-Ile trwałaby rehabilitacja? - zapytał Darcym siląc się na opanowany ton głosu.
-Jeśli wszystko poszłoby zgodnie z planem, sądzę, że około 4 miesięcy. Może trochę mniej, jeśli sprzyjałoby nam szczęście.
-ILE?! - i to by było na tyle, jeśli chodzi o opanowanie w jego głosie. - Pan żartuje, prawda?
-Chciałbym, panie Ward, ale takie są realia. Pańskie kolano jest w naprawdę złym stanie i jeśli mam być szczery, 4 miesiące to i tak nie jest długo. Mogło to się skończyć dużo gorzej. - nawet nie chciałam słyszeć o potencjalnych skutkach tego nieszczęsnego upadku. Wystarczyło mi to i widok załamanego chłopaka.
-Istnieją jakieś inne wyjścia z tej sytuacji, nie licząc operacji? - wtrąciłam się do rozmowy, widząc, że Darcy nie bardzo jest teraz w stanie prowadzić jakąkolwiek rozmowę.
-No cóż, istnieje możliwość rezygnacji z operacji i poddania się rehabilitacji bez niej, ale jest to wysoce ryzykowna sprawa. Uraz taki jak pana, w każdej chwili może się pogłębić, a patrząc na to, jaki sport pan wykonuje, ryzyko automatycznie wzrasta. Może dojść do dalszych uszkodzeń, których skutki mogą być o wiele gorsze niż dotychczasowe. - z każdym kolejnym słowem, wypowiadanym przez lekarza, czułam się coraz bardziej przybita. Naprawdę, mając na uwadze to, jak ten upadek wyglądał, powinnam być wdzięczna, że nie skończyło się czymś gorszym, ale w tej chwili trudno było mówić o jakichkolwiek pozytywach.
-Ile mam czasu na zastanowienie się i podjęcie decyzji? - spytał Australijczyk, odchrząkając lekko. Nawet nie musiałam na niego patrzeć, żeby wiedzieć, że bardzo to przeżywa i zdecydowanie to po nim nie spłynęło.
-Im szybciej się pan zdecyduje, tym lepiej. Nie ma co ukrywać, że czas jest ważny, tym bardziej, że zakładam, że zależałoby panu na jak najszybszym powrocie do ścigania, mam rację? - Darcy kiwnął potakująco głową, przygryzając dolną wargę.
-Chciałbym tę decyzję przemyśleć, przedyskutować z paroma osobami i wtedy się zdecyduję. - stwierdził.
-W takim razie, proszę się do mnie zgłosić, jeśli pan zdecyduje już co dalej, i wtedy podejmiemy dalsze kroki. - powiedział lekarz, kończąc tym samym dyskusję. Posłał mi pełen otuchy uśmiech, który starałam się odwzajemnić, a do Australijczyka odezwał się: - Zrobimy wszystko co w naszej mocy, żeby postawić pana jak najszybciej na nogi. - brzmiało to tak, jakby zwracał się do osoby sparaliżowanej, czy coś w tym stylu. Miałam ogromną ochotę warknąć na niego za to, ale nie chciałam wszczynać niepotrzebnej kłótni, ani niczego w tym stylu.
-Dzięki. - Darcy chyba pomyślał o tym samym, bo spojrzał na lekarza jak na totalnego idiotę. Powoli, pomagając sobie kulami, wstał z łóżka, na którym to do tej pory się znajdował. Lekarz w tym czasie pożegnał się z nami i opuścił salę, zostawiając nas w niej samych. Wcześniej wręczył mi jeszcze wyniki badań chłopaka. Podniosłam się z krzesła, zakładając na siebie kurtkę, spoczywającą dotychczas na moich kolanach.
-Gotowy? - zwróciłam się do Darcy'ego, na co odpowiedział mi kiwnięciem głowy. Wygląda na to, że póki co nie mam co liczyć na wielowątkowe, rozbudowane konwersacje. Znam go nie od dziś i wiem, że nie ma co naciskać. Musi sobie najpierw sam wszystko poukładać w głowie, przetrawić usłyszane informacje i potrzebuje do tego ciszy i spokoju. Nie mam zamiaru w żaden sposób mu się narzucać, a on sam doskonale wie, że jeśli tylko będzie chciał ze mną porozmawiać, albo będzie potrzebował mojej pomocy, to może na nią liczyć.
Przez ten cały okres czasu, kiedy jesteśmy razem, udało nam się zbudować naprawdę wspaniałą więź, opartą nie tylko na miłości, ale również na zrozumieniu, wzajemnym szacunku, zaufaniu i swojego rodzaju przyjaźni. Zdecydowanie nasz związek był już na etapie czegoś poważniejszego niż szczeniacka miłość dwojga młodych ludzi. Ciężko opisać to, co jest między nami. Może zabrzmi to tanio i trochę ckliwie, ale jest tak, jakby dwójka najlepszych przyjaciół, którzy znają się na wylot, postanowiła być razem i to działa. Musieliśmy przejść przez sporo trudności i problemów, wiele na pewno jeszcze jest przed nami, ale w tym momencie wiem, że to Darcy jest tym, z którym wiążę swoją przyszłość. Jest wszystkim, czego mi w życiu potrzeba i wiem, że on czuje to samo. Jedna dusza, w dwóch ciałach. Choć czasami tak bardzo różni, to tak idealnie dopasowani. Perfekcyjnie nieperfekcyjni.
Schowałam dokumenty do plecaka Australijczyka, który następnie zarzuciłam sobie na ramię, totalnie olewając jego zirytowany wzrok. Chwilę po tym wyszliśmy z sali, kierując się w drogę powrotną do domu.
***
Bezmyślnym wzrokiem wpatrywałam się w ekran telewizora, na którym wyświetlany był jakiś program rozrywkowy. Uczestnicy ni to śpiewali, ni to tańczyli, ni to zmieniali kreacje. Coś w stylu "Twoja twarz brzmi znajomo". Tak czy inaczej, mimo że nie spuściłam z ekranu wzroku nawet na moment, to i tak nie miałam bladego pojęcia, co tam się w ogóle działo, albo dzieje w tej chwili. Ciałem może i znajdowałam się w tym pomieszczeniu, ale moje myśli były piętro niżej, tuż przy chłopaku, który właśnie rozmawiał z Middlo. Od jakiejś godziny jego telefon nieustannie dawał o sobie znać. Dzwonił do niego Sławomir Kryjom - dyrektor sportowy toruńskiej drużyny, dzwonił Stefan Andersson - trener Piraterny Motala. Dzwonili jego rodzice, dzwonił Gino, jego mechanik, dzwonił Miedziak, dzwonił Emil Sajfutdinow, nowy nabytek drużyny z Torunia, dzwonił Tai i na końcu zadzwonił Chris. O ilości smsów, jakie zawaliły jego skrzynkę odbiorczą już nawet nie wspomnę.
Wszystkie te osoby były z nim, życzyły mu szybkiego powrotu do zdrowia, trzymali kciuki za to, żeby jak najszybciej wrócił do ścigania.
Warto dodać do tego ogrom miłości i wsparcia od kibiców, którzy pisali do niego na Twitterze i Facebooku. Australijczyk czytał każdą wiadomość i od czasu do czasu na jego twarzy pojawiały się zalążki uśmiechu. To dobrze wróżyło na przyszłość.
Dobra, wiem, przeżywam. W końcu to jest Darcy, on tak łatwo się nie załamuje i nie odpuszcza. Z tym też sobie poradzi, jestem tego pewna.
Moje rozmyślania przerwał stukot kul, odbijanych od podłogi, co znaczyło, że Darcy wraca do pokoju. Wiem, że rozmowa z Middlo dużo mu da i pomoże mu podjąć dalsze decyzje. Mało kto jest dla niego takim autorytetem jak właśnie menedżer drużyny Poole Pirates.
Zresztą, to właśnie u niego mieszka Darcy, kiedy przebywa w Europie. Odkąd Chris związał się z Sealy, postanowił dać im pełną swobodę do wspólnego życia i wyprowadził się z domu, w którym wspólnie mieszkali. To właśnie Middlo wysunął propozycję, żeby Darcy zamieszkał w wolnym pokoju w domu jego i jego żony. To naprawdę wspaniałomyślne ze strony Brytyjczyka, że zaproponował coś takiego. Darcy wahał się tylko chwilę, bo, jak to on, trochę marudził, że nie będzie się czuł zbyt swobodnie, ale namowy ze strony państwa Middleditch zrobiły swoje. Wyszło na to, że Australijczyk zadomowił się i jak najbardziej nie żałuje tej decyzji. Cóż, ja też nie mam co narzekać, przynajmniej wiem, że jest ktoś, kto chociaż trochę będzie go pilnował, kiedy ja jestem w Toruniu.
Drzwi od pokoju w końcu się otworzyły i do środka wszedł Darcy. Swoje kroki od razu skierował w stronę łóżka, na którym siedziałam. Odłożył kule na bok, zajmując miejsce tuż koło mnie. Czekałam cierpliwie na to, aż pierwszy zacznie rozmowę. Jedynym ruchem z mojej strony było przybliżenie się do niego i położenie swojej głowy na jego ramię.
-Nie poddam się operacji. - wydusił z siebie po niecałej minucie ciszy, jaka panowała w pokoju, nie wliczając w to grającego telewizora.
-Jesteś pewny? Co ci powiedział Middlo?
-Middlo był delikatnie mówiąc przeciwny tej decyzji, twardo obstawiał przy operacji, ale ja po prostu nie chcę. Przecież to zawali cały mój sezon! I tłumaczenie w stylu "to nie jest ostatni rok twojej jazdy, wrócisz w następnym sezonie" kompletnie do mnie nie przemawia. Nie i koniec! - wykrzywił usta w lekkim grymasie. - Wiem, że to trochę ryzykowne. - dodał, widząc moją nieprzekonaną minę. - Wiem, jakie mogą być konsekwencje, ale chcę spróbować przetrwać bez tej operacji.
-Więc jakie plany na najbliższy okres? - odchrząknęłam lekko.
-Do następnych zawodów mam jeszcze trochę czasu, odpuszczę sobie pewnie kilka spotkań, rozpocznę rehabilitację i spróbuję wrócić na Grand Prix w Bydgoszczy. Wtedy będę wiedział więcej, czy dam radę jeździć w tym sezonie, czy nie. - odpowiedział. No cóż, to było dość logiczne wytłumaczenie, ale nadal nie mogłam pozbyć się wątpliwości. A co, jeśli pójdzie coś nie tak? Już nawet nie chodzi o to, że dyskomfort podczas ścigania będzie zbyt duży, czy coś w tym stylu, ale jeśli, nie daj Boże, przytrafi mu się jakiś upadek? Już nie mówię nawet o nie wiadomo jakim karambolu, ale nawet zwykły uślizg, pociągnięcie na jakiejś koleinie... Co wtedy? Co jeśli znowu oberwie kolano i skończy się dużo, dużo gorzej niż teraz? Wiem, to jest takie gdybanie, na dodatek pesymistyczne, ale to jest żużel. Tutaj takie rzeczy to niestety smutna rzeczywistość. Nie wiem czy to jest dobra decyzja, chociaż z drugiej strony... Może nie będzie tak źle? Darcy widząc moją niepewność i lekki stres, przyciągnął mnie jeszcze bliżej ku sobie, składając na moim czole czuły pocałunek. - Nie martw się, skarbie. Będzie dobrze, zobaczysz.
-Obyś miał racje, panie Ward, bo w przeciwnym razie osobiście nakopię ci do tej chudej dupy, zrozumiano? - zapytałam, siląc się na groźny ton. Zgodnie z przewidywaniami, Darcy parsknął śmiechem. Dobrze było znowu to słyszeć.
-Lubię jak jesteś taka drapieżna. - puścił mi oczko, szczerząc się jak dziecko na widok prezentu.
Tak, bez dwóch zdań mój Australijczyk wraca do formy.
***
Właśnie byliśmy w trakcie oglądania jakiegoś beznadziejnego programu na MTV, którym to Australijczyk jarał się jak nienormalny i przeżywał niemal każdą minutę, kiedy to mój telefon dał o sobie znać. Nie patrząc na to, kto dzwoni, szybko odebrałam, bo Darcy spojrzał na mnie jakbym rozbiła jego Motocrossa na skale. Taak, ja też cię kocham.
-Tak słucham? - z przyzwyczajenia zapytałam po polsku. Już miałam dorzucić też wersję angielską, kiedy to mi przerwano.
-Zdajesz sobie sprawę, że jak wrócisz do domu, to czeka cię delikatnie rzecz ujmując wpierdol jak stąd do Nibylandii? - ten jakże cudowny, pełen miłości i radości względem bliźnich głos mógł należeć tylko do jednej osoby.
-Taak, Monika, mnie też miło cię słyszeć. - parsknęłam śmiechem.
-Za moment będzie jeszcze milej, jeśli nie wytłumaczysz, co do cholery się z tobą dzieje? - do rozmowy wtrąciła się kolejna osoba, konkretniej mówiąc Maja. - Dzwonimy jak te debile z telekomunikacji, a ty nas perfidnie olewasz! Już chciałyśmy pisać do programu "Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie" ale Karol zbił nam marzenia o wystąpieniu w telewizji, bo powiedział, że już tego nie pokazują. - dodała, na co mimowolnie parsknęłam śmiechem.
-Macie z garem. - wolną ręką otarłam oczy, w których powoli zaczęły gromadzić się łzy śmiechu. - Ale odpowiadając na wasze pytanie to siedzę w Anglii, pilnuję Darasa i bawię się w udawanie, że jestem twardziel i ogarniam całą sytuację.
-Właśnie, jak on się czuje? Wiadomo już co dalej?
-W życiu by się wam do tego nie przyznał, ale gdyby dało radę, to pewnie usiadłby w kącie i płakał. Serio, jest mega zdołowany, ale przynajmniej nie zamierza się poddać co jest plusem. Lekarze radzili operację i sezon do kosza, ale stwierdził, że nie ma bata, operacja musi poczekać, a on będzie jeździł.
-Ten to jest narwany. - stwierdziła Maja i dam sobie rękę uciąć, że jej brew powędrowała teraz ku górze.
-Ale w sumie ma rację. Jeśli jest nadzieja na to, że dociągnie ten sezon do końca, to warto spróbować. - dorzuciła Monika.
-Nie wiem, boję się, że to się może skończyć czymś gorszym... - przygryzłam nerwowo wewnętrzną stronę policzka.
-A przestań krakać! Ja nie wiem, wróżbity Macieja się naoglądałaś, czy co, że tak jęczysz? Będzie dobrze! Musi być! - Monika od razu sprowadziła mnie na ziemię, zupełnie w swoim stylu.
-Poza tym, weeeź, mówimy o Darcym, o gościu który po pijaku chciał koniecznie iść do parku linowego, bo "fajnie byłoby pohuśtać się na linie". - dodała Maja i tym razem we trzy parsknęłyśmy śmiechem, ku niezadowoleniu Darcy'ego, któremu chyba trochę przeszkadzam w oglądaniu.
-Kiedy w ogóle wracasz?
-Planuję w sobotę. Studia same się nie dokończą. Już i tak musiałam sobie załatwić lewe zwolnienie lekarskie, że niby umierałam na poważną chorobę.
-Na głupotę co najwyżej. - prychnęła Monika. - No to co, widzimy się w sobotę?
-Pff, pytanie! Do zobaczenia, hotki Golloba, nie głupiejcie bez cioci Leny w okolicy!
-Puknij się w głowę, byle mocno i byle czymś ciężkim. - skwitowała to Maja, po czym karząc mi pozdrowić Darcy'ego, rozłączyły się.
-Kto dzwonił? - zapytał, nie odrywają wzroku od telewizora. Poważnie, zaczynam się martwić i o niego i o jego gust w kwestii oglądanych programów telewizyjnych.
-Monia i Maja chyba się stęskniły i chciały się upewnić, że nadal mam w planach wrócić w rodzinne strony. - odpowiedziałam, odkładając telefon na stolik i wracając do swojej poprzedniej pozycji. - Kazały cię pozdrowić. - dodałam, poprawiając ułożenie mojej głowy na jego ramieniu. Darcy tylko kiwnął potakująco, dając znać, że przyjął to do wiadomości, po czym znowu całą swoją uwagę poświęcił telewizji.
Westchnęłam głośno, przymykając oczy i czując, że sen w tym momencie to będzie prawdziwe zbawienie.
*******
Z dedykacją dla tych dwóch!
Jednej za cudowny nagłówek, a drugiej za te wszystkie piękności, w które będę się wgapiać przez najbliższe 2932 lat
<3
PS: przywitajcie się ładnie ze swoimi bohaterkami ;)