Sama nie wiem co wpłynęło na to, że czas tym razem był po mojej stronie. Być może był to fakt, że wszystko zdawało się układać wprost nadspodziewanie dobrze, że dni upływały nam bez jakichkolwiek kłótni. Chłopakom w lidze angielskiej dość dobrze się powodziło, a co najważniejsze, Darcy swoich frustracji, jeśli jakiekolwiek miał, nie okazywał całemu światu wszem i wobec. Albo przynajmniej nie okazywał tego mnie, co było sporym sukcesem zważywszy na wcześniejsze akcje.
Tak czy inaczej, spędziliśmy ze sobą kolejne cudowne dni, które byłyby jeszcze bardziej wspaniałe gdyby nie dwie rzeczy.
Po pierwsze zawody cyklu Grand Prix, gdzie o mało zawału nie dostałam, bo nasz Chris w wyniku wypadku musiał się wycofać z dalszej rywalizacji. Nie powiem, wyglądało to groźnie, ale całe szczęście poza lekkimi stłuczeniami nic gorszego się nie stało. Chris jak to Chris bardziej wkurzał się tym, że nie mógł dalej jeździć, a co za tym idzie wykazać się przed toruńską publicznością, niż martwił się swoim stanem zdrowia. No cóż, jak kto woli.
Po drugie przegrana naszej toruńskiej drużyny z Tarnowem dzień po cyklu. Niby nie było to coś nadzwyczajnego, bo Tarnów jeździł u siebie, Chris był poobijany, a w składzie zabrakło Hansa Andersena, ale chyba większość kibiców po cichu liczyła na korzystny dla nas rezultat. Poza tym w zawodach tych właśnie w miejsce wspomnianego wcześniej Duńczyka wskoczył Darcy i nie można powiedzieć, że zaliczył udane zawody. Pojechał tylko w dwóch biegach i w obu przyjechał do mety na ostatniej pozycji. Nie muszę dodawać jak wściekły był z tego powodu, ani jak bardzo rozgoryczony tym co się stało. Zupełnie nie rozumiał tego co się dzieje. W lidze angielskiej idzie mu nieźle, momentami nawet dość dobrze, kiedy przyjeżdża do Polski jest pełen jak najlepszych myśli, ale kiedy przychodzi co do czego kompletnie nie potrafi się odnaleźć na torze.
Przezornie wolałam nie dolewać oliwy do ognia i nie podburzałam go zbytnio żadnymi nieprzemyślanymi tekstami. Dzięki temu przetrwaliśmy kolejne dni, nadal bez sprzeczek.
I w końcu nareszcie, 25 czerwca mogłam powiedzieć szkole 'sajo nara' na kolejne dwa miesiące. Dla mnie rozpoczęły się upragnione wakacje, a co za tym idzie można było zacząć kombinować.
~4 lipca mamy mecz w Toruniu z Bydgoszczą, potem zabierzesz się ze mną do Poole, 10 lipca pojedziemy razem do Cardiff, niech się Holder cieszy, że chociaż ktoś będzie mu kibicował podczas Grand Prix i od razu po tych zawodach wrócimy do Torunia. - mówiłam już, że Darcy jest mistrzem planowania mi życia bez wysłuchania mojego zdania? Bynajmniej tym razem tak było. Chociaż muszę przyznać, że jakoś specjalnie mi to nie przeszkadzało. - Plan idealny.
-Kurde, aż głupio to mówić, ale trudno się z tobą nie zgodzić, narcyzie. - odpowiedziałam.
Rodzice zgodnie z tradycją nie mieli nic przeciwko mojej eskapadzie. Tym bardziej, że to nie był pierwszy tego typu wyjazd w moim wykonaniu. W zeszłym roku na przełomie lipca i sierpnia też odwiedziłam Darcy'ego w Anglii, więc nie jest to dla mnie żadna nowość.
Jednakże okazało się, że Darcy w meczu z Bydgoszczą nie wystąpi. Ponownie w składzie zamiast niego pojawi się Michael. W postawie mojego Australijczyka można było zauważyć coraz większą frustrację własnym spadkiem formy, a co za tym idzie zwiększony poziom rozdrażnienia.
-Pokłócicie się, to jest więcej niż pewne. - stwierdził pewnego wieczora Adrian, leżąc na moim łóżku i wzruszając ramionami. - Zbyt długo trwaliście w sielankowej atmosferze, a to jest do was kompletnie niepodobne. - dodał. W sumie, trudno było się z nim nie zgodzić. Sama aż się dziwiłam, że tak długo udało nam się przetrwać bez spięć, mając na uwadze nasze wcześniejsze doświadczenia, temperament Australijczyka i moje czasami wybuchowe reagowanie na jego zachowanie.
Czasami naprawdę jestem na niego zła. Czasami chciałabym to wszystko zostawić w spokoju i przestać się tak spinać, żeby wszystko było jak najbardziej pozytywnie.
Jednakże jeżeli pojawiają się takie momenty, to równie często pojawiają się chwile, w których nie opuszczałabym go na krok. Sama myśl o tym, że mogłoby go zabraknąć powodowała, że na moment traciłam oddech.
Mimo wszystko, chyba nie potrafię wyobrazić sobie życia bez niego, jakiekolwiek by ono nie było.
******************
Uzbrojona w torbę podróżną, załadowaną wszystkimi potrzebnymi mi rzeczami do przetrwania tygodnia w Anglii siedziałam na łóżku w pokoju hotelowym, który aktualnie zajmuje Chris. Ustaliliśmy w końcu, że to z nim zabiorę się do Poole. Darcy nie przyjechał do Polski z racji tego, że w meczu z Bydgoszczą i tak miało zabraknąć go w składzie.
Sam mecz ostatecznie skończył się naszym zwycięstwem 51:39. Nie udało nam się odrobić strat z meczu w Bydgoszczy, a więc cieszyć musieliśmy się z dwóch zdobytych punktów, a nie trzech. Chris i Adrian pokazali się z jak najlepszej strony, oboje walcząc i budując napięcie na torze, ostatecznie dowożąc po 10 punktów. Ryan również ani trochę od nich nie odstawał z tym że jego dorobek punktowy był o jedno oczko mniejszy.
-Czuję się tak wypruty, że to po prostu poemat jest. - westchnął Chris, zamykając na zamek swoją torbę. - Marzę tylko i wyłącznie o ciepłym łóżku.
-Ja ci się w ogóle nie dziwię. - odpowiedziałam zgodnie z prawdą. - Na twoim miejscu nie raz i nie dwa zasnęłabym gdzieś w trakcie jakiegoś meczu. - dodałam, na co brunet parsknął śmiechem.
-To nie działa w ten sposób. - nadal się śmiał. - Jak przychodzi czas spotkania to zmęczenie ze mnie momentalnie paruje. Dopiero po zawodach jestem wyjebany jak koń po westernie.
-A tymczasem pan Ward w Anglii pewnie regeneruje siły.
-Plus dodatkowo odlicza minuty do naszego przyjazdu. - przewalił oczami. - W ciągu tej godziny napisał mi chyba z milion wiadomości o treści 'wyjechaliście juuuuż?'. Co za mongoł, słowo daje.
-Niecierpliwi się chłopak. - wzruszyłam ramionami. - Swoją drogą moglibyśmy się już stąd ruszyć a nie się pindrzysz jakbyś członkiem boysbandu był. - przewaliłam oczami widząc, że Australijczyk przegląda się w lustrze i poprawia swoją bluzę.
-Czep się. - oburzył się. - Denerwuj mnie dalej to za moment Anglię zobaczysz z pocztówek co najwyżej.
-Weeź gdybyś mnie tutaj zostawił to szybciej byś po mnie wracał niż twoja noga zdążyłaby stanąć na progu domu. - wyszczerzyłam się maksymalnie. - Darcy już by o to zadbał.
-Pieprzone zakochańce. - mruknął, łapiąc w końcu za swoją torbę. - To leziemy skoro tak. - zarządził, po czym oboje wyszliśmy z pokoju.
Chris poszedł się wymeldować, oddać klucz i w końcu mogliśmy udać się w stronę jego busa. Cały jego team miał jechać do Poole właśnie owym busem. W drugim busie miał być przewieziony sprzęt. My natomiast z racji totalnego lenistwa i tego, żeby jak najszybciej dotrzeć na miejsce mieliśmy do wyboru tylko samolot. Tak więc chłopacy mieli nas najpierw podrzucić na lotnisko w Bydgoszczy, a następnie sami ruszyć w dość długą drogę.
Ja na samą myśl o locie zaczynałam blednąć. Najwyraźniej za dużo się naoglądałam programów katastroficznych, które poruszały tematykę wypadków powietrznych, a że moja wyobraźnia jest nad wyraz rozwinięta to wystarczyło że zamykałam na chwilę oczy, a momentalnie widziałam wizję jak spadamy w dół i odliczamy sekundy do śmierci.
Poważnie, chyba będę musiała popracować nad swoim prywatnym programem telewizyjnym.
******************
Chris nie należał do najbardziej rozgadanych i rozrywkowych kompanów podróży. Najpierw już na samym lotnisku w Bydgoszczy w oczekiwaniu na nasz lot rozłożył się na krzesełkach w poczekalni i z głową na moich kolanach zasnął dosłownie w minutę. Co prawda zbyt długo sobie nie pospał, bo kilkadziesiąt minut później powłócząc nogami musiał iść razem ze mną na odprawę.
Jednakże wystarczyło, że zajął swoje miejsce w samolocie, od razu oparł głowę o moje ramie i ponownie padł jak ważka. I gdzie się podział ten zwariowany, wiecznie nakręcony Australijczyk, który w tym momencie powinien wspierać mnie psychicznie w tym traumatycznym doświadczeniu.? Oczywiście, jak jest potrzebny to go nie ma. No co za człowiek.
Chcąc nie chcąc, oparłam swoją głowę o głowę Holdera i zamknęłam oczy z nadzieją, że na mnie również spłynie błogosławiony sen, chociaż bardziej prawdopodobne byłoby to, że toruńscy i bydgoscy kibice spotkaliby się na marszu przyjaźni.
Czy oni muszą mieszkać tak daleko?
Kosmos.
***************
-Ja jebie, świetnie. - takie były pierwsze słowa Australijczyka kiedy wyszliśmy z terenu lotniska już w Anglii. Oczywiście spowodowane one były pogodą, a konkretniej rzecz ujmując deszczem padającym sobie w najlepsze. Stereotypy najwyraźniej w pełni znajdują tutaj swoje odzwierciedlenie w rzeczywistości. - Złapiemy taksówkę. - zarządził, łapiąc mnie za rękę i niemal ciągnąc za sobą w stronę postoju dla owych pojazdów.
-Tylko nie próbuj zasypiać! - zastrzegłam, kiedy już znaleźliśmy jakiegoś taksówkarza, wyrażającego wielki entuzjazm z racji nadchodzącego kursu.
-Nie opłaca się. - chłopak parsknął śmiechem. - Zaraz i tak będziemy na miejscu.
-Nie to żeby ci ta mała ilość czasu miała w czymś przeszkodzić. - prychnęłam, na co brunet tylko wyszczerzył się szeroko, dłonią czochrając moje włosy. - Życie ci nie miłe?
-Uwielbiam cię wkurzać. - puścił mi oczko.
-Uważaj, bo powiem wszystko Darcy'emu, że kijowo o mnie dbałeś podczas podróży i będzie wojna.
-Weeeź, ten łoś prawie płakał mi do słuchawki żebym pilnował cię jak oka w głowie. Jak mi walnął wszystkie wytyczne to się czułem jakbym w szkole wojskowej był czy coś w tym rodzaju. - pokręcił głową z politowaniem. - Dzięki Bogu, że za moment się w końcu zobaczycie bo zwariować z nim można było. Zresztą, Adrian też nie miał z tobą łatwego życia z tego co mi wiadomo.
-Oj tam oj tam, czepiacie się. - skwitowałam jego słowa.
A w głębi duszy niemal unosiłam się kilka centymetrów nad ziemią z radości, że jeszcze moment i będę mieć najwspanialszego chłopaka pod słońcem na wyłączność przez okrągły tydzień.
Cudownie!
*******
Dobra, jest krótko. I nudno. I nic się nie dzieje. I w ogóle jakiś do dupy.
Okej, serio mam dzisiaj dzień, że jestem negatywnie nastawiona do wszystkiego o.O
Poprawiać mi się nie chciało, czytać dwa razy też nie, sprawdzać też nie, więc jak będzie gdzieś "muj" czy bardziej drastyczne "Darsi" to się nie zdziwcie :D hahaha nie no, aż tak źle chyba nie było :D
Tak czy inaczej, mamy Emila, MAMY EMILA! A co się z tym wiąże?
NIE MAMY PEDERSENA!!!!
Czy to nie jest najpiękniejsza nowina ever? <3
3 zagranicznych zawodników z mojego Top 4 w mojej drużynie, czego chcieć więcej? <3
Na dodatek coraz głośniej zaczyna się mówić w Toruniu o transferze Sówki, a że gościa lubię, to już w ogóle!
Ward, Holder, Miedziak, Sajfutdinow, Gollob (nie, on nadal nie pasuje, amen! -.-), Pawełek, Sówka/Fajfer/Woźniak/Pieszczek O_O
To będzie ciekawy sezon, bez dwóch zdań :D
Do przyszłego piątku, bączki! <3
PS: znowu zaległości w komentowaniu, czytam na bieżąco, ale ja tak straaasznie nie lubię pisać siedząc na telefonie, więc wybaczcie! Obiecuję, że jak znowu będę mieć chwilę czasu to się ogarnę.
PS2: nie, faza na The Wanted nadal mi nie przeszła.
PS3: tak, jaring przeszedł na jeszcze wyższy level... Nathan <3 *_*
PS4: Tak sobie dzisiaj czytałam ten mój napisany epilog i ni w ciul mi się nie podoba... Czas na zmiany o.O Trzeba poszukać nawenowującej piosenki i do roboty!
PS5: dobra, to już wszystko :D
Lov ya! <3
Mega<3 czekam na nowy <3
OdpowiedzUsuńNie bądź taka krytyczna wobec siebie ;) Rozdział jest BOSKI jak zwykle :)
OdpowiedzUsuńBoję się, że Adrian ma rację i już niedługo się pokłócą :/ A oczywiście nikt tego nie chcę, ale prawda jest taka, że jak ciągle będzie wszystko pięknie i ładnie to będzie nudno...
Muszę Ci jeszcze powiedzieć, że teraz lubię piątki nie tylko, że rozpoczyna się weekend, ale też dlatego, że tutaj pojawia się NOWY rozdział :D
Jak będziesz miała ochotę to zapraszam na swojego bloga
http://fear-hope-life.blogspot.com/
Kocham twoje opowiadanie!!! Zawsze jak je czytam to mam ciary na ciele ! Boska jesteś poprostu !!! :D
OdpowiedzUsuńZapraszam na nowość
OdpowiedzUsuńhttp://xxspeedway.blogspot.com/2013/11/czesc-14.html
HAHAHAHAHAHA !!!! Chris może sobie w CV wpisać ; opieka Lena, szkoła u Darcyego- odznaka wojskowa.
OdpowiedzUsuńHAHAHAHAHHAHAHAHAHA Adrian jaki optymista no normalnie ! :D