęły w mroku, rozświetlonym jedynie przez pomarańczowe błyski ulicznych latarni. Gdybym miała więcej wolnego czasu jak nic ruszyłabym w plener, bo z tego co zdążyłam usłyszeć, było to naprawdę fajne miasto, warte zobaczenia. Niestety, albo może i stety każdą wolną sekundę poświęcałam chłopakom. Następnym razem nie dam im się tak załatwić.
Mimo wszystko ponownie wyciągnęłam telefon, wyszukując w kontaktach numer do Adriana z nadzieją, że jeszcze nie śpi. Stęskniłam się już za jego głosem więc musiałam do niego zadzwonić.
Wśród przyjaciół już tak bywa.


*******************


-Ty też się trzymaj i do zobaczenia za te kilkanaście godzin! - z szerokim uśmiechem pożegnałam się z Adrianem, chowając telefon z powrotem do kieszeni. Przegadaliśmy bite pół godziny, ale dzięki Bogu, to Miedziak się zlitował i wystarczyło, że puściłam mu kontrolną strzałkę żeby sprawdzić czy nie śpi, a on momentalnie oddzwonił. Gdyby nie to, to pewnie zapłaciłabym za tę rozmowę majątek.
Westchnęłam głośno, wstając z ławki i rozprostowując lekko zdrętwiałe nogi, po czym z myślą, że impreza powoli dobiega końca ruszyłam z powrotem do klubu.
Ledwie przekroczyłam jego próg, a momentalnie stanęłam jak wryta. Wbrew moim oczekiwaniom, balanga chyba się jeszcze bardziej rozkręciła, ludzi sama nie wiem skąd zrobiło się trzy razy więcej, z głośników płynęła typowo imprezowa muzyka i ani trochę nie wyglądało na zbliżający się koniec. Rozejrzałam się po tłumie zebranych ludzi starając się wypatrzeć któregokolwiek z dwójki moich Australijczyków. Pierwszego zlokalizowałam Chrisa, który stał przy barze, podpierając się jedną ręką, w drugiej dzierżąc butelkę piwa. Toczył zawziętą debatę z jakimś chłopakiem, którego pierwszy raz widziałam na oczy. Wystarczyło, że podeszłam bliżej i z rezygnacją mogłam stwierdzić, że jest kompletnie pijany.
-Oooo Leeeeena! - chwiejnym krokiem podszedł do mnie, zarzucając mi rękę na ramiona i uwieszając się tym samym całym ciężarem swojego ciała. To cud, że ustałam w miejscu. - Tony, poznaj moją młodszą siostrzyczkę z wyboru. - lekko sepleniąc z typowym pijackim bełkotem przedstawił mnie swojemu rozmówcy.
-Miło mi cię poznać. - brunet wystawił w moją stronę swoją dłoń. O dziwo, nie był napruty, albo miał aż tak silną głowę.
-Nawzajem. - posłałam mu lekki uśmiech. - Chris, a gdzie Darcy? - zwróciłam się tym razem do Australijczyka.
-A kto go tam wie? - westchnął głośno. - Powinien gówniarz chlać tutaj ze mną i trwać przy mnie w momencie triumfu, a on się szlaja samopas. Gdyby to jego matka widziała...
-Tak Chris, rozumiem. - poklepałam go po ramieniu. - A teraz odsuniesz się ode mnie i dasz mi żyć? Od jutra przechodzisz na dietę, bez kitu.
-Pfff, trochę szacunku niewdzięczna. - burknął, ale dzięki Bogu powrócił na swoje dawne miejsce. - Idź lepiej poszukać tego swojego powsinogę. - dodał. Przewaliłam oczami, ale mimo wszystko ruszyłam w głąb tańczących ludzi próbując zlokalizować tego oszołoma.
Najwyraźniej nie miało to należeć do najłatwiejszych zadań bo nijak nie mogłam go nigdzie wypatrzeć. Rozglądając się dookoła wpadłam na jakąś blondynkę, która zawzięcie wymieniała ślinę z jakimś chłopakiem w czapce z daszkiem. Ominęłam ich i już miałam ruszyć dalej, kiedy poczułam jakby w moje ciało walnął piorun. Bo przecież doskonale znałam tę czapkę....
Z sercem walącym jak po maratonie odwróciłam się i mój wzrok spoczął na moim własnym chłopaku, przytulającym do siebie obcą dziewczynę i nie przejmując się otoczeniem penetrującym jej rozchylone wargi. Świat momentalnie zamarł.
Zapomniałam jak się oddycha, jak się myśli, jak kieruje ciałem. Zapomniałam kim jestem, jak się nazywam, gdzie się znajduje. Czułam się jak wyłączona, zresetowana. Jak maszyna, której ktoś odciął zasilanie.
W moich oczach powoli zaczęły gromadzić się łzy i to chyba to sprawiło, że powróciły mi wszystkie funkcje życiowe. Na drżących nogach podeszłam do tej dwójki, energicznym ruchem odrywając Darcy'ego od tej dziewczyny.
-Hej, coś ty za jedna?! - blondynce najwyraźniej ani trochę się to nie spodobało. Kompletnie ją olałam, wpatrując się z niedowierzaniem w chłopaka, za którego jeszcze kilka minut temu wskoczyłabym w ogień. Gołym okiem dało się zauważyć, że podobnie jak Chris, nie wylewał alkoholu za kołnierz. Zamglony wzrok, totalnie niekontaktująca mina. Zalany w trzy dupy.
-Ja? - odwróciłam się na moment do blondyny, mierząc ją pełnym pogardy wzrokiem. - Jego była dziewczyna. - ponownie odwróciłam się w stronę Darcy'ego, który kompletnie nie ogarniał co się wokół niego dzieje. Kątem oka zauważyłam Tony'ego, który przyglądał mi się trudnym do zinterpretowania wzrokiem. Mimo wszystko, nie obchodziło mnie to ani trochę. - Życzę miłego wieczoru. - dodałam, po czym trącając ramieniem Warda, skierowałam się ku wyjściu z klubu.
Marzyłam tylko o tym żeby stąd wyjść i zapomnieć. Zapomnieć o wszystkim co się przed chwilą zdarzyło. Z tego wszystkiego nawet nie zauważyłam, że przede mną stoi jakiś chłopak i z impetem w niego wpadłam.
-Jezu, ludzie co jest kur... - osobą tą okazał się nie kto inny jak Tai. - Lena? - najwyraźniej zauważył, że coś jest nie tak.
-Jedziesz już do Polski? - zapytałam, nie pozwalając mu zadać pytania, które właśnie miał wypowiedzieć.
-Tak, chłopacy poszli po busa. - jego zdziwienie ani trochę nie zmalało.
-Mogę się zabrać z tobą? - wypowiedziałam szybko, czując że jeszcze sekunda i wybuchnę.
-Lena, coś się stało? - pochylił się lekko zrównując nasze twarze i wpatrując mi się prosto w oczy.
-Po prostu... - odetchnęłam głęboko. Nie płacz teraz głupia! Wypłaczesz się później! Nie teraz! - Mogę? - skapitulowałam. Nie byłam w stanie niczego mu powiedzieć.
-Oczywiście, skoro to takie ważne. - rozejrzał się nerwowo dookoła, zapewne poszukując chłopaków.
-Nie znajdziesz ich. - wytrzymaj, nie rozklejaj się. - Mają dotrzeć później.
-W takim bądź razie chodźmy. - ruszył w kierunku swojego busa, który właśnie zaparkował kilka metrów dalej. - A twoje rzeczy?
-Są w busie Chrisa. Nie musimy się o nie martwić. - odpowiedziałam. Gołym okiem dało się zauważyć, że Taia wprost korciło, żeby zadać mi pytanie o to, co się stało, ale dzięki Bogu wyczuł, że nic ze mnie nie wyciągnie. Otworzył przede mną drzwi, pozwalając zająć miejsce z tyłu, samemu siadając tuż obok.
Kilka sekund później ruszyliśmy w drogę powrotną do Polski.

 


**************************
Uuuuu. Tabum!
Nie czytam dwa razy, nie sprawdzam błędów, nic nie poprawiam.
Dlatego wrzucam znowu dwa, bo osiemnastka jest krótsza niż metka na koszulce ehh :|
Anyway.
Nowa jest, kolejna pojęcia nie mam kiedy, chyba musicie uzbroić się w cierpliwość o.O
To chyba tyle o.O
Do następnego! xx

PS: nie, muszę jeszcze napisać, że jestem chora, nienawidzę zimy, błagam już o wiosnę i dużo mi nie brakuje żeby oddać w ofierze mojego promotora -.-
PS2: i jeszcze muszę dodać, że cholera, tęsknie za żużlem :|
PS3: i geniusz Darcy z kontuzją;d te dziecko chyba w życiu nie usiedzi na dupie w jednym miejscu żeby sobie nic nie zrobić <3
PS4: nadal jestem w czarnej dupie, ehh :|


https://twitter.com/nikax92

2 komentarze:

  1. krótkie ale wspaniałe!! już czekam z niecierpliwością na kolejny!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. pierwsze co muszę napisać : pragnę tej koszulki co Lena dostałą od Chrisa !
    po drugie : dodatkowe łóżko w pokoju na swoje rzeczy skąd ja to znam xD
    po trzecie : krótsze niż metka HAHAHAHAHAHHAHA
    po czwartek : kocham tamto GP <3
    po piąte : ojjj Darsi....... było za dobrze :|
    LKF <3

    OdpowiedzUsuń