niedziela, 21 czerwca 2015

2.11

Właśnie byłam w trakcie snu, w którym usiłowaliśmy rozbić namiot w środku lasu w związku z tym, że wyjechaliśmy na obóz przetrwania, a towarzyszył nam (oczywiście całej naszej zgrai) klan Pawlickich i nie wiedzieć dlaczego, Justin Bieber. I śniłabym pewnie dalej o tym, jak to Darcy wspólnie z kanadyjskim piosenkarzem kłócą się o to, jak prawidłowo wbić śledzia, gdyby nie mój telefon, który rozdzwonił się z pełną mocą.
-Kurwa, weź to wyłącz! - burknął Darcy, przykrywając sobie głowę kołdrą i nie otwierając oczu na sekundę. Za to ja, chcąc nie chcąc, wyciągnęłam spod ciepłego przykrycia rękę i po omacku szukając leżącego na stoliku telefonu, który nadal nieustannie i cholernie wkurzająco dzwonił. Z samego rana nawet śpiewający australijski raper wywoływał u mnie rządzę mordu. W końcu udało mi się natrafić na urządzenie i nie patrząc nawet na wyświetlacz, przejechałam palcem po ekranie, odrzucając połączenie. Kimkolwiek była osoba, usiłująca się ze mną skontaktować, ma w tym momencie pecha, bo jedyne czego teraz potrzebowałam, to dalszy sen w ramionach mojego faceta.
I właśnie to zrobiłam. Ponownie się do niego przytuliłam, jego ręce jak zwykle przygarnęły mnie bliżej ku jego ciału i brakowało nam dosłownie sekund, żeby ponownie odpłynąć w niebyt, ale to byłoby zbyt piękne, żeby było prawdziwe.
-Poważnie?! - tym razem Australijczyk już się lekko wkurzył. Ja zresztą też. Pospiesznie chwyciłam za telefon i nawet nie patrząc na wyświetlacz, szybko odebrałam.
-Czego, do kurwy nędzy?! Jeśli, kimkolwiek jesteś, w tym momencie nie umierasz, albo nie potrzebujesz pilnie mojej pomocy, to zadzwoń jutro! Nara! - już miałam się rozłączyć, ale nie było mi to dane.
~Nawet kurwa nie próbuj się rozłączać! - słysząc po drugiej stronie głos mojego przyjaciela, lekko się zdziwiłam. Adrian dzwoniący do mnie o tej porze to zdecydowanie nie była standardowa sytuacja.
-Adrian, czy ty wiesz, która jest godzina? - jęknęłam, przecierając dłonią oczy i czując, jak sen się ode mnie oddala. Biorąc pod uwagę fakt, że razem z Darcym poszliśmy spać zdecydowanie zbyt późno, w tym momencie byłam ledwie żywa.
~Chwilę po szóstej. - odpowiedział, jak gdyby nigdy nic, a ja miałam ochotę jęknąć jeszcze raz. Powiedzcie, proszę, że się przesłyszałam... Szósta? SZÓSTA?! - Ale to jest nasz najmniejszy problem w tym momencie! To jest kurwa pikuś! - nakręcał się.
-Więc co jest takiego ważnego, że postanowiłeś nie dać nam spać? - zapytałam, używając liczby mnogiej, bo zauważyłam, że Darcy z wyraźnym grymasem złości, wpatruje się we mnie i zapewne zastanawia się, dlaczego jeszcze się nie rozłączyłam. - Serio, poszliśmy spać jakieś dwie godziny temu, nie uważasz że... - nie dane było mi dokończyć swojej wypowiedzi.
~Święta! - niemal wydarł mi się do słuchawki, przez co musiałam nieco odsunąć telefon od ucha.
-Jakie święta? - przyznaję bez bicia, mój umysł z samego rana pracuje na zwolnionych obrotach, a co dopiero po tak krótkim śnie. - Adrian, mógłbyś mówić jaś...
~ZAPOMNIELIŚMY O CHOLERNYCH ŚWIĘTACH WIELKANOCNYCH! - tym razem już nie oszczędzał gardła i ryknął mi do słuchawki najgłośniej, jak tylko potrafił, a ja, totalnie na to nieprzygotowana, aż otworzyłam szeroko oczy. Chwilę później otworzyłam je jeszcze szerzej, kiedy dotarł do mnie sens jego wypowiedzi...
-O kurwa! - to była moja jedyna reakcja, jaką w tej chwili mogłam z siebie wykrzesać. Jak, do jasnej cholery, mogliśmy zapomnieć o świętach Wielkanocnych? JAK?!
~Reakcja adekwatna do sytuacji. - stwierdził Adrian. - Śpię sobie ładnie pięknie jak cywilizowany człowiek, a tu dzwoni do mnie matka i się pyta, czy wpadnę na świąteczne śniadanie. Myślę sobie, co jej odwaliło, przecież często jestem w domu, więc jak wpadnę na śniadanie to to raczej nie będzie żadne święto, a ta do mnie, że WIELKANOC W TYM ROKU TAKA ZIMNA! - z każdym słowem nakręcał się coraz bardziej, by w końcu kolejny raz niemal wrzeszczeć mi do słuchawki. - Mało co nie zjebałem się z łóżka jak o tym usłyszałem!
-O faken. - tylko na tyle było mnie stać. Usiadłam na łóżku, przyciągając bliżej siebie kołdrę i nerwowo przecierając oczy. Darcy chyba też zauważył, że coś się dzieje, bo już nie patrzył na mnie wzrokiem mówiącym "rozłącz się i wyjeb telefon w kosmos" tylko bardziej w stylu "co się dzieje?". - A reszta? Co na to reszta? - przypomniałam sobie o pozostałych.
~No a jak myślisz? - prychnął. - Chris chyba pomylił święta i od 10 minut nawija mi coś o bombkach i lampkach, które koniecznie muszą być wielokolorowe, Maja wisi na telefonie i przeprasza rodziców, że się spóźni, bo uciekł jej pociąg, Monika z Karolem już ruszyli w drogę do waszego mieszkania żeby zabrać swoje rzeczy i pojechać do Karola rodziców, a Tai jęczy, że musi jechać po Bobera, bo biedny nie może zostać sam na święta. - wytłumaczył wszystko, wyrzucając z siebie słowa w tempie porządnej armaty, a ja naprawdę mocno starałam się nie parsknąć śmiechem, ale było to zadanie niewykonalne. - Z czego prujesz miotło?! TO POWAŻNA SPRAWA!
-Adrian, wyluzuj. - usiłowałam za wszelką cenę się uspokoić, ale wizja Chrisa szukającego bombek skutecznie mi to uniemożliwiała. - Przecież to nie tak, że zapomnieliśmy o wizycie królowej, czy coś. Moi rodzice i tak są w Gnieźnie, zresztą jak co roku, więc zero stresu.
~No to może wpadniecie do moich rodziców? - zaproponował.
-A uzgodniłeś to z nimi? - nie powiem, wizja darmowej wyżerki przygotowanej przez panią Miedzińską była bardzo kusząca.
~Zaraz do nich zadzwonię. Już i tak będą musieli przeboleć fakt, że przyprowadzę ze sobą Chrisa, skoro ten geniusz zapomniał o tym, że w sobotę miał lecieć do Poole. - mogłam się domyślać, że w tym momencie przewalił oczami. - Sealy go zabije, ma to jak w banku. - trudno było się z tym nie zgodzić.
-Dobra, daj nam jakieś pół godziny na ogarnięcie się i widzimy się u ciebie w mieszkaniu, czy jak? - czas było zacząć planować. Lepiej późno, niż wcale...
~Za pół godziny jestem u was, zabiorę was i pojedziemy do mnie.
-Pasi. - przystałam na jego propozycję.
~No i zgoda. Nara, dzieciaki!
-Spadaj, ćwoku! - rozłączyłam się, by chwilę później znowu parsknąć śmiechem. Cała ta sytuacja była tak bardzo popieprzona, że aż nierealna. Jakim cudem mogliśmy zapomnieć o świętach, o których zapewne wszędzie było głośno? W telewizji, w internecie, nawet wszyscy ludzie dookoła musieli się na ten temat rozwodzić na prawo i lewo! Jak, do konia, nie zwróciliśmy na to wszystko uwagi?
-Możesz w końcu powiedzieć, co się dzieje, bo zaczynam się lekko martwić. - Darcy patrzył na mnie z niepewną miną, jakby obawiał się o mój stan psychiczny.
-Wyobrażasz sobie, że zapomnieliśmy o świętach? - zapytałam, nadal się śmiejąc. I chwilę później śmieliśmy się już oboje.
Boże, jaka patologia.

***

-Skarbie, naprawdę, chciałem wrócić do domu, ale treningi mi na to nie pozwoliły... - Chris od dobrych piętnastu minut wisiał na telefonie, rozmawiając z wyraźnie wściekłą Sealy. Wściekłą, bo te wrzaski, które mogliśmy słyszeć nawet my, siedzący w pewnej odległości od Australijczyka, były bardzo wymowne. I w żadnym wypadku nie były to wyznania miłosne, a wręcz przeciwnie. - Tak, wiem, ale wiesz jak to jest z samolotami w Polsce. Jakiś totalny koszmar! Ten opóźniony, tamten odwołany, normalnie żarty sobie stroją! - kłamał jak najęty. - Tak, czekałem już na lotnisku w Bydgoszczy, z informacji wynikało, że za niecałą godzinę miałem startować, a tu nagle telefon od Sławka, że mam wracać do Torunia... - w pewnym sensie byłam pod wrażeniem jego umiejętności. Wciskał jej taki kit, a nawet na sekundkę nie zadrżał mu głos. Normalnie miałby szanse na Oscara w starciu z DiCaprio jak nic! - Dobrze, wiem, tak, pamiętam, że mieliśmy jechać do twoich rodziców... - przewalił oczami. - Siła wyższa, nic nie poradzę. - cicho parsknęłam, powstrzymując większą falę śmiechu. -  Ja też cię kocham, widzimy się niedługo, ucałuj Maxa! - pospiesznie się rozłączył, odkładając telefon na kanapę, tuż koło siebie. - Jezu, ale maniana.
Właśnie zjedliśmy śniadanie przygotowane przez mamę Miedziaka, która śmiała się z nas jak najęta, kiedy usłyszała o tym, że zapomnieliśmy o świętach. Monika z Karolem są już w domu chłopaka, a Maja zabrała ze sobą Taia, co oczywiście musieliśmy skwitować wymownymi uśmiechami i podśmiewaniem się pod nosem. Taaa, zdecydowanie nic się między nimi nie kroi.
Tak czy inaczej, Chris dopiero niedawno skapnął się, że to wcale nie jest Boże Narodzenie i że bombki nie są mu do niczego potrzebne, za to przypomniał sobie w końcu o swojej dziewczynie i tym, co czeka go po powrocie do domu. Wykpił się również tym, że podczas gdy był już gotowy do powrotu do domu (taaa....) został ponownie ściągnięty do Torunia, żeby intensywnie trenować. Trenować to on może i trenował, ale swój przełyk w zetknięciu z napojami wysokoprocentowymi.
-Jestem tak objedzony, że nawet nie chce mi się ruszać. - Darcy poklepał się po brzuchu, przymykając oczy w geście zadowolenia. - Adrian, twoja mama jest genialna. Zakręciłbym się koło niej, gdyby nie była już zajęta. - palnął, na co automatycznie szturchnęłam go łokciem w żebra. No chyba się przesłyszałam! - No i gdyby nie fakt, że mam już idealną dziewczynę, która może nie potrafi gotować, ale jest genialna w innych rzeczach.
-Oszczędź szczegółów. - Chris oczywiście musiał nawiązać do swoich zboczonych myśli.
-Więc co ciekawego robimy? - zapytał Adrian, po chwili ciszy, olewając komentarz starszego z Australijczyków.
-Siedzimy na dupach i nie ruszamy się przez najbliższe sto lat? - zaproponował Darcy.
-Głupi jesteś, poróbmy coś! - Chrisowi za to oczywiście obce było siedzenie i nic nie robienie.
-Możemy ustroić choinkę, skoro wcześniej tak bardzo się do tego paliłeś. - no i się zaczyna... Ta dwójka chyba nie potrafi wytrzymać dłuższej chwili bez dogryzania sobie nawzajem.
-Turlaj dropsa, gówniarzu.
-Wal się, pajacu!
-Boże, zamknijcie się w końcu! - musiałam zainterweniować, zanim ich wzajemna wymiana zdań rozkręci się na dobre. Uwierzcie mi, wtedy byliby już nie do zatrzymania. - Adrian, może włączysz jakiś film, czy coś? Odpoczniemy po śniadaniu, a potem się pomyśli? - zaproponowałam, na co Miedziak szybko się zgodził i uruchomił telewizor w celu sprawdzenia, co ciekawego pokazują w telewizji.
Co by nie mówić, ten dzień zaczął się od mocnego uderzenia. I aż nie chcę raczej wiedzieć, jak sie skończy.




*******
Siedzę, czytam poprzednie rozdziały i tak sobie myślę "cholera, jaki my mamy w ogóle dzień". I nagle jeb, PRZECIEŻ SĄ ŚWIĘTA!:|
Właśnie dlatego nie lubię pisać rozdziałów, których nie mam zaplanowanych.
Jedno wielkie kombinowanie jak wybrnąć z sytuacji :D
Tak czy inaczej, przepraszam za to co wyszło, odrobinę poniosła mnie fantazja, obiecuję poprawę na przyszłość!
<3

PS: LKF <3
PS2: Dumni po zwycięstwie, wierni po porażce! #KSToruń
PS3: zapraszam też tutaj feeling-the-moments.blogspot.com oraz you-bring-me-back-to-life.blogspot.com

wtorek, 2 czerwca 2015

2.10

Panująca w całym mieszkaniu cisza była wprost przejmująca. Tak, cisza, bo jedynym dźwiękiem jaki nam towarzyszył był odgłos naszych zsynchronizowanych w pocałunkach ust i wszystkie te czułe słówka szeptane z wielkim uczuciem. Nie wiem jakim cudem to się stało, ale mieszkanie totalnie opustoszało, dając nam tym samym kilka cennych chwil dla siebie. Monika i Maja najwyraźniej domyśliły się, że właśnie tego nam teraz potrzeba i na resztę dnia postanowili przenieść się do mieszkania Adriana. A sam Miedziak nie to żeby miał jakieś wyjście, z nakręconym Chrisem, który w końcu zebrał w sobie nowe siły do życia, się nie dyskutuje. Z upartymi dziewczynami, wspieranymi dodatkowo przez Taia i Karola raczej też nie miałby zbyt wielkich szans.
-Ale ja tak bardzo chciałbym spędzić czas z moją ulubioną parą. - Miedziak stojący w korytarzu, gdzie wszyscy przygotowywali się do wyjścia, marudził w najlepsze. - Przecież ja się stęsknię i co wtedy? Smutek, łzy, depresja, załamanie kariery, alkoholizm, myśli samobójcze, odrzucenie przez rodzinę i znajomych i ostatecznie śmierć przez pęknięte z rozpaczy serce.
-Hamuj ten kombajn, człowieku. - Chris przewalił oczami, poprawiając dopiero co założoną na siebie monsterową bluzę. - Włączę ci na laptopie jakieś ich zdjęcie z fejsa albo instagrama i przeżyjesz.
-No ale... - chciał coś jeszcze powiedzieć, ale nie do końca było mu to dane.
-Zamknij się już i spadaj. - Darcy spojrzał na niego z groźną miną. - I do jutra nie chcę was tu widzieć!
-A ten jak się panoszy po naszym mieszkaniu! - Monika otworzyła szerzej oczy, ale widząc jego minę szybko dodała: - Ale spoko, nie mam nic przeciwko, nasze mieszkanie czasami potrzebuje takiego porządnego popanoszenia. - uniosła swoje ręce delikatnie w górę w geście poddania.
Dziesięć minut później, po wszystkich pożegnaniach, które wyglądały niemal tak, jakby całą grupą jechali rozbrajać bomby w Libanie, usłyszeniu miliona tekstów w stylu "zabezpieczajcie się!" (Adrian...), "nie chcę zostać wujkiem, ogarnij gówniarzu wiadomości z wychowania seksualnego" (Chris...), "pilnujcie Bobera!" (Maja...), "pamiętaj Darcy, liczą się tylko stosunki robione parzyście" (Tai...), "Lena, uważaj na jego kolano, niech on dzisiaj będzie na dole" (Monika...) i w końcu "MOŻEMY WRESZCIE KURWA WYJŚĆ?!" (Karol...) w mieszkaniu w końcu nastała owa błogosławiona cisza.
Teraz, leżąc na łóżku w moim pokoju, delektując się swoją obecnością, wymieniając setki czułych pocałunków i wpatrując się w siebie bez najmniejszej krępacji, czułam, że to jest ten moment, na który podświadomie czekałam. Wiadomo, spędzanie czasu z przyjaciółmi, z osobami, które są cholernie ważne w twoim życiu, jest świetną sprawą, ale nigdy nie będą w stanie pobić tych momentów sam na sam z osobą, którą kocha się jak porąbany.
-Tęskniłam za tym. - nie chcąc burzyć atmosfery, niemal to wyszeptałam.
-A ja tęskniłem za tym. - jego usta po raz kolejny odnalazły moje i po raz kolejny miałam wrażenie, że odlatuję. Cholernie cudowne uczucie! - I tęskniłem za tobą. - dodał, kiedy już się ode mnie odsunął. Położył swoją dłoń na moim policzku, gładząc go opuszkami palców i sprawiając, że w każdym z dotykanych przez niego miejsc czułam dreszcze. Cholernie przyjemne dreszcze.
-I nie jesteś już zły za Chrisa? - zapytałam, uśmiechając się szeroko.
-Nie jestem. - potwierdził to, co oczywiste. - Ale to nie zmienia faktu, że fajnie było mieć pretekst żeby walnąć go kulą. - dodał, na co się zaśmiałam.
-Od kiedy ty potrzebujesz pretekstu?
-Od kiedy nie mogę mu szybko spierdolić.
-A od kiedy ty szybko spierdalasz?
-I tu mnie masz. - westchnął. Kolejny wymieniony uśmiech, kolejny pocałunek, kolejne dreszcze i kolejne spojrzenia jawnie pokazujące wszystkie skumulowane w nas emocje.
Mówiłam już, że jestem cholerną szczęściarą?
-Więc, co będziemy robić? - zapytałam, poprawiając nieco swoją pozycję. Leżeliśmy na moim łóżku, bokiem, twarzami skierowanymi do siebie i to wystarczało.
-Pytasz się mnie co będziemy robić? - Darcy uniósł lewą brew ku górze, a na jego ustach pojawił się ten uwielbiany przeze mnie, lekko zadziorny uśmieszek. - Ty doskonale wiesz, co ja chcę, żebyśmy robili. - poruszał charakterystycznie brwiami, na co przygryzłam dolną wargę.
Bo, cholera, za tym też się stęskniłam! Nazwijcie mnie jak chcecie, ale seks z tym facetem to jedna z najlepszych rzeczy w naszym związku.
-I myślisz, że twoje kolano na to pozwoli? - tak, nawet w takiej chwili martwiłam się o jego kontuzję, bądź co bądź, jestem pewna, że on w tym momencie totalnie o niej zapomniał. A ostatnie czego mu/nam trzeba, to pogorszenie kondycji jego kolana i przedłużona przymusowa przerwa od ścigania.
-Skarbie, w tym momencie jestem gotowy wyjebać moje kolano w kosmos, jeśli tylko by mi przeszkadzało. - uśmiechnął się szeroko i nawet nie wiem w którym momencie jego ciało znalazło się tuż nad moim. Odgarnął dłonią zbłąkany kosmyk z mojej twarzy, a następnie kciukiem przejechał po mojej dolnej wardze. - Cholera, jesteś tak kurewsko piękna. - westchnął głośno. - A ja jestem kurewsko wielkim szczęściarzem, że cię mam.
-Oboje jesteśmy szczęściarzami. - szybko zmieniłam jego wersję na tę znacznie bardziej adekwatną do sytuacji. - I dobrze nam z tym.
-Kocham cię.
-Ja ciebie też.
I nie było nam potrzebne więcej słów. Czyny mówiły same za siebie.

***

-Jaki ten film jest durny. - już nawet nie wiem po raz który z kolei Darcy westchnął głośno, przewalając przy okazji oczami i od niechcenia przeczesując palcami moje włosy.
-Sam jesteś durny! - burknęłam, pociągając lekko nosem. - Najlepszy film jaki w życiu widziałam!
-Mówisz tak za każdym razem jak zobaczysz jakiś film, który Ci się spodoba. - zauważył, a ja tylko machnęłam ręką, chcąc go uciszyć.
- Kocham cię, Jack!
- Nie rób tego, nie żegnaj się!
- Tak mi zimno….
- Przeżyjesz, będziesz miała mnóstwo dzieciaków, będziesz patrzeć, jak dorastają. Umrzesz jako stara babcia we własnym ciepłym łóżku. Nie tutaj, nie tej nocy. Rozumiesz mnie? Wygrana tego biletu dała mi najlepszą rzecz, jaką mogłem spotkać — ciebie. Jestem wdzięczy za to,wdzięczny jestem losowi. Musisz zrobić dla mnie przysługę. Obiecaj mi że przeżyjesz. Że nie poddasz się, bez względu na to, co się zdarzy, nie ważne jak beznadziejna sytuacja. Obiecaj mi, Rose, i nigdy nie złam przysięgi.
- Obiecuję
- Nigdy się nie poddaj.
- Nie poddam się, Jack. Nie poddam się.
-Poważnie? - zapytał, kątem oka spoglądając na moją twarz, na której pojawiły się pierwsze ślady łez. Tak, oglądaliśmy Titanica po raz milionowy, tak, po raz milionowy płakałam i tak, za moment będę płakać jeszcze bardziej i tak do samego końca. Ten film to jedno, wielkie, emocjonalne zło, ale mogłabym te zło oglądać non stop! - Lena, daj spokój.
-Nie udawaj, że cię to nie rusza, panie Ward. - mruknęłam. - Doskonale wiem, że potem będziesz siedział cicho, bo za wszelką cenę będziesz starał się utrzymać swoje emocje na wodzy.
-Nie, będę siedział cicho, żeby za wszelką cenę powstrzymać chęć ziewania i natychmiastowego zaśnięcia. - po raz nie wiem który przewalił oczami. - Daj spokój, widziałaś to milion razy, nadal cię to rusza?
-Nadal mnie to rusza i nadal mam chęć kopnąć tę samolubną wieśniarę najcięższym butem jaki znajdę prosto w dupę! - burknęłam, wskazując palcem na filmową Rose, która rozwaliła się jak święta krowa na tych drzwiach i nie zrobiła nawet kawałka wolnego miejsca dla biednego Jack'a. - Umrzyj, głupia franco!
-Trochę byłoby jej szkoda, nawet fajna z niej dupa. - palnął w odpowiedzi na moje słowa. Spojrzałam na niego z chęcią mordu, na co parsknął śmiechem. - Ja przez pół filmu musiałem słuchać jaki to Jack nie jest zajebisty, jakie to Rose ma szczęście, że go znalazła i jak cholernie mocno jej zazdrościsz. - wytknął mi, delikatnie stukając swoim palcem wskazującym czubek mojego nosa.
-Bo to Jack. On na końcu umrze, a ta głupia prukwa nie. Okaż mu trochę współczucia!
-Lena, zdajesz sobie sprawę, że to postać fikcyjna i generalnie Leonardo DiCaprio nawet jakby zeżarł tę durną górę lodową i uratował statek przed zatonięciem to i tak nie dostałby Oscara?
-Nigdy więcej tego z tobą nie oglądam! - warknęłam, z powrotem kładąc swoją głowę na jego odkrytym torsie i ponownie skupiając się na filmie.
-Mówisz mi to za każdym razem i zawsze się wyłamujesz. Ach ta moja siła przebicia i nieodparty urok. - teatralnym gestem udał, że odgarnia włosy do tyłu, a ja nie mogłam w tym momencie się nie zaśmiać.
Uwielbiam tego idiotę.
-Serce kobiety to ocean pełen tajemnic. A teraz wiecie, że istniał kiedyś Jack Dawson, który mnie ocalił. W każdym możliwym znaczeniu tego słowa. Nie mam nawet jego zdjęcia. Teraz istnieje tylko w mojej pamięci.
-Istnieje tylko w twojej pamięci, tępa dzido, bo byłaś za leniwa żeby posunąć się na jebanych drzwiach! - nadal nie mogłam tego przeboleć i pewnie nigdy tego nie zrobię. Nawet jeśli z moich oczu nadal płynęły łzy, to i tak byłam na nią wkurzona. Głupia, głupia, głupia! Zgiń!
Darcy, jak to Darcy, parsknął śmiechem, aż całe łóżko się zatrzęsło.
-Jesteś genialna. - dalej się śmiał, a ja dalej płakałam. Nie ma to jak wsparcie ze strony swojego chłopaka. - No i przestań płakać! - dodał, wycierając kciukiem moje mokre od łez policzki.
-Próbuję! - jęknęłam z wyrzutem.
-Dobra, szybki spojler. - Darcy odchrząknął. - Ta stara wyrzuca ten cały kamień do wody, kładzie się do łóżka i w epicki sposób umiera, potem przenosi się na ten rozwalony statek, który okaże się wcale nie rozwalony, spotyka tego blond wymoczka i wszyscy są wniebowzięci. Może poza tym ziomem, któremu ukradła ten kamień, bo on raczej skończył marnie. Czy możemy się teraz poprzytulać? - zakończył swoją wypowiedź pytaniem, wypowiedzianym w tak cudowny sposób, że momentalnie się rozpłynęłam.
-Wiesz, że ta końcówka jest moim ulubionym momentem w filmie i nie ma szans, że to przegapimy? - zapytałam, chcąc się tylko upewnić.
-Wiem, ale przez moment się łudziłem, że wygram z tym filmem. - wzruszył ramionami. - Swoją drogą powinni nakręcić jeszcze scenę gdzie następnego dnia rano wstają, ta wnuczka idzie do pokoju babci, widzi, że ta już kopnęła w kalendarz, totalnie świruje i woła resztę, a oni urządzają jej epicki pogrzeb czyli wyjebują jej ciało do morza. A ona sobie tak płynie i płynie, aż dopływa do tego Titanica i wtedy powinna się pojawić ta scena z powrotem na statek. - widząc moją minę, uśmiechnął się niemal od ucha do ucha. - Wiem, powinienem pisać scenariusze filmowe. Byłbym miliarderem po miesiącu pracy. - cwana mina na jego twarzy sprawiła, że zaśmiałam się jeszcze bardziej niż po usłyszeniu całej tej historii.
-Powiedz mi, jakim cudem ty mnie kiedyś poderwałeś i co ja w tobie zauważyłam? - zapytałam, nadal się śmiejąc i tym samym zapominając o lecącym w tle filmie. Później i tak przewinę końcówkę.
-Zajebistość, wrodzoną genialność, niepohamowany seksapil, nieujarzmioną męskość i ogromne pokłady naturalnego czaru.
-I skromność, to przede wszystkim. - przewaliłam oczami. Mimo wszystko spojrzałam na niego z uśmiechem, bo za żadne skarby świata nie zamieniłabym go na kogokolwiek innego. Jest dla mnie idealny, taki, jaki jest. Najwspanialszy facet na świecie.
-I na dodatek potrafiłem pokochać kogoś takiego jak ty, a to wyczyn. - on również posłał mi swój promienny uśmiech. Cholera, już nawet przestałam liczyć wszystkie te uśmiechy, jakimi się nawzajem obdarzaliśmy. - Zmuszasz mnie do oglądania non stop tego samego, rozpychasz się w nocy i zabierasz mi kołdrę, zawsze wyjadasz mi waniliowy smak w lodach, piejesz przy mnie w zachwycie nad połową aktorów i piosenkarzy, nie znosisz sera, chociaż każdy normalny człowiek go uwielbia, jak jest burza w nocy to za cholerę nie dajesz mi spać, miażdżysz mi dłonie kiedy oglądamy horror, uwielbiasz targać moje włosy i psuć mi tym samym fryzurę, sprawiasz, że tęsknię za tobą jak nienormalny i co najgorsze, przepadłem na amen i nie jestem w stanie wymienić cię na nowszy model. - z każdym kolejnym słowem czułam, jak motylki w moim brzuchu podrywają się do szaleńczego lotu i uwierzcie mi, nawet po tylu latach spędzonych razem, te uczucie nadal mi towarzyszy. Ja również mogłabym wymieniać godzinami wszystkie te rzeczy, które pozornie mnie w nim wkurzają, a których mimo wszystko i tak bym nie powstrzymała, gdybym tylko mogła, bo to właśnie takie rzeczy czynią go tą osobą, jaką naprawdę jest. Facetem, dla którego totalnie zwariowałam i który jest moim światem, o czym mogę powiedzieć bez najmniejszego zająknięcia.
Jest idealny i co najważniejsze - jest mój.
I, cholera, powtarzam to ostatnimi czasy non stop, ale naprawdę jestem szczęściarą.



*******
Drogi Anonimie, kimkolwiek jesteś, wystarczyło przeczytać Twój komentarz i rozdział napisałam niemal z miejsca.
Dziękuję! <3

PS: Hotencje <3
PS2: częstotliwość dodawania tutaj rozdziałów miażdży system... przepraszam!
PS3: Dariusz, pajacu, let me love you! <3 #DarcyBelongsToToruń